Będę okrutna i w Dzień Dziecka wspomnę jak ciężkie szykany
spotykały dzieci peerelu.
Po pierwsze – szpinak! Zmora i przekleństwo wielu z nas. Szpinak jest zdrowy - przekonywały przejęte mamy zmuszając do zjadania mało apetycznej, zielonej papki. Łłłłłeeeeeee… wybrzydzaliśmy i wykrzywialiśmy buzie. Dlaczego to cenne warzywo podawano w tak odrażającej formie?
Po
drugie – zupy mleczne z grysikiem na czele. Brrrr… Gęsta, biała papa posypana
cukrem. Trochę lepiej prezentował się makaron lub ryż zalany mlekiem, a
rarytasem w tej kategorii była ręcznie skubana zacierka.
Po
trzecie – tran. Przymusowa łyżka rybiego oleju o naturalnym rybim zapachu i
smaku. Wszyscy cierpieliśmy na niedobór witaminy D i tran trzeba było łykać bez
znieczulenia zakąszając posolonym chlebem. Inne, niż witamina D niedobory uzupełnialiśmy
sami. Jedliśmy tynk ze ściany, pomarańczową pastę do zębów, węgiel, na łące –
bucę* i szczaw, a wczesną wiosną zielone jabłka.
Po
czwarte – szkolne represje. Hmm… dużo tego było. Zacznę od wywoływania po
nazwisku do odpowiedzi przy tablicy. Ba, często nazwiska zastępowano po prostu
numerem z klasowego dziennika. Do dziś pamiętam, że byłam numerem 35. Dodając
do tego jedną z ostatnich pozycji w ustawieniu szeregowym „według wzrostu” –
kompleks niższości gotowy.
Kary
cielesne w postaci bicia linijką „po łapach”, trzaskanie dziennikiem lekcyjnym
w stół, a niekiedy w głowy niesfornych uczniów? Wykręcanie uszu i szarpnięcia
za króciutkie włoski nad chłopięcymi uszami? Szkolne tortury wspominane jednak
po latach z uśmiechem i bez żalu dla pedagogicznych oprawców.
Przeżyliśmy
te nasze dziecięce traumy, które uczyniły nas odpornymi na twarde koleje losu. Wyrośliśmy
bez rozczulania się nad kruchością dziecięcej psychiki i jednak wspominamy
tamte czasy z rozczuleniem.
Na
pocieszenie proponuję dziś współczesny szpinak w lepszej estetycznie i smakowo
wersji. Dla kontrastu.
* - „buca” to takie ziele na łąkach o liściach podobnych do chrzanu.
Jadalna była łodyga po zdjęciu skórki jak z rabarbaru. Im cieńsza ta łodyga tym
bardziej soczysta - jak rzodkiewka albo rzepa. Grubsze pędy były piekące.
No
i wydało się! Tajemnicza „buca” wydaje się być pospolitą lebiodą o biologicznej
nazwie Komosa Biała. Chwast o sporych walorach odżywczych, jedzony powszechnie
przez lud, w okresach niedostatku pożywienia na „przednówku”. Pędy tej rośliny obecnie
są przyrządzane i podawane jak szparagi… Ho,ho, niegdyś roślina biedaków, teraz wstąpiła na
salony.
Wiec - ze szpinakiem mialam traume okrutna jak i z zielona salata.Bo -bylam wdziecinstwie w prewentorium(2x)po pol roku gdzie jadano w jeden dzien szpinak a w drugi zielona salate.Straszne - szpinak dopiero zaczelam jesc juz w Holandii.Grysik i inne katorgi dzieci ja akurat lubilam -ale mielone mieso,albo mieso z rosolu och katorga.Pamietam ,ze zulam miesko z rosolu ze szpinakiem i tak zulam,zulam...tata dostawal bialej goraczki wiec zrobilam takie piekne pfuuuu na swiezo pomalowana biala sciane w kuchni.A tran - no coz, przyjemnosc to nie byla ale za to przechodzilo mi bez bolu. Fajne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, Reno, wszystko co za bardzo rozdrobnione nie zachęca do jedzenia. Pluć nie wolno, w żadnym przypadku:)))
UsuńNam babcia i mama podawała szpinak w naleśnikach, więc nie kojarzył mi się z nieapetyczną papką.
OdpowiedzUsuńTran, fuj!
"Buca" - pychotka.
Ho,ho,ho... ależ miałaś wspaniałe dzieciństwo! Bez papkowatego szpinaku, aż zazdroszczę.
UsuńNawet w przedszkolu mojej mamy "papkowy" nie był podawany. Zawsze w apetycznej wersji.
UsuńA mnie ta "buca" intryguje. Chyba wybiorę się na łąkę w jej poszukiwaniu.
UsuńA "bucowate szparagi" jadłam chyba w Turcji. Podawano coś takiego: zielonkawe gałązko-korzonki,ugotowane i przyprawione na kwaskowato. Bardzo smaczne.
I ja pójdę poszukać "bucy". Jak znajdę, to sfotografuję. Poznam ją na pewno po smaku. Żebym tylko całej łąki nie musiała skosztować, hi, hi...
UsuńJuż widzę jak "kosisz" łąkę :))))
UsuńNo pluc nie wolno.Wiem.No ale mi sie zdarzylo. Bo upychalam kazda kolejna lyzke tego swinstwa i zulam ,nie polykalam. Moja corka bardzo lubila szpinak ,gotowalam jej ,podawalam nawet tego nie probujac. Jadla i do dzis mowi ,ze gotuje najlepszy szpinak na swiecie... hmmm
OdpowiedzUsuńJa odkryłam szpinak na nowo całkiem niedawno. Nie jest łatwo go kupić bo to warzywo niezbyt popularne w PL, zimą prawie nieosiągalne w stanie świeżym. Dlatego wiosną objadam się szpinakiem na zapas.
UsuńMasz rację, Bet, nie zaszkodziło tamtym dzieciom i młodzieży, teraz wiekowym, jak ja na przykład - jedzenie szpinaku, picie tranu (brrrrrrrrrrrrrrr) i mlecznych zup.
OdpowiedzUsuńRównież dostanie od nauczycieli w ucho, albo w makówę, zeszytem, czasem w dłoń piórnikiem.
Zostaliśmy uodpornieni zarówno na choroby, jak i nie zawsze, łatwe życie. I dlatego: - http://www.youtube.com/watch?v=jiOU7AwS-s4
Honiewicz, zmieniła się definicja "bycia staruszkiem" oraz próg wiekowy dostąpienia tego stanu.
UsuńTak więc, najlepsze dopiero przed nami!
Tak, tak!
UsuńJedynie niektórzy pracodawcy za staruszków uważają ludzi poniżej 35 lat.
Hi, hi... Powyżej 35 lat, nie poniżej.
UsuńAle my się nie damy zestaruszkować.
UsuńJak już kiedyś wspominałem, ja byłem typowym niejadkiem, który owszem coś jadał, ale np. tylko jajecznicę z szynką na śniadanie (bez chleba!), albo jakiś baton czekoladowy, i na mnie domowe sposoby nie działały. A były one doskonałe. Bo żadne dziecko nie zje czegoś nowego co mu się podstawi pod nos, szczególnie jak to jest paskudnie wyglądający szczaw, szpinak, albo jarmuszka. Ale jak to będzie jajecznica, na początek z niewielkim dodatkiem szczawiu, to dalej może być już prościej. Tak nauczono mnie jedzenia szczawiu na wakacjach na wsi.
OdpowiedzUsuńCo to jest jarmuszka?
UsuńNa Twoim przykładzie widać wyraźnie, że dzieci nie należy zmuszać do jedzenia. Z niejadków wyrastają całkiem mądrzy ludzie:))))
Były różne sposoby. Pamiętam szpinak, a na nim różne wzorki żółte i białe z jajka. Słoneczka, paski, kratki,serpentyny albo jajko sadzone z oczami z kiełbasy czy szynki.
UsuńNo tak, dzieci jedzą oczami.
UsuńJarmuszka była łagodniejsza w smaku od szpinaku i szczawiu, można było ją jeść na surowo. Niejadkiem byłem do ok. 10 r.ż., potem zrozumiałem, że nie wszyscy będą się przejmowali tym, że czegoś nie chcę jeść.
UsuńI pomyśleć, że teraz najbardziej smakują mi różne świństwa, i to czego jeszcze nie jadłem, nawet jak to jadło jeszcze rusza się na talerzu.
Co do tej mądrości to mam wątpliwości, częściej z niejadków wyrastają ... grubasy, jak zaczną odrabiać zaległości w jedzeniu.
A ja spodziewałam się, że jarmuszką nazywasz jarmuż... Hmmm... jak wiele jeszcze nie odkrytych tajemnic kryje botanika? Właśnie fascynuję się lebiodą.
UsuńAch, więc twoje niejadztwo było wołaniem o zwrócenie uwagi na siebie?
Niejadztwo wynikało z wyrachowania. Zawsze - tak, aby inni nie widzieli - dostawałem od Mamy jakiś wyjątkowy specjał. Poza tym wystarczyło wyjść do ogrodu a tam cała zastawa ... no chyba, że był śnieg.
UsuńA więc Mama spiskowała z Tobą... Ach, te dzieciaki, nawet dorosłych sprowadzą na złe drogi:)))
UsuńOj, Bet, zaprotestuję, że tylko z niejadków..... Otóż nie byłem niejadkiem, jak Anzai, a .......... Jadłem wszystko prawie, poza kapuchą z kminkiem, kwaśnych (np.szczawiowe szaleństwa kulinarne), potraw nie tolerowałem, ryżem się nie zachwycałem. Słodkości za to.....cudo!!!
OdpowiedzUsuńJa także protestuję. Jadłam "bucę", szpinak i zajadałam się słodyczami.
UsuńPrzepraszam skąd to oburzenie? Nie powiedziałam, że WYŁĄCZNIE z niejadków powstają mądrzy ludzie. Mój komentarz nie wyklucza pozostałych wszystkożerców z grona mądrali.
UsuńProszę natychmiast odwołać protesty i nie organizować mi tu buntu "oburzonych"!
No! :))))))
No... i... rozgoniła manifestację, a tak fajnie mi się maszerowało z Honiewiczem :)))
UsuńMożecie sobie maszerować, ale nie jako "oburzeni"! O!
UsuńPrezent dla peerelkowego koszyka: http://grycela.blogspot.com/2013/06/buca.html
OdpowiedzUsuńDzięki , ach dzięki !!!! Cudny to prezent!
UsuńW różnych miejscach i językach Wikipedii można się dowiedzieć, że w różnych krajach, w tym tez w Polsce Dzień Dziecka obchodzi się od około 1950 roku.
OdpowiedzUsuńTym nie mniej... www.youtube.com/watch?v=7d9REjQ07eY
allensteiner
No proszę, dobrze wiedzieć o tych historycznych obchodach. Za prezydentury Kwaśniewskiego urządzano kinderbale w ogrodach prezydenckich. Czyżby brał wzór od Marszałka?
UsuńO ja to programowo nie jadałam w dzieciństwie (za to teraz nadrabiam hihi). Nie cierpiałam mleka (teraz myślę, że ja go po prostu nie trawiłam, do dziś nie piję, a jak mi się zdarzy kakao to potem brzuch mnie boli). Próba napojenia mnie mlekiem kończyła się kaskadami na ścianach (czasem takie już trochę przetrawione były to kaskady). Próbowano mnie oszukiwać i dawać mleko w ciemnej butelce po oranżadzie, że niby kakao. Z raz dałam się nabrać. W przedszkolu zupa mleczna to była dla mnie trauma (no chyba, że z makaronem), potrafiłam siedzieć nad nią godzinami, albo bułkę trzymać tak długo w buzi aż mi jej w końcu nie kazano wypluć, gdyż pora leżakowania (kolejna trauma) się nie zbliżała. Szpinaku nie pamiętam jakoś specjalnie (może dlatego, że wspomnienia z przedszkola wyparłam), a w szkole, to może przez czas jakiś po Czarnobylu go nie jadano? Organicznie nie znosiłam potrawki z kurczaka (fuuuj do dziś nie zjem). Ona był taka ze skórami bleee! Tak i wspomniany kminek! Potrafiłam z pysznej skądinąd surówki z kiszonej kapusty wydłubywać po sztuce. Tranu mi chyba w ogóle nie kazano pić. Największa trauma dzieciństwa? jazda PKS-em do babci. Cierpiałam na chorobę lokomocyjną więc musiałam zjadać aviomarin taki rozpuszczony na łyżeczce z wodą. Nie ma dla mnie gorszego smaku!!
OdpowiedzUsuńW trzeciej klasie podstawówki załapałam się na ostatnie kary cielesne (potem zacżęto już się takim zachowaniom nauczycieli przyglądać). Pan od matematyki na zastępstwo do nas przyszedł i bił nas linijką (taką dużą drewnianą) po łapach. A pan od geografii strzelał do nas gilami z nosa i kogo trafił szedł do tablicy. Wesoło było na to wychodzi! Tak i wyczytywanie po nazwisku albo po numerze. Rany ten stres kiedy długopis przesuwał się po nazwiskach. Kto do odpowiedzi? Tak i kombinacje wszelakie. Czy na chybił trafił, czy intencjonalny wybór, czy może bo dziś 3 to może numer 3 do odpowiedzi? Jaki to stres był!
Tak czy siak nie zamieniłabym tamtej 8 klasowej podstawówki na gimnazjum. O nie! To mimo wszystko piękny czas był!
No tak, papryczko, nie żałowano nam stresu, nie chuchano ale wymagano wiele. To było chyba lepsze od wszystkich bezstresowych teorii wychowania. Bo nie ma życia bez stresu!
UsuńMasz rację, jest co wspominać.
Pamiętam dowcip z tego czasu
OdpowiedzUsuńPrzychodzi dziewczynka do apteki i pyta
Czy to Pan sprzedaje tran ?
Ja - odparł dumnie aptekarz
Ty świnio ! - rzuciła mała.
Pozdrawiam
A dobrze mu tak! Temu aptekarzowi.Za naszą krzywdę!.
UsuńBet, te zupki, które zaprezentowałaś zjadłbym, pod warunkiem, że przygotowałaby je jakaś weganka.
OdpowiedzUsuńNo, niestety, nie mogę się zgłosić na ochotnika.
UsuńŻałuję bardzo!
OdpowiedzUsuńOch, bałamut!
UsuńNie odważyłbym się!
UsuńP.S. Wreszcie po wielu dniach słońce nieśmiało się pokazuje. Nadal tylko +10. Skuszę się chyba pojechać po plaży pospacerować.
Och tak, spacer po plaży zawsze jest dobry. Miłego plażowania.
UsuńRzecz dzieje sie w Katowicach. Mały szkrab przychodzi do apteki i zdecydowanym głosem pyta - Mocie Tran ??. ..mamy, pada odpowiedź.
OdpowiedzUsuńTY ŚWINIO !!!!!
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAhahahahahahahaha ! - Jak napisałem to "podjechałem" do gory poczytać........................
Panie Antoni Relski - pozdrowienia specjalne, normalne dla wszystkich !!
Miło Piotrze, że spotkaliście się z Antonim na wspólnym żarciku.
UsuńAaaaaaa.... teraz błysnęła mi myśl, że dowcipy, tzw "kawały" to też temat na notkę wspomnieniową, prawda?
Zgroza,Bet,po prostu zgroza!
OdpowiedzUsuńJak my to przeżyliśmy? Hi,hi,hi....
UsuńUsiłuję sobie przypomnieć, czy wtedy istniał stres? Dzisiaj to tak powszechne u dzieci.
UsuńWtedy to się nazywało:"paluszek i główka to szkolna wymówka". Lekarstwem na to był srogi wzrok Rodziców i obowiązkowy wymarsz do szkoły. Przynajmniej ja tak miałam.
UsuńTak, Bet, ten wzrok był więcej niż bicz.
OdpowiedzUsuńWzrok oraz wymowne milczenie - to najsroższe kary jakie pamiętam z dzieciństwa. Ale teraz wiem, że aby takie kary działały trzeba mieć nie lada autorytet.
UsuńW moim przypadku, to nie sprawa autorytetu była. Nazwałbym reżymu. Wynikającego z wielu okoliczności, uwarunkowań. Choć co do zasady masz rację.
OdpowiedzUsuńNo i co dawało rezultaty wychowawcze? Uważam, że dawało. Rozsądna doza reżymu dzieciom nie szkodzi. Wzmacnia kręgosłup.
UsuńNie bardzo. Mnie w 30 roku życia wysiadł kręgosłup.
Usuń:))))))))
UsuńNie rozumiem tego śmiechu!!!???
UsuńBo miałam na myśli kręgosłup moralny...
OdpowiedzUsuńBet, teraz rozumiem te wątpliwości wyrażone śmiechem. Po moich tekstach pewnie oceniłaś to, że z moralnością nic wspólnego nie mam.I, w rzeczy samej, nie miałem znacznie wcześniej zanim mi wysiadł mój kręgosłup jako część układu kostnego.
OdpowiedzUsuńAch, dajmy spokój kręgosłupom. Idę na mecz w TVP.
UsuńBuca to Ożędka groniasta tak mi się wydaje, a nie żadna komosa.Lebioda ma inne liście i wogóle inaczej wygląda. Gorczyca to też nie jest.
OdpowiedzUsuń