niedziela, 23 listopada 2014

Nylony, ortaliony, nonajrony



Udręczone wiecznym praniem, krochmaleniem i prasowaniem, panie w maglu od dawna plotkowały, że na „ciuchach” można kupić koszule „nonajrony”. Takie co to wyprać, strzepnąć, powiesić i gotowe. Ach, jaka ulga! Prasowanie męskich koszul, twardych kołnierzyków i mankietów na gładziutko i bez fałdek to wyzwanie dla kochających żon i matek oraz umiejętność niezbędna dla panien na wydaniu. No bo jakże to? Kto opierze i oprasuje kochanego mężusia? Żonka! Żadne tam równouprawnienie nie było przewidziane. Skąd! Elektryfikacja kraju postępowała szybko i panie domowe miały już elektryczne żelazka. Wielkie, ciężkie i bez duszy… Za to z odłączanym kablem, który służył nieraz jako narzędzie przemocy domowej. A więc, precz z żelazkiem! Koszule non iron to jest to! Absolutny syntetyk, bez możliwości wentylacji, latem oblepiający spocone torsy oraz plecy. Biedni panowie, uwięzieni jak w konserwie. 

Nie ma się co rozczulać, panie też nie miały lekko. Elegantki nosiły nylonowe pończochy. Cieniutkie jak obłoczek, sztywne i nieelastyczne jakimś cudem układały się do kształtu nóżki choć… Niekiedy zwijały się wokół kostek w cienkie ruloniki lub okręcały wokół nogi krzywiąc linię widocznego z tyłu szwu. Wrrr, brrr… Trudno było je ujarzmić, naciągnąć i naprężyć za pomocą pasów z zapinkami. Pasy zwane halterami /śląskie/ mniej lub bardziej zdobne w lamówki i koronki to niezbędny element damskiej bielizny w epoce przedrajstopowej. 

Rozwijająca się turystyka handlowa do bratnich krajów powodowała pojawianie się kolejnych syntetycznych, tekstylnych wynalazków. Na „ciuchach” królowały ortaliony! Cieniutkie płaszcze o charakterystycznym kroju. Z przodu klapy, tył pleców dwudzielny z „wywietrznikiem” i kontrafałdą u dołu, wiązanie paskiem w talii. Najbardziej poszukiwane były „oryginalne, włoskie”. Ortalionowy płaszczyk o kroju dziecięcym, bo z kapturkiem, miała moja najlepsza koleżanka. Płaszczyk był w kolorze odblaskowo seledynowym, rozkosznie szeleścił i był obiektem wielkiej zazdrości, łamał dziewczęce serduszka odziane w drelichowe kurtki donaszane po starszym bracie… Buuuu… 

Na szczęście krajowy przemysł chemiczny rozwijał się dynamicznie. Goniliśmy trendy odzieżowej mody i wkrótce w handlu detalicznym dostępne były kolejne plastikowe hity. Nastała moda na krempliny… Mięsisty materiał w wytłaczanym wzorem, często kwiatowym. Jakie to było wdzięczne u obróbce krawieckiej, praniu i nieprasowaniu! Przy wykrojach nie skręcał się, nie zwijał, łatwo poddawał się niewprawnym nawet krawieckim eksperymentom. Nie wymagał mozolnego wykończenia szwów! Wystarczyło kroić nożycami o ząbkowanych ostrzach co zapobiegało strzępieniu się brzegów. Sukienki, spódniczki, spadnie i spodniumy trzymały fason w każdych warunkach! Żadnego zamięcia, żadnej fałdki… No, nic, a nic! Gładkość i szyk jak spod żelazka! Dodając do tego spisu zalet odporność na rozdarcia, utratę koloru, mechacenie czyni z krempliny produkt doskonały!

Następcą krempliny był bistor. Bardziej szlachetna, gładka tkanina o różnych grubościach, splotach i deseniach. Na sukienki, spódnice i spodenki. Na obrusy i zasłony. Bistorowy, kolorowy świat. Wszystko było bistorowe prócz, na szczęście, pościeli. 

Mieliśmy więc niezniszczalną odzież syntetyczną, wygodną i prostą w użyciu, ale ktoś ogłosił powrót do natury i wylansował modę na polski len i importowana bawełnę. Tak nam już zostało. Produkujemy coraz lżejsze i lepsze technicznie żelazka. Karnie prasujemy bawełnianą odzież i bieliznę pościelową dla całej rodziny. Z syntetyków lubimy lub zaledwie tolerujemy nadal tylko damskie rajstopy.  

Dopisek popołudniowy:

Kolejny prezent od alElli z ekspozycją "oblepiającej" sukienki z bistoru oraz płaszczy i kurtek z ceraty przypominającej... No właśnie, co imitowała cerata w konfekcji? Oprócz ceraty stosowano też "skay", który to zastępował skórę. To dopiero był koszmar: Ciężki, gruby i kompletnie nie przepuszczający powietrza. Za to całkowicie wodoodporny!

prezent od alElli
 
ps
 "oblepiająca" sukienka z bistoru całkiem fajnie eksponowała figurę, prawda? Hi, hi, hi...




87 komentarzy:

  1. no Bet - to wypuściłaś dzina z butelki ... tera to obsiadły mnie wspomnienia. Pamiętam domowe prasowanie popelinowych koszul, moja mamcia prasowała i mnie uczyła na przyszłość ;; ufffff - najpierw kołnierzyk po lewej stronie, wtedy po prawej nie zrobią się zmarszczki ... zanim zdążyłam wcielić w życie mamine nauki popelina poszła do lamusa, moje pokolenie miało "elastiki" ... ech moje marzenia o elastycznej bluzce i te wyprawy do DDRu , rajstopy przemycane w schowkach malucha niczym kokaina albo brylanty .. i ta radość, że w końcu rajstopy się nie marszczą i w razie czego elegancko i z wdziękiem nie "spadywują"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malinko, dobry dżin nie jest zły:))) Zwłaszcza z cytryną i tonikiem:))) Prasowanie koszul to pracowite zajęcie i niestety dopadło nas po latach panowania plastiku. Historia kołem się toczy.
      W sprawie pończoch masz rację. Te elastyczne nie spadywują.Co najwyżej "czepiają się" zbyt naelektryzowanej spódnicy. Hmm... Nic nie jest idealne.

      Usuń
    2. No tak,Malinko..no tak.. Kobitki to mają hopla na punkcie mody..Bluzeczki,tu się marszczy,a tam coś tam..A butów ile mają!!! No nie mooogęęę!!! A faceci bidni pożyczki biorą...Zgroza!!!

      Usuń
    3. Coś dorzucę..Malinko,Bet cały czas dżiny z butelki wypuszcza a my musimy z nimi walczyć..A okrutne one są,te dżiny..

      Usuń
    4. J/w cd..Jeden taki dżin to było żelazko do prasowania,ciężkie jak ciężarówa i miało taką dziurę z boku,gdzie szuflowało się żar z pieca. To było tzw"żelazko z duszą"..ło Matulu..

      Usuń
    5. J/w cd..Od tego czasu nabrałem wstrętu do prasowania., wszystko mogę robić,np góry przenosić,,morza wypijać JENO NIE PRASOWAĆ!!!

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    W moich czasach każda dziewczyna chciała mieć długą spódnicę z krempliny dostępnej wtedy tylko w peweksie za dolary lub bony. Niestety...moja spódnica musiała być midi, bo na dłuższą waluty nie wystarczyło.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi o studniówkę.

      Usuń
    2. Midi było bardzo modne. Nastąpiło zaraz po modzie mini. Mój ojciec sarkastycznie twierdził, że to pomysł wymuszający zakupy nowych spódnic bo "z krótkiej mini długiej midi nie zrobisz". Już wtedy wyczuwał niewidzialną rękę rynku.

      Usuń
    3. alEllu, przypuszczam, że "chodzi" także o chodzonego poloneza na tym zdjęciu?

      Usuń
    4. AlEllu,a kiedy nastanie moda na włosiennicę i bicz pokutny???

      Usuń
  3. Ha a o elanie się zapomniało - mój koszmar z młodości ,też kurcze materiał nie do zdarcia. Jeszcze jak człowiek miał mamę szyjąca to taki mundurek z elany był przeszywany, z dwóch zrobiony jeden no niestety dla mnie - serdecznie nienawidziłam tej tkaniny bo kurcze niezniszczalna była.Kolor też nie wychodził..No wygodne te materiały były - nie powiem . Tylko się elektryzowały, i palący mieli przerąbane - dziurka z ognika była natychmiast jak w banku....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano zapomniało się. Elana była przecież hitem nie mniejszym od bistoru! Dzięki za przypomnienie. Wyglądem przypominała jednak bardziej naturalne tkaniny i za to była lubiana. Racja, że tych materii tylko żywy ogień szkodził.

      Usuń
    2. No właśnie Renia, te nasze mundurki, kołnież "marynarski", spódnica w kontrafałdy... I nie nażekaj, bo ja jako młodsza, chodziłam w tym o wiele dłużej.... Póżniej w tej przerobionej z dwóch na plisowaną spódniczkę - bo ty wyrosłaś!

      Usuń
    3. maradag, i tak miałaś szczęście, że po siostrze donaszałaś ciuszki. Ja miałam starszego brata i też ciuchy po nim:( Kurtki, buty, swetry... Nie było, że "to chłopięce". Kurtka dobra jeszcze? Noś młodsza siostro!

      Usuń
  4. Renata mnie ubiegła, bo gdzieś pomiędzy non iron'em, a bistorem, pojawiła się elana, a potem elanobawełna. To był hit! W takim garniturze można było się wyspać pod stołem w restauracji, a nawet w rowie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet był klub piłkarski "Elana".

      Usuń
    2. Tak, całkiem zapomniałam o elanie i elanobawełnie. W moich wspomnieniach to takie już bardziej cywilizowane tkaniny. przynajmniej z wyglądu.
      "Człowiek z elany" - to dopiero brzmi adekwatnie do noclegu w rowie:)))

      Usuń
    3. alEllu piłkarze z Elany to podobnie jak zawodnicy Stylonu-Gorzów, Górnika Zabrze itp... Zawodnicy zakładowych klubów sportowych.

      Usuń
    4. Andrzeju Rawiczu,czy Ty nie widzisz,co się tu dzieje?? To jest terroryzm kobiet względem ciuchów i butów. O!!!

      Usuń
  5. A pamiętasz płaszcze z dermy? Widać na zdjęciu. Te pierwsze były sztywne, jak gumoleum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem jak można było w czymś takim chodzić. A chodziłam...

      Usuń
    2. Miałem marynarkę z dermy. Dopiero z lupą w ręku można było odróżnić ją od skóry, ale nie sprawdzała się w zimnie.

      Usuń
    3. Oj, to musiała być wyjątkowej jakości derma. A może coś zbliżonego do obecnych skór ekologicznych?

      Usuń
    4. No tak..a chińskie jedwabie-oryginalne to gips???

      Usuń
  6. W Łodzi i w kilkunastu innych miastach (np. Bielsko, Bydgoszcz) funkcjonowały przędzalnie z nazwą "Elana". Potem pojawiła się anilana. Wprawdzie istniały pończochy stylonowe, ale wszystkie zakłady je produkujące miały w nazwie stilon (właśnie Stilon Gorzów).
    Nb. pracowałem w kombinacie, który licencję na wytwarzanie anilany (m.in. technologię PF1) w 1979 r. sprzedał ... Japończykom!!! W obecnym śmiesznym kraiku może taki dobrobyt osiągniemy za 30 lat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KImona z anilany? Hmmmm... To Japonia jawi się jako "dziwny kraik".
      ps bardzo proszę nie używaj tego skrótu myślowego "śmieszny kraik" w odniesieniu do PL - wyjątkowo mnie to drażni. Dzięki.

      Usuń
    2. Tu chodziło raczej o technologię przędzenia - nici jedwabne i z anilany na pewnym etapie zachowywały się tak samo. A więc Japończycy naszą technologią produkowali swoje jedwabne kimona.
      Przepraszam za użycie tego zwrotu, ale mnie bardziej drażni to co uczyniono z naszego normalnego kiedyś kraju.

      Usuń
    3. No proszę! Anilana zrównana z jedwabiem! To przecież komplement, a my tu wybrzydzamy....

      Usuń
    4. Andrzeju Rawiczu! Precz z babską tiurli-fiurli,ot co!!!

      Usuń
  7. Mimo wszystko to były piękne dni, nie zna historia takich dat.
    Ja miałem na raz dwie rzeczy z Twojego tytułu notki tzn. pierwszą nonaironowa koszulę w kolorze ćwikły i w cenie 1.75 $ i do tego kupiłem sobie płaszczyk nonajronowy koloru wściekły fiolet za 3,25 $. To był prezent dla mnie na urodziny. Oba artykuły ubierałem w jeden bardzo elegancki strój. Jak wyszło słońce to pot ściekał od szyi poprzez brzuch i ....nie powiem nawadniając podłoże. Jak słońce zaszło to z zimna szczękałem Mazurka Dąbrowskiego. Płaszczyk skończył się dość szybko bo spadająca zapalona zapałka sfajfczyła 1/3 płaszczyka. W koszuli chodziłem długo dopóki nie rozwinęło się trzecie biodro.
    Pozdrawiam jako ówczesny przedstawiciel przodującej klasy w sojuszu ludu pracującego miast i wsi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żałuj, że nie nosiłeś halterów i nylonowych pończoch ze szwem:)))
      Podziwiam panów w nonironach. Mój ojciec miał takie koszule i pewnego razu ratując choinkę przed pożarem stracił cały rękaw, który stopił się od ognia. Aż dziw, że poparzenie nie było groźne. Tak, to były zdecydowanie nie przeciwpożarowe ubranka.
      Co to jest trzecie biodro i co ma wspólnego z koszulą?


      Usuń
    2. Trzecie lub inna nazwa przednie biodro, tworzy taki specjalny gen, który występuje tylko u wybranej grupy prawdziwych mężczyzn. To taka współczesna forma "błękitnej krwi". :) U mnie pojawia się i niestety znika. A co ma wspólnego z koszulą? Nie wiem. Chyba to, że wtedy koszule jakby częściej się zbiegały. :) Jurek.

      Usuń
    3. Aaaaaa.... Z przodu to biodro rośnie! teraz już jasne. Ale popełniłes błąd w tłumaczeniu tego zjawiska: koszule noniron nie zbiegały się w praniu:))) Prawdziwi mężczyźni nie piorą więc tego nie wiedzą?:))))

      Usuń
    4. I tu mnie złapałaś. :) Jurek

      Usuń
    5. Ha! Złapałam i trzymam :)))

      Usuń
    6. To lepiej puść, bo to biodro u mnie jeszcze całkiem nie zanikło i nie wiem czy nie grozi to jakimiś powikłaniami. :))) J.

      Usuń
    7. No dobra, odpuszczam...

      Usuń
  8. hahahahahaha ! Niektórzy zamiast trzecie biodro mówią że to stan najczęściej związany z piwem w którym pępek oddala się od kręgosłupa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam, że to jakiś mięsień piwny jest:)))

      Usuń
    2. Piotrze,z Mróweczką nie wygrasz...Ona wszystko pamięta!

      Usuń
  9. Gdzieżeś ty, Piotrze, tak taniutko kupował te nonajrony? Za pierwszą koszulę zapłaciłem w komisie połowę mojej przyszłej stażowej pensji, z drugą - w PeKaO jeszcze więcej...
    A co do elanobawełny, oglądałem kiedyś koszulę i pytam sprzedawczynię, z czego ona jest. "Poliester plus cotton" - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo tak ten wyrób określono na eleganckiej metce... W Bydgoszcze elany nie produkowano, owszem, na peryferiach Torunia, ale nie tak odległych i to z przeciwnej strony.
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia ile kosztowały te koszule. Pamiętam, że mama kupowała te cuda w sprzedaży "domowej" czyli z jakiegoś przemytu...
      Był też chyba elanolen... Czyli mniej gniotący się Polski Len.

      Usuń
    2. @allensteiner - ta koszula to była okazja i żadna tam elano-bawełna, czysty nylon klejący sie do ciała i dobrze pamietam cenę. To były jeszcze czasy kiedy nie było bonów PKO i sklepów Baltony. Rok ok. 1958. Miejsce zakupu Katowice ul. Warszawska.
      Tytułem pamięci - 0,5 żytniej z kłosem 0,75$

      Usuń
    3. Sorry, trochę później kupowałem...

      Usuń
    4. Tytułem pamięci: czekolada mleczna - 17,50 zł :)))

      Usuń
    5. A mnie dzisiaj w piwnicy wpadł w ręce bilet autobusowy za cztery tysiące złotych i tak się zastanawiam, z którego roku jest ten bilet?

      Usuń
    6. A ja się pytam: dokąd ten bilet? Bo jak do Paryża to nawet aktualny chyba:))))

      Usuń
    7. Na warszawską komunikację miejską.

      Usuń
    8. Biletowi trzeba zdjęcie zrobić i przysłać do Pamiątek z PRL. Może jakaś notka o cenach powstanie?

      Usuń
    9. Dobrze, że nie spaliłam.

      Usuń
    10. No co Ty? Ogniem taka pamiątkę?

      Usuń
    11. alElla - ja bym z tym biletem poleciał się przejechać komunikacja miejską !!!!.
      hahahahahaha !!!

      Usuń
    12. JEJKU,JEJKU, APOKALIPSA!

      Usuń
    13. A wiesz, Piotrze, we Francji po 20 latach jechałam metrem na stary bilet. Tak tam było, ża zakup biletu był zawartą umową na przejazd, która obowiązywała bez względu na to, czy wygląd biletu i cena się zmieniła.

      Usuń
  10. Tytułem sprostowania, czy wniesienia nowych informacji.
    Trzecie biodro - w moim regionie - miało dwa znaczenia: a/ dysplazję stawu biodrowego (staw wychodził z panewki i powiększał obwód w biodrach), b/ żartobliwie nazywano tak skłonność do tycia, a to dawniej był faktycznie przydatek ludzi bogatych (czyt. dobrze urodzonych).
    Koszula non iron po praniu potrafiła się zmniejszyć nawet 2-3 razy! A przy ustawieniu termostatu pow. 60 st. mogła się nawet rozpuścić - oczywiście chodzi o pranie w pralce automatycznej, które w latach 60, ub.w. nie były jeszcze popularne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, już miałam zakrzyknąć: "jakiego termostaty"? Kto miał wtedy termostaty? Koszule w miednicę, proszek IXI i szuru-buru tymi ręcami. W najlepszym wypadku do Frani! O ile pamiętam pierwsze pralki automatyczne pojawiły się w połowie lat siedemdziesiątych...
      Zmniejszanie koszul mogło nastąpić gdy gorliwe gospodynie próbowały je gotować wraz z bielizną pościelową:))))

      Usuń
    2. Wrocławski "Polar" produkował pralki automatyczne od 1971 r., ale były drogie i trudno dostępne. My mieliśmy jakieś dodatkowe wyposażenie do zwykłej pralki "Kaśka", taką grzałę wkładaną od góry. Ale masz rację, większość niespodzianek pojawiała się, gdy z pralki przerzucano pranie do kotła do gotowania.

      Usuń
    3. No tak. Pierwsze pranie w pralce automatycznej, która kosztowała chyba 10 000 zł /?/ oglądała w skupieniu cała rodzina. Włączanie programatora było przywilejem "pana domu", który uważał, że pranie w takim wydaniu to jest męska rzecz:)))) Od Frani i miednicy trzymał się z daleka ale automatem zawładnął. Taki to Pan był!

      Usuń
    4. Tak, dziesięć tysięcy z groszami. Pamiętam. Diałała ponad 20 lat.

      Usuń
    5. Chyba 10 500,00 - coś mi się tak przypomina.

      Usuń
    6. Mieliśmy stary kilkunastoletni automat pralniczy firmy Bloomberg, więc tę nową (faktycznie kosztowała więcej niż TV) Polarowską dostała siostra na nową drogę życia. Nasza pralka automatyczna działała cały czas (chyba nawet dzisiaj by się dało ją odpalić), automat siostry po kilku naprawach programatora powędrował na strych.

      PS. Te Bloombergi sprowadzano dla placówek zagranicznych, w jednej z nich pracował stryj, o którym piszę na innym blogu.

      Usuń
  11. He,he - odsyłam do wpisu - klub pod pralką..wiecie - to były jednak nie zapomniane czasy, dzisiejsi młodzi nawet połowy tej fantazji nie mają . Wiem o czym mówię.Czasem mam wrażenie ,że oni nawet nie rozumieją o czym my mówimy I to jest smutne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, pamiętam Twoje wspomnienia pralnicze:)))

      Usuń
    2. Inne czasy,Renatko..

      Usuń
  12. Miałem nawet jeden garnitur z bistoru.
    No i oczywiście ortalion, koszuli z "nonironu" nie pamiętam
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antosiu, byłeś dzieckiem w czasie koszul nonironowych. Chociaż takie małe, chłopięce też były.

      Usuń
    2. No tyż..nonairony. Ale to był jednak szajs..Choćby z tego uwielbienia,a ja miałem `zawsze stosunek do mody ambiwalentny..

      Usuń
  13. Bet,Mróweczko,słusznie prawisz..Włoskie"ortalione"..Się opowiadało:"Karabiniere,interwento,ortalione pierd.nięto!". Bistor? Znam,znam,.miałem nawet marynarkę z bistoru..Ale wiesz,co..Wtedy łatwiej jak takoś była możliwość kupienia sobie w miarę przyzwoitych cenach coś z ciucha,bo teraz to wszędzie chińszczyzna,a tej nie lubię ani w restauracji,ani w supermakecie. Wszystko na jedną sztancę i byle jakie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że były świetne ubrania. Ja mam kostiumy i spódnice z Mody Polskiej oraz Telimeny do dziś. Niezniszczalne, klasyczne, eleganckie. Podszewki jedwabne. Starannie wykończone. Zamki błyskawiczne nadal działają.

      Usuń
    2. Och, Moda Polska.... Wspomnienie... A Polski Len pamiętasz? Do dziś czuję zapach tego sklepu - naprawdę lniany. A jakie kolory i wzory! A jaka konfekcja z tego uszyta! No, ale mięłło się, oj mięłło.

      Usuń
    3. No jak,Bet,bym nie pamiętał.."Polski len,zdobi Ciebie i Twój dom!"..

      Usuń
    4. A książeczkę pt "Jak to ze lnem było" pamiętasz?

      Usuń
    5. J/w..łoj Bet..A wzięłło i zapomniałło się..

      Usuń
  14. No tak,alEllu,tylko Ty jesteś kobietką i musisz,albo chociażby się starasz,być z modą na ty. A ja jestem dzikus,homo neandertalis i mody wszelkie mam..nie powiem gdzie,bo się wstydzę..A wiesz,skąd mam taki wstręt zoologiczny nieomal? Otóż w szkole kazali nam nosić ciemne gajery,koszule jasne i krawaty..Krawaty nosiliśmy na gumkach(myk i już nie ma!0.Po szkole krawaty do kieszeni,jak również takie dzikawe przylepy,tzn logo energetyki,takie E z błyskawicą w środku. Wtedy to..wiadomo..ale dziś mile wspominam te czasy..Ale uraz do krawatów i garniturów pozostał mi NA ZAWSZE!!! Aktualnie preferuję stroje typu turystycznego,funkcjonalne,wszechstronne, z maksymalną ilością kieszeni!-:)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Waszku, Waszku, nie sposób za Tobą nadążyć więc wybacz, że odpowiadam "hurtem" na wszystkie Twoje tu harce: bałamut i figlarz jesteś:)))

    OdpowiedzUsuń
  16. Oj tam,oj tam..Mróweczko Bet,nie przymarudzaj a uważaj,bo niejaki Krecik Ci się pod kopiec podkopowywuje..

    OdpowiedzUsuń
  17. Wygoda to była, ale upał na pewno doskwierał nie tylko na zewnątrz.
    A'propos, teraz to taka wygoda... żonka nie chce prasować, to koszule upierze firma; każdą jedną na wieszaku upraną, uprasowaną, dostarczą do domu:)
    Temat do wspominek bardzo dobry:) Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz Akwamarynko, tak sobie teraz pomyślałam, że może mężom bardziej "smakują" koszule przez ukochaną żonę wygłaskane żelazkiem? CO??? A może ONI tego nie czują i nie doceniają?

      Usuń
    2. Akwamaryno,nie ulegaj wrogiej propagandzie! Męże do lasu!

      Usuń
    3. Bet, zakochanym mężom na pewno, i czują i doceniają... tak myślę:)
      m-_16 to Ty to powiedziałeś... :)

      Usuń
    4. Tak,Akwamaryno.. Czasami w lesie bywam,turytstycznie,oczywiście i cóż widzę? Gibające się krzewy i krzyki rozpaczy."Help,help!" Wiedziony oczywiście ciekawością podeszłem..i cóż widzę?? Stado frajerów dupków mężów w rui..Nie podchodzić,bo zaatakują! Oddaliłem się więc,bo po kiego czorta dla durniów miałbym ryzykować?? Wolę do Afganistanu!

      Usuń
  18. Bardzo lubię mróweczki,albowiem mrówkojad jestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem z gatunku "niejadalnych":)))

      Usuń
    2. Oj,tam,tra tatam! Bet,nie zasmucaj mnie taK OKRUTNIE!!!

      Usuń
  19. Przyszła Mróweczka do lekarza..A lekarz nie zauważył!! "Następny proszę!!". Mróweczkę szlag trafił i tak to zostało..NFZ umywa łapska.

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.