niedziela, 13 grudnia 2020

Odkurzane pamiątki i symbole - część trzecia

         Czas ucieka, już trzecia świeca adwentowa płonie więc spieszę kończyć odkurzanie:) Przecież świąteczny karp nie może zastać  mnie ze ścierką w dłoni!

        Z wysokości podsufitowego pawlacza poklikuje stareńkimi klawiszami duma peerelowskiego domu – maszyna do pisania! Po co nam to było skoro żaden z domowników nie parał się pisarstwem ani pracą naukową? Hmmm… Chyba troszkę snobizmu zmieszanego z zachwytem techniką spowodowało ten zakup. Ale, z biegiem lat, sprzęt ten okazał się całkiem przydatny ze względu na „dorośnięte” do etapu studiowania latorośle. Ćwiczenia w maszynopisaniu okazały się także bardzo przydatne na pewnym, początkowym, etapie kariery zawodowej w pracy biurowej. A potem, ułatwiały korzystanie z klawiatury komputera! Co prawda nie udało się wyjść poza posługiwanie się nadal tylko dwoma palcami, ale za to jak sprawnie! Stuk, stuk, klik klik… Śmigam jak młódka! Do dziś lubię odgłos pracującej maszyny do pisania – zwłaszcza zamaszyste przechodzenie do kolejnej linijki tekstu. Bżżżżdźźź… Trach! 


        Dobrze, że zdążyłam zetrzeć ślady fioletowej kalki niezbędnej do tworzenia kopii pisma maszynowego z palców, które to niezbędne są do uruchomienia kolejnego zabytku!  Drrr…Trrr… Drrr… wybieranie numeru przez pokręcanie tarczą – to dźwięki towarzyszące oczekiwaniu na połączenie. Dokładnie pamiętam dzień gdy ten cud techniki instalowano w naszym mieszkaniu po dziesięcioleciu oczekiwania. Luksusem było zamówienie dwóch gniazdek dostępu w różnych pokojach. Pamiętam dreszcz emocji podczas pierwszych, próbnych połączeń z koleżankami w sąsiednim bloku. Ach, och! Słychać tak jakby była tuż obok! Ach, jakie to ekscytujące nawet podczas połączeń z „zegarynką” lub centrum odtwarzania z taśmy bajek. Za pomocą tego telefonu można było nadać telegram, zamówić połączenie międzymiastowe lub nawet międzynarodowe! Szeroki świat stał się odrobinę bardziej dostępny.


         A kto to tak stopką stuka domagając się uwagi? Stopka we współpracy z igłą i bębenkiem dają znać, że niegdyś były w Tym domu niezbędne, a wręcz pierwszoplanowe! Nieomal wszystkie kreacje, okrywające młodocianą peerelowską postać powstały dzięki tej maszynie. Półki i szuflady zalegały koperty z wykrojami kopiowanymi z kobiecych pism a pudełko z kolorowymi nićmi i guzikami stało pośród nich. W czas tworzenia tekstylnych dzieł podłogę zaścielały nitki i ścinki materii, a domorosła krawcowa-amator przymierzała, fastrygowała i stębnowała jak szalona. Spódniczki proste i marszczone, bluzeczki z kołnierzami na stójce, spodnie, firanki, serwety i nawet bielizna pościelowa wychodziły spod tej stopki dziś znudzonej bezczynnością i smutnej. 

 


 
Cóż, kochana! Przedmioty podobnie jak ludzie mają swój dobry oraz gorszy czas.

         

                            


23 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję, pozdrowienia zbieram i układam równiutko, dbam aby miały ciepło:)
    Swoje uśmiechy i przyjazne wymachiwania kieruję w twoja stronę bardzo chętnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja mama dorabiala do pensji piszac na maszynie. Byla to taka ogromna, bardzo glosna maszyna w kolorze zgnilo zielonym. W nocy sie budzilam, a mama pisala i pisala, a rano do pracy szla po wypiciu czaju, tak to sie u nas nazywalo. Mama zaparzala w imbryczku herbate i wypijala cala zawartosc duszkiem. Niestety kawa byla niedostepna.
    Pozdrawiam z izolacji domowej
    Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubiłam pisanie na maszynie. Nigdy nie nauczyłam się używać wszystkich palców ale stukanie dwoma szło mi całkiem sprawnie:) Bardzo miły dla mnie jest stukot klawiszy i zamaszyste przeciąganie wałka:)
      Czaj pijało się więzieniu! Wiem, bo tez piłam pracując z grupą więźniów "wolnościowych":))
      Szczęśliwego zakończenia izolacji życzę!

      Usuń
  3. We mnie przedstawione przedmioty także budzą wiele wspomnień i ogromny sentyment. Maszyny do pisania miałam dwie:jedną sprezentował mi mój pierwszy chłopak, drugą dostałam od kogoś w prezencie, po ukończeniu kursu maszynopisania. Dorabianie do renty przepisywaniem, niestety się nie powiodło, bo nastała era komputerów i oczekiwano takich tekstów. Telefon mieliśmy w bloku jako jedni z pierwszych. Bywali sąsiedzi, którzy przychodzili, by zadzwonić w ważnej sprawie. Maszynę do szycia mam także, nawet czasami coś szyłam dla przyjemności. Teraz już trudno mi jest wydobywać ją z szafy, dlatego stoi samotna. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnienia z telefonem mamy podobne - też przychodzili sąsiedzi i dumą napawało to, że niektórzy zamawiali nawet rozmowy międzykontynentalne, na które czekało się wiele godzin.
      Maszyna do szycia ma tę wadę, że jest dość ciężka i uruchomienie jej sprawia kłopot. Doszło do tego, że drobne czynności szwalnicze wykonuję ręcznie bo jest szybciej:))

      Usuń
  4. Zacny telefon, ja miałem już nowszy. Za to maszynę do pisania mieliśmy z okresu "międzywojnia". Mój "Łucznik" nadal szyje różnymi ściegami, bo niestety z żoną mamy nietypowe wymiary, żona np. w talii ma 53 cm, a ja w klatce 132 cm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrana z Was para:))
      Telefonów miałam wiele, ale ten jest pierworodny! Bardzo lubiłam dźwięk towarzyszący wykręcaniu numerów. A dźwięk dzwonka miał taki co to "umarłego postawi na nogi":))

      Usuń
  5. Klik dobry:)
    Cudne i ciekawe jest Twoje adwentowe odkurzanie.

    Ilekroć mowa o maszynie do pisania, to przypominam sobie, jak komendant zlecał podwładnym przepisywanie ekspertyz, które sporządzał do sądu. Należało także napisać na maszynie rachunek, gdzie była wyszczególniona kwota za maszynopisanie. Kwoty tej jednak żadna maszynistka nie widziała w brzęczących monetach, a jedynie na rachunku wystawionym dla sądu przez komendanta.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Acha, pamiętam pisanie rachunków na maszynie:)) Wszelkie pisma wychodzące spod maszyny budziły u mnie bardzo pozytywne wrażenia estetyczne bowiem "ozdobione" były pieczątkami często w różnych kolorach tuszu. Do tego fantazyjny, odręczny podpis sporządzającego dokument. Swój podpis ćwiczyłam na osobnych kartkach tak długo aż osiągnęłam pożądany efekt graficzny.

      Usuń
  6. Maszyny do szycia są faktycznie ciężkie i nieporęczne przy drobnym szyciu. Najlepiej by było mieć pomieszczenie przeznaczone na różne robótki, w którym stałyby i leżały na wierzchu wszelkie narzędzia i materiały do prac ręcznych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, bardzo bym chciała mieć pomieszczenie do robótek! Myślę, że maszyna do szycia chętnie sąsiadowałaby z młotkami i śrubkami do wkręcania oraz taśmą mierniczą:))

      Usuń
    2. U mnie jeszcze sól, mąka, pędzle i farby. Robienie czegokolwiek na stole i sprzątanie z niego przed każdym posiłkiem nieco odbiera przyjemność robótkowania. Chętnie w każdej wolnej chwili coś by się zrobiło, ale nie chce się znowu wyciągać wszystkiego.
      No... i... na stałe rozłożona deska do prasowania. Taka pracownia to marzenie.

      Usuń
    3. Ja prasuję w salono-jadalnio-sypialni więc składanie deski każdorazowo jest niezbędne:))
      O farbach i pędzlach już nawet nie marzę. Dlatego wolę podziwiać Twoje wyroby artystyczne! O!

      Usuń
  7. Na Underwood'zie przepisałem kilka rozdziałów "Archipelagu gułag" Sołżenicyna, oczywiście przy użyciu pięciu "przebitek".

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Bet :)
    Trafiłaś z tymi wspomnieniami w mój czuły punkt :) Moja maszyna do pisania nie stoi w pawlaczu. Stoi od 44 lat na komodzie. Waży pewnie 20 kg, wiec wytaszczenie jej do pawlacza nie wchodziło w rachubę :) To rewelacyjna maszyna Mercedes, zakupiona dokładnie w 1976 roku za 1500 zł. Kwit zakupu załączam na dowód :)
    Napisałam na niej swoją pracę magisterską i w ciągu kolejnych dwóch lat aż 28 prac magisterskich moich znajomych z roku. Teraz stoi na komodzie i odpoczywa :) Zabawne były moje początki pisania na klawiaturze komputera :) Wciąż brakowało mi wajhy do przesuwania kartki na wałku :)
    I drugi eksponat, który budzi podziw moich Gości :) To oryginalna, niemiecka maszyna do szycia "Singer". Ileż kilometrów materiału ona uszyła. Ma jednak jeden feler. Nie obrębia materiału. Nawet pokrowiec z drelichu na małego fiata uszyła :)
    Stoi w kąciku pokoju od blisko 70 lat. Jest starsza ode mnie :) Zastąpiła ją walizkowa maszyna o tej samej nazwie. Nową maszynę obsługuje mój mąż, ja nie mam do niej serca. Dzisiaj na "Singerze" stoją kwiaty. Chyba dobrze się czują w towarzystwie tej maszyny, bo kroton kwitnie już trzeci raz w tym roku:)
    Pozdrawiam :)
    Elżbietka53

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elżbietko, Twoje wspomnienia i pamiątki zasługują na oddzielny kącik do ekspozycji. Pozwolisz, że przygotuję miejsce wpierw pucując teren do błysku:))

      Usuń
    2. Bet, ale mnie zaskoczyłaś :):) Odkurzę swoją pamięć, powspominamy zatem.
      Elżbietka53

      Usuń
    3. Włączamy odkurzacze? Aj, chyba już za późno i sąsiedzi chcą spać:))

      Usuń
  9. Nie będę pisał ile i jakie mam maszyny. Wspomnę tylko, że do dziś wszyscy się dziwią, czemu tak walę w klawiaturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klawiatury maszyn do pisania /że też nikt nie wymyślił krótszej nazwy tego urządzenia:)/ musiały wytrzymać wiele ludzkich emocji.
      I wytrzymywały!

      Usuń
    2. Nie o emocje idzie, tylko o to, żeby choć trzecia kopia była czytelna

      Usuń
  10. Ajś, chciałam w maszynę tchnąć więcej ducha i dodać uczuć, a Ty sprowadziłeś mnie na ziemię:))

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.