sobota, 28 stycznia 2012

Domowe soboty

Najciekawszym dniem tygodnia była zawsze sobota. Nawet przed erą wolnej soboty zwanej gierkowską.
        Bo w sobotę zawsze pracowało się krócej. Biura i urzędy zamykane wczesnym popołudniem, dzieci w szkołach miały najmniej lekcji, sklepy zamykano w południe. Gospodynie domowe dokładnie planowały niedzielne zakupy aby rodzinie nie zabrakło chleba. Bo gdy zabrakło cukru albo soli zawsze można pożyczyć od sąsiadki.
        A po południu zaczynały się sobotnie rytuały. Generalne sprzątanie  aby było czysto na niedzielę. Ręczne  szorowanie ryżową szczotką drewnianej podłogi w kuchni. Potem rozkładanie gazet aby nie stąpać po mokrych deskach. Z gazet powstawał sobotni szlak dojścia do strategicznych kuchennych miejsc. Deski schły długo.
        W pokojach  mozolne froterowanie  zapastowanych parkietów. Ręczną szczotką, na kolanach. Ufff… mieszkanie błyszczy i pachnie.     Młodzież poleruje się na błysk już wczesnym wieczorem aby zdążyć na umówioną randkę. Spotkanie o siedemnastej „pod zegarem” … lub wprost pod kinem. Bardziej ambitni lub mniej zakochani wybierali dodatkowe lekcje zwane korepetycjami, zajęcia w kołach zainteresowań, Domach Kultury.
        A tymczasem w pachnącej czystością kuchni, na stolnicy wysycha pokrojony drobniutko domowy makaron do niedzielnego rosołu. Pachnie świeżo upieczone ciasto. Można odpocząć słuchając audycji radiowej „To był tydzień” wg redaktora Rosołowskiego. Potem „Podwieczorek przy mikrofonie” lub „Przy sobocie po robocie”. W łazience wanna napełnia się gorącą wodą bo już czas na rodzinną kąpiel. Poczynając od najmłodszego dziecka, aż po głowę rodziny. Oczekując na swoją kolej pucowanie niedzielnych butów i prasowanie odświętnych sukienek.
        Pracowita ta sobota, a jednak najmilszy dzień tygodnia. Każdy miał swoje obowiązki i przyjemności tego dnia. Takie obrzędowe mycie i czyszczenie dobytku jako podsumowanie tygodnia miało psychologiczny sens. Rodzinne, sobotnie rytuały wyznaczały ład i porządkowały rytm życia. Dawały poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Zgodnie z naturalnym odwiecznym rytmem nakazem „z góry”: sześć dni pracy, siódmego dnia odpoczynek. Aż przyszła transformacja i soboty stały się weekendem! Początkowo raz w miesiącu, potem dwa razy… ale nie dla wszystkich. Panie sklepowe zajadle walczyły o przywilej wolnej soboty. W soboty, a nawet niedziele pracowali wszyscy „w ruchu ciągłym”.
 Długo nie umieliśmy tych dni sensownie zagospodarować. Nie było środków ani tradycji weekendowych dopóki nie nauczyliśmy grillowania i wyjeżdżania na długie majówki. Dopóki nie otwarto wielkich supermarketów. Do dziś nie potrafimy po polsku nazwać wolnej soboty i niedzieli. Przyszedł też czas gdy w pogoni za zarobkiem wielu rezygnuje dobrowolnie  z sobotniego wypoczynku. Aby utrzymać pracę.
        Zanikają dawne sobotnie obrzędy - rodzą się nowe. Czy też porządkują nam życie, wprowadzają ład i poczucie stabilności?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.