Książeczkę o tym tytule autorstwa Ireny Gumowskiej pamiętam
doskonale z dzieciństwa. Niestety, nie zachowała się nawet okładka tej zacnej
książkowej pozycji. Dlatego dla oddania choć trochę atmosfery tamtych czasów
posługuję się ilustracją innej, poradnikowej pozycji traktującej o dobrych
obyczajach.
Poradnik pani Gumowskiej wspominam przy okazji usłyszanych dziś utyskiwań na
niewłaściwe zachowanie studentów wyższych uczelni. Wykładowcy skarżą się, że
studenci nie okazują szacunku swoim nauczycielom, do asystentów zwracają się po
imieniu, na zajęciach prezentują stroje plażowe, a wykłady zakłócają szelesty i
mlaskania konsumowanych na sali prowiantów. No i co? Rektor pewnej uczelni
zaaplikował cykl obowiązkowych zajęć z zakresu zasad dobrego wychowania.
Dorosłych, aplikujących do stopni naukowych ludzi, trzeba uczyć elementarnych
zasad, które dawniej wpajano już na poziomie przedszkola, a nawet jeszcze
wcześniej. Zachowania, które mnie osobiście drażnią na poziomie szkolnym
przenoszą się bez zmian na wyższe uczelnie i jak się okazuje doskwierają
jeszcze bardziej. Tak się mści zaniechanie pewnych działań wychowawczych wobec
dzieci.
Dzieci peerelu były wychowywane. Wychowanie domowe było różne
w zależności od wartości prezentowanych przez rodzinę ale prawie zawsze
obejmowało bezwzględne podstawy zachowania wobec innych. Ewentualne niedostatki
wychowania domowego uzupełniano w państwowej szkole i innych placówkach
edukacyjnych mających na celu przystosowanie dzieci do harmonijnego życia w
społeczeństwie. Dzieci uczono sposobów okazywania szacunku, ćwiczono ukłony:
dziewczęcego dygania i chłopięcego szastania nogą, ustępowania miejsc w
tramwaju. Wymagano mundurków lub choćby chałatów z błyszczącej podszewki, ale
zawsze z białym kołnierzykiem, co tworzyło atmosferę szacunku do nauki, a w
dalszej perspektywie - pracy.
Edukację w
tym zakresie wspierały poradniki w rodzaju broszury pani Gumowskiej. Książeczkę
tę czytało się z zainteresowaniem jak powieść beletrystyczną choć niektóre
zapamiętane treści są już archaiczne tak jak rozdział poświecony zachowaniu się
w mieszkaniach sublokatorskich. Do dziś pamiętam, że porą śniadaniową do
wspólnej kuchni należy ubrać się w schludny szlafrok, a papiloty osłonić kolorową
chustką. Fajne porady, prawda? Są też porady uniwersalne i ponadczasowe, kto, z
kim i jakiej kolejności powinien się przywitać, jak rozmawiać przez telefon.
Zapamiętałam, że wielce niestosowny był popularny w kręgu posiadaczy telefonów
żart : „hallo, pan Zając? Pif, paf!” No i tak w ogóle zwrot „hallo” jest mało elegancki, a przedstawić się powinna osoba
wybierająca nasz numer… Zapamiętałam też, jak ważną cechą jest punktualność bo
w ten sposób okazuje się szacunek innym osobom. No i wiele jeszcze innych zachowań
tak wspaniale ułatwiających życie jeśli je stosować. Bo zasady dobrego
zachowania to nie tylko etykieta, ale głównie sprawne i bezkonfliktowe
funkcjonowanie w społeczeństwie. Czy teraz nam to już niepotrzebne?
Może, w dobie zamykania się w domach, ograniczania osobistych
kontaktów towarzyskich, zasady dobrego wychowania są niepotrzebnym balastem?
Ps. Fajny tekst w tym temacie u Anzai-Rawicza
Ps. Fajny tekst w tym temacie u Anzai-Rawicza
A tu głos najmłodszego pokolenia w sprawie wychowania
Od Elżbietki53 dostaliśmy zdjęcia oryginalnej okładki książki Ireny Gumowskiej
Gumowskiej jakoś nie kojarzę. Aby nie odstawać, ukradkiem czytałem Jana Kamyczka (chyba z "Przekroju"). Jednak na uwagi ze strony dalszej rodziny (rodzeństwo moich dziadków) nie było rady, chociaż wychowani byli w zupełnie innych czasach potrafili doskonale stosować metodę: "Jak nie wiesz jak się zachować, to zachowaj się porządnie". Perfekcyjna, aż do bólu, była moja ciotka, która stale robiła nam wykłady jak zachować się przy stole, i nie chodziło wcale o jedzenie, ale o sposób prowadzenia konwersacji.
OdpowiedzUsuńWiem, że to nie wypada, ale pisałem o tym u siebie na stronie:
http://anzai.blog.onet.pl/2010/12/22/niestety-jestem-zapachowcem/#comments
Mam gdzieś w archiwach stare zakurzone podręczniki "Jak prowadzić dyskusję", gdzie opisano jak wykorzystać dygresje, a jak dywagacje, aby nikt się nie obraził i każdy zrozumiał, ale pewno nie będę ich odkurzał, bo i po co? Świat się zmienił wielokrotnie, więc my chyba też musimy ...
No to "spoko, i nara"
Ja doskonale rozumiem, że świat się zmienia. Dlatego nie wymagam całowania po rękach i białych kołnierzyków, ale... Plażowe gatki i klepanie nauczyciela po plecach to już przesada.Myślę, że nie wymagam zbyt wiele więc "spoko" i "nara" - stanowczo, nie.
UsuńWypada podać link do własnej notki jeśli nawiązuje do tematu. Nic w tym niestosownego.
Tak, Jan Kamyczek to pseudonim pewnej pani pisującej porady z savoir vivre'u w rubryce pt: "Demokratyczny savoir vivre" oczywiście w Przekroju.
Czy to nie jest ironia, ten tytuł "demokratyczny..." w tygodniku cenzurowanym przez socjalistyczne państwo?
Podałem link, bo nie chciałem ponownie przypominać tego co było wspomnieniem chwili.
UsuńMasz rację, to rechot historii, że socjalistyczne państwo cenzuruje pismo mające w tytule "demokrację", ale jeszcze większym nonsensem jest to, że to niby XX-wieczne socjalistyczne państwo obalili robotnicy, a na gruzach wybudowali sobie XIX wieczny kapitalizm.
No cóż jesteśmy krajem nonsensów.
Dzięki za przychylną ocenę mojego wigilijnego postu (n.b. wigilijny z 2009 r. też jakoś się zawieruszył).
Odśwież wigilijny z 2009 na wigilię 2013.
UsuńMoże to nie są nonsensy ale ciekawostki historyczne? Demokratyczny savoir vivre w "reżimowej" gazecie / chyba wszystkie były wtedy reżimowe?/ dowodzi jak słaby był ten nasz reżim...
Nie chciałbym znowu podpaść, ale jestem pewien, że znane motto "takie rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie" działa też w drugą stronę. Nie da się dobrze wychowywać młodzieży w państwie zepsutym do cna.
UsuńO ile wiem to obowiązek wychowania koncentruje się w rodzinie. Czy państwo zabrania rodzinie wychować dzieci? Czy wspominana przez Ciebie,Twoja Ciocia, kierowała się nakazami państwa czy też własną potrzebą oddziaływania na rodzinną młodzież?
UsuńPodpadłeś.
Czarna owca (czyli jakiś wadliwie działający element struktury państwa) znajdzie się w każdym stadzie. Ale jak widzisz prawie całe czarne stado owiec ... to i stado ciotek nie da mu rady. Rzecz w proporcjach.
UsuńCo do ciotki to myślę, że ona tylko szlifowała i polerowała nas (mnie i siostrę) po "obróbce" podstawowej odebranej właśnie od państwa i kościoła. A chyba nie zaprzeczysz, że obie te instytucje, sięgnęły kolejnego dna? Nie mówimy przecież tylko wychowywaniu naturalnym ...
Chyba mijamy się w pojęciach. Ja twierdzę uparcie, że główna "obróbka" dziecka dokonuje się w rodzinie. Państwo i Kościół to kolejne instytucje, które mają wpływ na obróbkę. Jednak tego czym nasiąknie skorupka nie tak łatwo jest zepsuć lub naprawić, oczywiście.
UsuńNie wszyscy mają szczęście wychowywać się w mądrym i wartościowym środowisku.
Ta główna "obróbka dziecka" faktycznie odbywa się w rodzinie, ale dotyczy przede wszystkim podstawowych czynności fizjologicznych (kupka, siusiu, łyżka, widelec, pewne czynności wolicjonalne). Reszta, tak gdzieś do 25 r.ż., odbywa się w "ŚRODOWISKU" przeważnie rówieśniczym. Moja wiedza jaka wpoiła mi ciotka, zaczęła przydawać się dopiero w wieku ok. 30-40 lat.
UsuńKwestia "państwo, kościół" to dowód na wyjątkową degenerację naszego parapaństwa. W Szwecji (a także Danii, i Holandii) już od kilkunastu lat najwięcej przypadków, gdy rodziców pozbawia się prawa do dziecka dotyczy właśnie ... Polaków. Podstawą karną może być spanie w łóżku z dzieckiem do lat 3, dopuszczanie do nadwagi, a nawet danie jednego klapsa niesfornemu dziecku. Co do religii to dobry przykład daje judaizm, i mahometanizm. Nasz kościół pokazuje tylko jak nabijać kasę.
No wiesz, ja mam trochę inne doświadczenia z dzieciństwa. Dostawałam w domu solidne lekcje zarówno zachowania jak i wartości. Nie sądzę aby środowisko miało na mnie potem zgubny wpływ. Raczej pozytywny. No, ale jakie środowisko takie wartości, czyż nie? Powtarzam, nie każdy ma szanse wyrastać w dobrym środowisku.
UsuńMoże się nie rozumiemy. Chodzi mi o to, że teoria, a praktyka to dwie różne sprawy. Jeżeli nasze wartości wyniesione z domu weryfikują potem przypadkowi ludzie NIEZASŁUŻENIE zajmujący najwyższe stanowiska w państwie (i to od prawa do lewa) to nie dziwota, że wychowywanie zastępuję lekcja przetrwania we wrogim środowisku. Jak wierzyć np. w mądrość ludową (czyt. wyniesioną z domu), że np. "nauką i pracą ludzie się bogacą", skoro sam były premier rządu polskiego mówi, że dla zrobienia kariery trzeba "ukraść pierwszy milion"?
UsuńPozwoliłam sobie powiesić w notce Twój zalinkowany w komentarzu tekst bo taki interesujący.
OdpowiedzUsuńMotto bloga pozwala mi na to :))))
Kamyczka tez czytalam Masz calkowita racje. Nikt wlasciwie nie wymaga od dzieci,zeby sie zachowywaly.Wiec potem mamy co mamy..
OdpowiedzUsuńNo właśnie, sami sobie jesteśmy winni.
UsuńDzięki drukowanej w "Przekroju" serii "Demokratyczny savoir-vivre" Jana Kamyczka (Janiny Ipohorskiej), a także dzięki ciotce podobnej do ciotki Rawicza (choć mnie na nią czasem cholera brała) zostałem, jak mi się wydaje, człowiekiem w miarę kulturalnym. Książeczka Gumowskiej przy Kamyczku była rzeczywiście zbyt śmieszna.
OdpowiedzUsuńPomysły rektorów - może i słuszne, ale to przecież tylko teoria, w której praktyczne zastosowanie mało kto wierzy, więc byle zaliczyć i z głowy.
allensteiner
Szkoda, że takich ciotek już prawie nie ma. A nawet jak próbują coś przekazać latoroślom to są ignorowane lub nawet wyśmiewane...
UsuńPomysł wspomnianego rektora to podobno nie tylko teoria. Wprowadził takie zajęcia do programu studiów - tak podawali w TV - ile w tym prawdy, nie wiem.
Niech żyją ciotki!
Miałem na myśli, że to z punktu widzenia studentów tylko teoretyczna wiedza, jedna z wielu nauczanych na uczelniach a nieprzydatnych w praktyce.
UsuńTego nie wiemy, nie znam wypowiedzi studentów na ten temat.
UsuńMimo wszystko rodzice uczyli swoja latorośl właściwego zachowania i szacunku.
OdpowiedzUsuńPrzykłady:
Jako chłopcy szaleliśmy i goniliśmy się po ulicach ale jak maszerowała np. sąsiadka to się e np. w autobusie należy ustepowac miejsca starszym no i stało się......... na przystanku wsiada dziewczyna piękna jak malowanie w wieku do 25 lat. Nasza Małgoska się zrywa i głośno mowi - proszę, niech pani siada, pani taka stara !!........przynajmniej pół autobusu się międli w gębie gumę do zucia. Kiedyś prawie nie zostałem ukarany za wygonienie z biura kontrahenta który przylazł w stroju niemal plazowym rozmawiać o kontrakcie na kilkaset tysięcy zł.
Możemy sobie popisać do dobrych manierach których już nie ma.
Pozdrawiam
Piotrze, a pokazywanie w TV rozwalających się na kanapach celebrytów? Jaki to przykład? Nikt już nie potrafi z wdziękiem i elegancją siadać, mówić, witać się...
UsuńUstępowanie miejsc wyszło z mody, stroje plażowe prezentowane są nawet w kościele. Rozumiem, że ocieplenie klimatu mamy ale bez przesady!
Ech, te dobre maniery, Zapomniana skromność, która gdyby istniała, nie pozwoliłaby na rozwinięcie nurtu marketingowego... jak tu być skromnym, kiedy trzeba klientowi wcisnąć produkt, często niezgodny z rewelacyjnym jego działaniu. Ale może odbiegłam od tematu, bo przecież grzecznie wciskają nam ten produkt.
OdpowiedzUsuńPoruszane w poprzednim wpisie dobranocki (może niekoniecznie uczyły, Bolek i Lolek to przykład nie zachowania się, a podpowiedzi, jak można bratu psikusa spłatać), ale na swój sposób były "grzeczne". We współczesnych dobranockach dzieci uczą się słów używanych przez dorosłych (jakby nie było to dorośli układają teksty) - chociażby "łajza" - bajka "Pati z klonowego miasteczka". A te maniery przy stole, pokazane w bajkach, zupełnie jak odcinki ukrytej kamery pt "czego nie powinno się robić przy stole... za przeproszeniem bekanie, tudzież inne formy reakcji organizmu na spożywane pokarmy. Na razie tyle w tej kwestii:))
Pozdrawiam serdecznie
Akwamarynko, niemal codziennie spotykam pewnego młodzieńca w wielu lat 7, który doskonale mnie zna i wie kim jestem, przyjaźnię się z jego babcią - nigdy nie powiedział mi "Dzień dobry". Nawet mój zachęcający uśmiech i pozdrowienie z mojej strony nie działają. No i co zrobić?
UsuńNatomiast z przyjemnością doświadczam pozdrowień od całkiem obcych, wiejskich dzieci spotykanych podczas wakacyjnych pobytów na prowincji. Można? Można.
Dziwię się, że nie mówi dzień dobry, pomimo, że przyjaźnisz się z jego babcią.
UsuńPrzypomniał mi się pewna dziewczynka, z którą rozmawiałam zupełnie przypadkiem podczas kupowania lodów (w kulkach:)). A że była przede mną, to ją zagadałam, jakie smaki lubi i takie tam...
Od tamtej pory mówiła mi dzień dobry z uśmiechem na twarzy.
Przyszedł czas jej nauki w gimnazjum. Uśmiech z jej twarzy znikł, gdy się mijałyśmy (zazwyczaj była w towarzystwie koleżanki) udawała, że mnie nie widzi. Czas gimnazjum minął, znów się uśmiecha, znów mówi dzień dobry...
Jak widać, do pewnych zachowań trzeba dorosnąć. To, co dzieciom przychodzi naturalnie /podtrzymywanie znajomości wyrażone ukłonem/ czasem mija w okresie dorastania i powraca wraz z osiągnięciem wyższego poziomu rozwoju. To jest dobra wiadomość.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńMamy nową definicję "dobrego wychowania". Gdy dziecko kopie babcię, albo pluje na nauczycielkę, to zgodnie z nowymi zasadami dobrego, a więc bezstresowego wychowywania dziecka, nie wolno mu przeszkadzać, o! A rektor to naraża się na "śmiech na sali". ale życzę mu sukcesu w ambitnym dziele wychowywania.
Pozdrawiam serdecznie.
Wbrew pozorom, młodzi ludzie lubią poznawać zasady savoir-viwre'u. Słuchają z zaciekawieniem i całkiem szybko stosują wyłożone zasady. Z niewiadomych powodów odstępujemy od takiego przekazu choć to całkiem przyjemne zajęcie.
UsuńPrzypomniała mi się gdzieś zasłyszana anegdotka: "Jasiu, nie kop pana bo się spocisz..."
http://www.dailymotion.com/video/x6x1v7_co-to-jest-dobre-wychowanie-www-cli_fun
OdpowiedzUsuńPolecam!
Właściwie to jest smutne, chwilami przerażające. Powiesiłam link w notce - łatwiej skorzystać.
UsuńBet, nie odnosisz wrażenia, że słuchaliśmy właśnie przyszłej przedstawicielki "stada czarnych owiec (vide kom. wyżej)"?
UsuńJeżeli jeszcze wierzysz, że wszystko gra, to zgadzam się ... gra jak choremu w płucach.
To co słyszeliśmy to efekt przekazu określonych wartości. Rodzice i środowisko tej dziewczynki wyznają kult pieniądza oraz piękna ciała. To, uważam, za smutne i przerażające.
UsuńNo właśnie: Piękny to bogaty, aż strach pomyśleć jakie "będą te Rzeczypospolite".
UsuńZnowu posłużę się powiedzeniem: "Czysty jak żona Cezara", ale jak Cezar ma zarzuty prokuratorskie?
A kto jest winny, że to dziewczę wyznaje takie właśnie wartości? No kto?
UsuńCezar nic tu ma do powiedzenia.
"Człowiek uczy się aż do śmierci" to stare powiedzenie potwierdza, że wychowywanie to "PROCES CIĄGŁY, NIEUSTAJĄCY". Jeżeli ta kilkuletnia dziewczynka ma już taką "wiedzę" to nie trudno przewidzieć, co będzie dalej.
UsuńMoże winna jest matka? Ale może ta matka jest po studiach, i jak pozostałe 40 % absolwentów nie mogła znaleźć pracy, więc poszła na ulicę, bo była jeszcze piękna?
Tak czy inaczej - matka patologiczna. Jest jednak dla tej małej nadzieja bo, jak słusznie mówisz, czeka ja proces ciągły. Niewykluczone więc, że jej poglądy zrewiduje życie a może trafi na mądrych wychowawców w szkole?
UsuńTak Bet, miejmy te nadzieję, bo widać, że mała jest bardzo rezolutna, a jej porażająca wiedza może pochodzić np. od koleżanek.
UsuńGdzieś to chyba na Radiowej Trójce (jeszcze się tak nie nazywała) leciał "Świat w oczach dziecka" i stąd pewnie rzecz pochodzi. Nieraz się zastanawiałem, w jakim stopniu te programy są reżyserowane. Może nawet w 90-100 procentach...
OdpowiedzUsuńallensteiner
Tak myślisz? Że to zmanipulowane jest? Nawet bym się ucieszyła z takiej wiadomości.
UsuńTeż podzielam pogląd allensteinera, wywiad mógł trwać wielokrotnie dłużej, a wybrano to co pasowało do założonej tezy.
UsuńPozostaje odpowiedzieć na pytanie w jakim celu zmanipulowano ten "wywiad"? Tak, aby było śmieszniej czy ku przestrodze?
UsuńHipoteza A.Rawicza i allensteinera jest wielce prawdopodobna.
Zmanipulowano czy nie, to zjawisko istnieje. Przecież film, teatr, kabaret, literatura - też "manipulują", przejaskrawiają i fabularyzują, a jednak pokazują problemy społeczne.
UsuńCzasami manipuluje się po to, aby ukazać "niezaszumiony" rzeczywisty obraz. Zgadzam się z alEllą, że jest to najbardziej prawdopodobna opinia dzieci w tym wieku, może nawet obiegowo obowiązująca. Przecież życie to potwierdza.
UsuńA już się ucieszyłam, że to tylko manipulacja...łłłłeeeeeeee...
UsuńCyt." Z hamstwem nalerzy walczyć siłom oraz godnościom osobistom".
OdpowiedzUsuńOj, szesnasty, oraz ortografiom ? Hi,hi,hi...
UsuńBet* w dobre maniery młodego człowieka wyposaża dom, rodzice i ich wychowanie. Pałeczkę potem w tym temacie podejmuje szkoła oraz nauczyciel wychowawca, który powinien poruszać ten temat na godz. wychowawczych. Bez minimum konwenansów, umiejętności życia i ogłady jest się zwykłym chamem przeważnie, lub człowiekiem narażonym na tzw błędy, faux pas.
OdpowiedzUsuńW moim domu, odkąd tylko pamiętam na stałe gościły gazety codzienne z prasówką, tygodniki takie jak: Przekrój, Kobieta i Życie, Zwierciadło oraz miesięczniki np Problemy. Nie pamiętam w którym tygodniku była rubryka Savoir Vivre, chyba w Przekroju, ale głowy nie daję:), a i autora - Kamyczek?, nie jestem pewna, ale chyba tak. Tu można było się zapoznać z wieloma postawami i sposobami zachowań. Już jako młoda ledwo czytająca dziewczynka, zasypywałam mamę pytaniami, jeśli czegoś nie rozumiałam. W każdym razie wiedza ta stała się moją normalnością i przydała się także, gdy pełniłam swoje już macierzyńskie obowiązki.
Pozdrawiam Bet*
No tak, Zolu - tak powinno być. Pamiętam, że tygodniki młodzieżowe Filipinka, Świat Młodych itp też prowadziły rubryki dotyczące zasad dobrego wychowania. Codzienne sytuacje dają tysiące możliwości kształtowania właściwych postaw. Dawniej bywało ich więcej bo wiecej było osobistych kontaktów z ludźmi: częste podróże komunikacją zbiorową, goście imieninowi, urodzinowi w domu, wyjścia do kina i teatru, szkolne potańcówki itp... Obawiam się, że podróżując samotnie autem, oglądając filmy w domowym TV i prowadząc rozmowy za pomocą sms i internetu tracimy wiele z tych okazji a może pewne zasady grzecznościowe przestają być potrzebne? Może dlatego zaniedbuje się edukację w tym kierunku?
UsuńZola:) twój blog z punktu widzenia dobrych manier pozostawia dużo do życzenia:)
Usuńa skoro uważasz ,że w dobre maniery młodego człowieka wyposaża dom, rodzice to ..........:)
Magda
A teraz T.Love radzi jak trzeba się zachowywać
OdpowiedzUsuńOjczyznę kochać trzeba i szanować
Nie deptać flagi i nie pluć na godło
Należy też w coś wierzyć i ufać
Ojczyznę kochać i nie pluć na godło
No tak, bardzo odkrywcze i wyłożone "jak krowie na rowie" - kwintesencja obecnych czasów.
UsuńPisałam, że telewizja uczy, ale tak jak ktoś wcześniej wspomniał, wychowanie wynosimy z domu. dziecko chłonne jest jak gąbka, wystarczy przyjrzeć się małym istotom (wiek przedszkolny), aby wyrobić sobie zdanie o ich rodzicach.
OdpowiedzUsuń"Wychowanie wynosimy z domu" - tak, ale tylko wtedy, gdy jest to świadome działanie wzorowane na konkretnych zachowaniach. Przypominam sobie jedną rozprawę sądową, gdzie wszyscy sąsiedzi, wypowiadając się o pewnym młodzieńcu, z uporem idioty powtarzali : "Jaki on grzeczny był, wszystkim się kłaniał". Dochodzenie wykazało, że zanim dokonał potwornego mordu, kilka lat wcześniej okaleczał zwierzęta, i był postrachem dla rówieśników. "Kłanianie się" nakazał mu ojciec, wielokrotny recydywista i matka prostytutka, bo to miało świadczyć o ich dobrym domu ... świadczyło przez 11 lat.
UsuńTwój, bardzo pouczający przykład (też się z tym zetknąłem), jak podałaś wyżej, o dziewczynce, która się kłaniała, potem przestała, a teraz nadal się kłania, dowodzi właśnie, że wychowanie naturalne to nie tylko dom i ew. "dzień dobry". Kiedyś, w ramach wizytacji, byliśmy w domu chłopca, który miał być usunięty ze szkoły. Ojciec geolog, inwalidztwem przykuty do łóżka, i matka bibliotekarka, wpajali chłopcu, aby - nie zadając się z nikim, i nikomu się nie kłaniając - chyłkiem przemykał do domu. Musieliśmy przyznać, że to miało swoje uzasadnienie - mieszkali w wyjątkowo podłej dzielnicy, gdzie spotkanie trzeźwego i porządnego człowieka, było ewenementem. Chłopiec dzisiaj jest lekarzem, jego dzieci też niechętnie kłaniają się otoczeniu ...
Akwamarynk, dzieci są jak lusterka, w których można zobaczyć ich dom rodzinny. Wszystko widać: zamiłowanie lub jego brak do higieny, kulturę osobistą rodziny a nawet tryb życia i upodobania. Prawdziwe jest powiedzenie: "moje dziecko świadczy o mnie".
UsuńTak i do tego sposób wypowiadania się, jest często wzorowany na stylu któregoś rodzica. Z tym, że takowy może się odmienić w późniejszych latach, ale to co wyniesie się z domu, o czym wspominałaś jest z nami przez całe życie.
UsuńAnzai, podobnych przypadków jest wiele. Myślę, że ci co mają problemy z podejmowaniem decyzji, z radzeniem sobie w życiu, łatwość nawiązywania kontaktów, dobrych relacji z życiowym partnerem, mogą znaleźć w dzieciństwie coś co było tego przyczyną. Wymagający rodzice zapewne wymuszą dobre wykształcenie, dyscyplinę, może i start w dorosłe życie, ale kiedy w takim domu zabrakło miłości, bezpieczeństwa i mądrego wychowywania, z takiego domu nie wyjdą szczęśliwi ludzie.
UsuńWielka to prawda Akwamarynko. To, czego doświadczamy w rodzinie w dzieciństwie niesiemy całe życie. To ma ogromny wpływ na nasze dorosłe wybory i radzenie sobie z codziennością. szkoda, że mało rodziców zdaje sobie z tego sprawę.
UsuńDo Akwamaryny.
UsuńOczywiście, że masz rację, JA TEGO NIE KWESTIONUJĘ. Ośmielam się tylko zwrócić uwagę na to, że do oceny kogoś nie wystarczy stwierdzenie: "Jaki porządny był, bo się wszystkim kłaniał". O "porządności" kogoś, jak i jego innych cechach osobowości decyduje zespół zupełnie innych zachowań. Nie dajmy się oszukać pozorom.
Z domu owszem wynosi się wiele podstawowych nawyków, ale 90 % z nich jest obliczona tylko na pokaz.
Witaj Beatko :)
OdpowiedzUsuńU mnie książka Ireny Gumowskiej przetrwała do dziś :) Rok wydania 1968. Na obwolucie zdjęcie Pani Ireny wykonane przez Zofię Nasierowską. Książka przetrwała i nawet od czasu do czasu jest czytana, bo można ją otworzyć na dowolnej stronie i ....gotowy przepis na właściwe zachowanie, przy stole, w pociągu, w łazience, na ulicy i setki innych cennych porad :)
A skoro już mowa o książkach z czasów PRL-u :) U mnie na pierwszym miejscu była pozycja ze stroną tytułową "jujka". Wydana w 1981. Setki rysunków znakomitego Zbigniewa Jujki. Pamiętam, że te rysunki to była dobra historia dla mojej Agi. Każdy rysunek to oddzielne opowiadanie o tym jak żyliśmy w tych czasach. Czasem zadawała pytanie - "mamo, ale o co chodzi?".
Elżbietka53
Elżbietko! Poproszę o zdjęcie na @ okładki książki Gumowskiej. Pamiętam nawet niektóre ilustracje tej książki - bardzo lubiłam, ot tak dla rozrywki czytać te porady.
UsuńNie znam Jujki...
A.Rawiczu, kłanianie się to detal - można odpuścić bo niekiedy okoliczności temu nie sprzyjają. To fakt. Nie możemy zagłębiać się w szczegóły, w tej rozmowie i tej notce chodzi o "ogólne zaniechanie kształtowania dobrych manier". Bardzo ogólne.
UsuńTeż uważam, że kłanianie się to detal, ja nawiązałem tylko do interesującego komentarza Akwamaryny z 18.11.2013 o godz. 21:54.
UsuńTak, a propos to są przecież sytuacje, gdy nachalne "obnoszenie się z kłanianiem" jest niewskazane, i wcale nie świadczy o dobrych manierach, w przeciwieństwie do wiedzy o tym ...
Oczywiście. Pozdrowienie: "dzień dobry" jest miłe i ma sens tylko przy pierwszy danego dnia spotkaniu - ponowne wystarczy skwitować uśmiechem lub innym przyjaznym gestem. Nadgorliwa młodzież recytuje pozdrowienie każdorazowo nawet gdy spotyka osobę co godzinę tego samego dnia. Nieszczęsny "pozdrawiany" jest zmuszany do odpowiedzi tyleż samo razy. Może to rodzaj znęcania się nad przełożonym? Szykana, wręcz:))))
Usuń"Dzień dobry" generalnie mówimy TYLKO po uprzednim nawiązaniu kontaktu wzrokowego. Jeżeli ktoś jest zajęty czymś innym (np. rozmyśla), i nas nie widzi, albo rozmawia (chociażby przez komórkę), to nie przeszkadzamy. No i oczywiście do osób nie znanych osobiście, do których dzieli nas znaczny dystans (pracownik-minister, student-rektor, itp.), także nie wykrzykujemy "dzień dobry". Natomiast wypada pozdrowić nieznane osoby, które zastajemy/spotykamy w odrębnych, małych pomieszczeniach (winda, korytarz, mały sklep, sala restauracyjna, itp.) wspólnego użytku. Dosiadając się do małego stolika mówimy, jak jesteśmy spóźnieni - nie mówimy, przy stole bankietowym jest różnie: znamy-mówimy, nie znamy nie mówimy ... cała kołomyja. Ja na wszelki wypadek, w wątpliwych sytuacjach, udaję zajętego ważnymi sprawami, a potem przepraszam - to zawsze robi lepszy pijar. ;) :) :) :)
UsuńNo pewnie, że po kontakcie wzrokowym. Ale rozmowa z kimś lub z czymś/komórka/ nie przeszkadza mi w pozdrawianiu. Nie oczekuję przy tym skupienia na mnie uwagi, wystarczy zdawkowa odpowiedź lub tylko skinienie głową. Można odpowiedzieć na pozdrowienie nie odrywając się od wykonywanych czynności tak więc udawanie zajętego uważałabym za afront.
UsuńJak to? Pracownik nie kłania się ministrowi? Student nie kłania się rektorowi? Jeśli tak, to uczeń nie powinien kłaniać się nauczycielowi. Dzieli ich wystarczający dystans.
Zakłada się - i chyba słusznie - że pracownik, czy student podczas takiego spotkania jest zajęty bardziej banalnymi sprawami niż minister, czy rektor.
UsuńCo do rozmowy telefonicznej to przecież nie wiemy jak jest ona ważna, naszym "dzień dobry" możemy po prostu przeszkodzić, wybić z toku myślenia, zbić z pantałyku, itp. Ja wolę udawać i potem przepraszać, bo to w każdym środowisku kulturowym jest bardziej strawne.
Rozmowa telefoniczna zawsze jest najważniejsza. Żywy człowiek się nie liczy, o! Doświadczam tego w urzędach i bankach. Osoby mnie obsługujące, odkładają zalatwienie mojej sprawy i odbierają telefony, a ja siędzę i czuję się "załatwiona". Teraz wzięłam się na sposób. Jak mnie wkurzy wyczekiwanie i przysłuchiwanie się gadkom do telefonu, to telefonuję.
UsuńNie wiem czemu dyskusja zeszła na "rozmowę telefoniczną", ja przytaczałem przykład, cyt.: "gdy ktoś jest zajęty czymś innym" (i teraz np.: rozmawia, sms-uje, gps-uje, sprawdza e-pocztę, rozmawia z kimś obok, liczy pieniądze, sprawdza rachunek, itd,. itd., - po prostu nie widzi nas, bo pochłania go ważniejsza dla niego czynność) to nie przeszkadzamy.
UsuńTakie odbieranie telefonu faktycznie jest wkurzające jak przez to musisz czekać, ale to już chyba inna sprawa.
... zeszła... w ramach rozszerzenia tematu o inne "ABC dobrego wychowania".
Usuń... ale rozmowa na drucie to nie to samo co rozmowa w komórce ... chyba?
UsuńNie wiem, jak to z tymi drutami i komórkami. Według mojego ABC, to ja stojąca/siedząca przy okienku czy biurku powinnam mieć pierwszeństwo przed klientem - i tym na drucie, i tym w komórce. W przeciwnym wypadku to tak mogę godzinami stać/siedzieć podczas załatwiania czegokolwiek. Potrzebne też wyczucie sytuacji, bo kiedy czytam długaśną umowę w banku i każdą stronę podpisuję, to w międzyczasie jakis telefon może urzędniczka załatwić. Ale ona przerywa w połowie zdania żywego klienta na rzecz druciano - komórkowego. No, to jak taki klient ważniejszy, to patrząc urzędniczce w oczy, telefonuję do niej.
UsuńPrzypomina to scenę z kabaretu, gdzie facet przyszedł (zamiast zadzwonić) do rezerwacji po bilet do Mławy. Też wpadł na pomysł, aby zadzwonić, ale nic nie wskórał ...
UsuńChociaż telefonowanie też niczego nie załatwia, bo możesz wysłuchać wielu instrukcji typu: "jeżeli to to wybierz numer", a potem muzyczka, i potem "jeżeli to to wybierz numer", a potem muzyczka, i t.d.
Tylko, że to o czym dyskutujemy nie pasuje do naszych rozważań o kłanianiu się. Bo ten. kto usilnie chce powiedzieć "dzień dobry" jednak przeszkadza innym osobom zajętym sobą.
A musi pasować? A manowce, to kij? :)))
UsuńNo nie wiem, mnie nigdy nie przeszkadza gdy ktoś mi się kłania, nawet kilkakrotnie w ciągu dnia. Może jestem zbyt mało zajętą osobą?
UsuńTo "przeszkadzanie" czasem może zaszkodzić na śmierć. Sąsiadka ukłoniła się starszemu panu na przejściu dla pieszych, pan zatrzymał się, odwrócił, ale jego "dzień dobry" usłyszał już tylko św. Piotr. No nie wiem jakie jeszcze mam dać przykłady na to, że czasami nasze "dzień dobry" warto zatrzymać za zębami. Fakt, że to jest kwestia smaku i wyczucia sytuacji, dlatego też uważam, że dalej można już tylko o pogodzie dyskutować. U mnie np. przed końcem dnia pojawiło się słońce.
UsuńZapomniałem podsumować. To, że ktoś nie mówi "dzień dobry" może być dowodem nieuprzejmości, ale równie dobrze ... świadczyć o bardzo dużej wrażliwości.
UsuńNo, dobrze, niech będzie wrażliwość. Zaliczam podsumowanie.
UsuńMróweczko Bet,wpadam do kopca,wypijam kawę i melduję:":Oj,niedobrze,oj,joj,joj".
OdpowiedzUsuńNiedobrze, szesnasty, niedobrze. Z Mrówką chyba koniec - Google+ nie respektują tej nazwy i za karę zablokowali konto. Mrówka w areszcie. Nie wyciągnę Cię z tego kopca. Nie pij kawy w nocy!
UsuńAle! Ja nic to....Jako żuczek wszystkie pszczółki i żuczki zapraszam do kopca Mróweczki! Będzie balanga!
UsuńMiłej balangi, tylko mi kopca nie rozwalcie:))))
UsuńAle prezent Elżbietka zrobiła. Super! Dziękuję, Elżbietko :)
OdpowiedzUsuńWitaj Elu :)
UsuńCieszę się bardzo, że sprawiłam niespodziankę :) Jeśli będziemy omawiać DOWCIPY PRL-u, to oczywiście polecam Jujkę :) I antologię ABSURDY PRL-u :) To dopiero był przebój. Pamiętam, że wiele autentycznych scenek cytowałam przed laty w Pogadajmy.
Młode pokolenie nie wie, że w czasach PRL-u w każdym sklepie wisiała "Książka życzeń i zażaleń". To najbardziej komiczna lektura:)
Pozdrawiam :)
Elżbietka53
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń