sobota, 6 października 2012

Wspomnienie o panu M



        
     Pan M był listonoszem. Jego postać to stały element osiedlowego pejzażu. Niski, drobny, człowiek w zbyt obszernym pocztowym uniformie. Nie przydzielano chyba wtedy mundurów „na miarę” bo pan M wprost tonął w swoim ubraniu. Nawet mundurowa czapka z daszkiem opadała mu głęboko na oczy. Całości dopełniała ogromna i ciężka skórzana torba po brzegi wypełniona… całym naszym życiem.

        Z dawnej korespondencji można było wyczytać wszystko. Kolorowe koperty zdobne w kwiatki i serduszka to znak zakochania. Niewprawne dziecięce pismo to tęsknota i miłość wnucząt. Adres wystukany na maszynie – świadczy o sprawie urzędowej. Pieczątki na kopertach mówiły jasno kto stawia się w sądzie, kogo wzywa milicja, a kto napisał list do „Przyjaciółki”. Przekazy pocztowe informowały o zasobności lub jej braku, podobnie jak sumy wypłat rent i emerytur.

        Pan M posiadał o nas ogromną wiedzę. Chodząca, żywa baza danych osobowych bez możliwości ich przetwarzania. I choć nie chroniła nas wtedy żadna ustawa w tej sprawie, pan M instynktownie milczał. Nawet w trakcie popijania słodkiej herbaty ze szklanki, opowiadał raczej o sobie niż o pocztowych klientach. Osiedlowe, niewinne ploteczki, smakowanie domowego ciasta lub świeżo ugotowanej zupy. Zwykłe ludzkie odwiedziny i gadanie. Wszyscy mieli na to czas i ochotę.

        Pan M, podobnie jak wielu innych listonoszy był zawsze mile oczekiwany. Po wielu latach obsługi rewiru był jak przyjaciel dla wszystkich. Dzwonił do drzwi dwa razy i uprzejmie uchylał czapki przy powitaniu. Swój człowiek, znany, lubiany więc nawet złowrogie telegramy łatwiej było od niego przyjmować.

        Był w tym zawodzie jakiś czar, tajemnica… Moje dziecięce marzenie było właśnie takie: zostać listonoszem.

        Ludzie listów już nie piszą… Nasze skrzynki pocztowe pełne są ulotek reklamowych i kopert z rachunkami. Zawartość  torby listonosza dziś mówi nam kto ma kredyt w jakim banku, ale nie dowiemy się kto kocha i tęskni… Nawet kartki świąteczne mają fabrycznie wdrukowaną treść. Nie poznasz charakteru pisma, czasem nawet podpisu brak.

        Wymyślono euro skrzynki i listonosz stracił wyłączność na ich napełnianie. Odwiedza nielicznych „bankowo wykluczonych” emerytów kasując zwyczajowo odliczone końcówki kwot. Może jeszcze ktoś z nich poczęstuje herbatą? 

Panie M! Wędruj spokojnie po niebieskich ścieżkach miedzy obłoczkami.

Nie trzeba dokonywać wielkich rzeczy, aby być życzliwie pamiętanym. Wystarczy być z ludźmi i dla ludzi.




62 komentarze:

  1. Gdzie te czasy gdzie :-)
    teraz listonosz wrzuca tylko zawiadomienia ...
    I wcale nie jest miły i uprzejmy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasna8, Właśnie dlatego wspominam czasy gdy ludzie byli dla ludzi... Co raz trudniej o to. Dobrze, że chociaż mamy co wspominać.

      Usuń
  2. Ale wspomnienia to już nie to samo. Kiedyś dzięki mojemu listonoszowi dowiedzieliśmy się gdzie jest moją sąsiadka piętro niżej. Przynosił jej rentę przez kilka dni z kolei. Ponieważ zawsze na niego czekała więc rozpoczęliśmy akcję poszukiwawczą to znaczy ja zaczęłam: spółdzielnia, policja, syn. Znalazła się w szpitalu. A teraz nawet nie znamy swoich sąsiadów. Oprócz dzień dobry nic nie wiemy o nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jagoda, takie sytuacje dowodzą jak niedobrze jest bronić swojej anonimowości. Żyjemy w gromadach i wszyscy powinni o sobie wiedzieć podstawowe rzeczy. To nie jest wścibstwo ale zwykła, ludzka troska.

      Usuń
    2. to prawda, ale też Policja twierdzi że najlepszym zabezpieczeniem przed złodziejami są sąsiedzi. I widzę w tym sporo racji.

      Usuń
    3. To jest "święta prawda" - szanujmy sąsiadów!

      Usuń
    4. Ja nawet twierdzę, że nie ma nic lepszego od sąsiedzkiego wścibstwa. Złodziej nie ma żadnych szans, gdyby chciał się "przespacerować" po cudzym mieszkaniu. Od razu sąsiadka się zainteresuje, bo usłyszy inne niż zwykle szmery czy odgłosy kroków.

      A listonosza mamy fajnego. Zupełnie, jak ten z opisu. Tylko na zupę ani herbatę nie wstąpi, twierdząc, że ma tak duży rewir, że nie zdąży obejść przed nocą, jak na chwilę usiądzie.

      Usuń
    5. Jak dobrze rozgrzeszyć się za wścibstwa:))) Mam czasem wyrzuty sumienia, że tak wypatruję co za oknem i kto do sąsiada przyjechał. Często też denerwują mnie spojrzenia sąsiadów na moje odwiedziny lub wyjazdy. Nie trzeba się wściekać ale być wdzięcznym za czujne oko.

      Usuń
    6. Dasz wiarę, że na osiedlu, gdzie nikt się nie interesuje, co słychać u sąsiadów, złodzieje przyjechali z podnośnikiem w biały dzień i przez balkon ogołocili mieszkanie na piętrze. Pozytywne wścibstwo jest bardzo zdrowe i pożądane. To obojętność jest be.

      Usuń
    7. Dam wiarę. Ciekawa jestem jak jest na tych grodzonych, kamerowanych osiedlach. jakie tam sąsiedzkie relacje bywają...

      Usuń
  3. Mama nalezy do tych wykluczonych przez banki.I ma niezmiernie sympatyczna listonoszke.To jakas pozostalosc chyba z dawnych czasow:)).Jeszcze czekam na moje taxi do Tychow i tak zagladam tu i owdzie.Wstalam dzis za to z tematem wlasciwie dla Ciebie Bet.Nie mam czasu juz nad nim pracowac ale..co wiesz o dawnych introligatorach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reno, czyżbyś już była w PL? Niestety, nic nie wiem o introligatorach...
      Miłego pobytu w kraju!

      Usuń
    2. Jeszcze nie,jeszcze czekam ,wlasnie dzwonil kierowca dopiero po 22 drugiej wyjezdzam.

      Usuń
  4. Och dla informacji -to ja Rena:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się domyśliłam, że to Ty, Reno. Byłam u ciebie na blogu to wiem...hi,hi,hi...Dobrej podróży zatem. Dziś u nas piękna pogoda ale od jutra będzie zimno. Zabierz cieplejsza kurtkę.

      Usuń
  5. Chyba od tego sie zaczynało, że wtedy czulismy sie jakąś wspólnotą a niej należał i dzielnicowy którego sie poznawało i pan Piekarz, pan Szewc i także nasz listonosz. Z młodości pamietam naszego dzielnicowego a nawet mieszkał tuz obok. Listonosz faktycznie przysiadał na herbatce, my mielismy takiego że pod koniec jak juz nie miał dla nikogo emerytury to przysiadał przy piwku i ..... . Znało się wielu ludzi którzy wrastali w kamienicę, dzielniće, miasto. Dzis ononimowość chociaż....... mamy od 3-4 lat znów listonoszkę która nas zna i my ją znamy. Ostatnio krzyczała za nami - Panie Piotrze ma pocztę do pana !!. Miłe ale to sa wyjątki.
    Fajnie tak powspominac.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze, jeszcze mamy fajnych listonoszy, jeszcze poczta jakoś funkcjonuje ale przewiduję stopniowy zanik tej instytucji. A przynajmniej donoszenie przesyłek do adresata. Co raz ich mniej. Już niedługo zapewne renty i emerytury będą obowiązkowo na konta posyłane /to tańsze!/, rachunki będą elektroniczne a paczki i tak przejmują już firmy kurierskie. Są nawet samoobsługowe "paczkomaty"...
      Szanujmy naszych listonoszy póki jeszcze są!

      Usuń
  6. kontaktu do mojego Pana Listonosza nie mam, za to ofiarował mi kontakt pan od paczek. Jak mnie w domu nie zastanie to dzwoni i pyta: Pani Jagodo kiedy Pani będzie w domu. Ostatnio doniósł mi przesyłkę...... do sklepu w którym byłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Rewelacja! To się nazywa dobry "donosiciel" !

      Usuń
  7. Obiecałaś i jest o listonoszach, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antoni, zawsze spełniam obietnice. Dzięki za inspirację.

      Usuń
  8. Klik dobry:)
    Nasz pan listonosz czasami popełniał nawet wykroczenia, zostawiając emeryturę czy list polecony u sąsiadów. Aż takie było zaufanie ogólnospołeczne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal uprawiają ten proceder na moim osiedlu. Pan Listonosz współczesny niektórym emerytom aż tak ufa. Bardzo to budujące choć na pewno niezgodne z przepisami.

      Usuń
  9. Bet, do mojej Mamy od wielu lat przychodzi ten sam listonosz. Co prawda inny niż w Twoim opisie, ale pasuje do tamtych czasów. Jest bardzo miły, na pogaduszki niestety nie ma czasu. Przez tyle lat dał się poznać jako bardzo miły człowiek, wzbudza zaufanie...
    Listów nie dostaję, przyznam, że sama nie piszę, w okolicach świąt dostaje pocztówki z życzeniami, bo ja też wysyłam.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akwamarynko, z doniesień komentatorów wnioskuję, że pozycja listonosza nadal ma się nieźle ale doskwiera im brak czasu. Hmm... chyba tak jak nam wszystkim czyli jednak życie przyspieszyło.

      Usuń
    2. Oj przyspieszyło, u mnie listonoszki na rowerach jeżdżą, może dlatego mają chwilkę czasu, ale dosłownie chwilkę na wymianę kilku zdań:)

      Usuń
    3. Jest też taka prawda, że gdy listonosz roznosi listy to większość z nas jest w pracy... Tylko z emerytami może taki listonosz pogadać. No nie, są jeszcze młode mamy, pracujący na drugą lub trzecią zmianę, bezrobotni...

      Usuń
  10. Bet, miło się czytało O Twoim listonoszu, I tak sobie myślę, czegoś brakuje w naszym życiu... właśnie takich ludzi. Tak jak napisałaś pod moim wpisem "A gdzie poczciwe portierki częstujące zmarzniętych studentów herbatą w szklance? Takiej pani portierce powierzano niejedną tajemnicę studenckiego życia". Tego teraz nie ma, brakuje czasu na ludzkie odruchy. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, co raz częściej szukam człowieka! "Pełno nas a jakoby nikogo nie było"... to staje się faktem.
      Dlatego tak mnie obeszło zastąpienie portierki serwisem kluczy. Rozumiesz? Niby nic takiego ale jednak, symptomatyczne...

      Usuń
    2. Tak, rozumiem, martwi mnie to, i myślę, że powodem tego są niesprzyjające okoliczności, zmiany warunków pracy, z drugiej strony życie pełne stresu.

      Usuń
    3. No cóż, życie samo pisze scenariusze ale warto się czasem trochę zatrzymać i pogadać "ludzkim głosem".

      Usuń
    4. Jestem jak najbardziej za, bo wiem, jakie to miłe, sama się zatrzymuję:)

      Usuń
  11. TESKNIMY ZA TYM CO MINELO TO NASZA MLODOSC ""DZIS PRAWDZIWYCH LISTONOSZT JUZ NIE MA OJ NIE MA POZDRAWIAM ZE SZWECJI MILO MI SIE CZYTA TO TAKIE PIEKNE

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj gościu Anonimowy! Chciałoby się powiedzieć: "to cóż że ze Szwecji":))) Trudno to poprawnie wymówić dlatego nie mogłam się powstrzymać aby nie zacytować. Nie ma w tym nawet cienia uszczypliwości!
    Dziękuję za miłe słowa. Jak przeczytasz komentarze powyżej to przekonasz się, że jeszcze Listonosze prawdziwi są! Jeszcze...
    Pozdrawiam ciepło bo przypuszczam, że upału tam nie masz:)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Aż chciałoby się zakrzyknąć "Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie...". Tak, listonosze to nasza cała historia. Z listonoszem warto było trzymać, bo jak był "ludzki", to pokazał wezwanie, a potem dopisał "nie zastałem adresata", i już można było iść na chorobowe. Ja pamiętam jeszcze takie czasy, gdy listonosz przynosząc list z zagranicy uprzejmie pytał, czy może sobie znaczek odedrzeć? U mnie w domu był taki zwyczaj, że listonosza zapraszało się do środka (przez grzeczność nie wchodził) i częstowało kieliszeczkiem czegoś dobrego. Ale to się opłacało, bo gdy czasem ktoś szedł na pocztę, i trafiał na "tego swojego" listonosza to zawsze można było czuć się obsłużonym poza kolejnością. Pamietam też takie czasy, gdy napadano na listonoszów dostarczających emerytury, wtedy mieszkancy robili dyżury i "konwojowali" listonosza. Tak, listonosz to coś znacznie więcej niż urzędnik Poczty Polskiej.
    Anzai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anzai,dobrze, że przypomniałeś o znaczkach pocztowych zdzieranych z zagranicznych kopert. Mój listonosz też tak robił ale czasem rewanżował się oddając swoje znaczki.Dostawał listy od córki z Ameryki. Pan M - zawsze wchodził do mieszkania i siadał na kuchennym taborecie. Gdy zmarł, zrobiło się pusto. jego następcy już nie zdobyli takiego zaufania i przyjaźni pomimo, że bardzo się starali.
      Taki człowiek był.

      Usuń
    2. Wiem Bet, że za chwilę Twój paluszek profesorski będzie w robocie, ale co tam, prawda nas wyzwoli. Przypomnę o jeszcze jednej ważnej funkcji listonosza, bo też chyba się z tym zgodzisz, że w niektórych rodzinach pojawiało się zadziwiające zjawisko. Otóż niektóre z dzieci były łudząco podobne do ... listonosza. Ale to to chyba dobrze, bo potwierdza silne związki (czyżby już partnerskie?) listonosza z mieszkańcami.
      Anzai

      Usuń
    3. Oj, Anzai, grunt, że przyrost naturalny był niezły!

      Usuń
    4. To nie do listonosza dzieci były podobne, tylko do inkasenta i hydraulika, o!

      Usuń
    5. ... jak był przystojniejszy to pewnie tak.
      Anzai

      Usuń
    6. A pamiętacie zabawę "W Listonosza"????

      Usuń
    7. Ja nie pamiętam. Ja to się bawiło?

      Usuń
    8. To była popularna zabawa na prywatkach dla nastolatków. Nie pamiętam dokładnie ale do kogo "przyszedł listonosz", ten musiał pocałować listonosza. Taka odmiana zabawy w "chusteczkę haftowaną".

      Usuń
  14. Bet, przy okazji pamiętanego pana listonosza, przyszedł mi do głowy pomysł na cykl notek o pamiętanych dobrze lub mniej dobrze. Na przykład dzielnicowy. Nie wiem, kto jeszcze? Chodzi mi o zawody - ludzi chodzących po domach.

    OdpowiedzUsuń
  15. Pomysł bardzo dobry. Może nie tylko ludzie "chodzący po domach" ale i tacy, których z jakichś powodów zapamiętaliśmy. Może krawcowa osiedlowa do której chodziłam na "przymiarki"? Albo jakaś szczególna sąsiadka, bibliotekarka...ooo, kiedyś już pisałam o pani Lucynce z biblioteki.
    Dobry pomysł, dziękuję. Można stworzyć "galerię ludzi z PRL"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Tak! Tak! Nie tylko chodzący po domach,ale także ci, do których myśmy chodzili po coś. Proponowałabym nawet w oddzielnej etykiecie to dać, np. PRL - galeria ludzi.

      Usuń
    2. Oczywiście, że w oddzielnej etykiecie. Tak pomyślałam, że będzie to "Galeria ludzi zapamiętanych" - zapamiętanych z różnych powodów niekoniecznie pozytywnych.

      Usuń
    3. To jest bardzo dobry pomysł. Na pierwszym miejscu ja bym widział I Sekretarza POP. Gdy moja mama zamierzała się zwolnić z pracy i przejść do innego zakładu, to tow. Sekretarz dostał misję, aby skontaktować się z mamą (była na dłuższym zwolnieniu lekarskim) i nakłonić ją do pozostania w zakładzie. Był u nas w domu kilka razy.
      Słyszałem też, że były prowadzone rozmowy wychowawcze z mężami po pijanemu bijącymi żonę.
      Anzai

      Usuń
    4. Proszę nie kpić z naszego pomysłu. Dobrze wiesz, że nie o to nam chodzi:))))

      Usuń
    5. Słyszałem też, że były prowadzone rozmowy wychowawcze z mężami po pijanemu bijącymi żonę.

      A tych, co na trzeźwo prali, to nie dyscyplinowano?

      Usuń
    6. Ja całkiem serio. Już w kabarecie do hydraulika Kobuszewskiego przychodziła do domu delegacja złożona z dyrektora, sekretarza i kadrowej, która na kolanach błagała hydraulika o powrót do pracy. Jeżeli nie wierzycie to trzeba to wygrzebać z netu, bo ja to tam znalazłem. Chyba podobny wątek
      pojawił się w serialu "Daleko od drogi" z Pawlikiem. Przecież nawet do niedawna byli I Sekretarze pełnili najwyższe funkcje w nowej III RP. Oj, koleżanki, nieładnie tak zapominać o dobrych stronach PRL.
      Anzai

      Usuń
    7. Całkiem serio w kabarecie:))))
      Kolego, cały ten blog jest o dobrych stronach PRL!

      Usuń
    8. Na ogół przyjmujemy za prawdę to co np. oglądamy w komediach Bareji, czy innych tego typu. Nawet uznajemy, że jeżeli w filmach, czy kabaretach, jakas scena się pojawia, to ona na pewno musi być prawdziwa, bo reżyser wziął ją z życia. Ja sam uczestniczyłem w takim cyrku, gdy dyrektor na naradzie wyznaczał mi zadania typu: zapełnić lukę po fachowcach, którzy się zwolnili. Do domów nie chodziliśmy, ale takiemu hydraulikowi co chciał odejść nieraz z sekretarzem obiecywaliśmy "złote góry". Niektórzy dawali się nabrać, innym trzeba było coś wykombinować. Jeżeli będziecie chciały pisać na ten temat to spróbuję znaleźć ten skecz.
      Anzai

      Usuń
    9. No cóż, zawsze jest jakiś temat dla kabaretu...

      Usuń
    10. A ten dystans do mojej propozycji włączenia Sekretarza POP do Galerii Ludzi PRL wynika z niewiary w to co przedstawiają kabarety i np. filmy Bareji?
      Anzai

      Usuń
    11. Anzai, jestem człowiekiem dużej wiary:)))
      Chodzi o to, że lubię pisać o osobach znanych mi osobiście, z którymi wiążą mnie jakieś wspomnienia. Z żadnym sekretarzem nie miałam osobiście nigdy nic do czynienia więc nie chcę zabierać głosu w tej sprawie.
      Jeśli masz coś osobistego w tym temacie to proponuję abyś napisał notkę i możemy opublikować w mojej przyszłej galerii pod twoim nickiem. Nawet będzie ciekawie w ten sposób.Co???

      Usuń
    12. Sekretarz POP to dla jednych ludobójca, który telefonując do NKWD, a później UB mógł spowodować zakatowanie całej rodziny w więzieniu. Ale byli też tacy, którzy ratowali życie niesłusznie podejrzewanym (znów się powołam na wątki np. filmu "Płk. Kwiatkowski"). Pomiędzy jednym i drugim były też jakieś odcienie szarości. Byli też tacy jak np. Sekretarz Fiszbach, bez których - być może - na miejscu Stoczni Gdańskiej mielibyśmy zbiorowy cmentarz, i byli też zwykli ludzie (pisałem o nich notkę), którzy pomagali wszystkim, bez względu na przynależność do partii. To jest temat może nie na notkę, ale na kilka doktoratów. Dlatego jestem zaskoczony Twoim podejściem do tego tematu, bo wygląda tak jak byś nigdy w życiu nie widziała sekretarza POP, i nie znała jego roli. Może i tak jest, bo ja w PRL 8 razy zmieniałem pracę i za każdym razem musiałem być na spowiedzi u POPa. Też pisałem o tym notkę.
      Zgadza się, że: krawcowa, fryzjerka, pielęgniarka od baniek i strzykawek, naprawiacz telewizorów, itp. to inny gatunek znajomości, ale oni funkcjonują także dzisiaj, a sekretarz już nie. Może tu się nie zrozumieliśmy.
      Anzai

      Usuń
    13. Wszystko co piszesz o sekretarzach to prawda ale znam to tylko z opowieści. Nigdy u żadnego Sekretarza nie musiałam się meldować, przysięgam! Stąd zapewne mój osobliwy stosunek do tego tematu.
      Już kiedyś ubolewałam na blogu, że żadne siły polityczne nie interesowały się moją osobą.Nie agitowały...Do jednej z nich wdarłam się nieomal przemocą ale i tak lekceważono mnie tam. Nie byłam wartościowa jednostką dla PRL....buuuuu.....

      Usuń
  16. Witam Bet! Nic tylko powtórzyć za Stachurą:

    "Ludzi co­raz więcej, a człowieka co­raz mniej".

    Twój tropiony PRL nieraz odbił mi się uciążliwą czkawką:
    1) urodziłem się rok po śmierci Stalina
    2) maturę zdawałem za bardzo wczesnego Gierka i pomagałem, oj, pomagałem!
    3) studia ukończyłem tuż przed "rozdrobnieniem dzielnicowym (49 województw + CCCP)" kraju
    4) w stanie wojennym obchodziłem trzydziestkę
    5) po Okrągłym Stole urodził mi się wreszcie syn
    Moje najmilsze wspomnienia z PRL, to gdy w r. 1959 otrzymałem od rodziców cudowny pojazd mechaniczny: enerdowska hulajnogę z hamulcem!
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  17. Andrzeju, rozgość się, proszę, miło powitać ! Nie mam czkawki choć lata młodości spędziłam w tych samych latach. Mam nadzieję, że Twoja czkawka aż tak bardzo nie dopiekła?
    Proszę, dokładaj goryczy jeśli takie masz wspomnienia - w ten sposób obraz PRL będzie bardziej wiarygodny. Bo przecież różnie to bywało, prawda?
    Zapraszam częściej.

    OdpowiedzUsuń
  18. Daję się zaprosić z wielka radością, a mój blogspotowy domek również dla Ciebie otwarty!Z rozrzewnieniem np. wspominam jak nawet do głupiego sznapsa trzeba było obowiązkowo zamawiać ZAKĄSKĘ! Kiedyś jako "kierownik wycieczki" złożyłem w knajpie zamówienie"
    - 8 pięćdziesiątek proszę..
    - Z zakąską - odburknęła kelnerka
    - Aaa, to 16...
    I wyobraź sobie, że tak "królewnę" rozbawiłem, że uniknęliśmy dyżurnego śledzia po "japońsku"...
    serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzeju, dziękuję za zaproszenie - skorzystam chętnie.
      Och, śledź po japońsku, sztandarowa zakąska PRL. Całkiem wyszło z mody to danie!

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.