niedziela, 20 grudnia 2015

Ta ostatnia przed Świetami, niedziela



- Dzisiaj mam zaplanowany zakup śledzi, bo w moim najbliższym sklepiku zapowiedziano „dzień śledziowy”!  Woła do mnie z daleka, blogowa przyjaciółka. Co to, jak to? Pytam na czym polega „śledziowatość” tego dnia i co słyszę?

- Na tym, że w tym sklepie nie ma śledzi ani innych ryb, a dzisiaj z okazji niedzieli przedświątecznej specjalnie będą!

         A to ci dopiero! Aż podskoczyłam z radości, że są jeszcze miejsca gdzie tradycja szczególnego traktowania ostatniej przed Świętami niedzieli trwa. Biegną do okna i widzę mój osiedlowy sklepik zamknięty na głucho. Szkoda.

        Władza ludowa choć ateistyczna dopieszczała społeczeństwo ustanawiając Niedziele Handlowe zawsze w ostatnim tygodniu przed  Świętami Bożego Narodzenia oraz Wielkanocy.  Pracujące zawodowo kobiety miast i wsi zyskiwały dodatkowy dzień na zgromadzenie świątecznych zapasów. Świetna to okazja, aby zaznaczyć troskę o naród i rzucić do sklepów partię cytrusów, bakalii i ryb, zwiększyć podaż deficytowego cukru oraz mięsa i wędlin wyższego gatunku. Zatem Obywatelki i Obywatele! Sklepy Powszechnej Spółdzielni Spożywców „Społem” oraz Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska zapraszają!

        Dzięki dostawom cytrusów /szumnie powiedziane, ale właściwie były to tylko pomarańcze i cytryny/ i innych atrakcyjnych towarów ten dzień zyskiwał specjalną atmosferę. Już sama możliwość kupowania w niedzielę robiła wrażenie. W naszym domu podział zadań tego dnia był niezmienny: Starszy brat, który z racji czucia ducha młodopolskiej cyganerii każdej niedzieli odwiedzał śródmiejskie kawiarnie, w drodze powrotnej do domu miał zaszczyt dokonania zakupów w sklepie PEWEX. Otrzymywał skrzętnie uciułane drogą przemytu listowego z USA i Kanady dewizy. Czasem, z braku prawdziwych dolarów używał Bonów Towarowych PEWEX, które nie wiem skąd, ale w domu bywały. Za te cenne dewizy kupował dla Rodziców kawę Viener oraz likier wiśniowy Cheery Cordial lub złotą Gold Wasser. Tak sobie świątecznie dogadzali dorośli w tej rodzinie.

        Dla młodszego dziecka atrakcją była wyprawa w towarzystwie Taty do Delikatesów w centrum miasta. Sklep usytuowany był w zabytkowej kamienicy, z łukami i rzeźbami. Wnętrze ozdobione girlandami jedliny, pachnące grzybami i bakaliami, a obszerne drzwi wejściowe obwieszano  tuszkami zajęcy i bażantów. Jak u Wokulskiego. W tym sklepie kupowaliśmy gęś przeznaczoną na świąteczny obiad. 

        W handlową niedzielę kupowano chętnie karpie i śledzie. Zwłaszcza śledzie, które potrzebowały kilku dni, aby przystosować się do spożycia i nabrać smaku. W sklepach sprzedawano bowiem śledzie solone wprost z beczek. Takie ryby wymagały całonocnego moczenia w wodzie w celu odsolenia, następnie patroszenia i czyszczenia tuszek i leżakowania w mleku. Dopiero po takiej serii kąpieli można je było przyrządzać według ulubionych receptur. Wymagały sporo pracy, ale smakowały wybornie!

        W tym dniu często rozpoczynała się okupacja domowych wanien przez pływające w nich karpie. To było niezwykłe dla dziecka doświadczenie. Pogłaskać żywą rybę po grzbiecie, obserwować otwierające się pyszczki i wijące płetwy, częstowanie ryb cukrem… Nie mąciła tej radości wieść, że wkrótce karp zakończy życie – przyjmowano to jak naturalną kolej rzeczy bez „rozdzierania szat” nad losem ryb. Żywa ryba w domu była atrakcją oraz koniecznością z powodu braku zamrażarek, a nawet lodówek. Gorączkowe poszukiwanie i typowanie osób, które zabiją ryby należało do przedświątecznej tradycji i tworzyło część jej niezwykłej atmosfery.

        Takie to były przedświąteczne niedziele… Wspominam patrząc jak dopala się pierwsza w adwentowym wieńcu świeca, a rozbłyska czwarta z kolei. Dawne Święta wymagały wiele pracy i fatygi, obfitowały w deficytowe na co dzień artykuły i wydarzenia. Pamiętajmy o tym narzekając, że obecne Święta nieco nam wyblakły, utraciły część uroku. Żywy karp w wannie, solony śledź z beczki i zakupy w PEWEX-ie to część słynnej magii Świąt. Nie zastąpi ich plastikowy pojemnik z płatem karpia za siedem dziewięćdziesiąt dziewięć dostępny każdego dnia.

Wszystkim Czytelnikom oraz Sympatykom tego bloga życzę zachowania jak największej części magii Świąt i radości Świątecznej. Do zobaczenia w poświąteczną lecz ostatnią w Starym Roku niedzielę.

31 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    Nie wiem dlaczego, ale ogromnej radości doznałam, gdy zobaczyłam tuszki śledzi, a nie płaty odarte ze skóry. Wprawdzie w plastikowym pojemniku, a nie w beczce drewnianej oraz nie mleczaki, ale równie piękne i połyskujące.

    Pozdrawiam serdecznie i dołączam się do świątecznych życzeń dla Czytelników oraz Sympatyków tego bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja radość jest uzasadniona bo jesteś z tych co czują praktycznego "ducha Świąt". Podkreślam przymiotnik "praktycznego" aby nie umniejszać innej sfery "ducha Świąt" - tego uduchowionego i uczuciowego. Moim zdaniem jednak oba te "duchy" łączą się i jeden bez drugiego jakiś niepełny jest.

      Usuń
  2. Gdy w epoce Gierka zaczęły się kłopoty z zaopatrzeniem, to jednocześnie zaczęto rozwijać zakładową sieć sprzedaży, i to mi się b. podobało. W czasie pracy (bo jak inaczej!) można było zejść do bufetu i zakupić głównie: karpie, śledzie, i świąteczne wyroby garmażeryjne. Ci co mieli miesięczne abonamenty do restauracji mogli zamiast obiadów nabyć przetworzone mięsa i wędliny, oczywiście tez w czasie pracy! I komu to przeszkadzało? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak było. Najlepiej jednak miały chyba "panie sklepowe" bo jako pierwsze miały dostęp do towaru:)))

      Usuń
    2. Najlepiej to mieli ci co załatwiali dostawy, najczęściej organizowały to związki zawodowe. Pamiętam, że już w środku lata kontraktowano dostawy karpia żywego, oczywiście w znacznie większej ilości niż ta trafiająca do bufetu zakładowego.

      Usuń
    3. A ja byłam "panną biurową" blisko działu zaopatrzenia w GS. Kierowcy rozwożący towar rozpoczynali dystrybucję od pokoi biurowych. Do sklepów dowozili resztki towaru plus kasę za towar sprzedany w biurach. W ten sposób przyczynialiśmy się do widoku pustych półek w sklepach... Aż mi wstyd teraz.

      Usuń
    4. Do dzisiaj pamiętam sąsiadkę, której córka pracowała w sklepie RTV. Kupiła w 1976 r. 11 (jedenaście!) telewizorów czarno-białych, z nadzieją na większy zysk. Ale "weszły" wtedy pierwsze TV kolorowe i wyparły z rynku te czarno-białe i musiała potem jeździć po okolicznych wsiach. Sprzedała, ale bez zysku, bo straciła m.in. na benzynie. :)
      To były czasy dla spekulantów. Mnie też wstyd, ale nie tak bardzo.

      Usuń
    5. Skoro tak nas na szczerość zebrało to wyznam jeszcze jeden grzech: wykorzystując stanowisko służbowe "załatwiłam" sąsiadce krawcowej główkę do maszyny do szycia... Bez zysku, ale jednak był to rodzaj spekulacji.

      Usuń
    6. No jak bez zysku ro co to za spekulacja. ? Ja wyszedłem jeszcze gorzej, bo za sporą łapówkę w sklepie w Jeleniej Górze kupiłem 90 letniej ciotce radio stereofoniczne (ciotka była skrzypaczką). Przytargałem to do Łodzi, zamontowałem specjalną antenę, a ciotka wypłaciła mi kwotę zgodną z rachunkiem sklepowym.

      Usuń
    7. Jaki spekulant taka spekulacja:)))
      A co, spodziewałeś się "łapówki" od Cioci? A fe!

      Usuń
    8. Łapówki to nie, ale liczyłem chociaż na zwrot kosztów. Dopiero po czasie mama mi wyjaśniła, że ciotka nie mogła się połapać w tej rozwijającej się inflacji.

      Usuń
    9. Pewnie, że mogła się połapać. Nikt nie mógł!

      Usuń
    10. A ja przez te kolorowe telewizory, co wzniecały w domach pożary, miałam pełne ręce roboty. Jednak spekulacja śledziami i karpiami była bezpieczniejsza. :)))

      Usuń
    11. Zapewne bezpieczniejsza i nie tak płomienna:)))

      Usuń
  3. Nasza Ciocia Hela pracowała w sklepie spożywczo - mięsnym. Mielismy wszystko z pierwszej ręki. Teściowa zaś w biurze "hucianym", a więc talony róznej maści, szybko mieszkanko, "maluch", pierwsi w rodzinie telewizor kolorowy i pralkę automatyczną. No i te święta! Jako, że mielismy największe mieszkanie, to odbywały się u nas. Niepowtarzalna atmosfera, śmiech ale i... zmęczenie.....Kilka dni póżniej zasiadalismy przy stole, wszystko pod kontrolą, dzieciaki wypatrywały pierwszej gwiazdki....Ach....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się nazywa dobre miejsce w rodzinie! A mówią, że z rodzina wychodzi sie najlepiej na zdjęciu:))

      Usuń
  4. Któregoś roku(a był to rok "suszy" na karpie)Dział Socjalny zorganizował swoiste losowanie wśród pracowników.Ponieważ na osobę przypadało pół karpia - losowało się część "z głową" lub "z ogonem". Na tę "z głową" było więcej chętnych - to byli zwolennicy zupy rybnej.:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! POtwierdzam fakt loterii karpiowej! Szczęśliwcy trafiali na o,5 dzwonka:)))

      Usuń
  5. No nie - już trzeci raz piszę komentarz i ciągle mnie tu nie ma. CO się dzieje! KGB cy co..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i jestes już - KGB poszło spać...:-)

      Usuń
    2. Reniu, sprawdzałam czy nie wpadłaś do spamu. Nie ma tam nic a więc to chyba jednak KGB... Namierzyło spekulantów:)))

      Usuń
    3. A ten komentarz wpisałaś pod poprzednią notką:

      "A mnie się dawniej ten stres przedświąteczny nie podobał ,nie lubiłam świąt , do dziś nie jadam śledzi w occie, kapusta z grochem zawsze mnie przyprawiała o cofkę, jeynie karp i zupa grzybowa byla dla mnie do zaakceptowania, ten stres mamy niegdys przedświąteczny nie bardzo mi się podobał bo było nerwowo...
      Jako osoba samodzielna często organizowałyśmy z siostrą święta razem bo ja miałam rodzine malutka a ona największe mieszkanie wtedy .Tyle ,ze do mnie właśnie należalo organizowanie karpi...Wizołam je pociągiem w siatce i taki jeden z drugim np. ożywal...
      Zdecydowanie nie lubię świąt do dzisiaj i znowu - właśnie idę po karpia.I nie placzcie w Polsce bo o ile mi wiadomo to macie karpika po jakieś 11- 12 zł za kilo a tu taka rybka kosztuje 26 eu za kilo!! Zachcialo mi sie tradycyjnej polskiej Wigilii.Jesu!!No ale ja lubie karpia... "
      Więc to jednak nie jest KGB, uffff...

      Usuń
    4. Reniu, ja też nie lubię Świąt....Lubię oczekiwanie.

      Usuń
  6. No i widzisz - coś mi nie działa jak trzeba. I błędów tyle i literówki. I nie w tym miejscu co trzeba...
    Kiedyś oczekiwań nie cierpiałam bo wiązało się to ze staniem w kolejkach albo "załatwianiem"..A ja jestem człowiek wygodny. Teraz na nic nie oczekuje...Nie łapie mnie przedświąteczna gorączka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdemu coś "nie klapie" od czasu do czasu. Nie ważne. Ważne aby kaprp był pyszny zwłaszcza ten Twój, taki drogocenny:)) Trzeba go jeść na stojąco, z uszanowania:)

      Usuń
  7. Wesołych Świąt, Bet i wszystkim tu bywającym
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i też życzę Wesołych! Uważajmy na ości:))

      Usuń
  8. Szczęśliwych i spokojnych świąt.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niech Święta mijają w ciepłej, radosnej atmosferze. Pozdrawiam świątecznie.

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.