Moje przedświąteczne odkurzanie pamiątek okazało się zaraźliwe! Może to jeszcze nie jest epidemia, ale gdzieś wspominkowe pucowanie trwa.
Elżbietka53 pisze:
Moja maszyna do pisania nie stoi w pawlaczu. Stoi od 44 lat na komodzie. Waży pewnie 20 kg, wiec wytaszczenie jej do pawlacza nie wchodziło w rachubę :) To rewelacyjna maszyna Mercedes, zakupiona dokładnie w 1976 roku za 1500 zł. Kwit zakupu załączam na dowód :) Maszynę kupiłam u Taty w pracy. Była już tak stara, że mogli ją wyrzucić na złom, ale niektóre egzemplarze trafiły do sprzedaży. Wybrałam Mercedesa, bo dobrze się kojarzył, ponadto była to najmniejsza maszyna z zaproponowanych. Niosłam ją z Kopernika na Miodową. Szłam ponad dwie godziny, bo jest piekielnie ciężka. Odpoczywałam co kilka kroków, opierając maszynę o każdy napotkany po drodze element: mur kamienicy, lampę, stoliki pod Halą Targową. Jakim cudem doszłam, sama nie wiem:)
Napisałam na niej swoją pracę magisterską i w ciągu kolejnych dwóch lat aż 28 prac magisterskich moich znajomych z roku. Teraz stoi na komodzie i odpoczywa:) Zabawne były moje początki pisania na klawiaturze komputera:) Wciąż brakowało mi wajchy do przesuwania kartki na wałku:)
I drugi eksponat, który budzi podziw moich Gości:) To oryginalna, niemiecka maszyna do szycia "Singer". Ileż kilometrów materiału ona uszyła. Ma jednak jeden feler. Nie obrębia materiału. Nawet pokrowiec z drelichu na małego fiata uszyła:) Stoi w kąciku pokoju od blisko 70 lat. Jest starsza ode mnie:) Zastąpiła ją walizkowa maszyna o tej samej nazwie. Nową maszynę obsługuje mój mąż, ja nie mam do niej serca. Dzisiaj na "Singerze" stoją kwiaty i chyba dobrze się czują w towarzystwie tej maszyny, bo kroton kwitnie już trzeci raz w tym roku:)
Tak wygląda sama góra. Powinna zagrać w jakimś filmie z okresu międzywojennego :):):)
tekst i zdjęcia: Elżbietka53
Taka maszyna do szycia to prawdziwa perełka wśród pamiątek! Śliczna jest. Ale, ale... Czy ona nie jest aby Amerykanką bardziej niż Niemką?
OdpowiedzUsuńA Mercedes może trochę mniej urodziwy ale - wiadomo, reklamy nie potrzebuje:))
Miałem podobną maszynę typu "Singer", ale kilka lat temu "podebrała" mi ją siostra. Moja maszyna jednak miała skórzany pasek łączący koło zamachowe, a tutaj widzę coś innego.
OdpowiedzUsuńPatrzę i patrzę co ona między tymi kołami ma i nie bardzo widzę ale może jest to coś w rodzaju łańcucha rowerowego?
UsuńAndrzeju, to jest dokładnie taka sama maszyna jak Ty miałeś :) Ta także ma koło zamachowe z pasem do napędzania koła dolnego. Skórzany pasek, a raczej skórzana linka po pół wieku została zastąpiona tej samej długości liną taternicką :) Widać ją na obu fotkach. Ta linka z małego koła zamachowego wchodzi przez widoczny otwór i jest mocowana na dolnym kole. Wtedy dopiero maszyna jest gotowa do pracy. Duże koło znajduje się w pobliżu nóg szyjącego, więc producent zrobił ażurową osłonę tego koła. Teraz ustawiamy stopy na wygodnym podeście, prawa ręką poruszamy małe koło i .....szyjemy:)
UsuńPozdrawiam :)
Elżbietka53
"Singera" zafundowali sobie moi dziadkowie gdzieś ok. 1930 r. (mam wspaniały rachunek i gwarancję firmy) i praktycznie szyły na niej kolejne pokolenia, czyli moi rodzice, ja i niedawno się dowiedziałem, że przydała się także do wszycia ekspresu do skórzanej torby (czego nie potrafiły nowoczesne maszyny) mojej siostrzenicy. Gdybyś zerknęła na maszynę od tyłu to znajdziesz tam tam taki otwór na zamocowanie silnika. Wtedy można było zdjąć pasek z dużego koła zamachowego (a robiło się to takim fajnym wichajsterkiem, który też tutaj widzę) i zszywać o wiele szybciej jakieś proste płąty materiałów. U nas jednak "Singerem" szyło się te bardziej wymagające konstrukcje. Jedna z moich ciotek miała takiego samego "Singera", rozbudowanego o funkcje zygzakowania i szycia do tyłu, ale to już była ekstraklasa, tak jak Mercedes wśród samochodów.
UsuńMój stolik miał też takie wiszące szufladki po bokach (w sumie 6), gdzie można było składować cały sprzęt krawiecki. Pewno się zdziwisz, ale ja jako elektronik odkręcałem nakrętkę na tym małym kole zamachowym i nawijałem tam transformatory.
Serdecznie pozdrawiam
Mój "Singer" ma dwie długie szufladki po bokach i jedną wąską wzdłuż blatu.
UsuńMuszę zerknąć czy ma z tyłu ten otworek do zamocowania silnika :) Maszyna była prezentem ślubnym dla moich Rodziców. W tym roku minęła 75 rocznica Ich ślubu. Twoja maszyna jest znacznie starsza. Nie wiem jak Ty, ale ja sadzę, że te maszyny mają duszę :)
Pozdrawiam :)
Elżbietka53
Teraz sobie przypomniałem tę wąską i fajną bo uchylną od dołu szufladkę. tam były igły, bębenki, naparstki, szpilki itp. utensylia.
UsuńPrzysłuchuję się pilnie Waszej konwersacji i odkrywam nie tylko wizualne piękno tej maszyny ale także intrygujące szczegóły. Tajemny otworek na silniczek, moc szufladek przednich oraz bocznych.
UsuńPrzypomniałam sobie, że moja krawcowa, do której prowadzano mnie jako młodocianą klientkę, miała maszynę z tajemniczą szufladką przednią. Czasem szufladka była uchylona i ukazywała bogactwo wnętrza. Ach, fascynujące kolorami szpulki nici, kłębki tasiemek, gumek, koronek, poduszeczka na igły itp krawieckie drobiazgi.
Chyba te krawieckie wizyty zachęciły mnie do późniejszego samodzielnego szycia.
Nigdy nie sądziłam, że moja staruszka maszyna jeszcze zaistnieje :) I to w takim miejscu ;) Niby zbędny przedmiot, ale zawsze patrzyłam na nią z odrobiną czułości. Ileż radości sprawiało mi nauczenie się nawijania na metalową szpuleczkę nici. Trzeba było poznać tajniki tego nawijania :) O plandece na małego fiata wspominałam. To jeszcze napiszę, że mąż uszył na niej fantastyczny parawan plażowy. Całość przypominała jurtę mongolską :) Serio. Wewnątrz parawan miał naszyte kolorowe kieszenie. W jednej znajdowały się gazety, w drugiej krem i olejek do opalania, w trzeciej obowiązkowo leżał worek na śmieci. Porządek panował przez cały czas plażowania. Zajmowaliśmy sporo miejsca na plaży, to fakt. Ale najważniejsze dla twórcy tej jurty było to, że kilka razy ktoś podchodził i pytał czy może sobie zrobić fotkę, żeby skopiować pomysł :)
UsuńElżbietka53
Singerka nie tylko zaistniała, ale stała się prawdziwą gwiazdą medialną:))
UsuńJurta plażowa to świetny pomysł na zachowanie dystansu! Twój mąż okazał się nie tylko uzdolniony wszechstronnie ale wręcz wizjonerem:))
Gratulacje!
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że Elżbietka wzbogaciła trzecią cześć odkurzania. Korzystając z okazji, że zaglądasz tu, Elżbietko, życzę wszystkiego dobrego na Święta, a przede wszystkim zdrowia.
Odkurzanie się szerzy:))
UsuńWitaj alEllu :)
UsuńSerdecznie dziękuję za życzenia :) Najważniejsze w tym trudnym okresie jest zdrowie.
Ja także Wszystkim życzę zdrowia, cierpliwości i nadziei, że wkrótce pokonamy przeciwności losu.
Pozdrawiam serdecznie :)
Elżbietka53
Jak ja zazdroszcze tej maszyny do szycia!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Beata
Wprawdzie zazdrość to brzydka cecha, ale w tym przypadku usprawiedliwiam a nawet podzielam:))
UsuńObie maszyny wzbudzają we mnie zachwyt!
OdpowiedzUsuńDziękuję i odwzajemniam pozdrowienia.
Czyż nie piękny jest ten dowód wpłaty? I czytelny do dziś. Nie to, co dzisiejsze paragony, na których po roku już nic nie widać.
OdpowiedzUsuńRacja, kwit jest zachwycający! Przyglądam się jak zapisano słownie kwotę i coś mi się wydaje, że napisano "pińset" zamiast pięćset:))
UsuńMoje maszyny do pisania, po tym jak PC-ta nabyłem: Underwood - podobna w kształcie do Twojego "Mercedesa" i walizkową "Oliwetti" zabrały córki.
OdpowiedzUsuńNo i bardzo dobrze, że nowe pokolenie przejęło opiekę nad zabytkami:)
UsuńOdkurzanie robiłam jedynie w czasie czterech przeprowadzek. Maszynę do pisania i do szycia Singer zostawiłam, w moim obecnym nie ma piwnicy, a mały metraż nie sprzyja starociom.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Miejmy nadzieję, że ktoś zaopiekował się maszynowymi staruszkami.
UsuńCiekawe, okazuje się, że maszyny Singer były bardzo rozpowszechnione w polskich domach.