sobota, 1 czerwca 2013

Szpinak i inne dziecięce szykany



        Będę okrutna i w Dzień Dziecka wspomnę jak ciężkie szykany spotykały dzieci peerelu.


Po pierwsze – szpinak! Zmora i przekleństwo wielu z nas. Szpinak jest zdrowy - przekonywały przejęte mamy zmuszając do zjadania mało apetycznej, zielonej papki. Łłłłłeeeeeee… wybrzydzaliśmy i wykrzywialiśmy buzie. Dlaczego to cenne warzywo podawano w tak odrażającej formie? 


Po drugie – zupy mleczne z grysikiem na czele. Brrrr… Gęsta, biała papa posypana cukrem. Trochę lepiej prezentował się makaron lub ryż zalany mlekiem, a rarytasem w tej kategorii była ręcznie skubana zacierka. 

Po trzecie – tran. Przymusowa łyżka rybiego oleju o naturalnym rybim zapachu i smaku. Wszyscy cierpieliśmy na niedobór witaminy D i tran trzeba było łykać bez znieczulenia zakąszając posolonym chlebem.  Inne, niż witamina D niedobory uzupełnialiśmy sami. Jedliśmy tynk ze ściany, pomarańczową pastę do zębów, węgiel, na łące – bucę* i szczaw, a wczesną wiosną zielone jabłka.

Po czwarte – szkolne represje. Hmm… dużo tego było. Zacznę od wywoływania po nazwisku do odpowiedzi przy tablicy. Ba, często nazwiska zastępowano po prostu numerem z klasowego dziennika. Do dziś pamiętam, że byłam numerem 35. Dodając do tego jedną z ostatnich pozycji w ustawieniu szeregowym „według wzrostu” – kompleks niższości gotowy.

Kary cielesne w postaci bicia linijką „po łapach”, trzaskanie dziennikiem lekcyjnym w stół, a niekiedy w głowy niesfornych uczniów? Wykręcanie uszu i szarpnięcia za króciutkie włoski nad chłopięcymi uszami? Szkolne tortury wspominane jednak po latach z uśmiechem i bez żalu dla pedagogicznych oprawców.

Przeżyliśmy te nasze dziecięce traumy, które uczyniły nas odpornymi na twarde koleje losu. Wyrośliśmy bez rozczulania się nad kruchością dziecięcej psychiki i jednak wspominamy tamte czasy z rozczuleniem.

Na pocieszenie proponuję dziś współczesny szpinak w lepszej estetycznie i smakowo wersji. Dla kontrastu.



* - „buca” to takie ziele na łąkach o liściach podobnych do chrzanu. Jadalna była łodyga po zdjęciu skórki jak z rabarbaru. Im cieńsza ta łodyga tym bardziej soczysta - jak rzodkiewka albo rzepa. Grubsze pędy były piekące.
    

No i wydało się! Tajemnicza „buca” wydaje się być pospolitą lebiodą o biologicznej nazwie Komosa Biała. Chwast o sporych walorach odżywczych, jedzony powszechnie przez lud, w okresach niedostatku pożywienia na „przednówku”. Pędy tej rośliny obecnie są przyrządzane i podawane jak szparagi… Ho,ho, niegdyś roślina biedaków, teraz wstąpiła na salony.

 Kto nie wierzy, niechaj klika  TUTAJ !  


2 czerwca 2013

Wiadomość z ostatniej chwili!  Kto chce zobaczyć "bucę" w pełnej okazałości niech kliknie TU ! 
No i... smacznego!



          

59 komentarzy:

  1. Wiec - ze szpinakiem mialam traume okrutna jak i z zielona salata.Bo -bylam wdziecinstwie w prewentorium(2x)po pol roku gdzie jadano w jeden dzien szpinak a w drugi zielona salate.Straszne - szpinak dopiero zaczelam jesc juz w Holandii.Grysik i inne katorgi dzieci ja akurat lubilam -ale mielone mieso,albo mieso z rosolu och katorga.Pamietam ,ze zulam miesko z rosolu ze szpinakiem i tak zulam,zulam...tata dostawal bialej goraczki wiec zrobilam takie piekne pfuuuu na swiezo pomalowana biala sciane w kuchni.A tran - no coz, przyjemnosc to nie byla ale za to przechodzilo mi bez bolu. Fajne wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, Reno, wszystko co za bardzo rozdrobnione nie zachęca do jedzenia. Pluć nie wolno, w żadnym przypadku:)))

      Usuń
  2. Nam babcia i mama podawała szpinak w naleśnikach, więc nie kojarzył mi się z nieapetyczną papką.

    Tran, fuj!

    "Buca" - pychotka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ho,ho,ho... ależ miałaś wspaniałe dzieciństwo! Bez papkowatego szpinaku, aż zazdroszczę.

      Usuń
    2. Nawet w przedszkolu mojej mamy "papkowy" nie był podawany. Zawsze w apetycznej wersji.

      Usuń
    3. A mnie ta "buca" intryguje. Chyba wybiorę się na łąkę w jej poszukiwaniu.
      A "bucowate szparagi" jadłam chyba w Turcji. Podawano coś takiego: zielonkawe gałązko-korzonki,ugotowane i przyprawione na kwaskowato. Bardzo smaczne.

      Usuń
    4. I ja pójdę poszukać "bucy". Jak znajdę, to sfotografuję. Poznam ją na pewno po smaku. Żebym tylko całej łąki nie musiała skosztować, hi, hi...

      Usuń
    5. Już widzę jak "kosisz" łąkę :))))

      Usuń
  3. No pluc nie wolno.Wiem.No ale mi sie zdarzylo. Bo upychalam kazda kolejna lyzke tego swinstwa i zulam ,nie polykalam. Moja corka bardzo lubila szpinak ,gotowalam jej ,podawalam nawet tego nie probujac. Jadla i do dzis mowi ,ze gotuje najlepszy szpinak na swiecie... hmmm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja odkryłam szpinak na nowo całkiem niedawno. Nie jest łatwo go kupić bo to warzywo niezbyt popularne w PL, zimą prawie nieosiągalne w stanie świeżym. Dlatego wiosną objadam się szpinakiem na zapas.

      Usuń
  4. Masz rację, Bet, nie zaszkodziło tamtym dzieciom i młodzieży, teraz wiekowym, jak ja na przykład - jedzenie szpinaku, picie tranu (brrrrrrrrrrrrrrr) i mlecznych zup.
    Również dostanie od nauczycieli w ucho, albo w makówę, zeszytem, czasem w dłoń piórnikiem.

    Zostaliśmy uodpornieni zarówno na choroby, jak i nie zawsze, łatwe życie. I dlatego: - http://www.youtube.com/watch?v=jiOU7AwS-s4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Honiewicz, zmieniła się definicja "bycia staruszkiem" oraz próg wiekowy dostąpienia tego stanu.
      Tak więc, najlepsze dopiero przed nami!

      Usuń
    2. Tak, tak!

      Jedynie niektórzy pracodawcy za staruszków uważają ludzi poniżej 35 lat.

      Usuń
    3. Hi, hi... Powyżej 35 lat, nie poniżej.

      Usuń
    4. Ale my się nie damy zestaruszkować.

      Usuń
  5. Jak już kiedyś wspominałem, ja byłem typowym niejadkiem, który owszem coś jadał, ale np. tylko jajecznicę z szynką na śniadanie (bez chleba!), albo jakiś baton czekoladowy, i na mnie domowe sposoby nie działały. A były one doskonałe. Bo żadne dziecko nie zje czegoś nowego co mu się podstawi pod nos, szczególnie jak to jest paskudnie wyglądający szczaw, szpinak, albo jarmuszka. Ale jak to będzie jajecznica, na początek z niewielkim dodatkiem szczawiu, to dalej może być już prościej. Tak nauczono mnie jedzenia szczawiu na wakacjach na wsi.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to jest jarmuszka?
      Na Twoim przykładzie widać wyraźnie, że dzieci nie należy zmuszać do jedzenia. Z niejadków wyrastają całkiem mądrzy ludzie:))))

      Usuń
    2. Były różne sposoby. Pamiętam szpinak, a na nim różne wzorki żółte i białe z jajka. Słoneczka, paski, kratki,serpentyny albo jajko sadzone z oczami z kiełbasy czy szynki.

      Usuń
    3. No tak, dzieci jedzą oczami.

      Usuń
    4. Jarmuszka była łagodniejsza w smaku od szpinaku i szczawiu, można było ją jeść na surowo. Niejadkiem byłem do ok. 10 r.ż., potem zrozumiałem, że nie wszyscy będą się przejmowali tym, że czegoś nie chcę jeść.
      I pomyśleć, że teraz najbardziej smakują mi różne świństwa, i to czego jeszcze nie jadłem, nawet jak to jadło jeszcze rusza się na talerzu.
      Co do tej mądrości to mam wątpliwości, częściej z niejadków wyrastają ... grubasy, jak zaczną odrabiać zaległości w jedzeniu.

      Usuń
    5. A ja spodziewałam się, że jarmuszką nazywasz jarmuż... Hmmm... jak wiele jeszcze nie odkrytych tajemnic kryje botanika? Właśnie fascynuję się lebiodą.
      Ach, więc twoje niejadztwo było wołaniem o zwrócenie uwagi na siebie?

      Usuń
    6. Niejadztwo wynikało z wyrachowania. Zawsze - tak, aby inni nie widzieli - dostawałem od Mamy jakiś wyjątkowy specjał. Poza tym wystarczyło wyjść do ogrodu a tam cała zastawa ... no chyba, że był śnieg.

      Usuń
    7. A więc Mama spiskowała z Tobą... Ach, te dzieciaki, nawet dorosłych sprowadzą na złe drogi:)))

      Usuń
  6. Oj, Bet, zaprotestuję, że tylko z niejadków..... Otóż nie byłem niejadkiem, jak Anzai, a .......... Jadłem wszystko prawie, poza kapuchą z kminkiem, kwaśnych (np.szczawiowe szaleństwa kulinarne), potraw nie tolerowałem, ryżem się nie zachwycałem. Słodkości za to.....cudo!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także protestuję. Jadłam "bucę", szpinak i zajadałam się słodyczami.

      Usuń
    2. Przepraszam skąd to oburzenie? Nie powiedziałam, że WYŁĄCZNIE z niejadków powstają mądrzy ludzie. Mój komentarz nie wyklucza pozostałych wszystkożerców z grona mądrali.
      Proszę natychmiast odwołać protesty i nie organizować mi tu buntu "oburzonych"!
      No! :))))))

      Usuń
    3. No... i... rozgoniła manifestację, a tak fajnie mi się maszerowało z Honiewiczem :)))

      Usuń
    4. Możecie sobie maszerować, ale nie jako "oburzeni"! O!

      Usuń
  7. Prezent dla peerelkowego koszyka: http://grycela.blogspot.com/2013/06/buca.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki , ach dzięki !!!! Cudny to prezent!

      Usuń
  8. W różnych miejscach i językach Wikipedii można się dowiedzieć, że w różnych krajach, w tym tez w Polsce Dzień Dziecka obchodzi się od około 1950 roku.

    Tym nie mniej... www.youtube.com/watch?v=7d9REjQ07eY

    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, dobrze wiedzieć o tych historycznych obchodach. Za prezydentury Kwaśniewskiego urządzano kinderbale w ogrodach prezydenckich. Czyżby brał wzór od Marszałka?

      Usuń
  9. O ja to programowo nie jadałam w dzieciństwie (za to teraz nadrabiam hihi). Nie cierpiałam mleka (teraz myślę, że ja go po prostu nie trawiłam, do dziś nie piję, a jak mi się zdarzy kakao to potem brzuch mnie boli). Próba napojenia mnie mlekiem kończyła się kaskadami na ścianach (czasem takie już trochę przetrawione były to kaskady). Próbowano mnie oszukiwać i dawać mleko w ciemnej butelce po oranżadzie, że niby kakao. Z raz dałam się nabrać. W przedszkolu zupa mleczna to była dla mnie trauma (no chyba, że z makaronem), potrafiłam siedzieć nad nią godzinami, albo bułkę trzymać tak długo w buzi aż mi jej w końcu nie kazano wypluć, gdyż pora leżakowania (kolejna trauma) się nie zbliżała. Szpinaku nie pamiętam jakoś specjalnie (może dlatego, że wspomnienia z przedszkola wyparłam), a w szkole, to może przez czas jakiś po Czarnobylu go nie jadano? Organicznie nie znosiłam potrawki z kurczaka (fuuuj do dziś nie zjem). Ona był taka ze skórami bleee! Tak i wspomniany kminek! Potrafiłam z pysznej skądinąd surówki z kiszonej kapusty wydłubywać po sztuce. Tranu mi chyba w ogóle nie kazano pić. Największa trauma dzieciństwa? jazda PKS-em do babci. Cierpiałam na chorobę lokomocyjną więc musiałam zjadać aviomarin taki rozpuszczony na łyżeczce z wodą. Nie ma dla mnie gorszego smaku!!
    W trzeciej klasie podstawówki załapałam się na ostatnie kary cielesne (potem zacżęto już się takim zachowaniom nauczycieli przyglądać). Pan od matematyki na zastępstwo do nas przyszedł i bił nas linijką (taką dużą drewnianą) po łapach. A pan od geografii strzelał do nas gilami z nosa i kogo trafił szedł do tablicy. Wesoło było na to wychodzi! Tak i wyczytywanie po nazwisku albo po numerze. Rany ten stres kiedy długopis przesuwał się po nazwiskach. Kto do odpowiedzi? Tak i kombinacje wszelakie. Czy na chybił trafił, czy intencjonalny wybór, czy może bo dziś 3 to może numer 3 do odpowiedzi? Jaki to stres był!
    Tak czy siak nie zamieniłabym tamtej 8 klasowej podstawówki na gimnazjum. O nie! To mimo wszystko piękny czas był!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, papryczko, nie żałowano nam stresu, nie chuchano ale wymagano wiele. To było chyba lepsze od wszystkich bezstresowych teorii wychowania. Bo nie ma życia bez stresu!
      Masz rację, jest co wspominać.

      Usuń
  10. Pamiętam dowcip z tego czasu
    Przychodzi dziewczynka do apteki i pyta
    Czy to Pan sprzedaje tran ?
    Ja - odparł dumnie aptekarz
    Ty świnio ! - rzuciła mała.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dobrze mu tak! Temu aptekarzowi.Za naszą krzywdę!.

      Usuń
  11. Bet, te zupki, które zaprezentowałaś zjadłbym, pod warunkiem, że przygotowałaby je jakaś weganka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, niestety, nie mogę się zgłosić na ochotnika.

      Usuń
  12. Odpowiedzi
    1. Nie odważyłbym się!

      P.S. Wreszcie po wielu dniach słońce nieśmiało się pokazuje. Nadal tylko +10. Skuszę się chyba pojechać po plaży pospacerować.

      Usuń
    2. Och tak, spacer po plaży zawsze jest dobry. Miłego plażowania.

      Usuń
  13. Rzecz dzieje sie w Katowicach. Mały szkrab przychodzi do apteki i zdecydowanym głosem pyta - Mocie Tran ??. ..mamy, pada odpowiedź.
    TY ŚWINIO !!!!!
    HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAhahahahahahahaha ! - Jak napisałem to "podjechałem" do gory poczytać........................
    Panie Antoni Relski - pozdrowienia specjalne, normalne dla wszystkich !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło Piotrze, że spotkaliście się z Antonim na wspólnym żarciku.
      Aaaaaaa.... teraz błysnęła mi myśl, że dowcipy, tzw "kawały" to też temat na notkę wspomnieniową, prawda?

      Usuń
  14. Zgroza,Bet,po prostu zgroza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak my to przeżyliśmy? Hi,hi,hi....

      Usuń
    2. Usiłuję sobie przypomnieć, czy wtedy istniał stres? Dzisiaj to tak powszechne u dzieci.

      Usuń
    3. Wtedy to się nazywało:"paluszek i główka to szkolna wymówka". Lekarstwem na to był srogi wzrok Rodziców i obowiązkowy wymarsz do szkoły. Przynajmniej ja tak miałam.

      Usuń
  15. Tak, Bet, ten wzrok był więcej niż bicz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzrok oraz wymowne milczenie - to najsroższe kary jakie pamiętam z dzieciństwa. Ale teraz wiem, że aby takie kary działały trzeba mieć nie lada autorytet.

      Usuń
  16. W moim przypadku, to nie sprawa autorytetu była. Nazwałbym reżymu. Wynikającego z wielu okoliczności, uwarunkowań. Choć co do zasady masz rację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i co dawało rezultaty wychowawcze? Uważam, że dawało. Rozsądna doza reżymu dzieciom nie szkodzi. Wzmacnia kręgosłup.

      Usuń
    2. Nie bardzo. Mnie w 30 roku życia wysiadł kręgosłup.

      Usuń
    3. Nie rozumiem tego śmiechu!!!???

      Usuń
  17. Bo miałam na myśli kręgosłup moralny...

    OdpowiedzUsuń
  18. Bet, teraz rozumiem te wątpliwości wyrażone śmiechem. Po moich tekstach pewnie oceniłaś to, że z moralnością nic wspólnego nie mam.I, w rzeczy samej, nie miałem znacznie wcześniej zanim mi wysiadł mój kręgosłup jako część układu kostnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, dajmy spokój kręgosłupom. Idę na mecz w TVP.

      Usuń
  19. Buca to Ożędka groniasta tak mi się wydaje, a nie żadna komosa.Lebioda ma inne liście i wogóle inaczej wygląda. Gorczyca to też nie jest.

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.