Nie polecę w ciepłe kraje bo
sławny wirus wciąż lata, ale zawsze mogę polecić co było polecane w roku 2008 na platformie Onet gdy organizowano tam dla blogowiczów konkursy
na notki. Panie i Panowie! Z przyjemnością przypominam tekst autorstwa blogerki
alElli - polecony i wyróżniony oraz słusznie nagrodzony!
Notka
polecona w kategorii „Gorący temat” – wspomnienia z PRL-u
Pierwsza
nagroda w konkursie „Wakacyjny flirt – miłość czy przygoda”
Autor:
alElla
Dziś pierwszy dzień wakacji. To może o
miłości...
A było to
tak...
Pieczątka rozpoznawcza (pieczątki robiło się z literek kupowanych w zestawach w
sklepie papierniczym) na białych kopertach, wyściełanych wewnątrz cienką,
szeleszczącą, kolorową bibułą:
Piach zasypie nasze ślady,
Ale myśli nasze się spotkają
Gdzieś pośród piasków niedostępnych wydm.
Mielno’ 69 – AUUUUUUUU…
To zawołanie ułożone przez Darka, stało się mottem
listów wszystkich do wszystkich i zawsze musiało być na kopercie.
Wieloletnia korespondencja... Spotkania... Zjazd w Warszawie
pod rotundą, na który spóźniłam się kilka godzin z winy PKP. Kto w to uwierzy?
Oni czekali !!! Tacy byliśmy. Skoro obiecała – to przybędzie, jeśli żyje.
Wreszcie miłość...
Początkowo nie wiadomo czyja do kogo, wszyscy we
wszystkich się kochali wzajemnie. I jeszcze w Czerwonych Gitarach i Skaldach.
Tu trwał spór o to, który zespól lepszy, który kochać bardziej. Ale to zupełnie
inna historia.
Ta będzie o wakacjach młodzieży PRL'u i krakowskiej
miłości.
Jej
początek? Rok 1969. Wczasy wagonowe pod wydmami w Mielnie. Wspaniała młodzież,
którą zintegrowała równie wspaniała pani KO. To osoba do spraw kulturalno –
oświatowych na wczasach rodzinnych w czasach peerelu.
Pamiętam... Akademie, które młodzież pod
przewodnictwem Pani KO urządzała dla Rodziców. Wiersze, piosenki, gitary.
Pamiętam... Księżycowe wieczory pod wydmami. Byliśmy
grzeczni, dobrze ułożeni. Skoro pisze, że po wydmie nie wolno chodzić, to nie
wolno! Ochrona środowiska. Stąd w naszym „kopertowym zawołaniu” – słowa:”
niedostępnych wydm”.
Pamiętam... ”Koncerty”, które dla zabawy urządzaliśmy
w muszli koncertowej, by poczuć się, jak artyści na scenie.
Pamiętam... Jak zbierali się ludzie na ławeczkach i
bili nam brawo.
Po
„koncercie” pytali, czy będziemy tu jutro.
Pamiętam... Wieczorki taneczne, które Pani KO
uroczyście otwierała słowami: jest nasza kochana młodzież ?
-
Jeeeeeeeeeeeeeeeeest !!! Auuuuuuuuuuuuuuuuuu...
- To
pokażcie dorosłym, jak się młodzież bawi.
Chłopcy:
Darek, Jurek, Andrzej i Krzysztof. Tylko, a może aż tych czterech
pamiętam z imion. Może dlatego, że korespondencja właśnie z nimi najdłużej
trwała. Dziewczyny: Kasia, Ela i pięknie śpiewająca „Annę Marię”
dziewczyna...
Wszystkich
innych twarze i sylwetki także widzę, lecz imion nie pamiętam.
Czy oni
pamiętają mnie?
Ela ze
Śląska - o delikatnej, subtelnej urodzie...
Kasia –
super modna Warszawianka z długimi rozpuszczonymi włosami...
Darek –
także Warszawiak...
Andrzej – z
Radomia...
Jurek – z
gitarą, palący papierosy...
I Krzysztof
z Krakowa.
Wydmowa miłość do wszystkich dokonała wyboru,
dojrzała i ulokowała się właśnie w Krakowie. Korespondencja z Darkiem, Jurkiem,
Andrzejem i Dziewuszkami - kolorowa, emocjonalna, miła... się kończyła, a
zaczynały spotkania z Krzysztofem, czyli ciąg dalszy „Mielna’69”. Zawsze w
Krakowie – drugiej wówczas po Krzysiu miłości.
Pamiętam... Jego sympatyczną siostrę i wspaniałą mamę,
która robiła najdłuższe na świecie i najcieńsze lane kluski na rosole.
Chyba jedną nitkę z jednego jajka.
Pamiętam... Sylwestra w Krakowie w ciemnozielonej
sukience z brokatu i szyfonowej narzutce o jaśniejszej zieleni.
Pamiętam... Letnie spacery po plantach z Krzysztofem i
jego kolegami.
Pamiętam... Jak czystą ta miłość była. Nie pamiętam,
czy Krzysztof choć trochę mnie lubił. Nie szafowało się słowami, oj nie !!! Może
i źle, bo o ileż prościej by było powiedzieć: kocham, zamiast
„gimnastykować” się w okazywaniu miłości na różne sposoby: rysowaniem serduszek
i kwiatków, zdobywaniem papeterii z ozdobnym papierem i kopert z różową bibułką
(powszechna była brązowa), wyszukiwaniem pretekstów i rzekomych spraw do
załatwienia w Krakowie, całonocną jazdą pociągiem, by zobaczyć przez chwilę
ukochanego w ukochanym mieście...
Piach zasypał nasze ślady, czy nasze myśli błąkają się
gdzieś pośród piasków niedostępnych wydm? A może po Plantach Krakowskich
?
Mielno”69 –
AUUUUUUUUUUUUU…
K
o n i e c
Czyż
to nie urocze wakacje? Peerelowskie All (wydmy, piach, i pani KO) Inclusive (miłość)!
Miłość! Tego nie ma
we współczesnych ofertach biur podróży więc nie żałujmy tegorocznego nielatania:)
Też tak uważam:)
OdpowiedzUsuńNooo ... to była klasyka, którą powaliłyście mnie na kolana. I także były to piękne czasy, gdy ciekawsze posty Onet wystawiał na pierwsze strony. Czasami można było też trafić na strony elektronicznej GW. Najlepsi (np. Antypress, Palikot, Oleksy), zaczynali karierę w publicystyce i polityce, pnąc się bardzo wysoko.
OdpowiedzUsuńAndrzeju Rawiczu, wstań z kolan!
UsuńW tym tekście czuć atmosferę lat sześćdziesiątych gdy większość plaż była dziką i można było włóczyć się wieczorami bezkarnie po wydmach. Urzeka mnie też deklaracja: "jak czystą miłość ta była" i przypomnienie niebanalnych sposobów wyrażania uczucia.
Ech, takie to leciutkie jak bałtycka bryza w pogodny dzień.
Co do promocji przez Onet ciekawszych tekstów - przyznam, że też mi tego brak. Wyróżnienia i nagrody były bardzo motywujące i przyjemne.
Wyobraziłam sobie, jak Bet siedzi na wydmach i podnosi z kolan Andrzeja Rawicza. :)))
UsuńTeż sobie to wyobraziłam:)))
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńMatko kochana! Żeby po tylu latach przypomnieć sobie notkę, to coś w tym musi być. Przypuszczam, że coś więcej, niż tylko dobra pamięć.
Pozdrawiam serdecznie.
Utkwiło w mózgu:)) Az mi się nie chciało wierzyć, że to już 12 lat minęło. Wolałam wstawić datę 2008 niż wyliczać lata:))
UsuńAle notka się nie zestarzała.
Utkwiło, ale nie tylko w mózgu. Ile razy to czytam, a naczytałem się sporo to - tak jak i dzisiaj - czuję szybsze bicie serca i dreszcze na plecach. Wiecie dlaczego. Przecież każde z nas w podobny sposób (może tylko w innej scenerii) przeżywało swoją pierwszą poważną miłość. I prawie zawsze zastanawialiśmy się, czy można było inaczej ...
OdpowiedzUsuńTak, tak! Dreszcze i bicie serca a nawet łaskotanie w przełyku:))
UsuńPierwsze miłości tak miały i mają we wspomnieniach nawet teraz.
Szczęśliwy kto ma co wspominać.
Łaskotanie w gardle, czy raczej "podchodzenie serca do gardła"? A może po prostu "motylki w brzuchu"?
UsuńMoje motylki łaskotały w przełyku:)) Taka "kaczka dziwaczka" ze mnie:))
UsuńNie "kaczka dziwaczka" tylko motylki wyższych lotów, o! :)
UsuńPewnie, że tak bo przełyk jest wyżej od brzucha:))
UsuńPieknie napisane!
OdpowiedzUsuńZgadzam się!
UsuńAch te wakacyjne fascynacje. Mile je wspominam - bo wiesz że pamiętam szczegóły sprzed lat, niż z kim spotkałem się wczoraj. a zwłaszcza tego kogoś nazwisko. Ale równowagi marudzenie dodam, że mamy wnuczka na wakacjach. Wnuczka (7 klasa SzP), który od kilku dni zaczął opowiadać o poznanej na "ujeżdżalni" (tzw. Pantrack) rowerów, desek i hulajnóg "fajną koleżankę" I teraz widujemy go tylko w czasie posiłków. I wraca o zachodzie słońca - taki ma rygor.
OdpowiedzUsuńAch, słońce teraz zachodzi późno a przecież wiemy, że dopiero przy księżycu robi się naprawdę romantycznie. Miłość wśród hulajnóg zapewne też ma swój urok:))
UsuńEch, lepiej to już było.....Ale powspominać miło.
OdpowiedzUsuńMaria
A może jeszcze będzie jesli nie lepiej to przynajmniej miło i spokojnie?
UsuńKlik dobry)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ze smartfona. A niech geś kopnie to urządzenie. 😀
A może kaczka się nada?
UsuńKaczka ma za kròtkie nogi... 🦆
Usuńale kaczka jest u władzy...
Usuń