sobota, 8 listopada 2025

Szukam klejnotów

        Tych skradzionych w Luwrze też, ale póki co znajduję korony drzew, perełki dzikich owocków, koronki złotych liści i drogocenne kapelusiki uroczych grzybków, akwamarynę w tafli wody, kryształki rosy  i takie tam - cuda natury. Złośliwy człowiek powie: „Każdy ma takie klejnoty na jakie zasłużył”. Hi, hi, hi…

 

       Poszukiwania tak mnie rozpaliły, że z rozpędu, do przeglądu zostały wezwane domowe szkatuły z biżuterią.

Znalazłam! Znalazłam zapomniany od wielu lat skromniutki, cieniutki jak niteczka łańcuszek z serduszkiem. Zawieszka z serduszkiem niczym logo nowej partii :) To ci dopiero skarb prawie narodowy!


Przyznam, że cel domowych poszukiwań był inny. Spodziewałam się zaprezentować kultowy w PRL kamień „piasek pustyni” i ogłosić go poszukiwanym skarbem. Pierścionek z tym kamieniem nie został odnaleziony, przepadł, zginął albo ktoś go sobie, kiedyś tam, wziął. Skoro nawet z Luwru klejnoty znikają…

Tak czy siak, warto przewietrzyć dawno nie odwiedzane szuflady bo skarby tam są!

Dopisek dnia 11 listopada:

Dostałam prezent od Mareczka! O, takie brylanciki, które "kobiety kochają najbardziej":)) 


 

 


 

 

 

poniedziałek, 13 października 2025

"Dzień Nauczyciela serce rozwesela"

         Taki slogan obowiązywał na etapie edukacji podstawowej. Wypisany dziecięcą ręką, kredą, na tablicy miał sprawić przyjemność Pani lub Panu wkraczającemu do klasy z dziennikiem lekcyjnym pod pachą. To był znak, że lekcja ma być lekka i przyjemna zwłaszcza, że na „katedrze” spoczywał bukiet kwiatów oraz bombonierka sponsorowana przez Komitet Rodzicielki lub zespół Trójki Klasowej. Zresztą część uczniów w klasie nieobecna gdyż przygotowuje uroczystą Akademię, na którą już wkrótce trzeba udać się parami pod wodzą Bohatera Dnia czyli Nauczyciela. Na Sali gimnastycznej wystrojona na galowo najzdolniejsza dziatwa z zapałem recytuje i chór szkolny wyśpiewuje peany ku czci swych edukatorów. Zachwycone swoimi pociechami Mamusie z Komitetu Rodzicielskiego jednocześnie doglądają szykowania stołów z poczęstunkiem dla Nauczycieli. Bo przecież wpływowy Tatuś „załatwił” konserwową szynkę, którą trzeba ułożyć w misternie zwijane ruloniki, trzeba pokroić blachy domowych ciast i przygotować szklanki na kawę. Królowa stołu – sałatka jarzynowa oczekuje na dopełnienie imprezowego menu. Będzie uczta i bratanie się Nauczycieli z Rodzicami. Dziatwa do domu!

        Gdy zostałam Belfrem wkrótce okazało się, że Dzień Nauczyciela to jeden z najgorszych dni w roku szkolnym. Kwiatki, czekoladki (często ukradkiem wręcz kosztowne prezenty) i promienne uśmiechy otrzymywali hojnie Nauczyciele przedmiotów oraz Dyrekcja. Biesiady z sałatkami i ciastkami sponsorowane przez Fundusz Socjalny musieliśmy organizować sobie sami. Zadanie to wykonywali głównie pracownicy obsługi Internatu ze swym Kierownikiem (Nauczycielem) oraz Wychowawcami ( Nauczycielami). No, ale do stołu można usiąść „na zmianę” i tylko na chwileczkę  bo „ktoś się musi zająć młodzieżą” hasającą (z powodu braku lekcji) w budynku.

        Mało się o tym mówi, że w szkołach z internatem istniał nieformalny podział na dwie kategorie Nauczycieli. Pierwsza – bardzo szanowana i honorowana przez władze oświatowe, Dyrekcję oraz Rodziców to nauczyciele przedmiotów i wychowawcy klas.  Kategoria druga – traktowana adekwatnie dla owego nieformalnego zaszeregowania to wychowawcy Internatu z ustawowo wyższym pensum oraz po południowo - nocnymi i weekendowymi godzinami pracy. Utarło się, że to drugi szereg pedagogiczny i bardzo trudno było wybić się na równość:) Walczyliśmy i przyznaję, że sytuacja poprawiała się z biegiem lat. Co nie zmienia faktu, że wciąż trzeba było przypominać, że to grupa  Nauczycieli  a nie personel. Wyróżnienia, nagrody i medale oczywiście były, ale zawsze w drugiej kolejności. Bywało, że Rodzice także wykazywali sporą obojętność no bo taki Wychowawca nie stawiał piątek i właściwie kariera uczniowska nie miała z nich żadnego zysku. No to po co kwiatki dawać?

        Skoro o tym piszę to raczej oczywiste jest że trwałam w tym drugim szeregu nierzadko walcząc o równość i sprawiedliwe traktowanie  i dlatego moje wspomnienia Dnia Nauczyciela takie słodko-gorzkie. Pomimo tego pracę w cieniu bardziej poważanych nauczycieli  wspominam bardzo miło, a co fajnego i wesołego jako belfer przeżyłam  to moje! Wszak nie dla kwiatków się pracuje. Ktoś te nastolatków pożary musiał gasić, euforie sukcesów współprzeżywać i rozpalać umiłowanie do porządku oraz kultury dnia codziennego.

W kategorii „drugiego sortu” czułam się nieźle i tak mi to już zostało, a nawet na dobre wyszło, bo  gdy doszło do podzielenia społeczeństwa na dwa sorty nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia:)

        A teraz, mam nadzieję na ujawnienie w komentarzach kto tu jeszcze Belfrem był lub nadal jest? Proszę się przyznać się do sukcesów i medali jako i ja to czynię. Bez obawy na konsekwencje :) 


        Wszystkich Nauczycieli przytulam do rozweselonego (zgodnie z hasłem w tytule)  serca.

 

 

 


 

 


 

niedziela, 24 sierpnia 2025

Po wspomnienia do lasu!

         Puk, puk, puk… Ktoś zastukał do mojego Kopca i dał kopa do wieczornych spacerków w okolicznym lesie. Taki spacer - miód dla duszy oraz ciała:) Dusza oczyszcza się z grzechu zaniechania wobec bujnych zasobów przyrody istniejących tuż za progiem. Ciało korzysta przy okazji bo jak wiadomo ruch to zdrowie i już.

        Odwiedzam więc Mój Las. Prawo własności przyznałam sobie z racji zasiedzenia oraz faktu, że rósł on wraz ze mną od czasu gdy „dzieckiem w kolebce” nasiąkałam aromatem tutejszych sosen oraz  brzóz i krzaków wszelakich.

        Krzaki owe z biegiem lat wyrosły na okazałe drzewa, a młode sosenki, które z trudem zakrywały nasze dziecięce główki dziś stoją dostojne i niemal sędziwe… Ale jeszcze nieźle się trzymają i prezentują, zwłaszcza w korzystnym oświetleniu gasnącego dnia. Całkiem jak u kobiet w tak zwanym „pewnym wieku”:) Oświetlenie czyni cuda i działa lepiej niż kosmetyk.

 

        Las ten dawniej, z racji swego młodego wieku, pieszczotliwie zwany laskiem obecnie w wieku swym dojrzałym jest umiarkowanie zadbany. Wydeptane przez osiedlowe dzieciaki ścieżki wyspano drobnym tłuczniem, a gdzie niegdzie ustawiono ławeczki bo te dawne dzieciaki   też już lekko sędziwe się zrobiły i wymagają komfortu na spacerkach. W głębi lasu pełno powalonych naturalnie pni, butwiejących korzeni i pniaków – prawdziwy raj dla robaczków drewnojadków. Smacznego dla nich!

 

        Skrajem lasu ciurka potoczek o wdzięcznej nazwie Rzewny. Niegdyś wartko pomykający wśród podmokłej łąki, bogatej w wodolubne rośliny dziś rzewnie wspomina czasy dawnej obfitości. Bo teraz wody w nim tyle co prawie nic… Podmokłość terenu starcza dla roślin, ale żaby cierpią. Utraciły swój dotychczasowy raj i choć mają tabliczki informujące o ich potrzebach to żabich osobników brak.


 

 Napis na tabliczce: Uwaga, miejsce rozrodu płazów. Bardzo małe żaby na ścieżce.

Ach, a ten mały zasobnik wodny niegdyś był dla nas naturalnym lodowiskiem zimą oraz salą koncertową żabiego rechotu niosącego się aż do blokowych mieszkań umilając letnie wieczory.

        Dla zachowania kronikarskiej rzetelności wspomnieć muszę, że ów, tak lirycznie nazwany i opisany potoczek Rzewny w dawnych czasach był cuchnącym ściekiem odpadów z okolicznych działalności rzemieślniczych. Nazywany powszechnie Śmierdziołką był objęty surowym zakazem zanurzania w nim choćby małego palca. Co dziwne płynące ścieki nie zniechęcały roślin ani drobnych żyjątek wodnych. Obficie kwitnące kaczeńce i niezapominajki, rozliczne owady i kijanki koegzystowały z chemią. Dzieci straszono, że „rączka ci odpadnie” po kontakcie z tą wodą. Strach było się bać:)  Obecnie ścieków nie ma, ale i wody tyle co „kot napłakał” z powodu suszy hydrologicznej ogólnokrajowej.

        Kto mieszka w Moim Lesie? Wiele gatunków ptaków, wiewiórki i lisy oraz dziki. Och, to prawdziwi władcy terenu bardzo śmiało odwiedzający ludzkie osiedle  dewastując trawniki i pokwikując pod oknami. Wrr… To już nie jest tak romantyczne jak żabie koncerty.

        Warto czasem wygramolić się z kopca.