W czasach gdy dziewczynki były po prostu dziewczynkami, które
nosiły kokardy we włosach i piastowały lalki-niemowlaki w malutkich wózeczkach,
każda mała modnisia miała szafie plisowaną spódniczkę. Często był to element
szkolnego stroju galowego w zestawieniu z bluzą zdobną marynarskim kołnierzem z
lamówkami. Taki szyk!
Plisowane spódniczki pięknie pasowały do dziecięcych talii,
wirowały przy obrotach tworząc urocze wachlarze. Małe elegantki wykonywały
wdzięczne obroty zakończone małym dygiem bo cieszyło to ładne układanie się
zaprasowanych fałdek. Nikt nie przejmował się efektem „pogrubiania” nawet tych pulchniejszych dziewcząt. Jeszcze
nie istniał kult szczupłości, a dziewczynki nie były traktowane jak kandydatki
na modelki. Kauczukowe niemowlaki w wózeczkach wskazywały raczej na przygotowywanie
ich do roli mam… Te dziewczynki marzyły o lalkach, które popiskiwały „mama” i
można je było karmić z buteleczki, otulić kocykiem przed snem i zaśpiewać
kołysankę. Tak było zanim wymyślono długonogą i smukłą Barbie na szpilkach z
zestawem do makijażu i obcisłymi strojami w wersji mini. Hmmm… Może tu zaczyna
się problem słabej dzietności
współczesnych pokoleń?
Dość tych dywagacji bo zaraz dopadnie mnie jakiś nawiedzony
gender i skarci za czułe wspomnienia o spódniczkach i lalkach dla dziewczynek.
Wracam do plisowania.
Pielęgnacja
plisowanej garderoby była pracochłonna. Aby zapobiec dewastacji fałdek trzeba
było je zabezpieczać fastrygą przed zamoczeniem. Fałdka po fałdce były mocowane
nitką i w tym „zaszytym” stanie prane, a następnie prasowane przez wilgotną
szmatkę, aby zachowały szyk i ostrość kantów. Na koniec usuwano nić fastrygi,
prasowano kolorowe wstążki na kokardy. Strój galowy małej elegantki gotowy!
foto z net |
Nastolatki
też nosiły plisowanki, ale w innej nieco formie. W tym wieku już trzeba było
podkreślać świeżo wykształconą talię. Plisowaniu poddawano spódnice kloszowe
pozbawione zakładek w pasie. Powstawały powłóczyste, szerokie dołem solejki
często długie aż do kostek. Alternatywa dla równie efektownych, szalonych,
bananówek o niezwykle oryginalnym kroju.
Poważniejszą
odmianą plisowania były kontrafałdy w „grzecznych”, wąskich spódnicach. Tu
występowały pojedyncze, zaprasowane fałdy z przodu lub tyłu lub kombinacje zaszytych
do linii bioder fałd na obwodzie spódnic. To wersja dla kobiet dorosłych i
dojrzałych w różnym stopniu zaawansowania. Stosowna nawet dla seniorek jako
element kostiumów i garsonek.
Plisowana
odzież nadal występuje w obecnej modzie. Współczesne materiały i technologie
plisowania sprawiają, że nie trzeba już fastrygować fałdek przed praniem. Są
trwałe i wystarczy je mocno strzepnąć po wypraniu.
Spódnice
z kontrafałdami zanikły. Może ktoś widział je ostatnio? Znikły też kokardy jako
element zdobienia dziewczęcej i damskiej garderoby lub fryzury. Może ktoś
widział niedawno kokardy albo chociaż małą kokardkę?
No to mnie zaskoczyłaś tym fastrygowaniem, nie wiedziałem, że to aż tak trzeba było zabezpieczać. Pamiętam natomiast, że siostra do tej czarnej plisowanej spódniczki nosiła wykrochmaloną białą bluzkę. Ja też zresztą miałem krochmaloną białą koszulę. Teraz krochmal dodaję tylko do sosu ...
OdpowiedzUsuńAleż jesteś szybki:))) Dopiero co opublikowana notka - nawet nie odeszłam od klawiatury:))) Brawo za refleks!
UsuńTak, fastrygowanie było konieczne bo plisy "nie trzymały". Takie były materiały wtedy. Moje spódniczki fastrygowała mama a potem gdy podrosłam, robiłam to samodzielnie.
Ja miałam krochmalone białe kołnierzyki do szkolnego fartuszka. A bluzka biała...Hmmmm pewnie też na krochmalu. Jak szyk to szyk!
Krochmal dodawano też do bielizny pościelowej.
Jak to u Ciebie zwykle bywa ruszasz moimi zwojami mózgowymi w których zakonotowano zdarzenia sprzed wielu, wielu lat. Być może byłbym dziś szczęśliwszy, mądrzejszy, bogatszy gdyby nie śliczna, niebieska plisowana spódnica.
OdpowiedzUsuńMiałem dziewczynę /rok ok. 1962 ub. w./. Śliczna jak marzenie ogólnie a także piękna w każdym szczególe. Była gwieździsta,piękna letnia nocna - ławeczka w parku. Przygotowywałem się do ataku na cześć tegoż dziewczęcia. Gęba była odpowiednio wydenzyfekowana i chyba było już po lampce "Mamrota". Pochyliłem się i .................z papierosa ogień poleciał na śliczną, niebieską plisowaną spódnica. Dziewczę syknęło a miejsce w które padł ogień powiększyło sie do średnicy ok. 10 cm. a w nozdrza dotarł smród palonego jakiegoś sztucznego włókna. Czar prysł ale do niej do domu dotarliśmy przytuleni gdyż w miejscu przytulenia była dziura.
Droga Bet - wiesz że nie sądziłem,że kiedykolwiek z mojej pamięci zostanie wydobyte to zdarzenie.
Pozdrawiam
Piotrze, a kto tego papierosa ćmił akurat? Ha? Albo całowanie albo palenie!. Hi,hi,hi...
UsuńMiło mi, że wywołałam wspomnienie. Ciekawe, że pamiętasz kolor tej spódnicy... Mężczyźni rzadko takie szczegóły zauważają.
Chyba buraczkowa hehehe !!. a ona była wstrętna jak noc tylko się nie przyznałem hehehe. a ona tez ćmiła tylko nie w tym momencie hehehe
UsuńNo nie! Niebieski pomylić z buraczkowym???? Tylko facet to potrafi.
UsuńMoj koszmar to granatowy mundurek szkolny z elany. Spodnica w kontrafaldy, I nie wiem czego to roslo ze mna. Mama byla utalentowana osoba i z 2 mundurkow przeszywala na jeden,kontrafaldy przeradzaly sie w pliski i ta wsciekla elana byla nie do zdarcia. Teraz wspominam z sentymentem ale wtedy nienawidzilam tego z calego serca.No i popatrz - chociaz palilam od dziecka to zadna dziura akurat w tym nie wypalila ....Potem to granatowe szczescie dodzierala siostra ..
OdpowiedzUsuńJakos widac specjalnie nadzwyczajna elegantka nie bylam - lalki olewalam, ale zawsze marzylam o waskich spodniach,potem o tzw dzwonach a mama mi nigdy nie uszyla... Nie uznawala takich nowinek.Tzn - dla niej kobieta miala byc kobieta ,sukienka i chociaz mowila ,ze na mnie worek od kartofli wlozyc i tez bedzie mi dobrze to jednak na zadna bikiniare w domu sie nie godzila hi,hi...
Oj tak, Reniu, elana była "nie-do-zdarcia" :))) Też się wściekałam na te granatowe fałdy i pliski a teraz chętnie sięgam po ten kolor.
UsuńMam podobne przeżycia w sprawie modnych ciuchów. Marzyłam o dżinsach - nigdy ich nie dostałam choć były dostępne dla moich rodziców. Uważali to za fanaberie i kupowali mi krajowe Odry. Cóż, taki los...
Klik dobry:)
UsuńA ja bardzo lubiłam granatowy mundurek. Był piękny i szanowałam go bardzo.
W moich szkołach nie było mundurków. Obowiązywały białe bluzki i granatowe spódniczki, chętnie plisowane. Plisowany miałam też fartuszek "codzienny" uszyty z granatowej "zerówki". To już w czasach gdy wyszły z mody błyszczące chałaty z podszewki:)))
UsuńBardzo ładnie się wyglądało w solejkach. Tak dziewczęco i zgrabnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Plisowania były i są bardzo ozdobne i dziewczęce. Tylko niewiele dziewcząt chce być dziewczęcą... A może to ten przeklęty gender jednak atakuje?
UsuńCzy to upadek obyczajów? Czy ich modernizacja? Można powspominać fastrygowanie plis i inne pracochłonne fanaberie, ale dziś premier poważnego państwa występuje publicznie - jak uczennica podstawówki - w dżinsach i rozchełstanej koszuli...
OdpowiedzUsuńA co do lalek - warto chyba odnotować "szagajuszczije kukły", które bodaj w latach 70-tych były przebojem - nie jestem pewien, czy istotnie kroczyły prowadzone za rączkę, ale widziałem, jak kupowano je w ZSRR.
allensteiner
Tak, lalki kroczyły. Podobnie jak kosmonauci. też były lalki w tej postaci.
UsuńUpadek obyczajów jest w istocie. Premier bez krawata w publicznym wystąpieniu - nie do przyjęcia chyba, że jest to migawka z wizyty roboczej lub urlopu.
Będąc ostatnio na spektaklu w teatrze zadziwiłam się, że niektórzy widzowie wnosili na salę plastikowe butelki z napojami. Popijali w trakcie przedstawienia. Jakoś mi to nie pasowało do wpojonych za młodu wzorów zachowania w teatrze. Dorośli ludzie nie wytrzymają godziny bez picia? No, gdyby to był szampan w kryształowym kieliszku to pełna zgoda. Ale butelka "pet" w świątyni sztuki? Łeeeeeeeeeeeeeee..........
A co to są solejki? Coś ze słońcem (fr. le soleil)? Zresztą - ładnemu we wszystkim ładnie.
OdpowiedzUsuńallensteiner
Tak, faktycznie nazwa takiej spódnicy wywodzi się od plisowania, które przypomina promienie słoneczne. Właśnie one tworzą cały urok solejki.
UsuńDokładnie tak, świetnie to alElla wytłumaczyła.
UsuńWitaj Bet ja nosiłam i kokardy oraz plisowane spódniczki co było dla mnie karą że byłam dziewczyną a nie chłopakiem chcialam mieć spodnie ale nie musiały być sukienki ale teraz nadrabiam chodzę w spodniach i na specjalne okazje zakładam tylko sukienkę serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńByłaś zatem "chłopczycą". Tak też bywa.
UsuńI tak dziewczynki wyglądały jak pionierki z zaprzyjaźnionego ideowo kraju. Boże jak oni kochali kokardy
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nadal kochają. Kokardy można już teraz tylko u nich zobaczyć.
UsuńNie miałam plisowanej spódniczki :(
OdpowiedzUsuńNatomiast w późniejszych latach miewałam spódniczki z karczkiem od którego odchodziły kontrafałdy. Kilka takich miałam, bo bardzo lubiłam ten krój. Do prania faktycznie najpierw zszywałam. Ale później przeczytałam gdzieś, że prasując kontrafałdę uprzednio posmarowaną kostką mydła po stronie wewnętrznej trzymała fałdę w należytym stanie. i tak też było :) Prałam przez zamaczanie i wieszałam z wodą.
Pozdrawiam serdecznie :)
Jakie fajne sformułowanie "wieszać z wodą" :))) Nigdy tego nie słyszałam. Zawsze było "wieszać mokre", wieszać nie wirowane, nie wyżęte... Bardzo mi się podoba wieszanie wody!
OdpowiedzUsuńAkwamarynko, naprawdę zachwyciłam się tym zdaniem, nie krytykuję - zachwycam się!
to jak syrop do nitki albo do piórka, bardzo mi się do piórka podoba , określenie miodzio ale wyczajenie kiedy to piórko w syropie już jest to sprawa poważniejsza
UsuńNo przecież czuję, że nie krytykujesz:) Pozdrawiam :)
UsuńTo dobrze, że czujesz. Tak sie tylko ubezpieczam na zapas aby nikogo nie urazić:)))
UsuńBET - OPISAŁAŚ MNIE W TEJ NOTCE kropka w kropkę ta dziewczynka to ja. Najpierw miałam granatową plisonanę spódniczkę na szelkach, szelki były nieodzowne bo w tym wieku byłam chuda jak patyk i wszystko ze mnie oblatywało a sama wiesz, czasy były takie , że dziewczynce szyło się na wyrost, żeby długo pochodziła. Jak wyrosłam z dziwczynki i stałam się panienką dostałam czarną plisowaną spódnicę , do ziemi, strasznie dużo materiału poszło bo raz, że 176 wzrostu a drugie że w tym wzroście nogui dominowały więc od pasa do ziemi daleko. Materiał cudem się zdobywało. Trzeba było daćź do plisowania a dopiero potem krawcowa z tego uszyła. To była moja spódnica na studniówkę, do tego biała bluzka z szyfonowymi rękawami, no i czerwony kwiat we włosach. Bardzo długo nosiłam tę spódnicę, przydała się i na sylwestrowe spotkania i na kolejne śluby, Jeszcze długo jak pracowałam chodziłam w tej spódnicy na różne okazje. Kiedyś taki ciuch służył nam przez lata. Sukienki ze zdobycznej krempliny przerabiało się na tuniki do spodni, a kolorowe bajecznie bluzki darowało się bratu bo właśnie przechodził okres dzieci kwiatów.
OdpowiedzUsuńWynika z tego, że byłyśmy obie "plisowane dziewczynki":))))
UsuńRacja, takie ciuchy nosiło sie latami, darowało młodszym a...czasem nawet braciom...hi,hi,hi...
To ja też się pochwalę. Teraz sobie przypomniałem, że w 1967 r. miałem spodnie z plisowaną fałdą (!). Musiałem chyba w tym śmiesznie wyglądać, ale taka była moda a'la Beatles. Spodnie były rozszerzane od kolana w dół, a w ostatniej fazie tej mody na zewnętrznej stronie była taka zaprasowana fałda z guzikiem na górze. Moda szybko minęła, więc się nie nachodziłem w tym dziwactwie, ale pliski miałem. A co!
UsuńRacja! Były takie spodnie. Może w tym samym czasie co buty męskie ozdobione wielkimi klamrami?
UsuńPS. Takie same dwie fałdy/pliski z guzikami miałem na marynarce z tyłu. Tak więc proszę mnie dopisać do tej seksistowskiej notki, bo panowie też mieli plisowane garnitury.
UsuńDobrze, już dobrze "plisowany chłopczyku" :))))
UsuńButy z klamrami były znacznie później, chyba gdzieś ok. 1975 r., ale nie o klamry tu chodziło tylko od linię buta, który był na grubej 3-4 cm. podeszwie miał szeroki okrągły czubek nosa (potem noszono je na budowach, bo zabezpieczały przed wdepnięciem na gwoździe!), i wysoki 7-8 cm. obcas. Hitem były amerykańskie kowbojki, i te miałem, z prawdziwej skóry ozdobionej motywami indiańskimi.
UsuńNo i wreszcie, ponieważ byłem kulturystą, to miałem (i mam!) takie koszule z fałdami na plecach - to zabezpieczało przed przypadkowym rozerwaniem ubrania (napięty mięsień zwiększał swoją objętość).
Te plisowane z tyłu marynarki widuję nawet dzisiaj, prezentują się nieźle.
Pozdrawiam
"plisowany chłopczyk" ;)
Marynarki z fałdą na plecach /zaszytą do pewnego miejsca/ są charakterystycznym strojem Bawarczyków. Bardzo ładnie się układają i szykownie wyglądają.
UsuńWspomniane przeze mnie buty z klamrami to efekt popularności któregoś zespołu Big Bitowego. Hitem były właśnie klamry i wysokie obcasy. Dodając do tego spodnie z pliską i koszule w kwiaty mamy gender w czystej formie:))))
Wszystko już było!
Buty z klamrami na pewno mieli "Skaldowie" i "No to co", ale tylko na scenie, więc klamry się nie przyjęły, ale buty tak. Do dzisiaj mam taką jedną parę, właśnie do prac warsztatowych. Pamiętam też, że idąc na jakąś galę wpinałem do butonierki/kieszonki nie sprytnie złożoną chusteczkę, ale właśnie jakąś plisowaną pięknie upiększankę w kolorze krawata. Tak, wszystko już było, poza bajzlem jaki mamy dzisiaj (ach, musiałem, no musiałem).
UsuńTak, te buty to była modowa efemeryda. Plisowane upiększanki także pamiętam. Popatrz, wychodzi na to, że w temacie plisowania więcej punktów zaczepienia jest w modzie męskiej... Czyli moja teoria, że gender zawsze istniał jest poprawna!
UsuńMasz rację z tymi lalkami. Kiedyś lalka i wózek dla lalki to było marzenie dziewczynki. Nasi rodzice zwykle byli biedni wię na codzień narzeń nie spełniali. Wózek dla lalek zrobił mi mój Dziadziu, nie wiem z czego, z jakiejś dykty chyba a koła ze zdemolowanego autka mojego brata. Wóżek był obity ceratką, jak prawdziwy. Nigdy nie zapomnę jednych moich IMIENIN. jAK TYLKO SIĘ OBUDZIŁAM mAMUSIA PRZYNIOSŁA MI w prezencie talerzyk z pozimkami i pościel dla lalek. Najpiękniejsza pościel, jaką widziałam. Biała, w kolorowe groszki. W mojej kamienicy mieszkała pani Władzia, krawcowa, Zawsze chodziłam do niej po szmatki i szyłam sukienki dla lalek. Z takich właśnie "szmatek" uszyta została pościel.
OdpowiedzUsuńTeż chodziłam do krawcowej po "szmatki". Miałam tego całe pudełko i wspólnie z koleżankami szyłyśmy stroje dla lalek. Czasem bardzo fantazyjne.
UsuńDawniej takie domowe krawcowe były wszędzie. To tam ubierały się mamy i ich córki. Mężczyźni mieli chyba trudniej bo skazani na państwową konfekcję.
Bet,ja tu tam tego,pani, nie bedę w jakiemśiś tam to,owo,tamto i owamto kokon owijał,tylko zagrzmię głośno,aże szczyty Tatr wezmą i rozpukną się:"PRECZ Z KOMUNĄ". Hop,hop,hop! Kto nie z nami ten z komuną,hop,hop,hop!
OdpowiedzUsuńSzesnasty Waszku, skąd te okrzyki? Mamy wiec jakiś? Co ma pliska do komuny?
UsuńCo ma pliska do komuny? Pliskę bułgarską popijaliśmy, bo francuskie koniaki miały ceny nie do przełknięcia.
OdpowiedzUsuńallensteiner
Pliskę pijam obecnie. Nawet przed chwilą do niedzielnej kawy:)))) Ale faktycznie, Pliska bardzo pasuje do tematu plisowania!
UsuńIdzie sobie facio,idzie.. Piórko mu się migoce. A tu łubudu w łeb! Dostał w ryja .pyta,co to kto to? Prima aprilis!-usłyszał. i padł.Czesć jkego pamięci!
OdpowiedzUsuń