piątek, 1 lutego 2013

Tramwajem w daleki czas



foto Bet

Niedawna wizyta w Muzeum Inżynierii Miejskiej oraz sygnały z sąsiednich blogów przypomniały, że w archiwum mojego  bloga Wędrownej Mrówki dziennik znajduje się dawno publikowana, taka oto opowieść:


Zabieram Was w podróż odległą w czasie. Pojedziemy niebieskim tramwajem w epokę jego świetności, w czasy gdy był to pojazd, nie bójmy się tego słowa, kultowy. 

Aż tak? 

Jakże inaczej potraktować pojazd, gdzie przeżyłam dreszcz emocji pierwszej samodzielnej podróży bez rodzicielskiej opieki? Jakże wspominać dumę z podróży tramwajem do liceum po latach pieszego dreptania  na lekcje w szkole podstawowej? Przesiadka do tramwaju była wyznacznikiem dorosłości i źródłem niezapomnianych nastoletnich przeżyć. Ile się tam działo! No i po prawdzie, komunikacja miejska składała się wyłącznie z tramwajów i autobusów. Na mojej trasie autobusy nie kursowały. 

Wsiadajmy zatem do tramwaju! Sygnalizator daje  zielone światło.

foto z net

Bim - Bom…! „Na ulicy Brackiej pada deszcz, ale ja zapraszam na wspólną podróż tramwajem linii 8 . Następny przystanek : SOLVAY” – zapowiada głos Grzegorza Turnaua.

Mijamy rozległy teren dawnej Fabryki Sody Solvay, znanej szeroko z faktu, że w czasie okupacji niemieckiej pracował tu Karol Wojtyła. Dziś fabryki już nie ma. Na tym terenie postawiono Hipermarket. Ba! Trzy Hipermarkety pełne zadowolonych, sytych rodaków popychających wyładowane po brzegi kosze zakupów.

Bim – Bom! Następny przystanek: Sanktuarium Bożego Miłosierdzia

To od niedawna. Wcześniej nikt o Sanktuarium nie mówił, choć klasztor Siostry Faustyny stał tu „od zawsze”. Wcześniej, najważniejsza była tu stacja PKP, która była punktem przeładunkowym  żywności uzupełniającej zaopatrzenie mieszczuchów. To tu, wiejskie kobiety przybywające z okolicznych wiosek, wkraczały do naszego tramwaju z koszami pełnymi jedzenia. Kobiety były hałaśliwe, ostro dźwięczały bańki z mlekiem, ptactwo gdakało, gęgało… Całe to towarzystwo jechało na plac targowy w centrum miasta. My, ówczesna młodzież krzywiliśmy się z niesmakiem widząc wielkie kosze owinięte w białe prześcieradła, za pomocą których mocowano je na plecach okutanych w chusty kobiet. Wokół nich oraz ich tobołków roznosił się specyficzny zapach kwasu mlekowego, bardzo drażniący nasze „inteligenckie” nosy. No i ta walka o miejsce na pomoście gdzie zazwyczaj rozkładaliśmy szkolne teczki oraz zeszyty, aby w czasie podróży jeszcze czegoś się douczyć. Ech, te baby!

Bim – Bom! Następny przystanek : Łagiewniki!

Teraz to mamy dobrze, tory tramwajowe biegną bokiem, równolegle do jezdni nie kolidując z ruchem na jezdni. Dawniej linia tramwajowa krzyżowała się tu z torami kolejki wąskotorowej transportującej kamień wapienny, surowiec dla fabryki Solvay. Tramwaj musiał czekać. Nierzadko wagoniki wyskakiwały z torów i rozsypywały się po jezdni. Przerwa w komunikacji długa ale dla nas, szkolnej młodzieży, to czysta radość. Super ! Z czystym sumieniem możemy spóźnić się na lekcje. Może nawet klasówka przepadnie… hi, hi, hi.

Bim – Bom! Następny przystanek: Rzemieślnicza

Naprzeciw mnie zasiada, hmm… Bardzo  Przystojny Pan. Czyste spojrzenie brązowych oczu, subtelny zapach bardzo męskiej wody toaletowej, zadbane dłonie. Ach… dlaczego serce przyspiesza?

Nie, to nie ten chłopak… Dawno, dawno temu wypatrzony przez moje nastoletnie oczy. Oczekiwany i pojawiający się codziennie na tym przystanku, w dziewczęcych marzeniach: mój towarzysz i przyjaciel. W rzeczywistości: ktoś nie zwracający na mnie uwagi, nie zdający sobie sprawy, że powoduje przyspieszone bicie serca stojącej obok dziewczyny. Nigdy nie wystarczyło odwagi, aby zagadać bo dziewczętom „nie wypadało” tak robić. Cóż, niespełniona, tramwajowa miłość…

Bim – Bom! Następny przystanek: Rondo Matecznego

Tu postoimy nieco dłużej bo to duże skrzyżowanie i ruch regulują światła. Jest czas, aby przyjrzeć  się  współpasażerom. Do wagonu wkracza właśnie grupka młodzieży szkolnej. Rozmawiają o swojej szkole, najchętniej obmawiając nauczycieli. Jest mi trochę nieswojo, bom sama belfer, nie chciałabym usłyszeć o sobie tego, co słyszę teraz. No i jest temat do przemyśleń natury zawodowej. Ta młodzież ma wiele racji…

Obok słychać sygnał telefonu. Chcąc – nie chcąc muszę wysłuchać całej rozmowy i poznać  najnowszy problem współpasażerki. Drobiazg, cierpnę jednak gdy owa Pani głośno i wyraźnie dyktuje swój nr telefonu. A ochrona danych osobowych? Na szczęście nikt nie notował, ale może ktoś nagrywa? Wobec wszechobecnej elektroniki nie można czuć się bezpiecznie.

Ruszamy. Nadal obserwuję pasażerów. Makijaż młodych dziewcząt, sposób uczesania kobiet, ich ubiór i sposób poruszania się. Na tej podstawie układam historie życia tych osób. Ciekawe zajęcie w podróży.

Bim – Bom! Następny przystanek: Smolki

To nazwa niewielkiej uliczki przylegającej do przystanku. I tu, w tym niepozornym miejscu, do wagonu wkracza ZNANA OSOBA. Popularny w lokalnej telewizji reporter. Wszak nieopodal mieści się  siedziba  Regionalnej TV. Więc pewnie wraca z pracy. Siada obok i… czuję niemiły, knajpiany zapach. Mieszanka dymu tytoniowego oraz piwa. Więc może jednak nie wraca z pracy? Znany reporter, z sykiem, otwiera puszkę napoju. Wyciągam szyję usiłując zidentyfikować rodzaj napoju. Bezskutecznie. Ale cóż widzę? Ręce tego człowieka niebezpiecznie drżą! Tak bardzo, że nie jest w stanie utrzymać wyjętej z torby książki. Moja wyobraźnia pracuje: zmęczenie, choroba czy alkoholizm? Proszę Pana: coś z Panem jest nie tak! Ale to w końcu nie moja sprawa. W telewizji jednak nie wszystko widać.

Bim – Bom! Następny przystanek: …

I  tak przez całe miasto bo trasa to długa. Na koniec aksamitny głos Grzegorza Turnaua dziękuje za wspólną podróż. Następna linia czaruje głosem Anny Dymnej. Nie, to nie jest żadna reklama, to sposób na promocję miasta – moim zdaniem bardzo miły i oryginalny.

Już koniec podróży tramwajowej. Jutro muszę pojechać samochodem. Będę podróżować mając tylko siebie do towarzystwa i zwykłą radiową „łupankę” do posłuchania, a innych, samotnych kierowców, do mijania…

       Ach, takie czasy… Kochajmy tramwaje!


67 komentarzy:

  1. Klik - Bom!

    Jeszcze nigdy nie czytałam tak ciepłej opowieści o tramwaju.
    Aż zaniemówiłam. Na razie więc tylko Bim - Bom!

    Niech żyją niebieskie tramwaje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tramwaju było dziś ciepło...hi,hi...
      Jestem z tramwajami związana emocjonalnie gdyż to był główny środek lokomocji w czasach szczęśliwej młodości! Duża część młodego życia upłynęła w tramwaju, niebieskim!

      Usuń
    2. U nas nie było i nie ma tramwajów.
      A jeszcze w dodatku z głosem Grzegorza Turnaua i tą jego jazzową barwą... To dopiero jazda...

      Usuń
    3. Tramwaje występują w niektórych miastach, dlatego tworzą klimat miejscowości. Dodanie głosu artysty kojarzonego z tym miastem potęguje ten klimat. Uważam, że to świetny zabieg promocyjny.

      Usuń
    4. Też mamy przystanek "Łagiewniki", ale to jest las, największy w Europie miejski las o pow. ponad 1200 ha, otoczony miejskimi liniami komunikacyjmymi. Tramwaje dostały też skomputeryzowaną infrastrukturę, na przystankach są zainstalowane czytniki podające jaki nr trmawaju za ile minut przyjedzie, można też sobie wyświetlić trasę, przesiadki, no prawie ćwierć Hameryki, tylko, że na peryferiach jak dawniej można zarobić w dziób, jeżeli ktoś znajdzie się tam w niewłaściwym czasie.

      Usuń
    5. Też mamy takie czytniki, wyświetlacze i inne bajery. Tramwaje teraz piękniejsze i wygodniejsze. Nikt nie wisi na stopniach, nie wskakuje w biegu...

      Usuń
  2. Włócząc się autostopem, jak to niegdyś w wakacje było w zwyczaju, trafiłem wieczorem do Krakowa. A że byłem zmęczony, a pogoda była przychylna - położyłem się na ławce na Plantach i niezwłocznie zasnąłem. Śniło mi się, oczywiście, że gdzieś jechałem. Zbudziłem się gdy się ochłodziło. Patrzę - ławka, drzewa, krzaki - gdzież ja przez tę noc zajechałem? Nagle zazgrzytało i między zielenią ukazał się tramwaj. Był niebieski. Wrocław? Kraków? już było łatwiej wybrać.

    Ale zobacz Bet zdjęcie na http://www.olsztyn24.com/news/19375-spotkanie-noworoczne-prezydenta-olsztyna-odbylo-sie-w-filharmonii.html?f=6339497

    Koniecznie!

    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. allensteiner, dziś taka drzemka byłaby wielce ryzykowna...
      Zgrzytający tramwaj nie jest tu najgroźniejszy.
      Zdjęcie Prezydenta Olsztyna bardzo mi się podoba. A co, świety J. nie może być na koncercie?

      Usuń
  3. Świętym wszystko wolno. Ale Twoje umundurowanie na zdjęciu z PKWNem w tle wskazuje na jakoweś koligacje...

    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj żyć,nie utrudniaj. Pójdź na film,czy cóś,albo do lasu w partyzanty.

      Usuń
    2. Ot wypatrzył. Sokole Oko. Nie wiedział? Toż to agentka SB,pseudo"Mrówka".Chowaj się.

      Usuń
    3. Hi,hi,hi.... jakież to insynuacje? Pielgrzym to pielgrzym i już.

      Usuń
  4. Bet,u Ciebie w Krakowie(?),były tramwaje..No to szczęściarą jesteś U mnie były trolejbusy. I tak się jechało,jechało..Nagle koniec jechania.Jako uczniaki wystawiamy mordy do szyb..Szelki spadły. To te połączenia trajtka z siecią zasilajacą. No to natenczas konduktorka wysiadała i nastawiała. Ubaw mieliśmy niesamowity!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla uzupełnienia dodam,że wówczas mieszkałem w niedużym miasteczku koło tego wielgachnego,gdzie szkoła była i tam ciuchcią się dojeżdzało ok.40 min. ale wsio chodziło punktualnie!

      Usuń
    2. Jeszcze jedno,Bet,Mróweczko,bo byłbym zapomniał..Na dworcu kolejowym była restauracja. Po powrocie ze szkoły często tam wpadaliśmy..Pyyycha wątróbka! Zeżarło się to,potem do chałupy tupu,tupu.. Matula się pytała:co ci na obiad? A ja na to:nic..nic..A teraz na tym dworcu diabeł nocuje..Ruina..

      Usuń
    3. Ale wiesz,z sentymentem się wspominam tamte czasy,ale pod względem sentymentalnym właśnie,nie materialnym,bynajmniej..Bieda była,nawet tym ,którzy płacę mieli..ALE MŁODZI BYLIŚMY! I to się liczy!

      Usuń
    4. Cichy, trolejbusy były obiektem mojej zazdrości. Wydawało sie wtedy to szczytem nowoczesności. U nas tramwaj króluje do dziś. Na metro nie ma szans.No i bardzo dobrze.

      Usuń
    5. M-16, wszystko wydaje się nam lepsze bo to czasy naszej młodości więc i patrzenie na świat inne. Widzisz, wbrew opiniom nawet wątróbka na PKP nie była trująca. Bary dworcowe były obskurne, często brudne ale jakoś przeżyliśmy!
      Dzięki za Twoje wspomnienia.

      Usuń
    6. Fajna jest linia trolejbusowa na Krymie. Ma około 90 km długości.

      Usuń
    7. Tak sobie myślę, przypominam, wspominam i wychodzi mi, że nigdy nie podróżowałam trolejbusem. Co za strata! Chyba muszę na Krym!

      Usuń
    8. Albo do Lublina w ramach "PIELGRZYM NA TROPIE PRL".

      Usuń
    9. Kierunek: Lublin!

      Usuń
    10. A w magazynach Muzeum Lubelskiego na Zamku znajdują się np. osobiste przedmioty Bieruta, jak szelki, nawet rachunki za skarpetki, kapcie, szczoteczki do zębów. Ciekawe, po co to trzymają? Może warto to wytropić przy okazji przejażdżki trolejbusem? hi, hi...

      Usuń
    11. Bierut co prawda nie bardzo mnie interesuje bo nie znałam PRL-u za jego czasów ale warto się zapoznać. Pomysł kupiony.

      Usuń
  5. Bet, teraz tramwaje zastąpiłam pociągiem. Zdecydowanie lepsza jazda, bo odstępy między przystankami dłuższe:)
    Z dzieciństwa pamiętam, że częściej jeździłam tramwajem niż autobusem. Całe szczęście, że choroba lokomocyjna mija, dla mnie to była udręka.
    Piękne wspomnienia o niebieskim tramwaju:)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akwamarynko, dziękuję. Nadal chętnie poruszam się tramwajem. Szybciej, wygodniej i taniej np autem. Obecne tramwaje kursują dość punktualnie, nie są zatłoczone, nikt nie wisi na schodach, nie przepycha się.
      Niech nam żyją tramwaje!

      Usuń
  6. Blim - blim - jestem !!!!
    Ach te strassenbahnki ! - najdalsze i najodleglejsze wspomnienia sa z nimi związane. Jechałó się do wujka do Siemianowic, do drugiego wujka na Koszutkę z mamusią albo Babcią, grzecznie za rączkę itd.
    Zabawa zaczynała się jak sie było z kumplami. Tramwaje Katowickie miały to do siebie że jeździły na tyle wolno że mozna było do nich wskoczyc i wyskoczyć a konduktor mógł nam także naskoczyc. To były lata 1953 do może lat 1960 bo później juz byłu drzwi zamykane i na zewnatrz nie było zadych desek wzdłuz wagonów ani uchwytów. Jazda super to była do Chorzowa-Batorego czyli Hajduk na mecz Ruchu Chorzów którego stadion znajdował sie /i chyba znajduje się do dziś/ przy ul. Cichej !!!!.
    Tramwaj będzie mi się także bardzo kojarzył z moja Babcią która ze względu na cenę biletu nie jedźiła na targ tramwajem tylko szła pieszo ok. 3 km. i za to mogła dostac parę dkg więcej czegoś tam - takie były czasy.
    Pozdrawiam serdecznie i dziekuje za temat - łezka sie zakręciła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrusiu, nie płacz! Wspomnienia są miłe. Tramwaje śląskie były koloru czerwonego, prawda? Zawsze mnie fascynowało, że tam, w aglomeracji śląskiej, tramwajem można było dojechać do drugiego miasta! Czysta egzotyka!
      Tak, jazda na stopniach była wielkim szpanem i powodem do chłopięcych przechwałek. Podobnie jak wskakiwanie w czasie biegu tramwaju. Na szczęście prędkość tych pojazdów nie była zawrotna ale i tak dochodziło do wielu wypadków. Stąd wprowadzenie automatycznie zamykanych drzwi.

      Usuń
    2. Strassenbahnki... Z Warmii: Łuciekojwa, kumo, bo straszno bana jadzie!

      allensteiner

      Usuń
    3. allensteiner, uśmiałam się :)))

      Usuń
  7. Na Slasku miasto kolo miasta i tramwajami mozna bylo objechac pol SLaska od Bytomia do Sosnowca(ja wiem Piotr,ze Sosnowiec to nie slaskie miasto ).Tramwaje w moich wspomnieniach to budziki,straszydla nie dajace spac.W Gliwicach jak sie mieszka w starej kamienicy w centrum mozna bylo do niedawna szoku dostac.Przejezdza tramwaj,otwiera sie szafa,lampa sie trzesie no i ten zgrzyt wrrr..Chociaz dawiej byl to jednak najtanszy srodek lokomocji.ALe w moim miasteczku nie bylo tramwaju i do szkoly chodzilam na piechotke spory kawalek niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reno, odkryłaś ciemną stronę tramwaju. Niestety, były bardzo hałaśliwe. Ja mieszkam z dala od linii tramwaju ale znam ten problem z opowiadań znajomych. Zwłaszcza te stare wagony piszczały, zgrzytały i wyły na zakrętach. Mogły być nocnym koszmarem dla niektórych.

      Usuń
  8. Bardzo barwnie opisałaś te swoje retro podróże do szkoły. Łącząc ze wspólczesnością.

    Mimo moich w przeszłości bardzo wielu bytności w Krakowie nigdy nie miałem okazji, potrzeby jechać tramwajem.

    W ostatnim tygodniu maja ub.r. przez kilka dni mieszkałem na Kazimierzu, przy ulicy Józefa 26. Umówiony na Starym Mieście chciałem pojechać taksówką. Ale zdecydowałem się na jazdę tramwajem.
    Co prawda musiałem spory kawałek dojść do przystanku, ale dzielnie pokonałem tę odległość. I wsiadłem. I dojechałem. Z powrotem też. Frajda była. Co, przede
    wszystkim, rzuciło się w oko, to super informacja we wnętrzu. Przestronnie. Wygodnie.

    W dawnych latach tramwajami jeździłem w Szczecinie, Poznaniu i Warszawie. Były to lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte. W moim mieście, po Niemcach jeno linie pozostały. Tramwaje wyzwoliciele, w ramach reparacji wojennych, pewnie zabrali do domu.

    Honiewicz

    P.S. Aaaaaaaaaaaa, jeszcze jechałem tramwajem w mieście Łodzi. Było to w roku pańskim `71.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ho,ho,ho... Honiewicz! Z ulicy Józefa do przystanku tramwajowego jest bliziutko, bliziuteńko. Chyba, że wędrowałeś w odwrotnym kierunku niż ja myślę...hi,hi,hi...
      Masz bogate tramwajowe doświadczenia z przeszłości.Podziwiam.

      Usuń
  9. Bet, bliziutko, bliziuteńko? To dla Ciebie znającej wszystkie zakamarki Krakowa. Ja, w każdym razie długo szedłem do przystanku. Lubię chodzić prostymi drogami! Do tramwaju też. Wszelkie skróty zwykle nie wychodziły mi na dobre. GPS zostawiłem w aucie, a, jak wiesz, tam gdy się zaparkuje i to na kilka dni, to ruszać się nie nie jest wskazane.

    Honiewicz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnioskuję, że poszedłeś w odwrotnym kierunku:))) Cóż, każda strona ma dwa końce, prawda? Zamiast GPS proponuję Plan Miasta, papierowy, oraz kurs na orientację:)))
      ps przepraszam za żarty, faktycznie, w obcym mieście trudno sie połapać, to zrozumiałe.

      Usuń
    2. Prawdopodobnie tak było z tym kierunkiem. Po wyjściu z domu poszedłem w lewo. Plan miasta też mam. Do tego jednak trzeba zmieniać okulary. To już wysiłek. W dwuogniskowych się przewracam. Nic, co na dole nie widzę.
      Całą w tej sprawie wymianę traktuję jako sobie dworowanie z moich w Krakowie kłopotów z tramwajami.

      Odgryzę się gdy przypadkiem będziesz w Zachodniopomorskiem i na morskim szlaku ustalała kierunki.

      Honiewicz.

      P.S.Miałem kiedyś taką sytuację bedąc na spacerze po pustej niemal plaży (chodzę, gdy jesień - zima- wiosna ), zatrzymuje mnie pani i, z zakłopotaniem pyta, w którą stronę trzeba iść (tu wymienia nazwę pensjonatu), by do niego dotrzeć, bo obiad jest, a ona nie znajduje wyjścia. Była około jednego kilometra od swojego pensjonatu.
      Z tego wynika, że nawet na plaży można pomylić kierunki.

      Usuń
    3. Och, jak miło zagubić się na bałtyckiej, polskiej,plaży.

      Usuń
  10. Bet,nie wiesz,co u alElli?? Jakoś tak dziwnie się zrobiło na Jej blogu..Zapowiadała wyjazd do Tunezji..Czy o to chodzi? Bo u Ciebie na blogu też Jej nie ma..?..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to M-16, pełno tu alElli! Popatrz w górę troszkę.

      Usuń
  11. Ja te tramwaje miałem przez dwadzieścia lat za oknem. Przy nocnym zjeździe do zajezdni nie można było usłyszeć głosu z TV. Potem się do tego przyzwyczaiłem, a na wsi nie mogłem zasnąć bo bez nich tak było cicho. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antoni, do dobrego łatwiej się przyzwyczaić. Teraz będą cie budzić koguty.....

      Usuń
  12. Nasze chorzowskie "kanciate" tramwaje były czerwone! Na tylnym pomoście można było palić, dzwonek motorniczego był ręczny... I tu anegdotka:
    "Pewien podeszły już wiekiem chirurg brał w sobotę nocne dyżury w szpitalu, a po pracy wczesnym niedzielnym rankiem, wsiadał właśnie do tegoż starego tramwaju z ręcznym dzwonkiem, wysiadał przy kościele i udawał się na poranne nabożeństwo, gdzie sobie przysypiał. Nieraz w czasie Ofiarowania, przy dzwonkach, odburkiwał kościelnemu z tacą:
    - Miesięczny!
    Buzinki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ileż to rzeczy odbywało się na tylnym pomoście tramwaju...
      Anegdotka śliczna.
      Klikuski!

      Usuń
    2. Ta anegdota przypomniała mi moją. W 1972 r. zaprosiłem Margaretę, uroczą studentkę z Moskwy. Jeździła "na 10 przejazdowym bilecie ulgowym", ale niestety miała dziwny zwyczaj wsiadania przednim wejściem, i głośnego oznajmiania: "Miesięczny!"
      Po kilku miesiącach pojechałem do Moskwy i wszystko wyjaśniło się, tam przednim wejściem wsiadali ci co mieli bilet, i wtedy krzyczeli: "Miesięczny!". Ci co chcieli go kupić wrzucali monetę do takiej przezroczystej kasetki i oddzierali bilet. Gdy ktoś nie miał drobnych wrzucał większą monetę, albo banknot, oddzierał jeden bilet i czekał aż do kasetki podejdzie inny pasażer. Wtedy brał pieniądze, i wydawał mu bilet, itd. aż do odebrania reszty. Nie zdarzyło się, aby ktoś oszukiwał, i nie zauważyłem kontrolerów. Co się teraz porobiło z tym narodem?

      Usuń
    3. Ależ to piękne! To był biletomat o napędzie ludzkim!

      Usuń
    4. To przypominało raczej pojemnik na papier toletowy. Z nawiniętej rolki można było odkręcić dowolną ilość biletów, ale nikt tego nie robił.

      Usuń
    5. Rewelacja moim zdaniem. Brawo dla Rosjan pomimo, że forma prymitywna.

      Usuń
    6. Bet, nie udawajmy, że nie wiemy o co chodzi. Przecież my za Gomułki też zostawialiśmy pieniądze na talerzykach w toalecie, czy w szatniach, a teraz władza wymusza kasy fiskalne. Nie chodzi o formę, ale o wychowanie, zaufanie, a może nawet i poziom obycia, czy świadomości.

      Usuń
    7. Tak, to racja. Pieniądze leżały na talerzykach...Racja też z poziomem obycia.

      Usuń
    8. Przespałem się z tym problemem, i teraz widzę, że zapomniałem, że "Bet nawet jak nie ma racji, to i tak ma rację"! Dziwiło mnie dlaczego nie zauważasz, INNEGO zachowania Moskwian w tramwajach, tylko skupiasz się na formie tego kasownika. Wydawało mi się, że to działanie ludzi determinuje wytwarzanie urządzeń bardziej rozbudowanych i zabezpieczanych, ale w zetknięciu z tak drażliwym problemem socjologicznym może być przecież odwrotnie. Może właśnie ta przezroczysta kasetka i możliwość wyciągnięcia dowolnej ilości biletów skłoniła Moskwian do innego zachowania.

      Wiem, że Hon nie za bardzo wierzy w to co piszę, ale powtórzę: chodzi o lata 1972-73, i centra Moskwy i Leningradu. Na peryferiach miast, i w innym okresie zapewne było tak jak to widział Hon.

      Jeżeli wkurzyłaś się na mnie to przepraszam, wiem, że te moje skróty są raczej bełkotem, ale się poprawię. ;)

      Usuń
    9. Anzai, o co mam się wkurzać? Zwróciłeś uwagę na to czego faktycznie nie zauważyłam. Ludzie wymyślają lśniące nierdzewką i zabezpieczone na sto kluczyków automaty bo spaczyły się nam charaktery. To ciekawa obserwacja. Czyżby zdziczenie obyczajów było napędem myśli technicznej i motorem rozwoju?
      MOże też być odwrotnie, masz rację.

      Usuń
    10. To mi przypomina te słynne kadry filmowe z łyżkami na łańcuchu, i miskami przykręconymi do stołu. Tak się zastanawiam, czy nie pojawia się jeszcze jeden ciekawy wątek socjologiczny. No bo skoro możemy ludzi cywilizować za pomocą odpowiednio skonstruowanych urządzeń, to pewnie można i w drugą stronę. Może dlatego jest jak jest?
      Ale dajmy sobie spokój z tą socjologią, bo za chwilę chyba mnie dorwie Hon ...

      Usuń
    11. Oczywiście, że można ludzi cywilizować zmianą otoczenia. Ale, racja, nie zagłębiajmy się aż tak daleko. Podoba mi się, że szukamy wielu wątków w tekstach, ale sztuka jest też zatrzymać się w tych poszukiwaniach i nie drążyć bez końca.
      Jak mawiał "klasyk": "...prawdziwego mężczyznę poznać po tym jak kończy..." hi,hi,hi. Oczywiście dotyczy to nie tylko mężczyzn ale skoro cytuję...

      Usuń
    12. No tak, ja jestem przy kasowaniu biletów tramawajowych, Hon wyjechał na pole przy E28, ale "po łapach" dostaję tylko ja. ;)

      Usuń
    13. Nie, nie, to nie było "po łapkach":-) Na mojej klawiaturce gotuje się już nowy temacik.

      Usuń
  13. Doszukuję się w tej uczciwości Moskwian wyłącznie wobec siebie. Bo wspólną własność, państwo, z taką rzetelnością, by nie traktowali.

    Honiewicz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i nie, ale uczciwość wobec ludzi jest też bardzo cenną cechą.

      Usuń
    2. Myślę, że to dziesięciolecia straszliwej tyranii, despotyzmu i bezwzględnej dyktatury zrobiły swoje. Czyste parki, ulice, dworce, mury budynków, sterylne metro, itp. szalenie kontrastują z tym co teraz widać w Moskwie.

      Usuń
    3. Każda metropolia ma dwa oblicza.

      Usuń
    4. Bet, podzielam Twój pogląd, że uczciwość wobec siebie, ludzi,społeczeństwa, jest ważniejsza niż wobec łupieżczego państwa. Od tamtych czasów, w tej materii, nie zmieniło się wiele. U nas również.
      Honiewicz/


      I do Anzai`a. Nie byłem w Moskwie nigdy, polegam więc na opiniach tam bywalców i Twojej też. Jeśli ten despotyczny system wymusił na ludziach, z natury, nie dbających o odruchy potrzeby porządku, to dobrze. Wiadomo bowiem, że wschodnioeuropejskie nacje łącznie z nami, nie mają odruchu utrzymania w czystości otoczenia.
      Chwała więc Rewolucji!

      Honiewicz.


      Honiewicz

      Usuń
    5. Brak "odruchu utrzymania czystości"...hmmm to zabrzmiało złowrogo!

      Usuń
    6. Bet, dziś, jechałem szóstką (E28), do Szczecina. Śniegu już nie ma. To co widać bez pokrywy ze śniegu (a braku jeszcze zieleni, co by zakryło brudy), ukazuje wielkie zaniedbanie. Widok jest odstraszający. To właśnie nazwałem brakiem odruchu otrzymania czystości przez właścicieli posesji. Niestety to jest dość powszechne. Bo, jaki inny może być powód "niewidzenia" zapaskudzonego otoczenia?

      Honiewicz.

      Usuń
    7. Też mnie przeraża to co wyłazi spod śniegu...brr...
      Ale "odruch utrzymania czystości" skojarzył mi się z fizjologią.

      Usuń
    8. Do: Honiewicz 08.02.2013, 23:09
      Hon, takie widoki widzę bez przerwy w naszym krajobrazie, ale problem jest znacznie głębszy. Otóż to co oglądamy, to najczęściej majątki zdobyte przez tych co złupili III RP w drodze niejawnej redystrybucji majątku państwowego. Tam się nic nie robi, bo "właściciele łupów politycznych", albo nie mają pewności, czy im się uda to przejąć bezkarnie(niektórzy czekają na "zasiedzenie"), albo główkują jak na tym terenie przeprowadzić inwestycje.

      Usuń
  14. Podróż super, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.