Popołudniową, leniwą porą, z cichego radiowego szemrania wybiły się głosy słuchaczy. W audycji rozważano sposoby na usunięcie starej nalepki z czegoś tam, chyba z szyby.
Ktoś proponuje oliwkę dziecięcą, ktoś moczy detergentem, ktoś radzi zeskrobać żyletką… I tu olśnienie! Żyletka! Wymarły relikt minionych czasów. Dawno nie używany i dawno nie widziany. Bladym świtem biegnę więc do sklepu pytać o żyletkę. Jest! Jest, naturalnie w całej swojej odwiecznej żyletkowej krasie.
Oto ona
A co to takiego? Zapyta współczesne dziecię…
Coś specjalnie dla mężczyzny . Na łazienkowej półeczce zawsze stała maszynka z wymiennymi żyletkami oraz pędzel do golenia, a właściwie pędzel do mydlenia twarzy przed goleniem. Kobiety używały żyletek do… hmmm czasem prymitywnego manicure lub czyszczenia okien po lakierowaniu framug ewentualnie wypruwania starych ściegów w domowym szyciu.
Prawdziwi majsterkowicze i fotoamatorzy za pomocą żyletki oprawionej w zapałkę przycinali równiutko kartony lub zdjęcia świeżo wyjęte z domowej kuwety.
Właśnie tak
Czy to sposób Adama Słodowego z programu „Zrób to sam”? Nie wiem, ale przyrząd taki widziałam w „akcji” na własne oczy. Tnie jak gilotyna!
Moda na golenie nie zanikła. Rozkwitła! Akcesoria do golenia spotykam nawet w damskich łazienkach. Ale już nie takie zwykłe żyletki. Golarki, depilatory, nożyki różnych firm i rozmiarów, osobno dla Pań i Panów, a nawet młodziutkich dziewcząt.
Wracam do audycji radiowej. Słuchacz, ten od żyletki, napomina aby przed użyciem jeden z brzegów żyletki zabezpieczyć plastrem. Ochrona przed skaleczeniem. Koniecznie ! Ostrzega słuchacz.
Przypominam sobie, że dawniej każde dziecko miało w szkolnym piórniku żyletkę. Narzędzie wprost niezbędne. Ślicznie Wydrapywało kleksy i błędy ortograficzne ze szkolnych zeszytów. Drapało papier – nigdy ciała sąsiada z ławki. Popularne były żyletkowe temperówki do ołówków. Bez żyletki nie było życia w szkole.
Nagie ostrza, ostre jak …żyletka.
Jakie tam zabezpieczenia! Często dzieliliśmy się tym przedmiotem przełamując go w połowie. Trzask… i gotowe. Żadnych odprysków w oczy? Żadnych ran zadawanych w złości nielubianym kolegom? Żadnych „sznytów” wykonywanych cichcem w ramach młodzieńczego buntu?
Że też udało się nam przeżyć szkolne lata z takim uzbrojeniem i bez zabezpieczeń. Mieliśmy szczęście?
O s t r o … ż n i e !!!
Oj pamiętam te drewniane piórniki zastępowane importowanymi pachnącymi plastikami z People Republic of China.
OdpowiedzUsuńTe drewniane miały duszę, te chińskie zapach...
No i zyletki! Polsilvery podprowadzane dziadkowi lub ojcu, a w temperówce zamiast żyletki miałem... skalpel, taki chirurgiczny (Mama w służbie zdrowia)
Witaj blognorberta! Fajnie powspominać, prawda? Drewniane piórniki tak pięknie grzechotały swoja zawartością! Co tam chińszczyzna, takim piórnikiem drewnianym można było walnąć w ławkę aby mieć posłuch u młodzieży. Planuję notkę na temat dawnych szkolnych metod wychowawczych.
UsuńMłode pokolenie chyba zemdleje gdy przeczyta.
Skalpel też miałam ale używałam do prucia szwów przerabianej odzieży...hi,hi,hi... Sprawdza się hasło"każdemu według potrzeb", prawda?
A ja tu trafiłem właśnie z powodu poszukiwań temperówki na żyletki... Co takiego się stało, że dziś takiego sprzętu nie można prawie nigdzie dostać? Jak już to pasują tylko żyletki modelarskie... Eh... Pozdrawiam Autorkę ciekawego bloga. Nka.
OdpowiedzUsuńWitaj Nka! No tak, żyletki wyszły z użycia - panowie używają nożyków jednorazowych. Ołówków i kredek mało kto używa a jeśli już to są nowocześniejsze temperówki. Mnie zadziwia, że pozwalano nam,dzieciom, używać tak niebezpiecznego przedmiotu w szkole. Dziś skończyłoby się to rozlewem krwi. Dzieci PRL-u używały żyletek do wyskrobywania błędów w zeszytach a nie do terroryzowania kolegów. To jest ważna różnica pomiędzy epokami.
UsuńPozdrawiam także i zapraszam częściej.