czwartek, 20 października 2016

Pogadajmy o "Filipince"



Dziewczyny i chłopaki z peerelu! Ale niespodzianka! Usiądźcie wygodnie, przygotujcie gar herbaty, załóżcie okulary bo oto dziś wystąpi u nas prezentując swój tekst  gość  niezwykły. Taaaa daamm! 

Pani Anna Mazurkiewicz – wieloletnia Pani Redaktor, autorka siedmiu książek  oraz  Redaktor Naczelna "Filipinki" w tekście autorskim: 


Foto ze zbiorów własnych A.Mazurkiewicz
„Filipinka” forever

Taki napis wydrukowała redakcja „Filipinki” na T-shirtach rozdawanych czytelniczkom mniej więcej pietnaście lat temu… „Filipinka” w przyszłym roku skończyłaby 60 lat.  Przepracowałam w niej 20 lat, od 1978 do 1998 roku, zaczynając od stanowiska stażystki, na fotelu redaktor naczelnej skończywszy. Zawsze zresztą mówiłam, że nie pracowałam, ale uprawiałam hobby w redakcji, o której marzyłam od dzieciństwa. Gdy miałam 11 lat podczytywałam mojej siostrze „Filipinkę”  uważając zresztą, że czytanie F. jest bardzo nobilitujące. I tak zresztą uważałam współredagując czy potem redagując to pismo przez 20 lat. Wtedy podjęłam stanowczą decyzję, że będę redaktorką „Filipinki” –  tak się stało, bo byłam wyjątkowo konsekwentna. Gdy trafiłam do „Filipinki” jej popularność była oszałamiająca. W całej Polsce było kilka kawiarni Filipinka, jej imieniem nazwano tort i ciastka, masło i cukierki. To był fenomen na skalę całego bloku wschodniego – jedyne w socjalizmie pismo dla dziewczyn, w dodatku nie podlegające żadnej młodzieżowej organizacji. Może warto przypomnieć to kultowe wtedy pismo, które wychowało kilka pokoleń prawie feministek?


 „Filipinka” powstała na oddolne życzenie publiczności. Redakcja „Kobiety i Życia” otrzymała list od czytelniczek: „Kochana Kobieto! Twoje pismo zdobywamy z wielkim trudem i przeważnie okazyjnie, przy pomocy protekcji i znajomości. Ale... pismo to nadaje się bardziej dla naszych kochanych mamuś, ciotek i w ogóle kobiet od 20 lat wzwyż. A dla nas, 16-latek nie ma odpowiedniego pisma, które byłoby wyłącznie dla młodych dziewcząt. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że od razu nie można tego przeprowadzić. Ale może za parę miesięcy będziemy miały swoje pismo? A nazwa? Może urządzimy konkurs na najlepszą nazwę. My stajemy pierwsze i proponujemy nazwę Magdalenka. Prosimy, żeby to pisemko było redagowane przez starszą doświadczoną panią. Mirka, Iwona, Krystyna, Zosia, Jola, Ziuta i Hanka z Poznania.” Dziś już nie mam pewności, czy taki list przyszedł naprawdę, czy wymyśliła go któraś z redaktorek „Kobiety”.
Na konkurs przyszło ponad tysiąc listów z propozycjami tytułu – „Świat dziewcząt”, „Dziewczeta”, „Podlotek”, „My dziewczęta”, „Dziewczęta i Życie.” Redakcja wybrała „imię dziewczęce, trochę nieoczekiwane, rzadko spotykane, nieco żartobliwe i wdzięczne – Filipinka.”  Autorką propozycji była niejaka Lusia Zawadzka z Warszawy, która w nagrodę otrzymała kupon materiału na suknię. Gdy trafiłam do F. usłyszałam natomiast wersję bardzo patriotyczną – filipinka to był powstańczy granat, którego nazwa wciąż tkwiła w zbiorowej świadomości.
Dopiero jakiś czas później do redakcji trafiły dziewczyny ze Szczecina, które napisały list z prośbą o użyczenie nazwy Filipinka powstającemu zespołowi. I tak pojawiły się  śpiewające Filipinki…
Pierwszy numer „Filipinki” ukazał się 15 maja 1957 r. Dwutygodnik wydawany przez Krajowe Wydawnictwo Czasopism RSW Prasa-Książka-Ruch funkcjonował jako młodsza siostra „Kobiety i Życia”. Obie redakcje aż do lat 80. były swego rodzaju unią personalną – redaktor naczelna „Kobiety” była jednocześnie naczelną „Filipinki”. Nakład F. rósł zgodnie z tym, ile papieru z rozdzielnika RSW decydowano się na nią przeznaczyć, w każdym razie w latach 70. gdy zaczęłam prace w redakcji osiągnął 300 tys.

Fenomen Filipinki

Na czym polegał fenomen Filipinki? Powstawały na jej temat prace magisterskie i  licencjackie. Autorka jednej z nich, Anna Piwowarska, założyła na internetowym portalu GoldenLine forum dyskusyjne poświęcone „Filipince”. Pojawiły się tematy do dyskusji i nagle z rozrzewnieniem przeczytałam tytuł jednego z nich: „Moja pierwsza »Filipinka«”. Nasze dawne czytelniczki wspominały, pamiętając tak samo jak ja dawno, dawno temu, ten „pierwszy raz” z „Filipinką”. Dla nich „Filipinka” była pismem, które ukształtowało je na całe życie:
Ja mam pytanie, które od dawna frapuje mnie i moją przyjaciołkę Anię, która zresztą założyla to forum, mianowicie: co takiego „wisiało” między stronami „Filipinki”, że z nas i ze zdecydowanej większości czytelniczek, powyrastały jak nie feministki, to aktywistki i kobiety nieszablonowe wszelkiej maści? Z Anią już od dawna o tym dywagujemy, że jakoś z „mlekiem Filipinki” wypiłyśmy bycie „pod prąd”... Kurczę, „Filipinka”, czyli Pani i inne osoby pracujące w redakcji, nas wychowaliście...I to jest powiedziane bez najmniejszej przesady. „Filipinka” miała wpływ na nasz, szeroko pojety, styl: od pisania, po lektury, przez ubieranie sie. Tym sie na poważnie powinna zająć socjologia:)
Elżbieta Jawoszek

Witajcie. Zacznę trochę sentymentalnie: Dawno, dawno temu (bo jeszcze pod koniec ubiegłego stulecia) żyła sobie pewna dziewczyna, która bardzo lubiła czytać. Pamiętała, że jeszcze będąc w podstawówce czytała „Bravo Girl!”, „Bravo”, „Dziewczynę”. Gdyby jednak wtedy ktoś zapytał ją, jakie jest jej ulubione pismo, nie potrafiłaby odpowiedzieć. Wszystko, co czytały jej koleżanki, a i ona sama nieraz kupowała, było jakieś sztuczne i inne niż świat, w którym żyła. Ubrania, które widywała w tych pismach nie przystawały do tego, co nosiła ona i jej rówieśniczki. Nie znała też ani jednej osoby, która zastanawiałaby się, mając 13 czy 14 lat, czy iść do łóżka ze swoim chłopakiem. Jej koledzy z klasy siedzieli w osobnym rzędzie pod oknem i dyskutowali o samochodach, ciężko było ich namówić do tańczenia na klasowych dyskotekach. Nawet nie wyobrażała sobie, jak mogłaby się całować z którymś z nich. Wątpliwości narastały w niej coraz częściej, w miarę jak dostrzegała, jak bardzo świat jej rówieśników różni się od świata, który pokazywały młodzieżowe gazety.
Któregoś dnia już na początku liceum zobaczyła w kiosku czasopismo, które nie miało obco brzmiącego tytułu, tylko jakieś niespotykane polskie imię, „Filipinka”. Na jego okładce była zwykła nastolatka. Nie miało fotostory, od którego zwykle zaczynała lekturę, a moda zajmowała tylko trzy strony, na dodatek były to ubrania, które sama nosiła i mogła kupić. Zamiast plotek o sławnych ludziach, drukowano teatralne recenzje nadesłane przez czytelniczki. I jeszcze te teksty, w spisie treści nazywane felietonami, z dziwnymi tytułami „Potyczki z językiem”, „Towary mieszane”, „Cześć Poeci i Poetki”, „Puchowa kołdra”, „Akademia Dobrych Obyczajów”. Zamiast odpowiedzi na listy trzynastolatek, drukowano wywiad z seksuologiem, a na koniec fragment powieści w odcinkach.
Kiedy następnym razem wzięła do ręki "Filipinkę", znalazła reportaż o nastolatce z Sarajewa, jej znajomych, i życiu w czasie wojny, w ostrzeliwanym przez snajperów mieście. Od tego czasu na pytania rodziny o to, co chce robić w życiu, odpowiadała, że chce zostać dziennikarką i pisać reportaże, podobne do tych, które drukuje „Filipinka”. Miała już swoją gazetę, co dwa tygodnie dowiadywała się czegoś ciekawego, co wyzwalało w niej nowe pomysły. Chodziła do kina na ambitne filmy, o których czytała w swojej gazecie, czytała coraz więcej książek, zaczęła chodzić do teatru. Koleżanki pożyczały od niej „Filipinkę” i same stawały się jej wielbicielkami.
Jakież było jej zdziwienie, gdy pewnego dnia zamiast kolejnego numeru „Filipinki” ujrzała w swojej skrzynce na listy, magazyn, który wyglądał jak „Twój Styl” a teksty przypominały jej te, które jeszcze w podstawówce czytała w „Dziewczynie”. Poczuła się oszukana. W artykule wstępnym nowa redaktor naczelna w sposób dość infantylny opowiadała o planach Pana Prezesa WPTS, który kupił pismo, ani słowem nie wyjaśniając tego, co stało się z dawną naczelną oraz tymi dziennikarzami, których nazwisk nie było w nowej stopce redakcyjnej. Była pewna, że nowa redakcja zostanie zasypana listami od oburzonych czytelniczek. Jednak listy te nigdy nie zostały wydrukowane. Kiedy skończyła się prenumerata, straciła kontakt z „Filipinką”. Nie miała już ochoty cofać się umysłowo do podstawówki. W klasie maturalnej czytała „Cogito”, potem przerzuciła się na „Politykę”, „Wysokie Obcasy”, „Duży Format”. Ale tylko o starej „Filipince” może powiedzieć, że była jej gazetą.
Anna Piwowarska  
Witam, też czytałam starą „Filipinkę”, pochłaniałam ją jednym tchem, na bok szła wtedy praca domowa z biologii, nic na świecie nie było ważniejsze od przeczytania „Filipinki”.
Elżbieta Zapała, doktorant, Instytut Fizyki UŚ

Zaskakujące jest to, że z pokolenia czytelniczek „Filipinki” wyrosły wszystkie moje przyjaciółki, koleżanki feministki, aktywistki i dziewczyny, które podziwiam:) Sterta starych „Filipinek” (nie mylić z nowymi) pysznie się piętrzy koło mojego łóżka. Zamarzyło mi się spotkanie Filipinek, odnalezienie starej redakcji.. Ania, dzięki Ci kobieto za to forum! Filipinki zgłaszajcie się!!
Agata Jawoszek, języki południowosłowiańskie

Witam Was! Jak miło, że powstało to forum :) Stara „Filipinka”... ech, jaka była świetna! Było co poczytać, nad czym się zastanowić, z czego pośmiać. Było tam wszystko, czego dorastająca dziewczyna mogłaby szukać w swojej ukochanej gazecie. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym któregoś dnia, kiedy nowy numer „Filipinki” trafi do kiosku, nie kupić go. Siadałam z koleżankami na przerwie i każda z nas czytała swój egzemplarz „Filipinki”. Miałyśmy później o czym rozmawiać. A w domu jeszcze raz do niego wracałam, dokładnie, strona po stronie przeglądałam i czytałam, czego jeszcze nie zdążyłam przeczytać w szkole. Życie z „Filipinką” było takie proste i sympatyczne. Niesamowite, że ktoś najpierw zmienił styl tej gazety, a później po prostu ją zlikwidował. „Filipinka” była inna niż wszystkie gazety. O wiele lepsza! Pozdrawiam wszystkie Czytelniczki F. :)
Sylwia Kozak-Śmiech, korektorka/redaktorka



Kultowa F.

Co w takim razie było w tej „Filipince”, że wywarła taki wpływ na nasze czytelniczki?
F. była zawsze dziwnym pismem. Niezrzeszona, apolityczna, bez nakazów i zakazów, po prostu fenomen bloku wschodniego. Swoje felietony drukowali tu: Małgorzata Musierowicz i Krystyna Siesicka, Jerzy Waldorff i Lucjan Kydryński, do każdego numeru w latach 70. swoją Gabrychę, dziewczynę z brodą, komentującą rzeczywistość rysował Jerzy Duda-Gracz. W sprawie każdego ważnego tematu sięgano po ekspertów. Rozmowy o seksie redakcja prowadziła z dr. Zbigniewem Lwem-Starowiczem i Wiesławem Sokolukiem. Przez kilkanaście lat o muzyce pisał Marek Niedźwiecki, co roku w ostatnim, świątecznym numerze przyznając swoje muzyczne nagrody – Niedźwiedzie. Filmy (i to jakie!) polecała Bożena Umińska. Danuta Wawiłow uczyła, jak pisać wiersze, hodując młodych autorów w rubryce „Cześć poeci i poetki”. Stała też na czele jury, przyznającego nagrody w konkursach literackich. A na galach konkursowych nagrodzone prace czytał np. Piotr Adamczyk, młody, świetnie zapowiadający się aktor. Rubrykę „Akademia Dobrych Obyczajów”, prowadził znany aktor, Janusz Zakrzeński. Kiedy w 1992 r. redakcja postanowiła wyprodukowac spot reklamowy, reżyserował go Krzysztof Krauze. To chyba pierwsza odpowiedź na pytanie, skąd brał się fenomen tego pisma: zawsze sięgano do autorytetów w swojej dziedzinie.
„Filipinka” zawsze zakładała, że jej czytelniczka jest mądrą dziewczyną, żądną nie seksu, ale wiedzy, dużo czytającą, chodzącą do teatru i do kina na ambitne filmy, marzącą o studiach, piszącą wiersze i opowiadania. Konkursy „Filipinki” wymagały od czytelniczek autentycznej wiedzy, te, które wygrywały, mogły być z siebie autentycznie dumne.
Wystarczy popatrzeć, jakie książki proponowała „Filipinka” swoim czytelniczkom w 1997 r.: Szrapnel Williama Whartona, Uciekinierka Evelyn Lau, Przepowiednia Dżokera Josteina Gardera, Opowieści ostatnie Karen Blixen, Literaturę polską w latach 1986 – 1995 Stanisława Burkota, Drogą ciszy i spokoju George’a Marshalla, Ja, Fellini Charlotte Chandler – to tylko między styczniem a marcem. Tu nie ma taryfy ulgowej, czytelniczki „Filipinki” naprawdę czytają dobre i wartościowe książki.
Czy jakakolwiek inna gazeta mogła otrzymać taki list od dociekliwej czytelniczki? „W F. 10 zamieściliście prace literackie uhonorowane Nagrodą Literacką. Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam opowiadanie, (…) którego akcja rozgrywa się w Tatrach – okolice Roztoki i Doliny Pieciu Stawów. Mam uwagi dotyczące zilustrowania tekstu. Otóż rysunek górski – góra z niebotyczną granią odbijająca się w toni jeziora to nie jest żaden szczyt tarzański. Zamieściliście reprodukcję odwróconego Matterhornu …”
Było to po prostu pismo niszowe, stawiające sobie zadanie towarzyszenia dziewczynom w momencie trudnych życiowych przełomów – wyboru studiów, określenia swojej drogi, swojego miejsca w życiu, w rodzinie, pierwszych wyborów damsko-męskich także. Filipinka mówiła dzieczynom: jesteś ważna, dla nas najważniejsza. I chociaż patrząc z tamtej perspektywy, mówienie o feministycznych ideałach byłoby nieporozumieniem i anachronizmem, to tak naprawdę uczyła dziewczyny jak być mądrą, samodzielną kobietą, a nie gęsią.
Ważna była też więź między czytelniczkami. F. dostawała setki listów tygodniowo. Dział listów do końca lat 80. zatrudniał pięć osób, w tym psychologa na etacie, co było wtedy fenomenem redakcyjnym. Odpisywano na każdy list, jeżdżono „w teren”, kiedy trzeba było pomagać czytelniczkom. Dopiero wydawnictwo B.B.&P uznało, że odpisywanie na listy to strata czasu i pieniędzy, a każda czytelniczka powinna być zmuszona do kupowania pisma, choćby po to, by sprawdzić, czy na łamach wydrukowano odpowiedź na jej list.

O czym pisała „Filipinka”?
Lata 50.
Lektury: „Witaj smutku” Francoise Sagan. F. doradza ostrożnie, odpowiadając na list czytelniczki: „Przeciwstawiasz Trędowatą powieści Fracoise Sagan, nazywając tę ksiązkę szmirą i przypisując jej demoralizację młodzieży.My również nie zalecamy Saganki. Ale pod względem literackim nie jest ona pozbawiona wartości; stanowi pewien dokument epoki.Rozsądna, dojrzała dziewczyna na pewno może bez szkody przeczytać Sagankę”.
Nagrodę Literacką 1957 roku otrzymuje Marek Hłasko, „dwudziestopięcioletni chłopiec w sportowym kombinezonie, z kolorową chustką na szyi, autor tomiku ‘Pierwszy krok w chmurach’”, pisze F. Tej książki F. nie odradza, ale pisze o jej „ostrym erotyzmie”.
Idol: Recenzja „Popiołu i diamentu” Wajdy: „Maciek sprzed 13 lat jest ostrzyżony i ubray zgodnie z modą 1958. gdybyśmy go spotkali na ulicy, na boisku, na uczelni – pomyślelibyśmy,że jest typowym przedstawicielem dzisiejszej młodzieży”.
Problem: „Projekt wspólnego z chłopcami spływu kajakowegobudził wśró częsci rodziców powazne opory. Nic dobrego z tego nie wyniknie. – Dawniej obozy dziewcząt i chłopców były organzowane oddzielnie i dobrze było.”

Lata 60.
Film:
„W imieniu wszystkich czytelniczek F. prosimy, żeby się pan nie ważył już nikogo posyłać na śmierć” – rozmowa z Januszem Przymanowskim, autorem książki i scenariusza serialu „Czterej pancerni i pies”.
List oburzonych czytelniczek na temat „Wojny domowej” w reż. Jerzego Gruzy: „Jeżeli Anula i Paweł reprezentują młodzież XX wieku, to my jeteśmy już starymi ciotkami lub niemowletamiw pieluszkach. Czy Anula powaznie myślałą, że teraz chodzi się z chłopcem do czterech tygodni?”
Idol:
W 1966 r. F. ubolewa: „Roger Moore skończył realizowanie serialu i po 71 odcinkach rozstaje się z aureolą Świętego. Ma już 39 lat.”
Problem: dowód miłości. Tak się wtedy nazywało namówienie dziewczyny na pójście do łóżka. F. przekonuje: „On wie, że to nie miłośc skłania dziewczynę do tego, lecz próżność, chęć zatrzymania go przy sobie. Dlaczego więc miałby te dziewczynę cenić i pozostac przy niej na dłużej? Przecież oddała mu się nie z uczucia, ale po dłuższych, dość przecież rzeczowych targach – jeśli chcesz, żebym z tobą chodził, to mi się oddaj.”

Lata 70.
Wydarzenie: pojawia się polski punk. F. objaśnia. „W 1978 r. pierwsze załogi w Gdańsku i warszawie walczyły o zasłużone skóry i gitary. Punk z założenia nigdy nie był agresywny. Szydzi ze wszystkiego i wszystko parodiuje. Kompletna negacja, bez żadnego systemu wartości alternatywnej. Punk odrzuca kulturę, tradycję, ojczyzne i rodzinę. Punk tańcząc pogo mówi: jesteśmy razem przeciwko wszystkim, bo wiele osób nas nie lubi.”
Sukces F.:  Przez 40 lat F. prowadzi poradnik, jak dostać się na studia. Działa Bank Informacji Filipinki, jedyna tego typu instytuacja w kraju. Jakie to ma znaczenie, świadczą badania Uniwersytetu Jagiellońskiego z 1972 r.: ze środków masowego przekazu najlepiej informujących o wyższych uczelniach, licealiści na pierwszym miejscu wymienili F., przed radiową audycją ‘Popołudnie z młodością’ i studenckim tygodnikiem ‘itd.’”

Lata 80.
Idol: F. odnotowuje fenomen fanklubów – Izy Trojanowskiej i Eleni. „Jak Iza pojawiła się w Opolu to był szok. Cos zupełnie nowego: włosy, strój, sposób śpiewania. A potem niektórzy podostawali obłędu na punkcie izy, jakiejś manii chyba.”
 Muzyka: Mówi F. socjolog Jerzy Wertenstein-Żuławski: „Gdzieś tak od 79 r. zaczęły się wielkie spędy po 5 tys. Osób na Sali, żeby dojść do 20 tys. W 83 r. w Jarocinie. W 80. roku do Jarocina przyjechało 65 zespołów, w 81 – 170, a ostatnio 450 grup.” Rock traktowany jest jako jezyk generacji, odblokowany kanał ekspresji: młode pokolenie wyraża to, co czuje.
Nauka: Po raz pierwszy F. pisze o komputerach: „Musimy wprowadzić informatykę do szkół, jeżeli chcemy funkcjonować w XXI wieku. W lutym 1986 r. polska szkoła (czytaj; resort edukacji – przypis AM) dostała w prezencie 300 komputerów od firmy Reuter. Od razu zaczęła się dyskusja, czy wybrać 30 szkół i dac im po 10 komputerów czy obdarować sprawiedliwie 300 szkół. Wybrano drugie wyjście.”
Problem: „Stara” F. to także stendhalowskie zwierciadło przechadzające się po gościńcu PRLu. List do redakcji: „Pytam wprost, co ma zrobić dziewczyna, która ma miesiączkę, a w mieście i okolicy nie uświadczysz od kilku miesięcy ani waty, ani ligniny, ani podpasek. Grażyna z Siemiatycz.” Redakcja odpowiada, by metodą prababek zrobić podpaski z cienkiego płótna, takiego jak na prześcieradła, złożonego w kilkoro. Po uzyciu moczyć w proszku E, prać w paście Komfort.
Wydarzenie: numer z datą 13 XII 1981 nigdy nie dotarł do kiosków. Cały nakład w dniu ogłoszenia stau wojennego poszedł na przemiał. F. tak jak wiekszość czasopism została zawieszona. Powróciła do kiosków 30 maja 1982 r.  Ten numer to zabytek klasy zero, który udało mi się zachować w moich zbiorach.

Lata 90.
Literatura: W ankiecie na Książkę mojego życia  (rok 1993) zwycięża „Mały Książę”.
Na pytanie, kogo chcą w życiu naśladować, czytelniczki odpowiadają: Margaret Tchatcher i bohaterkę powieści Lucy Maud Montgomery, Anię Shirley.
 F.odkrywa Williama Whartona. Przeczuwa nadejście jego ogromnej popularności w Polsce, pisze o każdej jego nowej książce, uzyskuje wywiad specjalnie dla F. Zaprasza Whartona na uroczystość wręczenia nagród laureatkom konkursu literackiego. Razem z wydawnictwem Jacka Santorskiego gości autora popularej wtedy historii filozofii dla młodzieży „Świat Zofii”, Josteina Gaardera.
Idol: W ankiecie z 1992 r. czytelniczki wybrały Freddiego Mercurego na Prawdziwego Mana. (Mercury zmarł w listopadzie 1991 r.). na łąmach F. komentuje ten fakt socjolog Anna Wyka: „Zadziałał demon śmierci. Popularność np. Jamesa Deana i Wladimira Wysockiego wyraźnie skoczyła po ich smierci. Skrzętnie wykorzystują to massmedia.”

Pamietam taką scenę na spotkaniu z czytelniczkami w Katowicach. Janusz Zakrzeński w swoim felietonie zachęcił dziewczyny, żeby każda na spotkanie przywiozła ze sobą jabłko. W pewnej chwili poprosił, żeby wyjęły jabłka z plecaków i torebek. One wszystkie miały jabłka! I wtedy stała się rzecz niesłychana. Janusz Zakrzeński zasugerował, żeby każda dziewczyna rozerwała jabłko na pół i podała stojącej obok. W ten sposób jabłko z Podhala powędrowało do dzieczyny z Radomia, jabłko z Gdańska do czytelniczki z Mazur… To była prawdziwa wieczerza czytelniczek.

            Gdy „Filipinka” zapytała swoje czytelniczki, jaka powinna być dziewczyna, która będzie żyć w XXI wieku, otrzymała taki portret, cechy zostały uszeregowane zgodnie z liczbą oddanych głosów. Będzie to zatem dziewczyna: inteligentna, wykształcona, zadbana, kobieca, zaradna, wysportowana, wrażliwa, pogodna, odważna i ekologiczna. I takie kobiety wyrosły z naszych czytelniczek.
                                                                                     Anna Mazurkiewicz


Dziękuję Pani Redaktor za gościnny występ na „Pogadajmy o Peerelu”. Teraz wspólnie z Autorką zapraszamy do wspomnień o Filipince czyli „Pogadajmy o Filipince”!

        Przy okazji zdradzę, że jest plan napisania książki opowiadającej o tym, kultowym dla naszego pokolenia, pisemku. Dobry pomysł, prawda? Mnie się podoba, a Pani Redaktor chętnie dowie się co myśli o tym Szanowne Komentatorium. Choćby po to /cytuję słowa Autorki/ aby dać szansę tym, co napiszą: Eeee, nie, eee, bue!
                                                             Bet 


 




 




67 komentarzy:

  1. Hmm. Czytywałam "Filipinkę". Sporadycznie. Właściwie nie pamiętam dlaczego. Uważam,że pomysł na książkę świetny jest. Właściwie co do tej "Filipinki",kiedy byłam w odpowiednim wieku to śmieszne ale mama podchodziła z nieufnośćią. Śmieszne - w domu był na co dzień "Przekrój","Polityka" i"kobieta i Życie. Nie rozumiem dlaczego .A potem straciłam zainteresowanie bo Przektój i "Polityka były lepsze... Kupowano mi "Swiat młodych" ....Filipinkę zdobywałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że książka po prostu się Filipince należy! Za zasługi w kształtowaniu peerelowskich podlotków. O!
      Lektura Filipinki była przygotowaniem czytelników do bardziej "dorosłych" tytułów takich jak Przekrój czy Polityka.
      Reniu, byłaś nad wiek rozwinięta intelektualnie, przeskoczyłaś jeden etap czytelniczy!

      Usuń
    2. Tak! Tak! Filipinka zasłużyła na książkę. Wręcz trzeba taką książkę napisać! I o! I już! I to szybko, zanim "filipinkowe dinozaury" powymierają, o!

      Usuń
    3. No tak, tym bardziej, że planowałyśmy zbiorowe wyginięcie z okazji Dnia Edukacji Narodowej:))

      Usuń
  2. Chętnie bym przeczytała książkę o Filipince. Tym bardziej że znam pióro Ani Mazurkiewicz. Ciekawe jak w tamtych trudnych czasach funkcjonowała redakcja, jak bez reklamy pozyskiwała czytelniczki. Mam sentyment dotamtych czasów bo się w nich wychowywałam
    I jeszcze mnie ciekawi jak doszło do zmiany redakcji, kto zmarnował taki dobry tytuł. Jak to pprzejęcie wyglądało od strony redakcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pozyskiwała czytelniczki? Reklama szeptana czyli najlepszy jej gatunek Kto widział reklamy w tamtych czasach? Gazetkę się pożyczało koleżanka koleżance, czytywało w klubo-kawiarniach, omawiało artykuły w gronie koleżanek na szkolnych przerwach.
      Dobre pytanie: kto zmarnował Tytuł, grafikę i zapewne zawartość gazety także. Nie znam współczesnych treści publikowanych w Filipince ale spodziewam się, że poszła "z duchem czasu" czyli "na psy".

      Usuń
    2. Tak, zeszła "na psy", bo zamiast w dalszym ciągu promować kulturę, utrzymywać wysoki poziom felietonów... Nie ulegać kiczowatej modzie, zrezygnowała z Autorytetów, stawiając w ich miejsce "łałtorytety" na fali. Fale przypływają... Odpływają... Kiczowatość wcześniej czy później zostaje wyśmiania... Kultura natomiast broni się zawsze.

      Usuń
    3. Wydaje mi się, że tak być musiało bo Filipinka w dawnej "starej" postaci nie miałaby szans na przeżycie albo w ogóle istnienie.
      Cały świat stał się kiczowaty, dawne pisma straciły swą rolę przekaźników informacji i kształtowania dusz. Przegrały z "duchem czasu", który to okazał się nie najwyższych lotów.

      Usuń
    4. Nawet, jak nastał niskich lotów duch czasu, to nie znaczy, że do niego należało dostosować poziom felietonów i autorytety oraz przestać promować kulturę.
      Chociaż... Co tam czasopisma... Dzisiaj wydaje się nawet książki takie, że nie da się ich czytać, tak "zgrzytają". Niepoprawne językowo, stylistycznie, gramatycznie, ortograficznie, interpunkcyjnie. Gdzie się dzisiaj kształcą pisarze, wydawcy, redaktorzy i korektorzy?
      Zresztą mówi się, że kiedyś wszyscy czytali, a teraz wszyscy piszą.

      A "autorytety i specjaliści od wszystkiego"? Od porad kulinarnych, poprzez modę, medycynę, ekonomię... itd, itp... Skąd się tacy "wszystkowiedzący" wzięli? Toż właśnie m.in. czasopisma ich wylansowały, obniżając tym lot ducha czasów.

      Usuń
    5. To prawda, co mówisz o powszechnym dawniej czytaniu i obecnym pisaniu. A notki blogowe też temu podlegają?
      Nie wiem czy to czasopisma są odpowiedzialne za obniżanie lotów. Ja bym raczej wskazywała na potężniejsze media jak telewizja i internet.

      Usuń
    6. Ale są odpowiedzialne za obniżenie własnych lotów, dostosowując się do kiczowatości. Biorąc np. na felietonistę i autorytet w jakiejś dziedzinie "cielebrytę" z telewizji.

      Usuń
    7. Obawiam się, że wszystkim steruje niewidzialna ręka rynku i pieniądze. Utrzymanie wysokich lotów jest zbyt kosztowne. Wiadomo, że brylant kosztuje więcej niż cyrkonia chociaż błyszczą podobnie.

      Usuń
    8. Toż ten ktoś, co kupił Filipinkę, nie zaczynał od zera, tylko nabył gotowy oszlifowany brylant łącznie z nazwą. Po kij robił skazy na tym brylancie, upodabniał do cyrkonii, rozdrabniał na drobne szkiełka, by wyrzucić na śmietnik, ha? Jaki "jubiler" tak czyni, ha? Jaka to ekonomia? Nawet na ekonomii politycznej socjalizmu tak nie uczyli. ;) :)))
      Czy nie podpada to pod spiskową teorię dziejów o niszczeniu w Polsce wszystkiego, co było dobre?

      Usuń
  3. Przeczytałem i mnie "zamurowało".
    Nie jestem Filipinką. Na chrzcie nadano mi imię nie Filip ale też piknie bo Mirek.
    Z pewnością jestem dzięki Wam najstarszym wiekiem pisującym u Mrówki Wędrowniczki.

    Dziewczyny jesteście po prostu wspaniałe.

    Cieszę się bardzo, że mogłem znaleźć się w Waszym gronie.

    Serdecznie Was Dziewczyny i Chłopaki pozdrawiam
    "FILIPINKI TO MY".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mirku, odmuruj się! Przyznaj, że też podczytywałeś Filipinkę:)))

      Usuń
    2. POZDRAWIAM MIRKU
      CZUWAJ DRUHU :-)

      Usuń
  4. A ja dopiero dziś, po analizie tekstu, uświadomiłam sobie, że: "„Filipinka” zawsze zakładała, że jej czytelniczka jest mądrą dziewczyną, żądną nie seksu, ale wiedzy, dużo czytającą, chodzącą do teatru i do kina na ambitne filmy, marzącą o studiach, piszącą wiersze i opowiadania"... To najprawdziwsza prawda o tamtym piśmie i wyraźnie odróżniająca je od dzisiejszych rozplotkowanych, ociekających seksem gazetek dla młodzieży.
    No, proszę, po wielu latach dowiaduję się, że byłam mądrą dziewczyną:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i ja też, i ja też ...
      faktycznie zupełnie byłyśmy inne i inne miałyśmy problemy ale wiesz Bet - ja bym się nie zamieniła z dzisiejszymi nastolatkami, mają wszystko o czym my marzyłyśmy ale o tym, co my miałyśmy one nie marzą ... czasem nie marzą wcale

      Usuń
    2. Przecież i dzisiaj są takie nastolatki. Nie wszystkie chyba zajmują się tylko malowaniem włosów, doklejaniem tipsów, rozmyślaniem, jak "wyrwać faceta" i jakimi technikami seksualnymi go zaspokoić?
      Filipinka, nie ulegając modzie na to drugie, może utrzymałaby się na rynku?

      Usuń
    3. Malinko, ja też często nawet współczuję obecnym nastolatkom, że przyszło im żyć pod presją internetów, telefonów i filmików, które to paraliżują niektóre naturalne zachowania i potrzeby. Strach coś powiedzieć bo a nóż ktoś to sfilmuje i wrzuci w internet?

      Usuń
    4. alEllu, oczywiście, że są wartościowe nastolatki także i dziś. Są jak perełki w morzu kiczu. Media wtłaczają je w ramki pustych w środku lalek "Barbie" i nie każdej udaje się przed tym obronić.
      Zresztą, w naszym pokoleniu także nie wszystkie byłyśmy Fipinkowo mądre.

      Usuń
    5. Otóż to! Dlaczego więc zrezygnowano z wydawnictw dla tych perełek? Ich wcale tak mało nie jest, aby chodziło tylko o pieniądze. Może polityka i tu wkroczyła? Może łatwiej sterować "pustymi w środku marionetkami"?

      Usuń
    6. A dlaczego zrezygnowano z emitowania Teatru Telewizji, Wielkiej Gry i wielu innych programów na rzecz telenowel i reality showów? Przecież spora część społeczeństwa to ludzie łaknący wartościowej rozrywki.

      Usuń
    7. Może telewizja jest reżimowa? Wartościowe rozrywki kształtują mądre i wartościowe społeczeństwo, a mądrym i wartościowym ludem trudno manipulować.

      Usuń
    8. To zbyt mądre. Obawiam się, że chodzi tu wyłącznie o zysk z reklam a reklamy dają zysk gdy jest oglądalność a oglądalność jest wtedy gdy leci telenowela.
      Potrzeby wyższej kultury kształtuje się w szkole ale i tu zlikwidowano lekcje muzyki, plastyki, szkolne spektakle i koncerty. Wracamy więc do punktu wyjścia czyli Twojej teorii o trudności kierowania mądrym ludem. Przeprowadziłam dowód prawie matematyczny i wyszło mi, że masz rację!

      Usuń
  5. Nie tylko "Filipinka" się zmieniła na gorsze, ale i inne czasopisma w okresie "wykupywania" tytułów. W pewnym momencie przestałam kupować "kolorówkę" bo zrobiła się miałka i ten sam temat wałkowały wszystkie miesięczniki. Długo się zastanawiałam, dla kogo te czasopisma są. Teraz już na sto procent znam odpowiedź: nie dla mnie!!!!!
    Czekam na książkę o "Filipince" i uważam, że należy się ona pismu i jego twórcom jak przysłowiowemu chłopu ziemia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadkróliku, wszystko zmieniło się na gorsze. Gazety, telewizja, filmy, teleturnieje itd, itp...
      Też uważam, że książka się Filipince należy. Pisałam to już w odpowiedzi na komentarz Renaty Klosowskiej.

      Usuń
    2. MASZ RACJĘ BET , KULTURA JAKAŚ TAKA SIĘ TERAZ INNA ZROBIŁA ... wiesz, kiedyś, jeszcze w latach 90-tych przyjechał do mnie kuzyn z Brazylii, dla mnie wtedy z wielkiego świata bo wprawdzie mieszkał w Brazylii ale studiował w Stanach. był w Polsce kilka tygodni po 30-letniej nieobecności, przyglądał się i pewnego dnia mi powiedział - Hania, ty nie masz pojęcia, jakie wy wspaniałe filmy macie, to zupełnie inne kino ... i pomyśleć, ekscytowaliśmy się Dynastią

      Usuń
    3. A moja ciocia zza żelaznej kurtyny w latach siedemdziesiątych powiedziała u nas w domu: jakie wspaniałe i wartościowe programy są w polskiej telewizji. Wy to macie co oglądać! A na drogę powrotną wzięła kilka kilogramów różnych czasopism.

      Usuń
    4. Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma:)))
      Najcenniejsze jest to czego nie mamy.

      Usuń
  6. Przeglądanie weekendowych czasopism to chyba najbardziej ekscytująca rozrywka kulturalna z czasów PRL. W domu każdy miał swoje ulubione, tata czytał "Politykę", "Motor", i "Przekrój", mama "Przyjaciółkę", i "Filipinkę", siostra "Świat Mody", i "Film", a ja "Radioelektronika" i "ITD". Czasem sobie podglądaliśmy to co czytamy, ale zawsze wszyscy polowali na "Filipinkę". :)
    Pozdrawiam wszystkich zgromadzonych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja oprócz Przyjaciółki, Filipinki i Przekroju czytałam Ekran .. i to czytałam, że tak powiem, namiętnie. Eeech, na dziewczęcą miłość nie ma rady :-)

      Usuń
    2. U nas też było "polownie" na Filipinkę. Tajne polowanie! Otóż panowie udawali, że Filipinka ich nie interesuje. Ileż to razy jednak znajdowano to czasopismo ukryte w łóżku pod kołdrą lub w łazience za wanną. Panowie czytali w konspiracji.

      Usuń
    3. Świąteczne wydania tygodników i miesięczników odkładałam na "po Wigilii". Ech, to czytanie przy choince......

      Usuń
    4. Andrzeju opisałeś typowy w wielu rodzinach podział tytułów. Każdemu według potrzeb! A co? Zgodnie z ustrojem przecież:)))
      Kupowano pism wiele i dlatego zaistniała instytucja "teczek" w Kioskach Ruchu. Filipinka "schodził" bardzo szybko więc teczka była niezbędna aby gazetkę mieć zagwarantowaną.

      Usuń
    5. Ekran i Film to pisma pożądane w celu wycinania zdjęć aktorek i aktorów. Takie zdjęcia wklejało się potem do specjalnych zeszytów tworząc kolekcję ozdabianą ręcznymi rysunkami, ozdobnikami i opisami. Takie dziewczęce hobby z dawnych lat.

      Usuń
  7. Klik dobry:)
    Szkoda, że Filipinka w pewnym momencie uległa pospolitej modzie i stała się kiczowata. Kiedy przestała współpracować z autorytetami, a świetne felietonistki zastąpiono Kubą Wojewódzkim, powiedziałam: to twój koniec Filipinko, bo przecież... z kim przystajesz takim się stajesz. Robienie głupich min może jest dobre w telewizji, ale nie na łamach takiego czasopisma.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzień dobry! Człowiek tylko poszedł spać, a tu ruch jak na Marszałkowskiej! Dziękuję za wszystkie komentarze! No to chyba jednak zabiorę się za tę książkę o F... Do dzisiaj, gdy załatwia coś w różnych miejscach, panie urzędniczki rozanielają się nostalgicznie na słowo "Filipinka". Mam w domu 20 oprawionych tomów, więc jest z czego czerpać. Dlaczego F. padła? Oficjalnie: wydawca zamknął pismo z powodu braku targetu. Ale mnie już wtedy nie było. Gdy pismo zostało sprzedane, razem z moją dyrektor wydawnictwa, Hanną Jaworowską, poszłyśmy sobie, zanim by nas odesłano z kartonem, bo wiadomo było, jakie to ma być teraz. Trzy dni łkałam na podłodze w kuchni, aż mój mały wtedy synek usiadł koło mnie i powiedział: - Jak wyjeżdżam na wycieczkę z klasą bez was, to przez pierwsze trzy godziny też mi jest smutno i chce mi się ryczeć. Ale potem już jest dobrze. No to wstałam i się otrzepałam, bo przynajmniej "tamta" F. została w pamięci. Serdeczności! Anna Mazurkiewicz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki mądry synek! Nadzwyczajnie życiowo mądry. To wspaniałe, że można się uczyć od własnych dzieci. Proponuję aby to wydarzenie uwiecznić we wstępie do książki o Filipince.
      Decyzja zapadła: Książkę trzeba napisać, a więc - do pióra, Pani Anno!

      Usuń
    2. Klik dobry:)
      Bardzo mi miło ze spotkania tutaj z Panią Redaktor "Filipinki". Nie zabrzmi niezręcznie, jeśli w tym miejscu przekażę wyrazy szacunku i najwyższego uznania oraz wielkie podziękowania dla Pani i Całego - Ówczesnego - Filipinkowego Zespołu? Przekazuję z całego serca!

      Serdecznie pozdrawiam i oczekuję książki.

      Usuń
    3. A gdzie "dyg, dyg"? Pasuje tu jak nie wiem co:)))

      Usuń
    4. Obawiałam się, czy "dyg, dyg" tu pasuje, bo przecież Pani redaktor nie zna mnie, tak, jak Ty, Bet.
      Skoro zachęcasz, to wiesz, co robisz. Proszę więc wytłumaczyć wszem i wobec, że mój "dyg, dyg" jest najpiękniejszy, najsercowniejszy i najzacniejszy na świecie.

      Zatem...
      Pani Redaktor! Bardzo dziękuję za Filipinkę. Dyg, dyg...

      Usuń
    5. A ja dygam razem z Tobą. Dyganie było i jest wyrazem szacunku, gestem zapomnianym i godnym wspominania podobnie jak chłopięce szuranie nogą, męskie uchylanie kapelusza.
      Dyganie pasuje do Filipinki:)))

      Usuń
  9. Jako prawdziwy facet unikałem Filipinki
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy "jako facet", bez tautologii.

      Usuń
    2. Antoni, przynajmniej teraz wiesz co straciłeś:))

      Usuń
    3. Bez "prawdziwy" nie ma tej ironii

      Usuń
  10. A faceci też podczytywali siostrom i dziewczynom, ale generalnie woleli "Na przełaj"...
    Anna Mazurkiewicz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pewnie, że podczytywali. Może czasem ukradkiem a czasem całkiem oficjalnie.
      W tamtych czasach panował jednak bardziej wyraźny podział na "męski" i "damski" świat. Stąd może ukradkowe czytanie kobiecej prasy.

      Usuń
  11. Witajcie Filipinki i Filipy też !

    Bety ! a skąd Ci to przyszło do głowy, że również poczytywałem Filipinkę. Przyznaję się "bez bicia", że należałem prawie do stałych czytelników tego tygodnika.
    Przecież Wiesz. że byłem harcerzem a nawet byłem w tej organizacji pod harcmistrzem i w związku z tym czytywałem prasę dziecięcą i młodzieżową .
    A teraz usiądź !
    Siedzisz ?
    Skończyłem najpierw w Warszawie studia ekonomiczne. Między innymi wykładał nam Pan V-ce Premier prof.Eugeniusz Kwiatkowski. Pan profesor zachęcał nas do nauki:
    "Uczcie się państwo,uczcie ! Bo prawdopodobnie część z was zostanie kapitanami gospodarki."
    Doszedłem do wniosku, że jest to możliwe, że każdy kierujący jakąś grupą powinien
    być wychowawcą podległych sobie pracowników.
    Miałem również pewność, że będę społecznie pracował w ZHP.
    Tą wiedzę zdobywałem w Twoim mieście.

    Witaj Malino !
    Ta opowieść i zdjęcia kotów na Twoim blogu są wspaniałe
    Zaraz po wojnie wróciliśmy do swego domu. Chyba w marcu 1945 roku przyplątał się do nas chudy, zabiedzony kot - dachowiec.
    Trzy lub cztery dni przebywał w ogrodzie. Mama go dokarmiała. Wreszcie po kilku dniach wszedł do domu. Po kilku dniach kiedy zapoznał się z nami i domem, zawsze
    przebywał w pomieszczeniach w których ktoś przebywał.
    Mieszkających było nas dziewięć osób: sześcioro rodzeństwa, dwoje Rodziców i Dziadek.
    Była przyjęta taka zasada, że w dni powszednie spotykamy się wszyscy przy kolacji
    W pokoju stołowym stał kredens z nastawką zwieńczoną zegarem za którym zawsze kładł się kot, patrzą i słuchając siedzących.
    W trakcie kolacji Mama skarżyła się nam, że nie wie co nam następnego dnia da na drugie ponieważ nie ma ani kawałka mięsa lub wędliny.
    Następnego dnia, wczesnym rankiem, kot wskoczył przez otwarte okno do sypialni Rodziców. Obudził Mamę,zaprowadził do kuchni a tam "pobojowisko"
    W kuchni, ułożone w szeregu ułożone w szeregu leżało dziesięć gołębi, po jednym dla każdego z nas po jednym + jeden dla niego.

    Serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników CZUWAJ Wasz Mirek

    Malina !
    Bardzo serdeczne pozdrowienia dla Twojej Mamusi od trochę starszego blogiera

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuwaj Druhu! Jak widzę odmurowanie poszło znakomicie i znów jesteś z nami. Miło mi, że Moje Miasto miało zaszczyt gościć i kształcić tak zacnego Studenta:)))
      Wiesz, ja stale i wciąż sięgam do metodyki pracy harcerskiej - wykorzystuję jej elementy w pracy zawodowej i życiu prywatnym też. Ze smutkiem stwierdzam, że niektóre z nich nie pasują do współczesnego świata. Teraz panują inne wartości i odwoływanie się do poczucia odpowiedzialności, dzielności czy honoru trafia w pustkę.
      Ale nie ustaję w wysiłkach:)))

      Usuń
    2. DRUHU MIRKU - DRUHNA MAMUSIA-DANUSIA POZDRAWIA
      CZUWAJ !!!

      Usuń
    3. BET - HONOR, taki jaki my znamy, to dzisiaj abstrakcja ... abstrakcjonistów coraz mniej w tym dzisiejszym, na smutno realnym świecie ...

      Usuń
    4. Tak, Malinko, pojęcie Honoru nie istnieje.

      Usuń
  12. Kochana Bet,
    ta notka to miód na moje serce. Długo nie mogłam rozstać się ze stertami powiązanych "Filipinek" zbieranych pieczołowicie i latami, dopiero trzecia przeprowadzka kres położyła przewożeniu paczek. Wtedy już byłam mocno dorosła, ale jeszcze czasem zaglądałam, by przypomnieć sobie artykuły, które mnie poruszały i by jeszcze raz przeżyć swoją młodość. Dziękuję.
    Zasyłam serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pamiętasz krój czcionki tytułowych liter? Wysokie i cienkie jak patyczki litery nieco rozrzucone, jakby niegrzeczne, rozwichrzone. Trochę symbolizowały stan ducha nastolatek. Postać dziewczyny, która była bohaterką cyklu felietonów o zachowaniu, nazwano wymyślonym imieniem Nastka. Chyba też od słowa "nastolatka".
      Nastka była szalona w tym sensie, że np w tajemnicy podbierała mamie pończochy i odkładała na miejsce po użyciu nie przyznając się do powstałych zniszczeń w postaci "lecących oczek". Nastka służyła jako model ukazujący niepożądane zachowania i konsekwencje z tego wynikające. A czytelniczki wyciągały wnioski z tych historyjek.
      Cieszę się, że również jesteś miłośniczką Filipinki i popierasz pomysł uwiecznienia tego pisma w formie książki.
      Odpozdrawiam :)))

      Usuń
    2. Oczywiście, nie tylko popieram, ale życzyłabym sobie opracowania i dostępności, by móc położyć na półkę pachnącą farbą książkę przypominającą mi młodość.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Myślę że dostatecznie zachęciłyśmy Panią Annę do napisania filipinkowej książki. Czekamy:-)

      Usuń
  13. Teraz wiem, że Filipinka, to nie to samo co Filipinki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Honiewicz, nie udawaj, że nie wiedziałeś:))) Och, faceci...

      Usuń
  14. Przypomniało mi się! Oj, przypomniało! Dzięki za "Filipinkę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jak dobrze odświeżyć komuś pamięć:-)

      Usuń
    2. Przyznam się skrycie, że podczytywałem "Filipinkę" uważaną w naszym "męskim" towarzystwie (szkoła podstawowa) za "babskie".

      Usuń
    3. No i bardzo dobrze, że "skrycie". Czego się nie robi dla obrony męskiego honoru, prawda? A Filipince to wcale nie zaszkodziło:))

      Usuń
  15. Witam, Filipinkę kupowałam, czytałam. Wtedy czasopisma kupowało sie mnogo, każdy miał swoje ulubione, a na święta musowo kupowało sie wszystkie świąteczne wydania, to była najlepsza rozrywka. Każde pismo miało swój charakter i swoich czytelników. Teraz wszystkie pisma podobne , mnóstwo reklam, a te bardziej ambitne są baaardzo drogie lub na jakiś czas zawieszają działalność.
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, witam nowego gościa:)) Miło, że tez jesteś Filipinką!
      To racja, że pisma do siebie podobne, a te najlepsze znikają. Może to jednak jest poniekąd trochę wina nas, czytelników? Z niektórych tytułów się wyrosło, to fakt. Do niektórych, pomimo dorośnięcia trudno dotrzeć. Ale nie starajmy się aby prasa papierowa nie zniknęła zbyt szybko.
      Pozdrawiam miło i zapraszam częściej.

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.