sobota, 5 grudnia 2020

Odkurzane pamiątki i symbole - część druga

 Obudziło mnie ciche szuranie. Ach, to Myszki Komputerowe od świtu pucują ogonkami klawiaturę dając mi znak, że czas kontynuować  odkurzanie. Ach, nie ma rady: Szmatka w dłoń i zaczynamy!

Stawkę otwiera nieobecny już wśród nas lecz wielce zasłużony w rodzinnej historii, podziwiany przez przyjaciół i znajomych, ceramiczny wazon zwany Siwakiem z powodu swej lekko srebrnej barwy. Wyrób ceramiczny bardzo ładny w swojej formie, ale …”Przeciekał nieborak… Ratowaliśmy jego honor wkładając do wnętrza szklany słoik /no tak, banalne, ale skuteczne/ jako pojemnik utrzymujący wodę. Wtedy siwak stawał się pełnowartościowym wazonem” ( cytat notki „Nie czarownice garnki lepiły”) 


 
     Niech odpoczywa w swym ceramicznym niebie i patrzy glinianym okiem na młodszego koleżkę, który wciąż pełni wazonową służbę!  Fason podobny, barwa inna, ale równie metaliczna i feler z przeciekaniem podobny. Może tak ujawniają się w kolejnych pokoleniach siwakowe geny?

 

Teraz kolej na moich mniejszych ulubieńców, hołubionych polerowaniem i głaskaniem raz na jakiś czas. Żółta niczym wielkanocne jajo cukiernica zachwycająca kosmicznym kształtem oraz fantazyjny w formie, wesoły flakonik odpowiedni na pierwsze, wiosenne kwiatki. No, niech mi ktoś powie, że tym pięknościom można coś w ich kształcie zarzucić. Stoją więc docenione i szczęśliwe.


       Zajrzyjmy do szuflad… Tu chowam papierowe i z natury swej raczej płaskie przedmioty. Mam ich sporo, ale wybrałam kilka, moim zdaniem świetnie reprezentujących wspominane czasy. 

Szczególnym sentymentem darzę pamiętniki. Zapisywane dziecinnymi rączkami życiowe sentencje i wyrazy wierności w przyjaźni na wieki były ilustrowane własnoręcznymi rysuneczkami zdradzającymi plastyczne talenty lub ich brak:). Pamiątka bardzo cenna bo w każdej karteczce utrwalony jest wizerunek towarzysza dziecięcych zabaw i marzeń o przyszłości. Są tu też zachowane dokumenty warunkujące istnienie w społeczeństwie: legitymacja studencka, bilet miesięczny komunikacji MPK, kartka żywnościowa, dowód zapłaty na kwotę ośmiu milionów oraz ówczesne środki płatnicze.

A na zakończenie, dokumenty otwierające nasze peerelowskie „okno na świat”! Wkładka paszportowa oraz książeczka walutowa niezbędne w podróży do bratnich krajów socjalistycznej wspólnoty. Waluta – w moim przypadku to węgierskie forinty i bułgarskie lewy. Ach, jak dobrze było mieć te dokumenty i wybrać się w szaloną podróż koleją aż do Warny lub zwiedzać takim kolejowym szlakiem Węgry i Rumunię. To nic, że siedząc w korytarzu, leżąc na bagażowej półce, jedząc polskie konserwy i handlując czym się dało aby nacieszyć się czarnomorskim słońcem. Dostępny nam Świat był piękny!


       Meblościanka już wyczyszczona i jej zawartość obwspominana. Teraz szykuje się grubsza robota – czas użyć drabiny i wspiąć się na wysokość pawlaczy oraz zejść do piwnicy. Tam też kryją się skarby warte odkurzenia. Czy moje Komputerowe Myszki będą mi nadal towarzyszyć czy też zajmą się dzierganiem szalików wykorzystując ten uroczy, również peerelowski, pojemnik na wełniane kłębuszki ? Hi, hi, hi... Zobaczymy!

 


 


12 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    Ach, z jakim pietyzmem odkurzasz te pamiątki i symbole...

    Myszki niech dziergają, bo w piwnicy zapewne grubsze odkurzanie jest wymagane i mysie ogonki nie dadzą rady. :)))
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że mam w domu niezłe muzeum:)) Tak to jest gdy dobiega się wieku muzealnego.
      Masz rację, mysie ogony są mało przydatne w sprzątaniu piwnic zwłaszcza,że te myszy "pokojowe" są.

      Usuń
  2. A ja nawet nie. Mam pamięć umiarkowanie wybiórczą więc najlepiej pamiętam radosną podróż zatłoczonym pociągiem do Bułgarii i piękno ceramiki:))
    W dziale kartek - najlepiej wspominam międzyludzkie transakcje wymiany poszczególnych kuponików: papierosy na cukierki wódkę na proszek do prania itp. Najtrudniej było zamienić się z kimś na cukier bo ten wszyscy kupowali i gromadzili.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałem w życiu 4 przeprowadzki (w tym jedna podwójna) i podczas każdej z nich ciągnąłem za sobą pamiątki sięgające 3 wieków wstecz. To są pudła, a nawet kilka mebli, wypełnionych różnymi przedmiotami. Zaczynam je powoli utylizować (cokolwiek to znaczy). I na razie sięgam do czasów środkowego PRL.
    Niektóre przedmioty trudno nawet sklasyfikować w jakimś przedziale czasowym. Miałem np. taką piękną starą porcelanową cukiernicę, którą używaliśmy w latach 60/70 ub.w. Myślałem, że to PRL, ale na spodzie był ślad po carskiej wytwórni. Uznałem więc, że to mój stryj przywiózł z kresów. Jednak koneser, który kupił to ode mnie wykazał, że była to partia wyprodukowana na specjalne zamówienie jakiegoś Szoguna. "Podejrzenie" padło więc na moją ciotkę, która w poł. XIX w. była guwernantką w Japonii. I tak tajemnica spoczęła w grobach moich krewnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Utylizacja pamiątek - to brzmi nieprzyjemnie, a nawet okrutnie. Rozumiem jednak, że ich nadmiar jest uciążliwy.
      Historia "szoguńskiej" cukiernicy jest intrygująca tym bardziej, że nie ma szans na wyjaśnienie. Ale jak widać nie została zapomniana:)
      Ciekawa jestem jakie pamiątki pozostaną po nas? Papierowe kubki do kawy czy kartony z pizzy?

      Usuń
    2. Obawiam się, że po nas zostaną tylko zgliszcza. Oczywiście to żart.
      Utylizacja to faktycznie nieprzyjemna sprawa, ale w moim przypadku to dystrybucja wśród najbliższych krewnych. Poza tym moje pamiątki odnoszą się bardziej do osób, które je używały, a mniej do konkretnych przedmiotów. Poniżej opisałem historię pewnego stołka:
      http://legionypolskie.blogspot.com/2018/02/historia-pewnego-rodzinnego-stoka-i.html#comment-form
      A cukiernica stała na stołach i w kredensach moich przodków i szkoda, że nikt wtedy nie dopytał o pochodzenie. Ale cóż, dwie wojny światowe i kilkanaście domów rodzinnych tłumaczy chyba tę niewiedzę.

      Usuń
  4. Ja się domyślałam jaki rodzaj utylizacji stosujesz:))
    Z przyjemnością poczytałam raz jeszcze historię stołka a właściwie Stołka!
    Cukiernica miała dobre życie na dawnych stołach i w kredensach - w dawnych czasach powszechnie używano cukru! To brzmi obecnie jak jakaś ekstrawagancja:)
    Z tymi "zgliszczami" to nie jest do końca żart bo żyjemy w epoce przedmiotów jednorazowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Acha, Twój komentarz wpadł do spamu ale go uratowałam! Stąd jego opóźniona publikacja.

      Usuń
  5. Twoje myszki są tak urocze, że naszła mnie ochota, by swoje wydziergać, choć w realnym życiu tych gryzoni nie lubię. Natomiast z ogromną przyjemnością przeczytałam o opisywanych przedmiotach. Z banknotów został mi tylko Waryński i Świerczewski. Nie podróżowałam nigdy poza Polskę, ale moja matka i siostra tak. Matka uwielbiała ceramikę bułgarską, dlatego wazony i inne drobiazgi były właśnie takie(nie wiem czy oryginalne, czy podrabiane). Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz na moim blogu, miło jest wiedzieć, że pomimo sporej przerwy w pisaniu, jest się pamiętanym. Uściski i życzenia zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziergaj, dziergaj! Oczywiście, że pamiętam o Tobie i często zaglądam w poszukiwaniu nowych wpisów:) Rozumiem, że przerwy są czasem konieczne - ważne, że już jesteś.
      Z podróży bułgarskich mam trzy talerzyki ręcznie malowane ale szczerze mówiąc urodą nie zachwycają. Mają stałe, ciepłe miejsce w witrynce aby przypominały młodzieńcze wojaże.

      Usuń
  6. Bułgarskie lewy, nie liry. Banknoty były tak podobne do radzieckich, że pamiętam, jak kasjer walutowy się pomylił i przyjął lewy jako ruble. Na szczęście kurs rubla był cokolwiek niższy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, aj! Oczywiście, że lewy! Już biegnę poprawić.
      Dziękuję za zwrócenie uwagi na błąd.

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.