Noooo - chyba, że chodzi o wspomnienia typu: kiedy i ile razy mnie pocałował oraz kiedy był ten pierwszy raz.
Ale ludność naszego kraju nie składa się tylko z ludzi młodych, przyzwyczajonych już do halloweenów i walentynek.
My, pokolenie urodzone i wychowane w Polsce Ludowej nie mieliśmy Walentynek. Mieliśmy zabawy i prywatki, randki w kinie i ukradkowe pocałunki na szkolnym korytarzu… Sekretne liściki podawane przez usłużne koleżanki, w tajemnicy wielkiej pisane miłosne wiersze:
Miłość "tajna wierszowana". Marek się nigdy o miłości tej nie dowiedział. Zachowana na zawsze tylko w zeszycie do matematyki hi, hi...
/udostępnione przez serdeczną koleżankę w tajemnicy..../
W karnawale zawsze były zabawy szkolne i prywatki. Pamiętacie? Wełniana sukienka z „krawatem”, cienkie, nylonowe pończochy na „pasku z halterami” chociaż mróz i zawierucha. Kolana czerwienieją z zimna, ale brniemy przez śniegi i błota do szkolnej Sali Gimnastycznej. Jaka odmieniona! Cała w bibułkowych wstążkach i papierowych serpentynach przetykanych z rzadka balonikami. Bufet bogato zastawiony butelkami z oranżadą i pączkami z lukrem.
Na parkiecie szał. Gorące rytmy z czarnych winylowych płyt odtwarzanych na gramofonie. Szmery, trzaski nie przeszkadzają, bo najważniejszy jest ON. Jeszcze stoi w grupce kolegów, opowiada coś wymachując rękami i udaje, że nie zwraca na dziewczęta uwagi. Bo my, stajemy w osobnych grupkach. Siedząc na gimnastycznych ławeczkach i udając obojętność wypatrujemy swoich chłopięcych sympatii. Ach…, kiedy wreszcie podejdzie? Kiedy poprosi do tańca? Bo w owym czasie obowiązywały tańce w parach… Dziewczyna bez partnera nie miała szans na taniec! Dopiero za parę lat w „erze przed dyskotekowej” modny staje się taniec „w kółeczku”. Dla niektórych to duża ulga – koniec upokarzającego wyczekiwania pod ścianą /autentyczne!/. Można poszaleć z dowolnym gronie. Ale to także koniec okazji do bliskiego poznawania…
Na razie, jedyna szansa dla odważnych dziewcząt to „biały walc”. Wtedy wypada poprosić upatrzonego chłopca. Ale to tylko jeden taki taniec. Nie spodobasz się. Koniec. Nie dostaniesz Kotyliona! A niektóre dziewczęta mają tych kotylionów tak dużo! Jedna z nich ma udekorowane kotylionami obie nogawki spodni „dzwonów”! Ach… ale jej zazdroszczę!
Jest! Wreszcie mnie zauważył! Tańczymy razem. Udaje się zgrać rytm i wykonywać zgrabne obroty. Je, je, je….! Ach, nieporadne przytulenia i obejmowania, drżące chłopięce ciało i moje naiwne pytanie: ”jest ci zimno”? Rozmowa w tańcu o nowej szkole, planach na studia, nauczycielach… Wspaniale upływa nam razem czas. Jestem zauroczona i już… zakochana! Jeszcze nadzieja na wspólny powrót do domu…
Rozdzielił nas tłum w szatni. ON zniknął w tłumie innych spoconych chłopaków. Nie było nawet zwykłego "cześć", nie było umówienia na randkę. I choć stałam długo na mrozie czekając "może nadejdzie" - aż kolana posiniały, a "uda odeszły od kości" w tych cieniutkich pończoszkach...
Nie nadszedł...
I tyle było tego mojego, karnawałowego zakochania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:
Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:
- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.
- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga
Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.