Nie będę
się wymądrzać i przytoczę oryginalną notatkę objaśniającą bieżącą wystawę w
Muzeum Narodowym w Krakowie:
„Wystawa
odzwierciedla niepowtarzalny charakter mody kolejnych powojennych dekad.
Pokazujemy zarówno ubiory zwyczajne, codzienne, jak i kreacje wybitnych
projektantów, którym przyszło pracować w Polsce lat 1945–1989.
Wystawa organizowana wspólnie przez
Muzeum Narodowe w Krakowie i Muzeum Narodowe we Wrocławiu pokazuje, jak trudne
i ważne było bycie modną w PRL-u. Świat mody był dla kobiet miejscem ucieczki
przed nieprzychylną rzeczywistością komunistycznego państwa. Polki z
determinacją podążały za modą, a inspiracje starały się czerpać przede
wszystkim z Zachodu. Kobieta chciała być "modna i już!", chociaż w
szarej rzeczywistości pustych półek sklepowych nie było to łatwe. Dziesiątki
ubiorów zgromadzonych na wystawie dowodzą kreatywności i przedsiębiorczości
mieszkanek Polski Ludowej. Dzisiaj te dwie cechy kojarzą się przede wszystkim z
businesswomen lub celebrytkami, tymczasem nasze mamy i babki musiały się nimi
wykazywać na co dzień.
Dzisiejsze zabawy w duchu "oldskulowym" i eksperymenty ze stylem vintage wprowadzają obiekty z tamtej przeszłości do bieżącego krwiobiegu mody i nadają im aktualne znaczenia.
Różnorodność ubiorów pokazanych na wystawie "Modna i już! Moda w PRL" jest tak wielka, że współczesne modne kobiety będą mogły pełnymi garściami czerpać z pomysłów swoich starszych koleżanek…
Dzisiejsze zabawy w duchu "oldskulowym" i eksperymenty ze stylem vintage wprowadzają obiekty z tamtej przeszłości do bieżącego krwiobiegu mody i nadają im aktualne znaczenia.
Różnorodność ubiorów pokazanych na wystawie "Modna i już! Moda w PRL" jest tak wielka, że współczesne modne kobiety będą mogły pełnymi garściami czerpać z pomysłów swoich starszych koleżanek…
Czy ja mogłam taką wystawę
odpuścić? Nie mogłam, choć zacisnęły się zęby w gorzkim stwierdzeniu: O, matko! To My i
Nasze Czasy nadają się już do Muzeum? Hi, hi, hi…
I choć zimny deszcz zacinał ja tam byłam, zobaczyłam i
oceniam. Przepraszam bardzo szacowne Muzeum Narodowe w Krakowie, ale wystawa mi
się nie podobała. Krótko mówiąc: Ekspozycja była smutna i wrażenie ogólne
niewesołe. Brakowało światła, dźwięku i
radości choćby w uśmiechach manekinów, które na tej wystawie pozbawiono twarzy, fryzur i
charakterystycznego dla epoki makijażu. Pominięto te ważne bardzo elementy mody!
Ale może po kolei.
Trudno mi oceniać pierwszą część ekspozycji obrazującą lata tuż powojenne.
Kreatywność ówczesnych kobiet zobrazowano ubraniami uszytymi ze spadochronu.
Dalej
poprowadzono nas modowo przez kolejne etapy trwania Ludowego Państwa.
Prezentowane są ubiory codzienne z właściwymi dodatkami: torebka,
siatka na zakupy i torba dowcipnie nazwana „anuszką” bowiem: „A nóż coś się
kupi…” - Jedyny to element humoru jaki
dostrzegłam na tej wystawie. Zresztą, z czego tu śmiać skoro taką współczesną „anuszkę” noszę obecnie zawsze
w torebce bo „a nóż wpadnę na zakupy” a z powodów ekologicznych nie lubię plastikowych reklamówek. Anuszka jest ponadczasowa i już!
Bogata ekspozycja sukien ślubnych. Niektóre inspirowane
modelami światowej sławy projektantów, niektóre bardzo obyczajowo odważne. Dalej drogie koleżanki, wspominajcie jakim strojem uczciłyście Ten Swój Wielki dzień? Prosta sukienka ze stójką czy falbaniasta beza?
Jest oczywiście spora ekspozycja z lat gierkowskiego rozkwitu
PRL nazwana /jak sądzę/ z nutką drwiny: „ Dobrobyt na kredyt”. W tej części manekinowe modelki
bez twarzy pozują w towarzystwie Fiata 126p wystylizowanego na odkryty kabriolet. Mamy dziś prawdziwe kabriolety na ulicach, ale dobrobyty chyba jak najbardziej
też „na kredyty” o czym chętnie zaświadczą „frankowicze”, jak przypuszczam. Hmmm…
Wyeksponowane
kreacje z tego okresu nie zachwycają, niektóre są wręcz brzydkie. Nawet szalona
„bananówka” taka jakaś mało stylowa… Moja, uszyta własnoręcznie z okiennej
zasłony, miała więcej szyku. Nie zobaczyłam tu zamaszystych spódnic z
falbanami, koronkowych wstawek, sukienek z tetry farbowanej w domowym garnku.
Nie było dżinsowych kapeluszy i torebek dzierganych szydełkiem.
Awangardową projektantkę Barbarę Hoff ukryto w kącie, a kreacje z kultowego
przecież Hofflandu wyeksponowano bardzo mizernie. Może nie istnieją już lepsze
egzemplarze z tej kolekcji? To, co pokazano wywołało pogardliwy komentarz
jednego z oglądających: „Hmm, wczesny Egipt…” A przecież odzież z Hofflandu
była atrakcyjna, rozchwytywana, oczekiwana i „wystawana” w ogromnych kolejkach!
To ikona epoki!
Prestiżowa firma odzieżowa Moda Polska – w pełni zasłużona duma
naszego ludowego przemysłu tekstylnego reprezentowana jest na wystawie przez
wiele różnorodnych kreacji pokazywanych na tle obrazów filmowych z tamtej
epoki. Niestety niedoświetlenie tej części ekspozycji czyni ją ponurą i mało
atrakcyjną. Z tego też powodu nie udało się ani jedno zdjęcie.
Bardzo skromny kącik Grażyny Hase
Wszędzie, w każdej części wystawy, brak wyrazistej ilustracji
dźwiękowej. Szkoda, bo piosenki i melodie intensywnie budują nastrój, sprawiają,
że wrażenie wizualne nabiera zupełnie innego wyrazu i zyskuje na intensywności. Jest wprawdzie nikły podkład muzyczny
obok sukienek w stylu Maryli Rodowicz, ale tak maksymalnie wyciszony, że
praktycznie niesłyszalny.
Żal, szkoda. A może źle odczytałam zamysł artystyczny autorów
wystawy, może takiego właśnie odbioru oczekiwano? Może miał to być obraz
smutnego, heroicznego w wysiłkach nadążania za modą reszty świata bez osiągania
większego efektu?
Ja mam w pamięci roześmiane dziewczęta w kolorowych
falbankach, sutych krynolinkach, a z czasem w odważnych „miniówkach”.
Dziewczęta i panie opatulone szalami i chustami, których barwy i wzory biły
urodą po oczach. Uczennice w granatowych mundurkach i śnieżnobiałych białych
kołnierzykach. Panny młode w welonach, koronkowych kapeluszach, powłóczystych
sukniach z trenami. Pamiętam wybuch mody dżinsowej i farbowanych podkoszulków.
Spodnie dzwony, suknie z krempliny i bistoru. Kolorowe, wytłaczane, haftowane i
dziergane ubiory i tkaniny. No i Polski Len! Wielki Nieobecny tej wystawy!
Legenda i kolejna duma polskiego przemysłu tekstylnego. Niezwykłe kolekcje
lnianej konfekcji, ogromny wybór tekstyliów domowych. Produkt eksportowy na
cały ówczesny świat!
Taka
była prawdziwa „Modna i już!” w Peerelu. Idę otrzepać z siebie ten muzealny kurz bo jestem prawdziwie "wkurzona" i cała czuję się jak wyjęta ze starego kufra.
Podobne odczucia miałem, gdy trafiłem na wystawę polskiej elektroniki z epoki PRL. Pokazano wiele eksponatów, ale głównie z t.zw. średniej półki, a przecież elektronikę mieliśmy na poziomie 6-8 miejsca na świecie. Dobrze odgadłaś zamysł "artystyczny" organizatorów - pokażemy to co chcemy, bo jeszcze by ktoś pomyślał, że było lepiej ...
OdpowiedzUsuńA bananówka faktycznie skromna, siostra miała dwa razy bardziej wypasioną.
Och, jak dobrze usłyszeć słowa poparcia. Obawiałam się, że usłyszę: "Oj tam, wydziwiasz, Bet" :)))
UsuńTe sukienki na zdjęciach jeszcze jakoś wyglądają ale "na żywo" prezentują się o wiele gorzej, wręcz tragicznie.
Nie zgadzam się, przede wszystkim dziewczyny w PRL były znacznie młodsze, więc i ładniejsze. A ładnemu we wszsytkim ładniej
Usuńallensteiner
Dziewczyny w PRL były młodsze od ich współczesnych rówieśniczek? Tak należy rozumieć Twój komentarz? Bo to, ładniejsze od łysych manekinów to oczywista oczywistość!
UsuńNie wiem - wystawy nie widziałam i pewnie nie zobacze.Wiem jedno - kreatywność dam z PRL -zabiłaby dzisiejsze dziewczyny,
OdpowiedzUsuńByło smutno i szaro teoretycznie.Każda jednak chciała być trendy i zawsze coś było do wykombinowania ..Teraz w idzie się do odpowiedniego sklepu w zależności od stanu posiadania i kupuje to co koleżanka ma .
Chociaż też pamietam takie czasy ,że była moda na niebieskie spodnie z elanobawełny. Stałam na rynku w Gliwicch i patrzyłam w dół na ul Zwycięstwa.Wszystko szło na niebiesko trzymajac w ręku banana,,,,to było lata osiemdziesiate .I chyba wtedy skończyła się kreatywność a zaczęlo sie bezmyślne naśladownictwo... .
Banany w latach osiemdziesiątych? Nie były one przydzielane dla dzieci tylko i wydawane na książeczkę zdrowia dziecka? Noooo, chyba, że ekstra przydział dla rodzin górników? Jak to z tym bananem było?
UsuńTo byly póżne lata osiemdziesiąte albo początek 90-tych? ,panoszyły się wszelkiej maści bazarki i tam można było kupić wszystko. Przędsiębiorcy leżakowi albo szczękowi sprowadzali z Niemiec i sprzedawali. Reformy Balcerowicza kwitły,ludzie radzili sobie jak mogli....
UsuńDo tego dodać należy "import wewnętrzny" a raczej "przemyt wewnętrzny":)))
UsuńBanany w latach 80. można było co najwyżej przewieźć z Zachodu. W latach 1988-89 czasem udawało się kupić je dla dzieci specjalnej troski, a nie dla wszystkich na zwykłą książeczkę zdrowia. Leżakowi (a właściwie polowo-łóżkowi) i szczękowi to chyba dopiero od 1990.
Usuńallensteiner
No właśnie. Może jednak Śląsk był uprzywilejowany w kwestii bananów?
UsuńNieprzychylna rzeczywistość? Może do 1955. Potem już po prosty był system ekonomicznie nieefektywny. Szczęśliwie państwowy przemysł uzupełniali biznesmeni zwani pogardliwie prywaciarzami oraz prywatny import.
OdpowiedzUsuńAle widzę też dyskryminację: czy to autorzy wystawy, czy to Bet pominęła tzw. brzydszą część społeczeństwa?
allensteiner
Wystawa była poświęcona tylko kobietom, taki jest też tytuł wystawy .
UsuńJedyny męski akcent to maluch-kabriolet:-)
A wystawa jest tendencyjna i już!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPamięć chwalebnie zaciera niedoskonałości, a jednak popularna moda PRL-u była właśnie taka, szara bura i nijaka.
OdpowiedzUsuńPrzy całej sympatii do własnej młodości trzeba mieć jednak tego świadomość.
Pozdrawiam
Antoni,protestuję! Chyba, że masz na myśli konfekcję oferowaną w sklepach uspołecznionych. Tu masz sporo racji, ale właśnie stąd brała się popularność domowych krawcowych i własnoręcznego szycia.
UsuńNawet szkolne fartuszki szyte były i projektowane przez zapobiegliwe mamusie po to aby tę niedoskonałość złagodzić. Dziewczęta samodzielnie ozdabiały odzież haftem i szydełkowymi koronkami.
Antoni Relski,
OdpowiedzUsuńnie i jeszcze raz nie ... :)
Babska i dziewczyńska moda PRL-u nie była wcale smutna i nijaka. Szarości bywały w sklepach odzieżowych, ale cudeńka wyczarowywane przez zmyślne "domowe krawcowe", śledzące trendy w "Burdach" i innych zagranicznych magazynach mody (prawda, że trudno dostępnych)- to był wulkan pomysłów i kolorów!
Młodym wówczas Polkom pomysłów nie brakowało, a ich częsty uśmiech na twarzy - w pełni zastępował najdroższą biżuterię!
A wystawa...?
Wystawę robili współcześni młodzi. Ludzie smutni, nieco zblazowani, nie czujący "tamtego ducha" czasów.To taki poprawny przekaz zamierzchłej dla nich przeszłości. Zabrakło atmosfery ówczesnego szaleństwa, zakręcenia, panującej- wtedy jeszcze - wszechobecnej życzliwości...
No, i jak to? Dinozaury bez komórek? Toż to się w głowie nie mieści!
Tak. Jeansy tylko w Pewexie a cena przyprawiała o zawrót głowy.
UsuńNo chyba, że Odry ale to już nie to.
T-shirty sam sobie zadrukowywałem lub farbowałem.
Jak wygląda modne ubranie dowiedziałem się paczki od przyszywanego wujka z Francji.
A przecież on nie kupował niczego z nowości.
A że Stawaliśmy na głowie i wyczynialiśmy cuda to świadczy nie o modzie PRL-u a o tym że Polak sprawdza się w kryzysowych czasach.
Poza tym co ja jako facet znam się na modzie?
Lilko, masz 100% racji:))
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuń... że bez komórek - to pikuś, ale... żeby łyyyyyyyyyyse i bez makijaaaaaaaaaaażu?! Uzupełniam wystawę, bo tak nie może być, o!
https://picasaweb.google.com/114175338512708624226/PosiaduszkiUAlElli#5737493230613039266
http://2.bp.blogspot.com/-TQoXUUOSN4Q/UIq3Tq2Q1OI/AAAAAAAAB6Q/TXjJyYwzIxQ/s1600/2+-+Kopia.JPG
http://4.bp.blogspot.com/-w1tOOrOQ1Dc/UIq3xEfyBEI/AAAAAAAAB6Y/GeL1RqKfABM/s320/3.JPG
Pozdrawiam serdecznie.
Też uważam, że brak makijażu i włosów /!/ to czysta złośliwość:)))
UsuńDzięki za uzupełnienie:) Pierwszy link nie znajduje strony:((
UsuńU mnie otwiera zdjęcie.
UsuńA u mnie pokazuje pustą stronę Picasa z adnotacją "nie odnaleziono strony".
UsuńU mnie również :-(
OdpowiedzUsuńNiektóre z nich są mega gustowne
OdpowiedzUsuńNo tak, lotto internet, modele Hoff robiły światową karierę. A takie stroje codzienne też były ładne i miały czasem bardzo oryginalne fasony. Popatrz na spódnicę bananówkę uszytą z zakręconych klinów. Taki krój pozwalał eksponować szczuplę talie i biodra, odsłaniać kawałek brzucha i falować wielką falbaną w okolicy kostek. Kwintesencja kobiecości, czyż nie?
UsuńPozdrawiam ciepło i wiosennie
Całkiem fajny artykuł.
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo miły komentarz :-)
Usuń