Niektóre
wspomnienia mają smak. Tym razem smak kokosa. Kokosanki! Tak nazywały się
okrągłe herbatniki wypiekane z dodatkiem kokosowych wiórków i z tego powodu
tworzyły herbatnikową elitę. Jak
rozkosznie było chrupać w ciastku drobinki egzotycznego orzecha i czuć kokosowy aromat. Smakowe doznania
uruchamiały wyobraźnię przenosząc nas w wymarzone, lecz nieosiągalne, tropiki…
Piaszczyste, gorące plaże, szum palmowych liści w upalnym wietrze i odgłos
murzyńskich tamtamów – takie skojarzenia wywoływały u mnie peerelowskie
Kokosanki! Nasze wtedy podróże: palcem
po mapie chrupiąc kokosanki.
Skromniejszy
braciszek kokosanki to zwykły „ptiberek”. Zdrobnienie pochodzi od obcobrzmiącej,
oryginalnej, nazwy ciasteczka: Petit Beure. Zauważam, że w Polsce Ludowej
popularne było spolszczanie nazw. Całkiem odwrotnie niż teraz kiedy to szyku
zadają nazwy brzmiące z angielska lub najlepiej z amerykańska. W PRL-u tylko koń Pawlaka zyskiwał na urodzie
przymiotnikiem „amerykanski”. Zwykłe ciasteczka nazywano pieszczotliwie, po
polsku, ptiberkami. W pewnym okresie całkiem odrzucono ten anglicyzm, zatarto
wrogie pochodzenie nadając ciastkom banalną nazwę „Szkolne”. Buuuu… Tak, po
prostu sprowadzono je do poziomu tekturowego tornistra. Nie, nie było szans,
aby jedzenie „Szkolnych” wywoływało jakieś marzenia. Raczej skojarzenia z
mozolną nauką i siedzeniem w twardych ławkach. Może o to chodziło? Ideologiczna
indoktrynacja smakiem? Hmmmm… Nie tak łatwo! Wkrótce na rynku pojawiły się
okrągłe, pakowane w tekturowe rulony ciasteczka „Alberty”. Pech chciał, że
właśnie wtedy poznawałam postać św. Alberta. Skojarzenie zostało zapamiętane,
utrwalone w miarę opróżniania kolejnych ruloników i tak już zostało.
Specjaliści od socjalistycznej ideologii ponieśli klęskę.
A
jak w tym kontekście bezpiecznie zakwalifikować czarne, kakaowe „Murzynki”?
Zjadaliśmy je ze smakiem bez posądzania o rasizm. Kto odważy się teraz ugryźć Murzynka?
Neutralne
światopoglądowo były chyba tylko biszkopty w charakterystycznym kształcie… Jak
opisać te płaskie pałeczki? No, po prostu kształt biszkopta! Smak także
biszkoptowy.
Wszystkie
wymienione rodzaje słodkiego pieczywa przetrwały do dziś. Właśnie chrupię
kolejne kokosowe ciasteczko /pyszne!/ z talerzyka omijając banalnego ptiberka i
zerkam do koszyczka gdzie cierpliwie leżakują biszkoptowe biszkopty… Murzynków
nie mam bo nie lubię… Kakaowych herbatników. I tak powstał ten smakowo
wspomnieniowy tekst.
Mam w nosie - murzynki lubię,zjadam ,czasem piekę murzynka i tak to nazywam.Do ludzi znanych mi o ciemnym kolorze skóry mówię po imieniu jakim mi się przedstawili.
OdpowiedzUsuńHerbatniki bo ja wiem,, jakoś mi się nie kojarzą z tamtymi czasami może dlatego, że mama piekła pyszne ciasta drożdżowe ,z owocami i na tym pozostawałyśmy...No i czasem po kostce czekolady dostawałyśmy z siostrą...A co do rasizmu - coś mi się obiło o uszy ,że w tym roku ćzarny Piotruś ma być biały hi,hi
A ja białą czekoladę zabarwiłam na zielono... Bez podtekstu ideologicznego:))))
UsuńTeż mam w nosie podejrzenia o rasizm, którego jestem chemicznie pozbawiona. Kocham wszystkie kolory oraz nacje!
Herbatniki znasz na pewno tylko może nie robiły na Tobie wrażenia skoro taaaaaaaaaaakie ciasta domowe wcinałaś:))))
BET,NIE WIERZ jEJ,TO MIMO WSZYSTO RASISTKA JEST!
UsuńPtiberki to było to !!. Robiło sie sernik na zimno z ptiberkami. Zrobiło sie masę jak do tortu pischingera i klap 2 ptiberki w kremem w środku. Pokruszone ptiberki robiły tez za kruszonkę. Ptiberki ...................................... i jaki byłem młody, szkoda ptiberków. Dzisiaj tez sa ale gubia sie wsród innych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Piotrze gdy nic innego nie było pod ręką to ptiberki smarowałam dżemem lub powidłem. Takie ciastka z ciastek:))) Do sernika nadal używa się ich jako podkład-spód. To chyba też degradacja w ciasteczkowej społeczności? Biedne ptiberki, kupię dziś kilka aby im nie było przykro.
UsuńWita cieplo "Mary czary". Mnie rowniez, jak Reni, przychodzi na mysl sprawa dotyczaca "Zwarte Piet".
OdpowiedzUsuńTaki czarny, wesoly pomagier Sw. Mikolaja, ktory zawsze zabawial dzieci. Od zeszlego roku stal sie symbolem rasizmu w Holandii i zrobila sie swiatowa dyskusja. Zreszta wywolana przez "zewnetrzne"'
sily (o ciemnym kolorze skory).....
A ptiberki wykorzystywalam do niedawna do kazdego rodzaju sernika. Kladzie sie je gesto na dno tortownicy i wylewa mase serowa, czy na zimno, czy do pieczenia, wszystko jedno - jest sernik na ciescie i juz.... :) pozdr.
Serdecznie witam maradag! Ptiberki wiecznie żywe:))) Co prawda motywem przewodnim tekstu były kokosanki ale jak widzę ptibery budzą więcej emocji i wspomnień :)))
UsuńWola czytelników jest najważniejsza więc niech żyją ptiberki! Hurrrrrra!
Do ostatniego mojego sernika użyłam kokosanek ale tak stało w przepisie, trudno. Ptiberki muszą to zrozumieć :))))
Odpozdrawiam!
Maradag,a nie lepiej byłoby takiego w kotle ugotować i zjeść?
UsuńHerbatniki moczone w herbacie były moim ulubionym deserem z dzieciństwa, tuż obok babcinej drożdżówki, grubo posypanej kruszonką i oblanej lukrem. No i obok bloku czekoladowego (z herbatnikami, rzecz jasna).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za fantastyczną podróż w czasie, którą odbywam niemal przy każdym wpisie. Czasem są to rejony zupełnie mi nieznane, bo jestem rocznik 84, niemniej bardzo miło się czyta :)
Matko Polko witaj w peerelowskich progach! Właśnie dla Twoich roczników te wspomnienia są najbardziej dedykowane. Pokolenie dzieci peerelu powoli staje się dinozaurami więc trzeba coś po sobie zostawić dla potomności :)))) Tego co piszę ja oraz czytelnicy w komentarzach nie znajdziesz w podręcznikach.
UsuńDobrze, że przypomniałaś blok czekoladowy - należy mu się osobna notka. Pomyślę o tym.
Jeśli jest coś co cię interesuje z tamtych czasów to czekam na sugestie tematów. Będziesz moją inspiracją:))))
Miło, że jesteś tu z nami.
Poczciwe "Petit-Beurre" miały u nas dwie nazwy: herbatniki i "piti bo" wymawiane po francusku, szkoda, że nie znaliśmy Ptiberków. To był stały składnik śniadań, suchych prowiantów i deserów. Gdy świat jeszcze nie znał serków "homo", do utartych jaj z cukrem, serem, i cynamonem dodawało się mąkę kartoflaną i rozsmarowywało na pokruszone Ptiberki. Super!
OdpowiedzUsuńNo popatrz, w jednym kraju wyrastaliśmy /chyba?/ a jednak różnią nas niektóre wspomnienia.
UsuńTego przepisu z mąką kartoflaną nie znałam. A TY nie znałeś nazwy Ptiberki...
Czy można to nazwać różnicami kulturowymi? Hi, hi, hi...
Różnice są, na pewno, ale może to tylko na podłożu regionalno-zwyczajowym? Jestem pewien, że "pti bo" jak i "Ptiberki" pojawiały się w obu miejscach, bo przecież migracja na linii Kraków-Łódź już wtedy była faktem. Co do przepisu to zapomniałem dodać, że tę mąkę kartoflaną trzeba było pierw zagotować tak jak krochmal, i dopiero potem dodać do utartego sera, ale dla kucharzy jest to już oczywistością (wtedy nie było galaretek, kisiel też pojawił się później).
UsuńTak, migracje były. Z opowieści rodziców znam fakt, że wagony były nieogrzewane i ogrzewano dłonie paląc gazety... Zgroza, że też cały pociąg nie spłonął!!!
UsuńAaaaa.... Zapomniałeś o istotnym szczególe przepisu:)))) Dziś także stosuje się taki "domowy budyń" jako składnik mas tortowych. Może dla fachowców jest to oczywistością ale my-amatorzy /!/ Potrzebujemy "kawą na ławę" :))))
Anzai,nie daj się zwieść ty "petit"..To była po prostu "zakucha do kotła!!! Znam to.
UsuńDziało się to bardzo,bardo temu. W połowie zeszłego wieku. W takim już legendarnym kraju zwanym PRL - em. W mieście stołecznym tego Kraju. W mieście w którym chodziło się wąwozami z gruzów . Raczej unikało się chodzenia tymi wąwozami wieczorami . W tych wąwozach urzędowali (właśnie wieczorami i nocami) tak zwani "kupcy".
OdpowiedzUsuńDla czego "kupcy" ?
Wychodzili on z tych gruzówdo idącego lub idących z propozycją "Panie ! Kip pan cegłę"? Cenę podawali w zależności od wyglądu klijenta
Mieszkali w wyremontowanych przez siebie piwnicach .
Wiecie między nimi a studentami istniała tak mona nazwać to przyjaźni.
Ale nie o tym miałem Wam opowiedzieć:
Miałem takiego kolegę murzyna. Nazywał się Abugarba Abdul el Rachman. Pochodził z jakiegoś królewskiego rodu jakiegoś plemienia murzyskiego. Co prawda to byliśmy na bardzo róznych uczelniach on na medycynie a ja na ekonomii. Znaliśmy się dla tego że ja byłem we władzach ZSP a On był przedstawiielem studentów afrykańskich.
Jeden z kolegów zaprosił go to znaczy Abugargę by został chrzestnym ojem jego syna. . Kiedy Abugarga był podpisać dokumenty u proboszcza by podpisać dokumenty. Oczywiście padło pytanie czy był on ocgrzczony zgodnie z instrukcja potwierdził, że ta. Następne pytanie czy jego ojciec był ochrzczony również potwierdił że ta . Kiedy padło pytanie o Dziadka Abugarga odpowiedział, że nie. Że jego Dziadek to jeszcze zjadał białych
Kiedy wrócił do swego kraju został ministrem w ichnim rządzie i w czasie jednego z przewrotów został zmordowany.
Cześć Mirgal! Wspomniani przez Ciebie kupcy nie byli chyba przyjaźnie nastawieni do społeczeństwa... Znam powiedzenie "kup pan cegłę" ale dotąd nie wiedziałam skąd pochodzi i co się za tym kryje. Kolejny raz odsłoniłeś jakąś cząstkę nieznanej mi przeszłości.
UsuńW sprawie czarnego koleżki to dziwię się, że ówczesny proboszcz był na tyle tolerancyjny. Dzisiejszy chyba nie dopuścił by do chrztu z udziałem człowieka o niejasnych pod względem wiary powiązaniach rodzinnych.
Ci kupcy nie byli przyjaźnie nastawieni do społeczeństwa, oj nie byli. Mirgal, zapewne przez szacunek dla naszej pamięci nie podał dalszego ciągu tego powiedzenia, a w całości brzmiało to tak:
Usuń"Kup pan cegłę za sto złotych
cegła lepsza od kapoty"
co oznaczało, że jak "klient" nie chciał kupić cegły to wyskakiwał z kapoty.
Dla bardziej opornych była jeszcze wersja ostateczna:
"Dasz pan stówkę, ocalisz pan główkę".
Aż tak? Bywały wersje ostateczne? Nie znałam tej mrocznej strony odbudowywanej siłami całego narodu stolicy. Jestem ofiarą propagandy i dla mnie powojenna atmosfera stolicy to rytm radosnej melodii "niech się mury pną do góry..." oraz "zbudujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom"....
UsuńByło jeszcze gorzej. To był stary numer kabaretowy, chyba "Zielonej Gęsi", a grali go Kobuszewski i Kociniak.
UsuńChyba dlatego znam to powiedzenie tylko w wersji żartobliwej, kabaretowej.
UsuńNo tak, ale Mirgal pisze prawdę, bo tak było, moi rodzice też o tym wspominali.
UsuńŚwiecie wierzę w to co mówi Mirgal. Kolejny raz dowiaduje się czegoś nowego od gości bloga.
UsuńOdpalisz pan stówkę - odpalisz pan główkę - to nie z Zielonej Gęsi, tylko z filmu Ewa chce spać.
Usuńallensteiner
Ocalisz główkę. Tak ma być, prawda?
Usuń:) :) Oczywiście! Paluszek mi się omsknął.
UsuńAllensteiner też ma rację to "Ewa chce spać" była pierwowzorem.
Co za dzień, same wpadki. :)
Paluszek omsknął się allensteiner'owi... Faktycznie masz wpadki dziś:))))
Usuń:) Z tego wniosek, że lepiej pisać komentarze rano niż wieczorem :)
UsuńWszystko zależy od tego co robisz "przed" :)))
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNazwę "Ptiberki" widzę pierwszy raz. Ale herbatniki, jak najbardziej znam. Były także w paczkach choinkowych. Kokosanki - "wrogie ideologiczne" :))) - znacznie później do mnie dotarły.
Pozdrawiam serdecznie.
PS. Jak teraz nazywać ciastka "Murzynki", aby było poprawnie?
A ja myślałam, że cały świat zna "ptiberki" ! Okazuje się, że to nazwa lokalna :)))))) Och...
UsuńNo to jak nazywały się u Ciebie te ciasteczka ptiberkowe?
Wrogie kokosanki były zjawiskiem o wiele późniejszym niż era ptiberów. Może nawet kokos w ciastkach to Gierkowska fala dobrobytu? Nie pamiętam.
Acha, zamiast Murzynek może afroamerykanki? Lub "czarnuszki" ? Hi,hi,hi...
UsuńByły ciastka o nazwie "Koreanki" ale w jakim kolorze występowały, nie pamiętam. I skąd taka nazwa? Może powiązana z wojną w Korei?
Nie przypominam sobie żadnej nazwy poza herbatnikiem. Za to pamiętam, że herbatnik to także kumpel od picia mocnej herbaty w więzieniu.
UsuńO, tak. Herbatniki bywały w więzieniu.
UsuńNazwa herbatnik oznaczała zapewne tylko ten rodzaj ciasteczka. Wszystkie inne miały swoje nazwy własne jakieś. Moja babcia mawiała /podobno/ "grzyb" na borowika. Wszystkie inne grzyby nazywała odpowiednio: maślaki, kozaki itp. Grzybem był tylko borowik.
@alElla
UsuńHerbatniki w więzieniu po wspólnej herbatce szły do wspólnego łóżeczka. ;)
Ptiberki były od zawsze. Tylko mało kto wiedział, że tak (w dużym przybliżeniu) czytać należy Petit beurre (fr. małe masło???)
Usuńallensteiner
To chyba chodzi o "małe maślane". Nie znam się na francuskim ale dowolne tłumaczenie może to znaczyć.
UsuńWe francuskiej wikipedii czytam, że nie były "od zawsze", a zostały wynalezione w 1886 roku przez pana Louis Lefèvre-Utile
Usuńallensteiner
To dlaczego nie nazywają się "Luiski" albo jakoś tak?
UsuńDawno, bardzo dawno temu w czasach o których najstarsi ludzi nie pamiętają . gdzie podobno istniała góra nazywająca się Olimpem. Na tej górze zamieszkiwała cała plejada bogów i bogiń. istniało państwo nazywające się Grecją. Państwo bardziej kolorowe jak nasza osławiona „tęcza” warszawska.
OdpowiedzUsuńW państwie tym istniała Akademia a której Rektorem i Wykładowcą był znany w niektórych środowiskach Platon.
Załuje, że nie żyłem w tych czasach i nie byłem uczniem Platona System nauczania w Jego Akademii był bardzo ciekawy. Wiecie zajęcia odbywały w trakcie spacerów po gajach oliwnych lub brzegami morza.
A mnie „okupant” skazał na uczenie w zawsze za małych salkach wykładowych.
Zawsze uwielbiałem przedmioty humanistyczne a „okupant” zmusił mnie do ukończenia ekonomii
Słuchając naszych najważniejszych przywódców myślę, że mimo nie ukończenie studiów np. na historii, byłbym chyba lepszym historykiem jak oni
Wiecie moi profesorowie (przedwojenni) nie tylko przekazywali nam wiedzę nie tylko wynikającą z programów. Byli między innymi naszymi WYCHOWAWCAMI.
Uzupełnię naszym najmłodszym czytelników ,że cykl wychowawczy rozpoczyna się domu, następnie przedszkolu, później w szkole podstawowej i gimnazjum no i ostatnim etapem jest wyższa uczelnia
No i przekażę jeden z wielu przypadków. Jk one wyglądały:
>Sesja letnia odbywa się w okresie letnim. Średnia temperatura wynosiła w tych latach 30 stopni.. Na egzamin wchodzi student w białej koszuli z krótkim rękawem i oczywiście rozpiętej pod szyją. Profesor spojrzał na niego i zadał mu pytanie. „Panie ! A kajak to pan zostawił przed uczelnią ?”
Dobry przykład starych metod wychowawczych przytoczyłeś na zakończenie. Walczę, jak umiem w sprawie ubioru uczniów, z bardzo małym skutkiem. Anegdotkę z kajakiem wykorzystam przy najbliższej okazji.
UsuńO, widzę, że zostałaś awansowana(???) na chłopa...
OdpowiedzUsuńallensteiner
Nawet nie zauważyłam. Atakują mnie takie komentarze, których nawet nie czytam bo od razu wpadają do spamu. Ten się jakoś uchował.
UsuńPoprawność polityczna jest taka, że teraz nie wypada pisać a tym bardziej mówić "czarny węgiel"
OdpowiedzUsuńteraz mówimy "węgiel afro-śląski"
Hi,hi,hi... Dobre. Na szczęście nie muszę tego kupować i nie mam problemu z nazewnictwem. Wkładam za to afro-sukienkę? Jak nazwać tradycyjną "małą czarną"?
UsuńOch... A, Kawa? Też afrykańska ma być?
A ja tam nie będę mówił, że kogoś oromili, albo ktoś coś od kogoś wyromił. Nie będę śpiewał "graj przepiękny Romie". Nie będę też poprawiał wierszyka na "Afrykanin Bambo w Afryce mieszka" ani wyrywał strony tytułowej z powieści Conrada "Murzyn z załogi Narcyza". Bo prędzej czy później wyjdzie to samo, co z nieprzyzwoitym słowem "psiakrew", którego ponoć sto lat temu żadna aktorka nie chciała wymówić na teatralnej scenie. Wynalazcy politycznie poprawnych określeń mogą mi nagwizdać, gdzie zechcą.
Usuńallensteiner
Bardzo słusznie. Nie będziemy oromiać. Za nic! Najwyżej coś wycyganimy :))))
UsuńA ja kupiłam węgiel z Syberii. To jaki on jest? Czarny czy afrorosyjski? :)))
UsuńSyberyjski,dobry, solidny. Nie dajmy sie zwariować. Ważne aby ciepło dał.
UsuńNo tak,Bet..no tak..Tu profesor Zdrówko! Czy Ty Bet wiesz,co jesz??? Ja na ten przykład to po takich kokosankach wybiegam z hawiry,cwałuję pół godziny po plaży,aby spalić kalorie!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńEeeee...Tam! Malutka kokosanka nic ci nie zrobi....
UsuńNo nie mogę..Jakieś biszkopty??? No to cwałuję dookoła Królestwa!!!
OdpowiedzUsuńJakiego królestwa? Masz Królestwo? Gdzie? Już tam lecę........ Uwielbiam Królestwa :)))))
UsuńKto wie,dlaczego upadła Rewolucja Francuska? Królowa Antonina rzekła:"Lud Paryża nie ma chleba?To niech je ciasteczka!" I wówczas wkroczyła Bet..
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to Bet tu propagandę sieje anglosaską czy jakąś tam inną.. Przecież cały świat wie,że jak w Anglii się rozlega hasło "five tu clock!" to wszyscy siadają i piją herbatę! No jak nie,jak tak! Sam to widziałem w filmie":Jak rozpętałem II Wojnę Światową"-no to jak nie!!! Oszustko Ty!!!
OdpowiedzUsuńA CO TO TO TO TO?
OdpowiedzUsuńTak, na filmie tak jest w istocie.
OdpowiedzUsuńOj Waszku, uroczo mi tu "rozrabiasz" :))))
Five o'clock
OdpowiedzUsuńallensteiner
Na marginesie tytułu, wspominając PRL nie sposób pominąć, że "W służbie narodu" nazywał się tygodnik albo dwutygodnik adresowany głównie do funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Takąż nazwę nosiło odznaczenie resortowe nadawane przez ministra spraw wewnętrznych, zapewne również milicjantom.
OdpowiedzUsuńallensteiner
To co, herbatnik do tego nie pasuje ? Hi, hi, hi...
UsuńWłaśnie dlatego umieściłam herbatnika w służbie narodu aby nawiązać do atmosfery epoki.
Dzięki za to, że czuwasz!
To było bardzo poczytne pismo, bo były tam relacje z różnych śledztw, jakieś kryminały w odcinkach (chyba nawet "07 zgłoś się" w wersji komiksowej). Sąsiad pożyczał nam do poczytania z zastrzeżeniem, aby nie niszczyć.
UsuńPrzyznam, że nie znam tego pisma. Byłam na etapie Filipinki a zaraz potem Świata Młodych :))))
Usuńherbatniki, moje ulubione smakołyki :)
OdpowiedzUsuń