obrazek wykonany przez "wagarowiczów" |
Mamy
wiosnę! Piszę to głośno i wyraźnie, aby nikogo nie zmyliły zwały śniegu za
oknem.
Wiosna
jest i zauważyła to szkolna społeczność ogłaszając obchody Dnia Wagarowicza. Lekcje skrócono do 20 min i
rozegrano międzyklasowe mecze siatkówki.
21
marca jest początkiem wiosny oraz dniem stosownym do wagarów. Taka nowo-stara
tradycja. Nowa, bo pojawiła się i rozkwitła masowymi ucieczkami ze szkół w
latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Obserwowano wtedy ze zgrozą hordy
uczniaków, odurzonych alkoholem, wałęsających się po ulicach miast i wyrządzających
różne szkody przy okazji. Niektórzy próbowali jeszcze usprawiedliwiać swoje eskapady
tradycją topienia Marzann. Kukły na patykach to dobry pretekst wymknięcia się
spod kontroli opiekunów. Wszak zachowanie ludowego obyczaju jest cnotą. A że, wykorzystywano
ten pretekst do pojenia się alkoholem i stosowania różnych środków odurzających
to Policja miała trudny dzień. Rodzice i nauczyciele także.
Dzień
Wagarowicza okrzyknięto wkrótce tradycją. Skąd się wzięła owa tradycja – nie wiadomo.
Czyżby, podobnie jak szereg innych nowych mód, z anglosaskiego lub zachodu? A
może z USA? A może to nasz, polski, stary obyczaj tylko nieco zmodyfikowany?
Wagary
były przecież zawsze częścią szkolnego życia. Podobnie jak kleksy atramentu i
dwóje w zeszytach. Były to jednak pojedyncze przypadki, często indywidualne, czasem
klasowe. Zawsze piętnowane jako czyn naganny i karane.
Współczesne,
masowe ucieczki ze szkół trzeba było jakoś opanować. Szkoły próbowały
organizować w tym dniu jakieś atrakcje, rozgrywki sportowe, wyjścia do kin lub wycieczki.
Z mizernym skutkiem, bo jakże szkoła ma konkurować z dążeniem do poczucia
wolności i wyjścia z regulaminowych ramek? Nieosiągalne.
Z
biegiem lat, ochota do zbiorowych wagarów jakoś słabła. Wydaje się, że nawet
zanika. Obawiam się, że jest to efekt niechęci do grupowego działania, żeby nie
powiedzieć, ogólnego znudzenia.
Zresztą,
przed czym tu teraz uciekać? Kolorowe i błyszczące szkoły naszpikowane
elektroniką. Swobodne, niczym nie ograniczone modne stroje i makijaże. Więcej
praw niż obowiązków.
W
bramie nie stoi srogi woźny z miotłą i ogromnym dzwonkiem w towarzystwie równie
srogiego Dyrektora kontrolującego obowiązkowy strój. Nikt nie sprawdza tarczy
na rękawie ani długości włosów na chłopięcych głowach. Nikt nie bije linijką „po
łapach”, nie poklepuje opasłym dziennikiem po głowach niesfornych uczniów. Ba,
nikt nie krzyczy i nie ustawia w pary. Zanika obyczaj mówienia „panie
profesorze”… Obecność na lekcji nie jest obowiązkowa…
Po
co więc komu wagary?
Ps.Pojawił się nowy szkolny problem:
jak traktować popalanie elektronicznych papierosów? Czy wolno i czy trzeba się z
tym ukrywać w WC?
Siegnelam pamiecia do moich szkolnych czasow.Osobiscie bylam na wagarach 2 razy.Raz schowalam sie w kosciele z 3- czescia "Dziadow".Jakos tak bylo w tym kosciele malo milo ,wraz z lektura dosc wtedy dla mnie ponura.W kosciele sie schowalam,czekalam,az mama pojdzie do pracy by przesiedziec w domu reszte dna.Zaliczam te wagary do udanych.Przeczytalam lekture,nie mialam zadnych problemow w szkole w zwiazku z tym.Wiem,ze bylam jeszcze raz w tym samym roku ale nie pamietam wlasciwie co robilam i po co poszlam na wagary.WLasciwie lubilam chodzic do szkoly chociaz nie z wszystkimi psorami umialam sie dogadac:))No ale kiedy to bylo - teraz pewnie jak opisujesz calkiem inne obyczaje...a elktroniczne papierosy ignorowac i juz...
OdpowiedzUsuńReno, ja nigdy nie byłam na wagarach... W mojej klasie nie było takiego zapotrzebowania. Dziwna klasa, prawda?
UsuńNo, wiesz, ignorować papierosów nie można bo palenia zabrania regulamin oraz ustawa antynikotynowa. Pytanie jest: czy elektroniczny papieros to papieros?
Nie wiem czy to były wagary, ale w klasach I-III szk. podst. w szkole byłem raz na 2-3 miesiące, nauczycielki wolały nawet, abym nie przychodził, bo psułem im zajęcia (ja już czytałem i pisałem, a dzieciaki do kółeczka dostawiały laseczkę i chórem mówiły "aaa"). Na wagary zawsze się chodziło, z różnych powodów, ale nigdy dlatego, że był jakiś "dzień wagarowicza", wagary to był spontan. Albo śliczna pogoda, albo trudne lekcje (klasówka), albo ... powód zawsze się znalazł. Na studiach to już był cały system.
OdpowiedzUsuńNie, to o czym piszesz to nie były wagary. Nie liczy się.
UsuńJa nie mam wagarowych wspomnień...buuu... Nawet na studiach....buuuu
Jak to, moje wagary się nie liczą!??? To po co tyle się męczyłem, kiedyś cała klasa wyszła przez okno, a nauczyciel, do przerwy sprawdzał w której sali miał mieć lekcję? I to się nie liczy?
OdpowiedzUsuńHi,hi,hi, nie liczą się te z powodu twojego wybujałego intelektu, geniusiu:))))
UsuńTakie "przez okno" liczą się podwójnie nawet!
Czekając na autobus jadący na uczelnię kupowałem gazetę i po drodze skreślałem filmy, na których już byłem. Najczęściej w jakimś kinie na drugim końcu miasta był film, którego jeszcze nie zaliczyłem, tam wiec trafiałem, zamiast na wykład. Albo - jak lektorka wsiadała do windy to się na innej kondygnacji odciągało drzwi. Winda stawała, między drzwi wkładało się gazetę, lektorka bezskutecznie wciskała dzwonek a po upływie kwadransa akademickiego gazetę się wyjmowało. Ale czy to wszystko były wagary?...
OdpowiedzUsuńallensteiner
Niestety, ja tego nie zaliczę do kategorii "wagary". Student to nie uczeń.
UsuńAle dla pocieszenia powiem ci, że ja także pierwsze wiosenne "Wagary" miałam jako studentka. Do dziś mam wyrzuty sumienia :)))
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńW takie śnieżyce i mrozy na wagaaaaaaary? O nie!
Pozdrawiam serdecznie Wagarowiczów i nie tylko :)
No właśnie, może to pogoda odstrasza młodzież od wagarów?
UsuńByłam raz, jeden jedyny, miało być z całą klasą... ale po kolei:
UsuńSzkoła średnia, bazie na drzewach, okrycia wierzchnie zmienione na lżejsze.
Zanim doszłam do klasy wiedziałam, że lekcji nie będzie. Gospodarz klasy rzucił hasło: pryskamy! I już nas nie było. Nie ma to jak zgodność postanowienia. A żeby nie było podejrzeń to he, he, panie na prawo, panowie na lewo, mieliśmy przejść wzdłuż ogrodzenia i po czym spotkać się za rogiem. Lekko wystraszone wzdłuż tego płota przemykałyśmy, bo jak się okazało, dla każdej był to pierwszy raz:, ale z nadzieją, że za rogiem czekają na nas odważni panowie, powoli lęk ustępował ciekawości.
Niestety za wskazanym rogiem nikogo nie zastałyśmy. Czekałyśmy przez jakiś czas, ale powoli czar wagarów prysł i w końcu rozstałyśmy się. Ja z koleżanką pojechałam do mojego domu.
Następnego dnia sądny dzień. Dwie klasówki z lekcji, które jak się okazało poprzedniego dnia miały miejsce. Okazało się, że chłopaki wrócili, ten najodważniejszy od hasła pryskamy, rzucił następne hasło, tym razem powrotu do szkoły.
Dwóje się posypały i tyle moich wagarów.
Pozdrawiam:)
No i nauczyłyście się jak można na facetów liczyć...hi,hi,hi...
UsuńBet,pamiętam,że jedna taką Marzannę udało nam się utopić.Wredna baba była..Ale mycyje były po tym! Milicja szalała! Ale co.całą klasę zapudłować? Rozeszło sie po kościach..
OdpowiedzUsuńMusiała być jakaś specjalna ta obywatelka Marzanna skoro Milicja szalała...
UsuńMilicja jak to milcja..Teraz jest policja..Są odrobinkę delikutaśniejsi..
UsuńZaintrygowały mnie e-papierosy w szkole, ponieważ są bardzo drogie. Widziałam cenę - ok. 200 złotych. Skąd młodzież ma take pieniądze?
OdpowiedzUsuńKochana, jak to skąd? Od rodziców! Zdziwiłabyś się widząc ile młodzież ma pieniędzy. Nikt mi nie wierzy jak o tym wspominam.
UsuńJak rodzina biedna, to nazywa się ją patologiczną, a dzieci zabiera do domu dziecka. A czy takie bogactwo /na e-papierosy i inne różne niepotrzebne dzieciom rzeczy/ to nie patologia w drugą stronę?
UsuńOczywiście, patologia, tylko o takiej patologii nikt nie robi repertaży.
UsuńTak jak pisałem u Tatula, jakoś nie chodziłem na wagary.
OdpowiedzUsuńI nie wiem chwalić się czy żałować?
Pozdrawiam
Mam ten sam problem więc łączę się w niepewności.
Usuń