Pierwsze
czerwienieje dzikie wino... oplata jeszcze zielone gałęzie podpierającego
winorośl drzewa. Zieleń nie ma żadnych szans. To już koniec wegetacji. Gdy
korona okazałego latem orzecha odsłania mi okna sąsiadów przyjmuję do wiadomości
nadejście jesieni. Żółtawe liście tracą życiową energię, opadają! A my, ludzie,
poddajemy się nastrojowi przemijania, też ucieka z nas wiosenno-letnie
ożywienie. Zadbam o podniesienie nastroju oraz ciśnienia krwi zaproszeniem na wspomnieniową
kawę.
W
głębi kuchennej szafki czekała na taką okazję całkiem niedawno zakupiona kawa o
wdzięcznej nazwie Wiener Kaffee. Pamiętacie to śliczne, złote opakowanie,
obiekt pożądania w pewnym okresie peerelowskiego kawowego niedoboru? Kawa „winerka”
dostępna na bazarach w ofercie sprzedaży „łóżkowej” /och… jak to teraz brzmi!/
to mniej lub bardziej legalny import z zasobnej Austrii. Ta marka kawy wciąż
istnieje w handlu !
Aby
było całkiem „retro” - do życia został obudzony z dziejowego snu, zabytkowy, peerelowski
młynek do kawy. Z radością nowicjusza wykonał swoje zadanie i oto "Wspomnieniowa"
kawa już paruje w dzbanuszku. Hmmm… pachnie i smakuje jakoś inaczej... Szczerze
mówiąc wręcz... paskudnie!
Czy
to wina postarzałych kubków smakowych??? A może atmosfera polityczna do niej
nie pasuje?
Kawa
się spospolitowała. Niegdyś symbol dobrobytu, napój z pogranicza ekskluzywnych,
z pewnością wyżej w hierarchii od popularnej herbaty. Prawdziwa kawa była
napojem dozwolonym od lat …przyjmijmy osiemnastu. Napój dla dorosłych. Wizyta w
kawiarni i zamówienie „małej czarnej” to rodzaj inicjacji w dorosłość. Dziś
automaty z kawą stoją na szkolnym korytarzu… Czy zostało jeszcze coś z
kategorii „dozwolone od lat osiemnastu”?
Automaty
serwują „zdegradowaną” kawę w papierowych kubkach. Zgroza! Ekskluzywna
„peerelowska” wymagała prawdziwego szkła. Obywatele pijali kawę parzoną w
szklankach. Zmielone w pył aromatyczne ziarna, zalane wrzątkiem tak, aby na
powierzchni utworzył się gruby, pienisty kożuszek…
„Mam kilka szklanek z czasów PRL-u :)
Pamiętasz jak były pakowane? 12 szklanek, ustawionych pomiędzy falistą płytką z
tektury. Całość zapakowana w szary, pakowy papier. W czasach kryzysu kupiłam
dwa takie zestawy na ulicy Szewskiej. Pamiętasz ten sklep? O matko kochana
czego tam nie było. Garnuszki fajansowe też mam z tego sklepu. Szklanki z
uszkami /żaroodporne/ wyciągam z czeluści na szczególne okazje :) Mam kilka
serwisów porcelanowych, ale to nie jest to co SZKLANKA ;)” Elżbietka53, 2009-10-15
Studenckie
wojaże do bratnich, socjalistycznych Węgier zaowocowały pojawieniem się nowego
urządzenia.
Panie i Panowie oto emerytowany węgierski Ekspres Do Kawy.
Ciśnieniowy. Obecnie pełni z powodzeniem funkcję reprezentacyjną na
dekoracyjnej półeczce ramię w ramię /dziubek w dziubek/ ze swoim nieco starszym
kolegą, dzbanko-termosem. Staruszek jest chyba nadal „na chodzie” co trudno
jednak udowodnić z powodu zaginięcia kabla z płaską wtyczką…
Nie
zaginął jednak stary, dobry przepis na ciasto do kawy:
Weź
jajek tyle ile chcesz, najmniej cztery i zważ na kuchennej wadze. Ile zaważą
jaja tyle trzeba dodać mąki, tyle cukru i tyle tłuszczu /margaryna/. Wszystko
mikserem wyrobić na masę, dodać "na oko" proszek do pieczenia.
Wyłożyć na blachę, a na wierzchu ułożyć śliwki węgierki. Dla efektu, po upieczeniu,
posypać cukrem pudrem. Rośnie jak oszalałe i smakuje wybornie...Polecam !
To
samo w wersji szklankowej wg Elżbietki53:
Cztery
jajka ubić ze szklanką cukru oraz cukrem waniliowym, dodać dwie szklanki mąki,
dwie łyżeczki proszku do pieczenia oraz kostkę stopionego masła. Dalej jak w
przepisie powyżej, aż do końcowego
wykrzyknika.
ps
odnalazł się kabel z płaską wtyczką do ekspresu. Oto on!
Witaj Bet, czy miałaś okazję pić kawę z ekspresu na kapsułki? Ja sobie zażyczyłam taki ekspres na 50-tkę i stwierdziłam że: po pierwsze - kapsułki są dość drogie; po drugie - kawa smakuje tak sobie (zabielacz w proszku) i takie np. latte machiato nie jest tak smaczne jak zrobione na zwykłym mleku. Tak więc obstaję przy zwykłej kawie zaparzonej w kubku z mlekiem.
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli, pozdrawiam :-)
haniafly, nie próbowałam kapsułek, jak rozumiem z niewielka dla mnie szkodą. Będę się wystrzegać na przyszłość. Lubię kawę z ekspresu przelewowego lub gotowanego na gazie...hi,hi, taki włoski wynalazek.
UsuńMam ten włoski wynalazek, niestety nie zdarzyłam go wypróbować, bo skończyłam z kawą.
UsuńZa przepis na ciasta bardzo dziękuję, czas go wypróbować. Dobrego dnia:)
akwamarynko, polecam wersję szklankową przepisu na ciasto - jest mniej kłopotliwa.
UsuńWłoski wynalazek trzeba wypróbować na gościach!
Smacznego!
Słyszałam od znajomej, że kawa z niego jest pycha...masz rację Bet, jeszcze sprzęcik swoje pięć minut będzie miał:))
UsuńPowodzenia!
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńJestem na porannej niedzielnej kawie. Mmmmmmm, i ciasto jest. Wspaniale!
Też mam jeszcze peerelowski młynek do kawy. Działa! Tyle tylko, że od dawna nie miele już kawy, lecz pieprz. I tak się zastanawiam, że technika była na niższym poziomie, a służy już 40 lat. Dzisiejsze sprzęty tak długo nie wytrzymują. Podobnie węgierski ekspres. Gdyby miał większą pojemność, używałabym do dziś, bo kawa z niego bardzo mi smakowała. Kupiłam podobny w supermarkecie, ale to makabra - kawa z niego ma metaliczny posmak i cuchnie jakimś kwasem do lutowania.
Pozdrawiam serdecznie.
Potwierdzam, że urządzenia kawowe z marketów są paskudne. Kupiłam taką marketową imitację włoskiej zaparzarki - wychodziła z tego lura o metalowym posmaku. Niedawno dostałam w prezencie oryginał - kawa jest jak marzenie!
UsuńCiasto jest świeżutkie, puszyste i pyszne...
Widzę, że na zakończenie notki na zdjęciu jest zestaw "internacjonalny" :))) Orientalny obrus, węgierski ekspres, polski - peerelowski sznur z płaską wtyczką i tunezyjska ceramika. Niech żyje przyjaźń międzynarodowa!
OdpowiedzUsuńTo jest przyjaźń międzykontynentalna oraz między blogowa. Tyle treści w małym ekspresiku.
UsuńNależę do tych, którzy mogą wypić kawę i zaraz potem iść spać, dlatego kawa ma dla mnie nieco wymiar. Lubię jej zapach, i smak, a ponieważ kawa wypłukuje z organizmu magnez - co nie pozostaje bez skutków dla organizmu - zacząłem eksperymentować z ... kawą zbożową, własnoręcznie paloną. Jest super!!! Jednak przygotowanie takiej kawy zabiera sporo czasu, nieraz nawet kilka godzin niezbędnych, aby uzyskać odpowiedi aromat i smak. Kiedyś korzystałem z oryginalnych przypraw, teraz wystarczają mi goździki, cynamon, zapach rumowy do ciasta, słodzik, i sztuczne mleko, albo śmietanka. A, że żona krzywi się na palenie kawy zbożowej w domu, więc czasem korzystam z tej gotowej (Dobrzynka, Kujawianka), po wybraniu z niej śmieci.
OdpowiedzUsuńAnzai
anzai, proponuję wypić kawę prawdziwą i zagryźć gorzka czekoladą. Bilans magnezowy powinien się wyzerować a kalorycznie nie jest to zbyt ryzykowne bo gorzka czekolada jest w miarę bezpieczna.
OdpowiedzUsuńKawą zbożową zawsze pogardzałam, przyznaję. Może niesłusznie?
Robiliśmy u żony w szpitalu takie eksperymenty, z których wynikało, że wypicie 100 ml. czarnej mocnej kawy naturalnej (wypłukuje 170-220 mg magnezu) można zrównoważyć ok. 300 g czekolady, albo ok. 200 g kakao (które ma jeszcze więcej magnezu). Robiłem taki kotajl kakao plus kawa, drobno zmielone orzechy laskowe, mleko, słodzik, ale potem i tak wypadało łyknąć tabletkę Mg. No więc z kawy zrezygnowałem, i piję tę, o wiele smaczniejszą zbożówkę często nawet z kakao. Prochów Mg nie biorę, a zjedzenie po kawie 1,5 tabliczki czekolady gorzkiej, to lekka przesada. Te dane, które podałem wyżej nie są jakąś normą, to podobno kwestia indywidualnego metabolizmu.
UsuńAnzai
Ooooo... ciekawy eksperyment. Zapewne to sprawa indywidualna bo ja piję kawę w dużych ilościach i nic mi nie wiadomo o braku magnezu w moim wnętrzu. Swoją drogą, od czekolady też nie stronię:)))
UsuńChyba raczej metabolika. Brak magnezu to bóle stawowo-mięśniowe, drżenie, nierównomierność pracy serca, zmienne ciśnienie, bezsenność, depresje, itd. Jest to też chyba problem wchłaniania kawy, na mnie ona nie działa, inni żyć bez niej nie mogą, a dla jeszcze innych jest to placebo, o którym nawet nie wiedzą.
UsuńAnzai
Jako nastolatka patrzyłam z podziwem na dorosłych pijących kawę z przyjemnością. Dla mnie było to wtedy gorzkie i paskudne. Pamiętam z jakim samozaparciem "uczyłam" się pić czarną kawę.Tak bardzo imponowało mi chodzenie do kawiarni i spotkania przy filiżance kawy. Zamiłowanie do kawiarnianych stolików pozostało mi do dziś.
UsuńMoże nie wszędzie tak było, ale młodzieżowe "zaproszenie na kawę" brzmiało u nas prawie tak jak oświadczenie, albo chociaż zapewnienie, że będzie się "ze sobą chodziło". Pomyśleć, że w podobnej sytuacji Amerykanie "jedzą wspólnie lunch" ... Ten kawiarniany etap mnie ominął, może dlatego, że od 15 r.ż. zawodowo chodziłem już na dancingi zalecane przez trenerów tańca, i co bardziej mnie "rajcowało". Na wysiadywanie w kawiarniach nie było już czasu. Ale kawę lubiłem od samego początku, z dużą ilością cukru i tłustego mleka/smietanki - to chyba profanacja?
UsuńAnzai
Profanacja. Chociaż kawa z bitą śmietaną...hhmmm to już nie jest profanacja ale pychotka.
UsuńTak, zaproszenie na kawę to zaproszenie do chodzenia ze sobą. Zresztą do dziś jest to pierwsza propozycja z gatunku flirtu, prawda? Coś jest w tej kawie... No, fakt, amerykanie jedzą lunch albo kolację na początek flirtu. My pijemy kawę. Pewnie dlatego nie ma u nas aż takiego problemu otyłości jak w USA:)))
Pychotka to jest dopiero jak ta bita śmietanka jest posypana wiórkami czekolady z kakao, i pokropiona rumem. A do tego tort bezowo - kawowy. Nie wiem czemu, ale zawsze wolałem krem z kawą "Inką" niż z naturalną, bo "Inka" była bardziej smakowita. To już nie jest bomba kaloryczna, tylko kalorie bombowe.
UsuńAnzai
Ooo tak, kalorie aż tu czuję, przez monitor. Strasznie szkoda, że wszystko co takie dobre to ma za dużo kalorii. WWrrrr....
UsuńDoskonale pamiętam tę kawę :-)))
OdpowiedzUsuńJasna, spróbuj zatem napić się tej kawy teraz i porównaj smak. Kiedyś była bardzo dobra - dlaczego teraz mi nie smakuje? Może tylko ja mam takie wrażenia smakowe?
UsuńByłó pieknie i mielismy z zona szczęście że właściwie kawy nam nie brakowało ale trzebabyło wykazać sie znajomościa jej kupowania. W Opolskich delikatesach kawa była dostarczana 2 razy w tygodniu i wtedy tzrebabyło wykazać sie refleksem. Oczywiście tylko kawa super-ekstra w posrebrzonej torebce. Żadna robusta czy jakas tam Wiener-cafe która zejeżdżała walerianą.
OdpowiedzUsuńKawęsię szanowałó i zawsze brało do gotowania wodę świeżą utoczona z kranu. Mielenie na pył młynkiem elektrycznym ale w zapasie był stary, drewniany kwadratowy jakie dziś sprzedaje sie jako ozdobne. Nie było mowy o piciu kawy-plujki z czego innego jak szklanka. Z okazji bardzo duzych świat Babcia robiła kawę w dzbanku juz przecedzoną i czasami z dodatkiem cykorii i mleczka. Wtedy tez "odżywał" rzadziutko uzywany serwis do kawy który wówczas był typowym prezentem na wszystkie okazje.
Co do smaków to chyba nam sie zmieniaja lub je zapominamy. Dziś już nie te landrynki, nie te irysy, a nawet czekolada była jakoś smaczniejsza........ może dlatego że nie wszystko byłó tak łatwo dostepne niz wtedy.
Wspominam jednak zapach i smak herbat Ulug czy Madras - pamietacie te kwadratowe opakowania ???.
........a kto pamięta kakałszale /fon/ ?.
Pozdrawiam
Nie wiem co to były kakałszale ale domyslam się, że chodzi o kakaowecośtam.Szale - może z niemiecka: wypukły krążek, miseczka???
UsuńObiecałeś kiedyś wspomnienie o kanoldach.
Młynek do kawy, drewniany strasznie stary mam też na wspomnianej dekoracyjnej półeczce. Mieli nadal ale strasznie grubo...
A o której godzinie piło się kawę?
Kakałszale lub kakauschalle to był napój przypominajacy kawę z mlekiem a faktyczie to były łuski kakaowca. Byłó to w sprzedazy na targowiskach miejskich na Górnym Śląsku /to i podejrzewam że w Galicji też/.
UsuńNiestety pamietam tylko jeden stały kiedy sie piło kawę. Babcia chodziła na nieszpory na 15.oo a po nich była kawa i ciasto a po niedzielnym obiedzie było wszystko pozmywane i było "nazod w byfyju". Po latach dopiero zdałem sobie sprawę z tej niewątpliwie niedzielnej tradycji. W niedzielę przed południem schodziła sie rodzina na obiad i Babcia po mszy na 6.oo rano przyrzadzała niedzielny posiłek. Po jego zakończeniu Babcia rozpoczynała "niedzielowanie", przebierała się, corki ją czesały i Babcia z Dziadkiem /dopóki żył/ dreptali na nieszpory. Jak juz pisałem, rodzina doprowadzała chałupe do czystości i oczekiwano na powrót seniorów z którymi zasiadałó się do uroczystek kawy z ciastem, włączało radio na "Pana Kaczmarka". To byli tacy ówcześni Matysiakowie..... zapamietałem: / fonetycznie/ Kaczmarek gowa a w gowie mo trowa a w trowie mo kwiotki dlo pani Kokotki. Tłumaczenie chyba zbędne.
Dobrze Bet, że podpuszsczasz o starych czasach bo to się zawsze będzie z rozczuleniem wspominało.
Pozdrawiam serdecznie
....oj cos zabrakło a brzmiec winno: Kaczmarek mo gowa a w gowie mo trowa a w trowie mo kwiotki dlo pani Kokotki.
UsuńPiotrze śląska /niemiecka/ tradycja wyznacza czas picia kawy z ciastem około godziny 17. Nie ma niedzieli bez kawy z ciastem. Pod nazwą "ciasto" kryje się chyba wszystko co wypieczone w domu. U nas określa się to słowem "placek". Placki to różne rodzaje ciast. Takie regionalne nazwy...
UsuńPięknie wspominasz rodzinne rytuały, pięknie.
Nie znałam kakałszale, chyba tego u nas nie było. Wspomnianej przez Ciebie audycji radiowej też nie pamiętam. Myślę, że to może rozgłośnia regionalna była skoro mówiono tam "po śląsku"? U nas słuchało się Matysiaków, W Jezioranach oraz Podwieczorek przy Mikrofonie.
UsuńAleż mi się dobrze Ciebie czyta:) Prawdziwa kawa z jej zapachem to zapach mojego dzieciństwa. W sobotę u babci cała rodzina zasiadała i piła kawę w szklankach z koszyczkiem, a zapach papierosów mieszał się z zapachem kawy. I ten widok kiedy cukier wsiąkał pooowolutku w ten kożuszek. Na szczęście wszyscy dorośli pili bardzo mocne kawy więc ja na obserwację tego cukru miałam dużo czasu:) A młynek był pomarańczowy:)
OdpowiedzUsuńPapryczko, miło mi, że obudziłam wspomnienia. Picie kawy było rytuałem choć sposób parzenia dość prosty. Chodziło chyba bardziej o spotkanie się niż zaspokojenie pragnienia. Niektórzy mieszali cukier z pyłem kawowym przed zalaniem wrzątkiem. Wtedy jednak nie było okazji do obserwacji przenikania cukru przez piankę. też lubiłam na to patrzeć. Tylko patrzenie było dozwolone dla nieletnich...
UsuńNie pamietam marki kawy jaka pilam w czasach PRL,ale byla to kawa po poslku palona(wiem,ze w Gliwicach byla palarnia kawy).Pilam jak wszyscy - zmielona na pyl w starym mlynku recznym ,ktory umialam nastawic tak,zeby mielil odpowiednio.Byl tez elektryczny ,ale jakos smakowalo mi bardziej mielona kawa w zaabytku:))Jak pierwszy raz pojechalam do Niemiec i napilam sie kawy z kaf maszyny to bylo dla mnie przezycie smakowe nie dosc ,ze wydawalo mi sie slabe to niesmaczne.Wyladowalam w Holandii i tu znow smakowe przystosowania mialam - bo holendrzy tez jakos inaczej pala kawe.Przywyczailam sie ale dobrze ,ze wspominasz te stare czasy.A taki wegierski ekspresik tez mialam ,tyle,ze na gazie sie to gotowalo.Przepyszna kawa z niego byla.Niedawno odkrylam w jakims sklepie takie same,tez gotujace sie na gazie.Juz mam wloski ekspres do kawy i kafmaszyne i jeszcze to?ALe kupie w imie dawnych czasow.Ach i jeszcze mialam taki pojemnik na kawe z praska,teraz ma to mama i to mi najbardziej smakowalo,bo parzylo sie jak te po polsku a fusy nie lataly miedzy zebami:))
OdpowiedzUsuńReno, słowo "kafmaszyne" rozbawiło mnie do łez... Cudne! Może z tego powodu Twój komentarz wpadł do spamu:)))) Ale wydobyłam go bo jest świetny.
UsuńPolecam "kafmaszyne" gotowaną na gazie. jest najlepsza - aby tylko z właściwego materiału zrobiona.
Bet droga bo my na to mowimy ekspres do kawy a ekspres to calkiem co innego ...wiec wymyslilam te kafmaszyne od niemieckiego.Od wymyslania roznych slowek jest moja siostra.Najpiekniejsze co wymyslila nie wiedzac jak jest po nederlandzku komar zastapila prawdziwa nazwe blut drinkusem.Wszyscy i tak wiedzieli ,ze chodzi o muke czyli komara:))
UsuńA wiec - blut drinkus - komar,garden gabel - grabie - gabel po niemiecku - widelec, i kafmaszyna jako ekspres.Sa jezcze inne kwiatki bo w tej jezykowej kolomyjce niechcacy sie je tworzy..Moze kiedys napisze post na ten temat....
reno, cudne są takie kombinowane słówka. Sama często tak wymyślam po prostu dla żartu. napisz, napisz notkę o tym
UsuńDobry wieczór :)
OdpowiedzUsuńNajprawdziwszą kawę fusiastą nauczyła mnie pić babcia. Miałam dokładnie 12 lat.
Mama zabraniała, babcia nigdy:)Nawet fusy zjadałam! Kawa ORIENT - 24 zł za paczuszkę 100 g. Srebrne opakowanie. Miała wyborny smak! Kto pamięta smak kawy SELEKT i ROBUSTY? To były trzy podstawowe smaki, bijące na głowę wszelkie kawy z kogutkiem na opakowaniu:) A Wiener Koffee? To już był w dobie kryzysu absolutny rarytas. A dzisiaj? Wybierać i nie marudzić :) No chyba, że niechcący ciśnienie poszybuje Wam do wysokości 196/126! Mnie poszybowało, niestety.
Zrobiłam miesięczny odwyk i .... da się żyć bez kawy, ale co to za życie?
Z mojej kolekcji szklanek opisanych przez Ciebie pozostały już tylko 3 sztuki.
Ale biorąc pod uwagę, że mają ponad 30 lat, są nie do zdarcia:)
Elzbietka53
Elżbietko ciśnienie może masz wysokie ale pamięć niezawodną. Brawo. Kawa Selekt - to jest to! Nie było lepszej. Opakowanie srebrne ale z zieloną wstawką i duże ziarna kawy na tym zielonym tle.
UsuńBrawo dla szklanek trzydziestoletnich. Ja nie mam ani jednej. Za to ciasto się udało znakomicie. Z przepisu szklankowego.
Coś pokręciłam z tymi opakowaniami. Kawa Selekt miała kawowe ziarna na zielonym tle...chyba. Może srebrny też tam był?
UsuńCzytając komentarze Elżbietki 53 (pozdrawiam!) zdziwiłem się, że obie piszecie o kawie "Selekt", gdy ona wg mnie pisała się jako "Select", zerknąłem więc w google, a tam na str.:
Usuńhttp://www.google.pl/search?q=kawy+w+PRL&hl=pl&prmd=imvns&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=Yh5pUMCHLs3esgbp8IDABg&ved=0CDQQsAQ&biw=1360&bih=612
widać, że jest Selekt. Miałem już zakończyć moje dociekania, ale przejrzałem jeszcze kilka stron angielskojęzycznych, i jest! Select! Teraz sobie przypomniałem, że wtedy "spolszczano" niektóre opakowania t.zw. "używek", zmieniając kolory i napisy. Kawę kupowałem dla mamy w wypasionym bufecie Komitetu Wojewódzkiego PZPR, bo tylko tam była ta oryginalna Select, Arabica, Mocca, i Marago w czarnym opakowaniu. Oczywiście smak był znacznie lepszy od tych spolszczonych. Pamiętam też kawę w pastylkach, która nazywała się "Konferencyjna", była nawet smaczna, ale napakowana chemią, i chyba jakimś pobudzaczami (dopalaczami), szybko ją wycofano, bo była niebezpieczna w połączeniu z Aspiryną.
Anzai
Matko jedyna, dopalacze w PRL??? Za żółtymi firankami???
UsuńKawa Marago była dobra do ucierania w masie kawowej. Jedyna kawa w proszku - rozpuszczalna, występowała w malutkich torebeczkach.
Ja kupowałem tylko tę Marago w puszkach, bo relatywnie była tańsza, a puszki przydawały się w gospodarstwie (do dzisiaj w jednej z nich trzymam gwoździe). Ale pamiętam też kawę w proszku "Instant", chyba była właśnie w takich małych torebeczkach.
UsuńAnzai
Marago to była bardzo ładna nazwa. Wiele kawiarni tak się nazywało.
UsuńJa z dzieciństwa pamiętam kawy ''Eduscho'' i '' Albrecht Caffe'' chowane przez Mamę w najgłębszych zakamarkach, czekających na ekstra okazję do zaparzenia , przysyłane z RFNu przez rodzinę na święta.
OdpowiedzUsuńTeraz jeśli o fusiastą idzie - pół kubka wypijam jak gorąca, drugie pół jak już jest zimna i kwaśna. Bez mleka. Tak mam i już :)
Pitfal, witaj w peerelu! Dobrze trafiłaś na kawę:))) Kawę pijano długoooo, a namaszczeniem więc zazwyczaj już "na zimno". Tak nam już zostało, wszystkim.
UsuńPozdrawiam i zapraszam częściej.
Niektórzy zamawiali w kawiarni gorącą wodę, kiedy już zostały tylko zimne fusy:)
UsuńI wtedy powstawała "kawa emerytka":))))
UsuńBet, musisz to wiedzieć, nie ma sensu tego dalej ukrywać... Jestem facetem... ;)
UsuńOch... to nie jest wielka wada...hi,hi
Usuńprzepraszam za nietakt - nie wiem dlaczego potraktowałam Cię jak kobietę, tak mi wyszło.
KAWA dobry:)
OdpowiedzUsuńAleż ciekawa rozprawa naukowa o kawie. Na podstawie komentarzy można parę książek napisać pt. "Zaczęło się od kawy" albo "Wpływa kawy na... (tu wpisać dowolne, np. życie rodzinne, życie towarzyskie, miłość, depresja, bezsenność, antymagnetyzm...)
alEllu zawsze znajdziesz odpowiednie powitanie:))) Nasze dyskusje zazwyczaj wykraczają szeroko poza główny temat. I o to chodzi w pogawędkach przy kawie, prawda?
OdpowiedzUsuńOczywiście, że o to chodzi, czy to w maglu, czy w kawiarni :) Zresztą w obu tych miejscach, jak i we wszystkich innych peerelkowych bywa towarzystwo szerokohoryzontalne.
Usuńtak,tak bardzo szeroko horyzontalne i kreatywne.
UsuńO MATUNIU - taki samiuteńki młynek miałam a tej kawy nuie da się zapomnieć ... była duża i na długo starczała ..
OdpowiedzUsuńA swoją drogą to jakoś ta kawa byłóa lepsza i myślę że ona PRAWDZIWIE była lepsza, nie wiem, może to kwestia wosy nie kawy. Teraz kawa wcale tak nie pachnie, nawet ta najlepsza ,,, kiedyś była Super i Arabica, w delikatesach, w których był młynek do kawy cudownie pachniało, teraz nawet w galeriacj jakoś nie pachnie. Pamiętam też czasy nie tak dawne, mój Tatuś chorował i nie wychodził z domu, kiedy wracaliśmy w niedzielę z Kościoła już na klatce schodowej czułam cudowny zapach a to była zwykła Prima mielona w takim młynku ...
Malinko, na wąchanie kawy polecam saloniki Tchibo w galeriach niektórych. Tam pachnie! A kawy teraz pakowane próżniowo, żadem aromacik z nich nie wyleci.
OdpowiedzUsuńCiesze się, że masz podobne odczucia zepsucia smaku kawy. A może nasze języki już za dużo tej kawy smakowały i stępiły się? Ha!
Tak, jestem kawoszką. Są ludzie, którzy delektują się herbatą - ja do nich nie należę. Pijam herbatę, ale nie sprawia mi to przyjemności. Nie myślę o niej ciepło i nie czekam z niecierpliwością na kubek wonnej, gorącej herbaty z rana.
OdpowiedzUsuńMi bardzo smakuje kawa Etiopia. Uważam, że ma swój niepowtarzalny smak.
OdpowiedzUsuń