Na codzienną kolację i śniadanie jadaliśmy chleb-z-czymś.
Stosownie do zasobności oraz upodobań: chleb z kiełbasą, chleb z pomidorem,
chleb z dżemem lub po prostu z cukrem oraz wiele jeszcze pomysłowych
kompozycji. Bohater mojej ulubionej dziecięcej książeczki w przerwie między
psotami zajadał „pajdę chleba z mięsem” . Przyjaciel z dzieciństwa uwielbiał
kłaść szprotki na podłoże z dżemu, ktoś inny smarował podkładowe masło musztardą. Wszystkim
chlebowym kompozycjom towarzyszył bowiem podkład z masła. No, powiedzmy, że nie
zawsze masło było masłem. Często w tej roli występowała margaryna lub smalec. W
pewnym okresie niedostatku bardzo atrakcyjnym daniem na kolację okazał się
chleb z margaryną i plasterkami cebuli przyprawionej solą, pieprzem oraz
szczyptą papryki. Dbaliśmy o szczegóły… hi, hi, hi!
Kanapki wykonane specjalnie dla ilustracji tej notki, autor Bet |
Tytułowe kanapki-perełki były odświętną wersją
chleba-z-czymś. Eleganckie kanapki podawano na przyjęciach w charakterze
przystawki lub zakąski. Podawane na tacach wyścielanych białymi serwetami, kolorowe,
smakowite, pięknie dekorowane i ustawione w równych szeregach były ozdobą stołu
i smakowały wyśmienicie. Czego tam na nich nie było! Na podstawie z
pozbawionego skórki chleba lub /lepiej!/ kromek białej bułki królowały pasty
serowe wyciskane ozdobnie szprycą do mas. Obok układano ruloniki wędlin,
kawałki sardynek i cząstki jaj, a wszystko dekorowano fantazyjnie wycinanymi
warzywami, wykańczano koronką z zielonych natek i szczypiorów. Prawdziwe
arcydzieła kulinarnej sztuki! Perełki! Etykieta nakazywała takie kanapki jeść
za pomocą noża i widelca. Elegancko, jak na przystawkę przystało.
Przygotowanie tych misternych kompozycji wymagało sporo czasu
i cierpliwości. Wykonywania i zdobienia kanapek uczono nas na zajęciach
praktyczno-technicznych więc samodzielne ich wykonanie na domowe prywatki nie
było żadnym problemem i znakomicie obniżało koszt imprezy. Na większe zabawy
szkolne produkcją kanapek zajmowały się mamusie z Komitetów Rodzicielskich.
Wszystkie kanapki zawsze smakowały wyśmienicie!
Inny rodzaj kanapek, zazwyczaj bardzo prostych i łatwych w
wykonaniu, to codzienny przedpołudniowy posiłek dla młodzieży szkolnej oraz
klasy pracującej w fabrykach, biurach i urzędach. Kanapki szkolno-biurowe nie były
już tak wyrafinowane jak ich koleżanki z wystawnych stołów. Po prostu kromki
chleba przełożone kiełbasą, salcesonem lub w wersji piątkowo-postnej /o wegetarianach
nikt wtedy nie słyszał/ serem albo jajkiem. Bez dodatków, owinięte w papier
śniadaniowy.
Kto z nas nie zaglądał kolegom do kanapek, kto ich nie
wymieniał dogadzając smakowym zachciankom? Nie było automatów z batonikami, oj
nie było, a szkolne sklepiki oferowały zeszyty oraz ołówki z gumkami do mazania
i ewentualnie lizaki. Kanapka oraz jabłko wystarczały na czas szkolnych zajęć. Żadnego
picia nie przewidywano bowiem pragnienie u uczniów raczej nie występowało.
Wyjątkiem była krótkotrwała i niezbyt udana akcja: „szklanka mleka dla każdego
ucznia”. Jak myśmy to przeżyli? Zastanawiam się nad tym widząc uczniów maszerujących
na lekcje z kubkami kaw i herbat, a w najlepszym wypadku z butelkami wody
mineralnej. Te młode ciała są jakoś inaczej zrobione?
Ps
Dla kontrastu podaję opis kanapek
serwowanych gościom w Niemczech: połówki bułek smarowane masłem i przykryte
cienkim plasterkiem kiełbasy. I już. Hmmm… co kraj to obyczaj!