foto Bet |
Niedawna wizyta w Muzeum Inżynierii Miejskiej oraz sygnały z sąsiednich blogów przypomniały, że w archiwum mojego bloga Wędrownej Mrówki dziennik znajduje się dawno publikowana, taka oto opowieść:
Zabieram
Was w podróż odległą w czasie. Pojedziemy niebieskim tramwajem w epokę jego
świetności, w czasy gdy był to pojazd, nie bójmy się tego słowa, kultowy.
Aż
tak?
Jakże
inaczej potraktować pojazd, gdzie przeżyłam dreszcz emocji pierwszej
samodzielnej podróży bez rodzicielskiej opieki? Jakże wspominać dumę z podróży
tramwajem do liceum po latach pieszego dreptania na lekcje w szkole podstawowej? Przesiadka do
tramwaju była wyznacznikiem dorosłości i źródłem niezapomnianych nastoletnich przeżyć.
Ile się tam działo! No i po prawdzie, komunikacja miejska składała się
wyłącznie z tramwajów i autobusów. Na mojej trasie autobusy nie kursowały.
Bim
- Bom…! „Na ulicy Brackiej pada deszcz, ale ja zapraszam na wspólną podróż
tramwajem linii 8 . Następny przystanek : SOLVAY” –
zapowiada głos Grzegorza Turnaua.
Mijamy
rozległy teren dawnej Fabryki Sody Solvay, znanej szeroko z faktu, że w czasie
okupacji niemieckiej pracował tu Karol Wojtyła. Dziś fabryki już nie ma. Na tym
terenie postawiono Hipermarket. Ba! Trzy Hipermarkety pełne zadowolonych,
sytych rodaków popychających wyładowane po brzegi kosze zakupów.
Bim – Bom! Następny przystanek: Sanktuarium Bożego
Miłosierdzia
To
od niedawna. Wcześniej nikt o Sanktuarium nie mówił, choć klasztor Siostry
Faustyny stał tu „od zawsze”. Wcześniej, najważniejsza była tu stacja PKP,
która była punktem przeładunkowym żywności uzupełniającej zaopatrzenie
mieszczuchów. To tu, wiejskie kobiety przybywające z okolicznych wiosek,
wkraczały do naszego tramwaju z koszami pełnymi jedzenia. Kobiety były
hałaśliwe, ostro dźwięczały bańki z mlekiem, ptactwo gdakało, gęgało… Całe
to towarzystwo jechało na plac targowy w centrum miasta. My, ówczesna młodzież
krzywiliśmy się z niesmakiem widząc wielkie kosze owinięte w białe
prześcieradła, za pomocą których mocowano je na plecach okutanych w chusty
kobiet. Wokół nich oraz ich tobołków roznosił się specyficzny zapach kwasu
mlekowego, bardzo drażniący nasze „inteligenckie” nosy. No i ta walka o miejsce
na pomoście gdzie zazwyczaj rozkładaliśmy szkolne teczki oraz zeszyty, aby w
czasie podróży jeszcze czegoś się douczyć. Ech, te baby!
Bim – Bom! Następny przystanek : Łagiewniki!
Teraz
to mamy dobrze, tory tramwajowe biegną bokiem, równolegle do jezdni
nie kolidując z ruchem na jezdni. Dawniej linia tramwajowa krzyżowała się tu z
torami kolejki wąskotorowej transportującej kamień wapienny, surowiec dla
fabryki Solvay. Tramwaj musiał czekać. Nierzadko wagoniki wyskakiwały z torów i
rozsypywały się po jezdni. Przerwa w komunikacji długa ale dla nas, szkolnej
młodzieży, to czysta radość. Super ! Z czystym sumieniem możemy spóźnić
się na lekcje. Może nawet klasówka przepadnie… hi, hi, hi.
Bim – Bom! Następny przystanek: Rzemieślnicza
Naprzeciw
mnie zasiada, hmm… Bardzo Przystojny Pan. Czyste spojrzenie
brązowych oczu, subtelny zapach bardzo męskiej wody toaletowej, zadbane dłonie.
Ach… dlaczego serce przyspiesza?
Nie,
to nie ten chłopak… Dawno, dawno temu wypatrzony przez moje nastoletnie oczy.
Oczekiwany i pojawiający się codziennie na tym przystanku, w dziewczęcych
marzeniach: mój towarzysz i przyjaciel. W rzeczywistości: ktoś nie
zwracający na mnie uwagi, nie zdający sobie sprawy, że powoduje przyspieszone
bicie serca stojącej obok dziewczyny. Nigdy nie wystarczyło odwagi, aby zagadać
bo dziewczętom „nie wypadało” tak robić. Cóż, niespełniona, tramwajowa miłość…
Bim – Bom! Następny przystanek: Rondo Matecznego
Tu
postoimy nieco dłużej bo to duże skrzyżowanie i ruch regulują
światła. Jest czas, aby przyjrzeć się współpasażerom. Do
wagonu wkracza właśnie grupka młodzieży szkolnej. Rozmawiają o swojej szkole,
najchętniej obmawiając nauczycieli. Jest mi trochę nieswojo, bom sama belfer,
nie chciałabym usłyszeć o sobie tego, co słyszę teraz. No i jest temat do przemyśleń
natury zawodowej. Ta młodzież ma wiele racji…
Obok
słychać sygnał telefonu. Chcąc – nie chcąc muszę wysłuchać całej rozmowy i
poznać najnowszy problem współpasażerki. Drobiazg, cierpnę jednak gdy owa
Pani głośno i wyraźnie dyktuje swój nr telefonu. A ochrona danych osobowych? Na
szczęście nikt nie notował, ale może ktoś nagrywa? Wobec wszechobecnej
elektroniki nie można czuć się bezpiecznie.
Ruszamy.
Nadal obserwuję pasażerów. Makijaż młodych dziewcząt, sposób uczesania kobiet,
ich ubiór i sposób poruszania się. Na tej podstawie układam historie życia
tych osób. Ciekawe zajęcie w podróży.
Bim – Bom! Następny przystanek: Smolki
To
nazwa niewielkiej uliczki przylegającej do przystanku. I tu, w tym niepozornym
miejscu, do wagonu wkracza ZNANA OSOBA. Popularny w lokalnej telewizji
reporter. Wszak nieopodal mieści się siedziba Regionalnej TV. Więc
pewnie wraca z pracy. Siada obok i… czuję niemiły, knajpiany zapach. Mieszanka
dymu tytoniowego oraz piwa. Więc może jednak nie wraca z pracy? Znany reporter,
z sykiem, otwiera puszkę napoju. Wyciągam szyję usiłując zidentyfikować
rodzaj napoju. Bezskutecznie. Ale cóż widzę? Ręce tego człowieka niebezpiecznie
drżą! Tak bardzo, że nie jest w stanie utrzymać wyjętej z torby książki. Moja wyobraźnia
pracuje: zmęczenie, choroba czy alkoholizm? Proszę Pana: coś z Panem jest nie
tak! Ale to w końcu nie moja sprawa. W telewizji jednak nie wszystko widać.
Bim – Bom! Następny przystanek: …
I tak przez całe miasto bo trasa to długa. Na
koniec aksamitny głos Grzegorza Turnaua dziękuje za wspólną podróż. Następna
linia czaruje głosem Anny Dymnej. Nie, to nie jest żadna reklama, to sposób na
promocję miasta – moim zdaniem bardzo miły i oryginalny.
Już
koniec podróży tramwajowej. Jutro muszę pojechać samochodem. Będę podróżować mając
tylko siebie do towarzystwa i zwykłą radiową „łupankę” do posłuchania, a innych,
samotnych kierowców, do mijania…
Ach, takie czasy… Kochajmy
tramwaje!
Klik - Bom!
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie czytałam tak ciepłej opowieści o tramwaju.
Aż zaniemówiłam. Na razie więc tylko Bim - Bom!
Niech żyją niebieskie tramwaje!
W tramwaju było dziś ciepło...hi,hi...
UsuńJestem z tramwajami związana emocjonalnie gdyż to był główny środek lokomocji w czasach szczęśliwej młodości! Duża część młodego życia upłynęła w tramwaju, niebieskim!
U nas nie było i nie ma tramwajów.
UsuńA jeszcze w dodatku z głosem Grzegorza Turnaua i tą jego jazzową barwą... To dopiero jazda...
Tramwaje występują w niektórych miastach, dlatego tworzą klimat miejscowości. Dodanie głosu artysty kojarzonego z tym miastem potęguje ten klimat. Uważam, że to świetny zabieg promocyjny.
UsuńTeż mamy przystanek "Łagiewniki", ale to jest las, największy w Europie miejski las o pow. ponad 1200 ha, otoczony miejskimi liniami komunikacyjmymi. Tramwaje dostały też skomputeryzowaną infrastrukturę, na przystankach są zainstalowane czytniki podające jaki nr trmawaju za ile minut przyjedzie, można też sobie wyświetlić trasę, przesiadki, no prawie ćwierć Hameryki, tylko, że na peryferiach jak dawniej można zarobić w dziób, jeżeli ktoś znajdzie się tam w niewłaściwym czasie.
UsuńTeż mamy takie czytniki, wyświetlacze i inne bajery. Tramwaje teraz piękniejsze i wygodniejsze. Nikt nie wisi na stopniach, nie wskakuje w biegu...
UsuńWłócząc się autostopem, jak to niegdyś w wakacje było w zwyczaju, trafiłem wieczorem do Krakowa. A że byłem zmęczony, a pogoda była przychylna - położyłem się na ławce na Plantach i niezwłocznie zasnąłem. Śniło mi się, oczywiście, że gdzieś jechałem. Zbudziłem się gdy się ochłodziło. Patrzę - ławka, drzewa, krzaki - gdzież ja przez tę noc zajechałem? Nagle zazgrzytało i między zielenią ukazał się tramwaj. Był niebieski. Wrocław? Kraków? już było łatwiej wybrać.
OdpowiedzUsuńAle zobacz Bet zdjęcie na http://www.olsztyn24.com/news/19375-spotkanie-noworoczne-prezydenta-olsztyna-odbylo-sie-w-filharmonii.html?f=6339497
Koniecznie!
allensteiner
allensteiner, dziś taka drzemka byłaby wielce ryzykowna...
UsuńZgrzytający tramwaj nie jest tu najgroźniejszy.
Zdjęcie Prezydenta Olsztyna bardzo mi się podoba. A co, świety J. nie może być na koncercie?
Świętym wszystko wolno. Ale Twoje umundurowanie na zdjęciu z PKWNem w tle wskazuje na jakoweś koligacje...
OdpowiedzUsuńallensteiner
Daj żyć,nie utrudniaj. Pójdź na film,czy cóś,albo do lasu w partyzanty.
UsuńOt wypatrzył. Sokole Oko. Nie wiedział? Toż to agentka SB,pseudo"Mrówka".Chowaj się.
UsuńHi,hi,hi.... jakież to insynuacje? Pielgrzym to pielgrzym i już.
UsuńBet,u Ciebie w Krakowie(?),były tramwaje..No to szczęściarą jesteś U mnie były trolejbusy. I tak się jechało,jechało..Nagle koniec jechania.Jako uczniaki wystawiamy mordy do szyb..Szelki spadły. To te połączenia trajtka z siecią zasilajacą. No to natenczas konduktorka wysiadała i nastawiała. Ubaw mieliśmy niesamowity!
OdpowiedzUsuńDla uzupełnienia dodam,że wówczas mieszkałem w niedużym miasteczku koło tego wielgachnego,gdzie szkoła była i tam ciuchcią się dojeżdzało ok.40 min. ale wsio chodziło punktualnie!
UsuńJeszcze jedno,Bet,Mróweczko,bo byłbym zapomniał..Na dworcu kolejowym była restauracja. Po powrocie ze szkoły często tam wpadaliśmy..Pyyycha wątróbka! Zeżarło się to,potem do chałupy tupu,tupu.. Matula się pytała:co ci na obiad? A ja na to:nic..nic..A teraz na tym dworcu diabeł nocuje..Ruina..
UsuńAle wiesz,z sentymentem się wspominam tamte czasy,ale pod względem sentymentalnym właśnie,nie materialnym,bynajmniej..Bieda była,nawet tym ,którzy płacę mieli..ALE MŁODZI BYLIŚMY! I to się liczy!
UsuńCichy, trolejbusy były obiektem mojej zazdrości. Wydawało sie wtedy to szczytem nowoczesności. U nas tramwaj króluje do dziś. Na metro nie ma szans.No i bardzo dobrze.
UsuńM-16, wszystko wydaje się nam lepsze bo to czasy naszej młodości więc i patrzenie na świat inne. Widzisz, wbrew opiniom nawet wątróbka na PKP nie była trująca. Bary dworcowe były obskurne, często brudne ale jakoś przeżyliśmy!
UsuńDzięki za Twoje wspomnienia.
Fajna jest linia trolejbusowa na Krymie. Ma około 90 km długości.
UsuńTak sobie myślę, przypominam, wspominam i wychodzi mi, że nigdy nie podróżowałam trolejbusem. Co za strata! Chyba muszę na Krym!
UsuńAlbo do Lublina w ramach "PIELGRZYM NA TROPIE PRL".
UsuńKierunek: Lublin!
UsuńA w magazynach Muzeum Lubelskiego na Zamku znajdują się np. osobiste przedmioty Bieruta, jak szelki, nawet rachunki za skarpetki, kapcie, szczoteczki do zębów. Ciekawe, po co to trzymają? Może warto to wytropić przy okazji przejażdżki trolejbusem? hi, hi...
UsuńBierut co prawda nie bardzo mnie interesuje bo nie znałam PRL-u za jego czasów ale warto się zapoznać. Pomysł kupiony.
UsuńBet, teraz tramwaje zastąpiłam pociągiem. Zdecydowanie lepsza jazda, bo odstępy między przystankami dłuższe:)
OdpowiedzUsuńZ dzieciństwa pamiętam, że częściej jeździłam tramwajem niż autobusem. Całe szczęście, że choroba lokomocyjna mija, dla mnie to była udręka.
Piękne wspomnienia o niebieskim tramwaju:)
Pozdrawiam serdecznie
Akwamarynko, dziękuję. Nadal chętnie poruszam się tramwajem. Szybciej, wygodniej i taniej np autem. Obecne tramwaje kursują dość punktualnie, nie są zatłoczone, nikt nie wisi na schodach, nie przepycha się.
UsuńNiech nam żyją tramwaje!
Blim - blim - jestem !!!!
OdpowiedzUsuńAch te strassenbahnki ! - najdalsze i najodleglejsze wspomnienia sa z nimi związane. Jechałó się do wujka do Siemianowic, do drugiego wujka na Koszutkę z mamusią albo Babcią, grzecznie za rączkę itd.
Zabawa zaczynała się jak sie było z kumplami. Tramwaje Katowickie miały to do siebie że jeździły na tyle wolno że mozna było do nich wskoczyc i wyskoczyć a konduktor mógł nam także naskoczyc. To były lata 1953 do może lat 1960 bo później juz byłu drzwi zamykane i na zewnatrz nie było zadych desek wzdłuz wagonów ani uchwytów. Jazda super to była do Chorzowa-Batorego czyli Hajduk na mecz Ruchu Chorzów którego stadion znajdował sie /i chyba znajduje się do dziś/ przy ul. Cichej !!!!.
Tramwaj będzie mi się także bardzo kojarzył z moja Babcią która ze względu na cenę biletu nie jedźiła na targ tramwajem tylko szła pieszo ok. 3 km. i za to mogła dostac parę dkg więcej czegoś tam - takie były czasy.
Pozdrawiam serdecznie i dziekuje za temat - łezka sie zakręciła.
Piotrusiu, nie płacz! Wspomnienia są miłe. Tramwaje śląskie były koloru czerwonego, prawda? Zawsze mnie fascynowało, że tam, w aglomeracji śląskiej, tramwajem można było dojechać do drugiego miasta! Czysta egzotyka!
UsuńTak, jazda na stopniach była wielkim szpanem i powodem do chłopięcych przechwałek. Podobnie jak wskakiwanie w czasie biegu tramwaju. Na szczęście prędkość tych pojazdów nie była zawrotna ale i tak dochodziło do wielu wypadków. Stąd wprowadzenie automatycznie zamykanych drzwi.
Strassenbahnki... Z Warmii: Łuciekojwa, kumo, bo straszno bana jadzie!
Usuńallensteiner
allensteiner, uśmiałam się :)))
UsuńNa Slasku miasto kolo miasta i tramwajami mozna bylo objechac pol SLaska od Bytomia do Sosnowca(ja wiem Piotr,ze Sosnowiec to nie slaskie miasto ).Tramwaje w moich wspomnieniach to budziki,straszydla nie dajace spac.W Gliwicach jak sie mieszka w starej kamienicy w centrum mozna bylo do niedawna szoku dostac.Przejezdza tramwaj,otwiera sie szafa,lampa sie trzesie no i ten zgrzyt wrrr..Chociaz dawiej byl to jednak najtanszy srodek lokomocji.ALe w moim miasteczku nie bylo tramwaju i do szkoly chodzilam na piechotke spory kawalek niestety.
OdpowiedzUsuńReno, odkryłaś ciemną stronę tramwaju. Niestety, były bardzo hałaśliwe. Ja mieszkam z dala od linii tramwaju ale znam ten problem z opowiadań znajomych. Zwłaszcza te stare wagony piszczały, zgrzytały i wyły na zakrętach. Mogły być nocnym koszmarem dla niektórych.
UsuńBardzo barwnie opisałaś te swoje retro podróże do szkoły. Łącząc ze wspólczesnością.
OdpowiedzUsuńMimo moich w przeszłości bardzo wielu bytności w Krakowie nigdy nie miałem okazji, potrzeby jechać tramwajem.
W ostatnim tygodniu maja ub.r. przez kilka dni mieszkałem na Kazimierzu, przy ulicy Józefa 26. Umówiony na Starym Mieście chciałem pojechać taksówką. Ale zdecydowałem się na jazdę tramwajem.
Co prawda musiałem spory kawałek dojść do przystanku, ale dzielnie pokonałem tę odległość. I wsiadłem. I dojechałem. Z powrotem też. Frajda była. Co, przede
wszystkim, rzuciło się w oko, to super informacja we wnętrzu. Przestronnie. Wygodnie.
W dawnych latach tramwajami jeździłem w Szczecinie, Poznaniu i Warszawie. Były to lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte. W moim mieście, po Niemcach jeno linie pozostały. Tramwaje wyzwoliciele, w ramach reparacji wojennych, pewnie zabrali do domu.
Honiewicz
P.S. Aaaaaaaaaaaa, jeszcze jechałem tramwajem w mieście Łodzi. Było to w roku pańskim `71.
Ho,ho,ho... Honiewicz! Z ulicy Józefa do przystanku tramwajowego jest bliziutko, bliziuteńko. Chyba, że wędrowałeś w odwrotnym kierunku niż ja myślę...hi,hi,hi...
UsuńMasz bogate tramwajowe doświadczenia z przeszłości.Podziwiam.
Bet, bliziutko, bliziuteńko? To dla Ciebie znającej wszystkie zakamarki Krakowa. Ja, w każdym razie długo szedłem do przystanku. Lubię chodzić prostymi drogami! Do tramwaju też. Wszelkie skróty zwykle nie wychodziły mi na dobre. GPS zostawiłem w aucie, a, jak wiesz, tam gdy się zaparkuje i to na kilka dni, to ruszać się nie nie jest wskazane.
OdpowiedzUsuńHoniewicz.
Wnioskuję, że poszedłeś w odwrotnym kierunku:))) Cóż, każda strona ma dwa końce, prawda? Zamiast GPS proponuję Plan Miasta, papierowy, oraz kurs na orientację:)))
Usuńps przepraszam za żarty, faktycznie, w obcym mieście trudno sie połapać, to zrozumiałe.
Prawdopodobnie tak było z tym kierunkiem. Po wyjściu z domu poszedłem w lewo. Plan miasta też mam. Do tego jednak trzeba zmieniać okulary. To już wysiłek. W dwuogniskowych się przewracam. Nic, co na dole nie widzę.
UsuńCałą w tej sprawie wymianę traktuję jako sobie dworowanie z moich w Krakowie kłopotów z tramwajami.
Odgryzę się gdy przypadkiem będziesz w Zachodniopomorskiem i na morskim szlaku ustalała kierunki.
Honiewicz.
P.S.Miałem kiedyś taką sytuację bedąc na spacerze po pustej niemal plaży (chodzę, gdy jesień - zima- wiosna ), zatrzymuje mnie pani i, z zakłopotaniem pyta, w którą stronę trzeba iść (tu wymienia nazwę pensjonatu), by do niego dotrzeć, bo obiad jest, a ona nie znajduje wyjścia. Była około jednego kilometra od swojego pensjonatu.
Z tego wynika, że nawet na plaży można pomylić kierunki.
Och, jak miło zagubić się na bałtyckiej, polskiej,plaży.
UsuńBet,nie wiesz,co u alElli?? Jakoś tak dziwnie się zrobiło na Jej blogu..Zapowiadała wyjazd do Tunezji..Czy o to chodzi? Bo u Ciebie na blogu też Jej nie ma..?..
OdpowiedzUsuńJak to M-16, pełno tu alElli! Popatrz w górę troszkę.
UsuńJa te tramwaje miałem przez dwadzieścia lat za oknem. Przy nocnym zjeździe do zajezdni nie można było usłyszeć głosu z TV. Potem się do tego przyzwyczaiłem, a na wsi nie mogłem zasnąć bo bez nich tak było cicho. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAntoni, do dobrego łatwiej się przyzwyczaić. Teraz będą cie budzić koguty.....
UsuńNasze chorzowskie "kanciate" tramwaje były czerwone! Na tylnym pomoście można było palić, dzwonek motorniczego był ręczny... I tu anegdotka:
OdpowiedzUsuń"Pewien podeszły już wiekiem chirurg brał w sobotę nocne dyżury w szpitalu, a po pracy wczesnym niedzielnym rankiem, wsiadał właśnie do tegoż starego tramwaju z ręcznym dzwonkiem, wysiadał przy kościele i udawał się na poranne nabożeństwo, gdzie sobie przysypiał. Nieraz w czasie Ofiarowania, przy dzwonkach, odburkiwał kościelnemu z tacą:
- Miesięczny!
Buzinki
Och, ileż to rzeczy odbywało się na tylnym pomoście tramwaju...
UsuńAnegdotka śliczna.
Klikuski!
Ta anegdota przypomniała mi moją. W 1972 r. zaprosiłem Margaretę, uroczą studentkę z Moskwy. Jeździła "na 10 przejazdowym bilecie ulgowym", ale niestety miała dziwny zwyczaj wsiadania przednim wejściem, i głośnego oznajmiania: "Miesięczny!"
UsuńPo kilku miesiącach pojechałem do Moskwy i wszystko wyjaśniło się, tam przednim wejściem wsiadali ci co mieli bilet, i wtedy krzyczeli: "Miesięczny!". Ci co chcieli go kupić wrzucali monetę do takiej przezroczystej kasetki i oddzierali bilet. Gdy ktoś nie miał drobnych wrzucał większą monetę, albo banknot, oddzierał jeden bilet i czekał aż do kasetki podejdzie inny pasażer. Wtedy brał pieniądze, i wydawał mu bilet, itd. aż do odebrania reszty. Nie zdarzyło się, aby ktoś oszukiwał, i nie zauważyłem kontrolerów. Co się teraz porobiło z tym narodem?
Ależ to piękne! To był biletomat o napędzie ludzkim!
UsuńTo przypominało raczej pojemnik na papier toletowy. Z nawiniętej rolki można było odkręcić dowolną ilość biletów, ale nikt tego nie robił.
UsuńRewelacja moim zdaniem. Brawo dla Rosjan pomimo, że forma prymitywna.
UsuńBet, nie udawajmy, że nie wiemy o co chodzi. Przecież my za Gomułki też zostawialiśmy pieniądze na talerzykach w toalecie, czy w szatniach, a teraz władza wymusza kasy fiskalne. Nie chodzi o formę, ale o wychowanie, zaufanie, a może nawet i poziom obycia, czy świadomości.
UsuńTak, to racja. Pieniądze leżały na talerzykach...Racja też z poziomem obycia.
UsuńPrzespałem się z tym problemem, i teraz widzę, że zapomniałem, że "Bet nawet jak nie ma racji, to i tak ma rację"! Dziwiło mnie dlaczego nie zauważasz, INNEGO zachowania Moskwian w tramwajach, tylko skupiasz się na formie tego kasownika. Wydawało mi się, że to działanie ludzi determinuje wytwarzanie urządzeń bardziej rozbudowanych i zabezpieczanych, ale w zetknięciu z tak drażliwym problemem socjologicznym może być przecież odwrotnie. Może właśnie ta przezroczysta kasetka i możliwość wyciągnięcia dowolnej ilości biletów skłoniła Moskwian do innego zachowania.
UsuńWiem, że Hon nie za bardzo wierzy w to co piszę, ale powtórzę: chodzi o lata 1972-73, i centra Moskwy i Leningradu. Na peryferiach miast, i w innym okresie zapewne było tak jak to widział Hon.
Jeżeli wkurzyłaś się na mnie to przepraszam, wiem, że te moje skróty są raczej bełkotem, ale się poprawię. ;)
Anzai, o co mam się wkurzać? Zwróciłeś uwagę na to czego faktycznie nie zauważyłam. Ludzie wymyślają lśniące nierdzewką i zabezpieczone na sto kluczyków automaty bo spaczyły się nam charaktery. To ciekawa obserwacja. Czyżby zdziczenie obyczajów było napędem myśli technicznej i motorem rozwoju?
UsuńMOże też być odwrotnie, masz rację.
To mi przypomina te słynne kadry filmowe z łyżkami na łańcuchu, i miskami przykręconymi do stołu. Tak się zastanawiam, czy nie pojawia się jeszcze jeden ciekawy wątek socjologiczny. No bo skoro możemy ludzi cywilizować za pomocą odpowiednio skonstruowanych urządzeń, to pewnie można i w drugą stronę. Może dlatego jest jak jest?
UsuńAle dajmy sobie spokój z tą socjologią, bo za chwilę chyba mnie dorwie Hon ...
Oczywiście, że można ludzi cywilizować zmianą otoczenia. Ale, racja, nie zagłębiajmy się aż tak daleko. Podoba mi się, że szukamy wielu wątków w tekstach, ale sztuka jest też zatrzymać się w tych poszukiwaniach i nie drążyć bez końca.
UsuńJak mawiał "klasyk": "...prawdziwego mężczyznę poznać po tym jak kończy..." hi,hi,hi. Oczywiście dotyczy to nie tylko mężczyzn ale skoro cytuję...
No tak, ja jestem przy kasowaniu biletów tramawajowych, Hon wyjechał na pole przy E28, ale "po łapach" dostaję tylko ja. ;)
UsuńNie, nie, to nie było "po łapkach":-) Na mojej klawiaturce gotuje się już nowy temacik.
UsuńDoszukuję się w tej uczciwości Moskwian wyłącznie wobec siebie. Bo wspólną własność, państwo, z taką rzetelnością, by nie traktowali.
OdpowiedzUsuńHoniewicz
Może i nie, ale uczciwość wobec ludzi jest też bardzo cenną cechą.
UsuńMyślę, że to dziesięciolecia straszliwej tyranii, despotyzmu i bezwzględnej dyktatury zrobiły swoje. Czyste parki, ulice, dworce, mury budynków, sterylne metro, itp. szalenie kontrastują z tym co teraz widać w Moskwie.
UsuńKażda metropolia ma dwa oblicza.
UsuńBet, podzielam Twój pogląd, że uczciwość wobec siebie, ludzi,społeczeństwa, jest ważniejsza niż wobec łupieżczego państwa. Od tamtych czasów, w tej materii, nie zmieniło się wiele. U nas również.
UsuńHoniewicz/
I do Anzai`a. Nie byłem w Moskwie nigdy, polegam więc na opiniach tam bywalców i Twojej też. Jeśli ten despotyczny system wymusił na ludziach, z natury, nie dbających o odruchy potrzeby porządku, to dobrze. Wiadomo bowiem, że wschodnioeuropejskie nacje łącznie z nami, nie mają odruchu utrzymania w czystości otoczenia.
Chwała więc Rewolucji!
Honiewicz.
Honiewicz
Brak "odruchu utrzymania czystości"...hmmm to zabrzmiało złowrogo!
UsuńBet, dziś, jechałem szóstką (E28), do Szczecina. Śniegu już nie ma. To co widać bez pokrywy ze śniegu (a braku jeszcze zieleni, co by zakryło brudy), ukazuje wielkie zaniedbanie. Widok jest odstraszający. To właśnie nazwałem brakiem odruchu otrzymania czystości przez właścicieli posesji. Niestety to jest dość powszechne. Bo, jaki inny może być powód "niewidzenia" zapaskudzonego otoczenia?
UsuńHoniewicz.
Też mnie przeraża to co wyłazi spod śniegu...brr...
UsuńAle "odruch utrzymania czystości" skojarzył mi się z fizjologią.
Do: Honiewicz 08.02.2013, 23:09
UsuńHon, takie widoki widzę bez przerwy w naszym krajobrazie, ale problem jest znacznie głębszy. Otóż to co oglądamy, to najczęściej majątki zdobyte przez tych co złupili III RP w drodze niejawnej redystrybucji majątku państwowego. Tam się nic nie robi, bo "właściciele łupów politycznych", albo nie mają pewności, czy im się uda to przejąć bezkarnie(niektórzy czekają na "zasiedzenie"), albo główkują jak na tym terenie przeprowadzić inwestycje.
Podróż super, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPewnie, że super i jak ciekawie.
Usuń