poniedziałek, 6 maja 2013

Maturalne pewniaki



Kasztany  – zakwitły jak zawsze. Termin matury mają wpisany w swoje kasztanowe geny. To cóż, że wiosna spóźniona, arktyczne powietrze i strugi deszczu. Zakwitły i są prymusami w egzaminie dojrzałości.

 Tematy z języka polskiego  – zawsze budziły największe emocje. Dni poprzedzające maturę to prawdziwa giełda polonistycznych pewniaków. Wymyślano tematy powiązane z jubileuszami klasyków literatury, rocznic historycznych i bieżących wydarzeń politycznych. Wieczór poprzedzający egzamin był zatem bardzo pracowity. Centrum akcji stanowili nieliczni posiadacze telefonu. Drrr… drrr….. Czarne, ebonitowe aparaty grzały się do czerwoności. Starszy brat  odbierał wiadomości, mama z tatą pisali tematy na karteczkach, które młodsze rodzeństwo jako „gońcy” donosili zaprzyjaźnionym maturzystom. Bohater wieczoru czyli maturzysta nie miał na to głowy bo kulminacja giełdy tematów była przed kościołem, po wieczornej mszy odprawianej za pomyślność spanikowanej młodzieży. 

Kto i dlaczego wymyślał te „pewniaki” z polskiego do dziś nie wiadomo. Prawie nigdy nie były prawdziwe. 

Bułka z szynką  oraz oranżada – posiłek w trakcie pisemnych egzaminów. Pamiętam jak dziwiła nas, a nawet irytowała ta demonstracja dbałości o naszą kondycję. Od września trwała wytężona nasza praca. Byliśmy wyciskani jak cytryny przez zmasowane sprawdziany i powtórki. Katowani dodatkowymi lekcjami i wkuwaniem po nocach. Nie rozczulano się nad nami, nie było szkolnych sklepików i automatów z napojami, nikt nie mierzył przeciążenia pracą, dysfunkcji i szkolnych fobii. Stawiano wymagania i egzekwowano wiedzę. A tu proszę, na finał, szynka! Produkt luksusowy z najwyższej półki jakimś cudem zdobyty przez Komitet Rodzicielski. Oczywiste było, że oprócz szynki, kanapki zawierały w sobie „ściągawki” niezwykle pomocne przy egzaminie z matematyki. To już nas nie irytowało.

„Ściągawki” lub „ściągi” – miniaturowe, niezwykle skoncentrowane dawki wiedzy. Arcydzieła drobniutkiego pisma i tajemniczych znaków kreślonych na,  niekiedy sporej długości, paseczkach papieru przemyślnie składanych w harmonijkę i chowanych w nie mniej przemyślnych miejscach…

Maskotka na szczęście – zabawka ustawiana na stoliku obok butelki z oranżadą, często ukrywająca „ściągę”.

Maturzystom pozostawało już tylko pisać, pisać, pisać… Wynik egzaminu nie był pewniakiem.




46 komentarzy:

  1. A u nas kasztany nie kwitną :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Małopolsce kwitną! Przysięgam!

      Usuń
    2. Potwierdzam słowa Bet. Kasztany kwitną. Moja żona mówiła właśnie wczoraj że one sa zawsze pewne. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Dzięki Antoni za wsparcie. Niech żyją małopolskie kasztany!

      Usuń
  2. Witaj Bet, ja co prawda nie mam w pobliżu kasztanów, ale sądząc po nagłym "wystrzale" wszystkiego co zielone, to kasztany na Śląsku też pewnie zakwitły.
    A co do ściągawek - mój syn jako ostatni niedobitek zdawał jeszcze starą maturę (po 5-letnim technikum), miał zrobioną taką przemyślną "harmonijkę", która wypadła mu na podłogę. Potem opowiadał, że dziwił się czemu dyrektor jakoś dziwnie na niego patrzy... Chyba udawał że nie widzi, bo szczęśliwie dziecię zdało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauczyciele bardzo pomagali udając ślepotę lub roztargnienie.Bywało, że sami dostarczali "ściągawki".

      Usuń
  3. Klik dobry:)

    Gdy ja zdawałam maturę, 2 pewniaki były prawdziwe. Władysław Broniewski i zjazd PZPR. Do dziś nie wiem, co zjazd miał wspólnego z językiem polskim?

    Maskotek nie mieliśmy. Zapamiętałam kwiaty we flakonach i popielniczki na stole nauczycielskim. Nauczyciele bezceremonialnie odymiali nas papierosami.

    Ściągawki były też w formie pasków kalki technicznej zwiniętej w rulony. Zwykły papier nie dał się tak ściśle zwinąć, dlatego składany był w harmonijkę.

    Kwitnących kasztanów jeszcze nie widziałam w tym roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy wszystko łączyło się ze zjazdem PZPR - to też był pewniak. Broniewski to przecież ulubieniec partii...
      Kasztany zakwitły na południu Polski bo tu najcieplej było ostatnio. Magnolie też w rozkwicie.

      Usuń
    2. Byłem dziś w Szczecinie. W południe, w centrum, było 27 stopni. Kasztanowce bez kwiatów. Choć liście już pięknie rozkwitłe. W każdym razie zielono. Mnie też było. Bo w moim Koszalinie zimno. Liście ledwie rozwinięte.
      Przed pół godziną wysiadłwszy (rozgrzany szczecińskim upałem), przed garażem z auta dmuchnęło polarnym wiatrem. Prosto od morza. Brrrrrrrrrrrr!!!
      Byle do lata.

      Usuń
    3. Na południu bucha dziś gorące powietrze, chyba z Afryki! Parno jak w saunie.

      Usuń
  4. Donoszę, że moje kasztany są już na finiszu, spóźniły się nieco, ale to nie ich wina.
    Matury nie przeżywałem tak jak inni. W szkole średniej byłem jednym z najgorszych uczniów, w zasadzie z trudem przechodziłem z klasy do klasy. Pasjonowała mnie jednak matematyka i fizyka na tyle silnie, że poszedłem jakby indywidualnym trybem nauczania (olimpiada). Rok przed maturą byłem już na "zerowym" roku Wydziału Elektroniki.
    Jeden z najtrudniejszych egzaminów miałem podczas zdawania do ... szkoły średniej. Przeciw sobie miałem całe ciało pedagogiczne podstawówki i liceum, które siedziało w liczbie 4 osób na ostatniej ławce. Z nimi siedział też mój ojciec pewny, że zdam. I zdałem. Podobnie było na studiach. Prawdziwe egzaminy zaczęły się w życiu.
    O ile pamiętam to z j. polskiego był jeden temat "ratunkowy", dla nygusów, ale na szczęście nie musiałem z niego korzystać. Chyba nigdy tak dobrze nie spałem jak te kilka dni przed maturą ... chyba coś straciłem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anzai, wybacz, ale będę uszczypliwa w odniesieniu do Twojego końcowego zapytania: geniusze tak mają...
      Mam nadzieję, że wyczuwasz brak złośliwości, a jedynie humorystyczną ripostę.
      Moje kasztany są akuratne co do minuty. Kwitną jak trzeba. Moi Maturzyści natomiast tacy jacyś "nijacy"...bez emocji. Coś im jest?

      Usuń
    2. Nie musisz mi dokładać. W podstawówce w ostatnich klasach uznano mnie za nieuka, który powinien do ... szpadla - stąd ten "komisowy" egzamin wstępny do liceum. W szkole średniej miewałem nawet 8 (osiem!) ndst. ocen okresowych. Geniuszem nigdy nie byłem, matematykę wyższą polubiłem niemal od dzieciństwa, a książki pożerałem tonami. Okazało się, że na szkołę średnią to wystarczyło. Potem było trudniej.
      Od kilku lat już nie uczestniczę w egzaminach maturalnych, dlatego nie mam żadnego pojęcia o stosunku maturzystów nie tyle do egzaminu, ale do samego procesu ostatecznego szlifowania wiedzy. Mam zresztą bardzo krytyczny pogląd o metodologii, i programie nauczania, ale to na inny temat.

      Usuń
    3. To właśnie dowody na "geniuszowstwo"! Nie pasowałeś do systemu oświaty i dlatego dawali "pały"! Nie doceniali cię.
      Stosunek maturzystów do egzaminu jest raczej obojętny. przynajmniej tak to pokazują.

      Usuń
    4. Nie mogli nie dawać pał, bo ja totalnie olewałem szkołę, a szkoła mnie.
      Obojętność maturzystów wynika chyba z zupełnie innego charakteru egzaminu - nie trzeba umieć, wystarczy "wykuć testy", i przyswoić "skróty myślowe". Problem w tym, że ten sposób na życie, to żaden sposób, bo edukacja nijak nie może spotkać się z gospodarką, przemysłem, czy chociażby z pracą.

      Usuń
    5. Wiesz, myślę, że nie można przykładać "naszej miarki" do obecnych warunków. Może dlatego nie potępiam obecnego podejścia młodzieży do matury ale cenię sobie swoje związane z tym, dawne emocje. Chociaż podobnie się to miało do zatrudnienia.

      Usuń
    6. Podobnie??? Maturzyści PRL-owscy mieli pełny wybór zawodu. WSZĘDZIE proponowano im roczny staż, który mógł być skrócony nawet do 1 m-ca. Jeżeli posiadali odpowiednią wiedzę, to studia za darmo (a nawet można było b. dobrze zarobić) stały przed nimi otworem. Dzisiaj studia, a czasem nawet dyplom, mozna kupić już za pół krowy. Emocje były, to fakt, ale jeżeli ktoś się systematycznie uczył, to niespodzianki nie mogło być.
      Pewno, że młodzieży nie można obwiniać za to, że dla pracodawców są zupełnie nieprzydatni zawodowo. Zresztą kilkaset tysięcy maturzystów, jako "znajomi króliczka" i tak załapią się do każdej pracy, bez względu na kwalifikacje. :)

      Usuń
    7. Anzai, coś dziś nie możemy się zrozumieć. W kwestii zatrudnienia miałam na myśli rozmijanie się potrzeb gospodarki z najbardziej popularnymi kierunkami kształcenia.
      Bezrobocie nie istniało - to fakt.

      Usuń
    8. Jeżeli kierunki wykształcenia mają być odpowiedzią na zapotrzebowanie gospodarki (albo nawet odwrotnie!) to potrzebne jest wzajemne zrozumienie. PRL-owski pracodawca wiedział, że pracownika trzeba sobie wychować, podnieść jego kwalifikacje, i zatrzymać w pracy. Dzisiejszy pracodawca nie potrzebuje żadnej z w.wym. cech - idealny dla niego pracownik to: wiek 18-21 lat, 10 letni staż pracy, 2 kierunki studiów, biegła znajomość dwóch języków, itd, itp. Takie durne zapotrzebowania pojawiają się nawet na stanowisku sprzątacza klatki z gorylami (pisałem o tym wcześniej).

      Usuń
    9. No tak, korporacyjne obyczaje są dziwaczne. Trzeba też uczciwie zauważyć, że PRL-owski pracodawca często hołubił pracowników, których głównym zajęciem było picie herbaty lub co gorsza czegoś mocniejszego.

      Usuń
    10. W PRL to pracodawcy zabiegali o pracowników. Jak ktoś miał fach w ręku (np. był hydraulikiem) to w pracodawcach mógł przebierać jak w ulęgałkach. Teraz jest odwrotnie.

      Usuń
  5. Koryguję wieści o kasztanach. Kwitną! Przyroda tak szybko nadrabia zaległości,że sytuacja zmienia się z godziny na godzinę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hamuj je trochę! Matura dopiero się zaczęła, muszą wytrzymać jeszcze choćby do piątku:)))

      Usuń
    2. Aż tak szybko, że do piątku spadną kasztanowe kasztany, to nie :)))

      Usuń
    3. Niech spadają, moje maturalne emocje już opadły:))

      Usuń
  6. Moja matura - inni byc moze mieli sciagi ale ja jakos nie i zdalam.Nawet chemie chyba ku zdumieniu mojego bylego psora od chemii.
    Corka tez jakos pewniakow nie miala. Nie pamietam,zeby jakas gielda byla no... chyba ,ze po kosciele ale ja nie chodzilam do kosciola.:))
    Za to kasztany kwitna tu rowniez - rozszalalo sie towarzystwo majowe. Ech Matura - fajna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reno, ja też nigdy nie miałam ściągawek bo strasznie bałam się ich używać... taka fajtłapa ze mnie. Maturę zdałam o własnych siłach na bardzo średnim poziomie.Emocje związane z maturą są we mnie do dziś i dziwię się współczesnym zdającym, że spływa to po nich tak jakoś łatwo.
      Chyba już nie rozumiem młodzieży.

      Usuń
  7. Niestety mojemu wspomnienieniu z matury /matematyka/ towarzyszy mały wstyd tym bardziej że zdawałem ja jako dorosły. Przyłapano nas na szwindlu polegającego na wyniesieniu dodatkowego zestawu zadań które były opracowywane na korytarzu a rozwiązania dostawali ci którzy byli słabsi. Po odkryciu ledwo wyratowalismy sie przed powtórką ale...............wszyscy zdali..
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaa... nieładnie,nieładnie szwindlować, nu,nu,nu...
      Pociesz się, że nie jesteś jedyny w swoim szwindelku. Było takich wielu.

      Usuń
    2. Piotrze, a znasz szwindelek na szczura? Ale to raczej na studiach w auli, bo pod podłogą była pusta przestrzeń i tam urzędowały zdolne "szczury", które wkładały rozwiązane zadania do butów zdających.

      Usuń
    3. No, nie! To już prawdziwa perwersja.

      Usuń
    4. A raz jedna z profesorek przyszła z asystentami ubranymi w strażackie polówki, którzy powyciągali szczury na wierzch. Nikt wtedy nie zdał.

      Usuń
    5. Ale jaja! Przy okazji pokaz sprawności strażackiej?

      Usuń
  8. Bet - emocje byly,pamietam je do dzis. Sciagawek nigdy nie uzywalam ,nawet chyba nie ze strachu ale z lenistwa - nie chcialo mi sie tego robic. Wagary -tez bylam chyba dwa razy ,tez z lenistwa chyba.Jakas taka glupia chyba bylam...Inna sprawa - w tym LO bylo tyle dziewczyn, ze mi przyszlo chodzic do zenskiej klasy a dziewczynki - wiadomo ,grzeczne stworzenia sa hi,hi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawne dziewczynki były grzeczne, przyznaję. Dziś jest trochę inaczej niestety.

      Usuń
  9. Matura 1972: http://www.youtube.com/watch?v=bNa2bda73cM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to było! Dokładnie! Najlepsza jest ta pani w komisji dziergająca na drutach pod stolikiem:))) Herbata w szklankach i stolik "jedzeniowy" w kacie sali. Wszystko autentyczne!

      Usuń
    2. Hi, hi... Z tym dzierganiem to dała do pieca :)))))

      Usuń
    3. Już nawet palenie papierosów lepsze:)))

      Usuń
    4. Nie takie śmieszne. Ale niefajne to odymianie odpowiadającej maturzystki.

      Usuń
    5. Oczywiście, że jest to wysoce naganne.

      Usuń
    6. Obecnym komisjom nie wolno nawet głośno oddychać, panie muszą mieć ciche obuwie, nie wolno czytać nic ani pić.

      Usuń
  10. Córka już po maturze... myślę, że ten klucz z j. polskiego zepsuł wszystko.
    Poprzednia matura, tematy podane... można było lać wodę, bo z reguły temat rzeka, a teraz musi być trafiony, żeby komisja mogła zatopić. Idziemy z duchem czasu, młodzież rozwiązuje testy, żeby zdać dorosłość.
    P.S. oczywiście żartuję sobie z tego lania wody, a testy są dobrym sprawdzianem wiedzy...:)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie uważam testów za dobry sprawdzian wiedzy.

      Usuń
    2. Akwamarynko, to "lanie wody" miało sens. Pisząc obszerne wypracowanie można było przedstawić kawałek siebie, wykazać, że się myśli i czuje. Dlatego nazywano maturę egzaminem dojrzałości. Tego nie da się zrobić na skróty ale cóż, świat idzie w tym właśnie kierunku.

      Usuń
    3. alEllu, testy są dobrym sprawdzianem wiedzy encyklopedycznej ale nic nie mówią o sposobie myślenia, inteligencji i wielu jeszcze innych cennych zaletach człowieka. Dlatego moim zdaniem nie nadają się na egzamin dojrzałości.

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.