poniedziałek, 19 lipca 2010

Śpiewający Turek pije czaj

Narodowym napojem w Turcji jest herbata – po ichniemu „czaj”. Do parzenia herbaty „po turecku” służy zestaw dwóch czajniczków ustawionych jeden na drugim. W dolnym gotuje się woda – w górnym parzy się napar z liści herbaty. Do specjalnych szklaneczek wlewamy ok. 1/8 objętości naparu i uzupełniamy zawartość wodą z dolnego czajniczka. Parzenie herbaty z torebek - ekspresówek lub zalewanie liści wrzątkiem jest uważane za profanację.

Szklaneczki są maleńkie ale podobno Turek wypija ich w ciągu dnia kilkanaście… Po ulicach krążą chłopcy z okrągłymi tacami na specjalnym uchwycie. Na tacy szklaneczki z herbatą – tak odbywa się sprzedaż tego napoju. Po wypiciu zostawia się pustą szklaneczkę gdziekolwiek np. na kwietniku. Chłopcy potem zabiorą na swoje tacki…
Turek wciąż śpiewa. Nuci cichutko swoje melodyjki pracując, odpoczywając na plaży i oczekując na klientów przed swoim sklepem…. Bo na klientów czeka się na ulicy pijąc herbatę… Wystarczy, że wejdziesz do sklepiku a właściciel już stoi za tobą z uśmiechem i obowiązkowym „where are you from”?  I zaraz przechodzi  płynnie na  język rosyjski… Bo ta turystyczna Turcja brzmi po rosyjsku. Wszędzie słychać ten język, widać rosyjskie napisy. Rosjanie opanowali Riwierę Turecką. Nas, Polaków, praktycznie nie widać ani nie słychać. 
Prawdziwy „raj dla rusofobów… hi, hi…
Towarzystwo Rosjan nie jest uciążliwe..to już inne pokolenie. Tu nie przyjeżdżają nowobogaccy pyszniący się swoimi pieniędzmi i brakiem kultury. Zwyczajni ludzie tacy jak my. Kulturalni, uśmiechnięci, chętnie  prezentujący koszulki i czapeczki  z napisami „ Rossija”. Wyróżniają się właściwie tylko tym, że do każdego posiłku zjadają góry chleba.
Och..jak przydała się znajomość języka rosyjskiego !
Wracam na ulicę. Uwagę zwracają śpiące na chodnikach psy. Pozbawione agresji, a nawet jakby zainteresowania otoczeniem. Wyglądają na bezpańskie ale nie budzą strachu, nie tworzą przykrego wrażenia. Symbolizują raczej spokój leniwej sjesty i poczucie bezpieczeństwa
Turcy są mili i grzeczni. I mają takie piękne, czarne oczy…
Nie zaczepiają kobiet. Można spokojnie późnym wieczorem spacerować ulicami bez narażania się na  uciążliwe „podrywanie” Spotka cię co najwyżej uśmiech i zapraszający do sklepiku gest. A w handlu obowiązuje targowanie. Żadnej ceny nie należy traktować poważnie – targujemy nawet do 50 % ceny początkowej. Płacimy w dolarach, euro lub lirach tureckich.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Moralny Moral

Ubiegłoroczna wyprawa do Afryki nie zachwyciła. Przynajmniej nie na tyle aby do Afryki wrócić… Mrówka Wędrowna jest z gatunku europejskich. Ruszam więc na dalszy podbój rodzimego kontynentu. Tym razem padło na Turcję.

Wybrany pobyt na Riwierze tureckiej morza śródziemnego w hotelu o wdzięcznej nazwie  Moral. Nazwa kojarzyła się ze smakowitą morelą. W poszukiwaniu bliższych informacji natrafiłam na opis obiektu mniej więcej w tym stylu:…. kameralny , cichy i spokojny hotel Moralny /!/ o prawdziwie rodzinnej atmosferze, posiada 45 pokoi …itd, itd…

Ha ! Skoro Hotel Moralny – poważna sprawa. Natychmiast otrzymałam od mojej dowcipnej koleżanki , nowy pseudonim „Moralna” . Skorygowałam skład walizki wyrzucając co bardzie frywolne szmatki, tym bardziej, że z Turcji dochodziły niepokojące wieści o deszczowej i chłodnej pogodzie…

Dzień odlotu. W kraju leje od tygodnia. Odważnie brniemy przez kałuże. Siłą woli powstrzymuję się od zapakowania parasola i kaloszy. Wbrew aurze zakładam biały, podróżny uniformek, w nadzieji , że za kilka godzin będę prażyć się w słońcu.

Na lotnisku hiobowe wieści: nasz lot będzie opóźniony„ niewiadomoilegodzin”- proszę nie przechodzić do Sali odlotów i słuchać komunikatów.

Po ok. 2 godz. rozdano nam talony na obiadek i poproszono za ok. 40 min do Sali odlotów. 

Wreszcie wchodzimy do wielkiego jak miasto Airbusa… i sympatyczny Turecki Steward wskazuje nam miejsca w przedniej części samolotu tzw „Busines class”. Nie wszystkim, o nie… tylko 4 osoby dostąpiły takiego zaszczytu. Dlaczego akurat my ? Nie wiem.Ale było ekstra !


Nad Turcją piękne słońce. Podziwiamy z góry nasłonecznione wybrzeże ale… ale… nasz samolot skręca w stronę niepokojąco ciemnych chmur… No tak, lądujemy w czarnych, burzowych chmurach. Wita nas deszcz turecki…

Depresja…

Pociesza perfekcyjna obsługa na lotnisku i transfer do Moralnego…Ten okazuje się skromniutkim malutkim hotelikiem standardem przypominający średniej klasy pensjonat. Żadnego bizantyjskiego wybłyszczenia, dekoracji, mozaikowej glazury itp. „bajerów”. Cóż, ostrzegano, że tureckie 3 gwiazdki to odpowiednik naszych 2 lub jeszcze mniej…


Grunt, że czysto, dość wygodnie i naprawdę rodzinnie. Obsługę stanowi zespół młodych chłopców pracujących zamiennie w restauracji i w Recepcji. Bez luksusów ale otrzymujemy wszystko czego nam potrzeba. Nawet na zdziwienie brakiem czegoś solidnego do przykrycia się reagują dostarczając dodatkowe koce. Zupełnie zresztą niepotrzebnie bo  to „coś” na łóżkach okazało się genialnie przewiewną  bawełnianą tkaniną idealnie przystosowaną do tutejszego klimatu.


Balkon z widokiem na morze, klimatyzacja działa bez zarzutu, łazienka obszerna ,zaopatrzona w służbową suszarkę do włosów. Wszędzie  wolny bezprzewodowy dostęp do Internetu.



Cicho, spokojnie….. jak na Moralny przystało.