Hej,
dzieci Peerelu! Ku pokrzepieniu skołatanych nerwów i zbolałych serc, na
smuteczek i listopadową szarość przypomnijmy sobie nasze dziecinne śpiewanki, rymowanki i modę
na przezwiska.
Uwaga, zaczepiam Was i
wołam buńczucznie:
- Elka szmermelka! Tadek-niejadek! Jurek- ogórek,
kiełbasa i sznurek! Jacek-placek! Wojtek-bez portek!
Typowana na przywódcę osiedlowej bandy Ela, odkrzykuje:
- Kto się przezywa, ten się tak samo nazywa.
- Przezwisko się odwraca i do właściciela
wraca.
A ja na to, ponownie buńczucznie, a nawet
jeszcze bardziej
- Właściciel
choruje i przezwisk nie przyjmuje.
Ale już po chwili, dla
poprawy nastroju zauważam ugodowo:
- Właściciel
wyzdrowiał - przezwiska przyjmował.
Ale, ale… Właśnie słychać
jakieś grupowe tupanie i szum rowerowych kół. Oto przybiega grupka chłopaków, z rowerzystą na czele,
który krzyczy:
- Z drogi śledzie,
bo król jedzie!
Zaczyna się dialog typowy
dla zgrupowań wokół trzepaka:
- Która
godzina?
- Wpół do komina, komin otwarty, jest wpół do czwartej
- Lubisz dropsy? Chodź na boksy!
Bez
paniki, to tylko takie przechwalanki, zaczepki, na które należało odpowiadać
zgodnie z podwórkowym rytuałem czyli odpowiednim powiedzonkiem. Kto nie znał
rytuału – miał „przechlapane” czyli problem z przyłączeniem się do grupy.
Problemy miał także ten co złamał niepisany „kodeks honorowy” czyli poskarżył na
kolegę. Ooooo… Grupa już ma odpowiednią szykanę w postaci obraźliwego okrzyku:
- Skarżypyta, bez kopyta, język lata jak łopata!
Kara to była dotkliwa, słowa smagały jak baty a „skarżypyta”
był napiętnowany. Stąd zapewne powszechnym stało się porzekadło:
„Choćby cię smażono w smole, nie mów co
się działo w szkole”.
Na wypadek kłamstwa, które
było zdecydowanie źle oceniane jako zachowanie niehonorowe, w gronie rówieśników
stosowano represje w formie rymowanki:
-
tere-fere kuku, strzela baba z łuku!
Napięcia
emocjonalne wśród dzieci czasem rozładowywały nieczęste i z tego powodu postrzegane
jako niezwykłe, wydarzenia. Na przykład warkot zbliżającego się samolotu. Spory
ustają, wszystkie głowy jednakowo zadarte w górę, buzie z przejęcia otwarte, a
na koniec obserwacji zbiorowy okrzyk:
-
Panie pilocie, dziura w samolocie!
Kierowcom autobusów lub ciężarówek chórem
śpiewano:
-
panie szofer gazu, panie szofer gazu, tylko wolniej na wirażu…
Jakież to mądre dzieci wtedy
były! Nie studiowały Kodeksu Drogowego, a przepisy znały śpiewająco wprost!
Grzeczne dziewczynki,
inicjując zabawę „w chowanego” posługiwały się wyliczanką, która miała
wytypować osobę na pozycję „szukającego”. Oto cała ich garść zapamiętana
i podpowiedziana nam przez Lilkę:
Ene due like fake,
korba borba esme smate,
deus deus kosmotaeus
i morele baks.
Wpadła
bomba do piwnicy
napisała na tablicy
S.O.S. - głupi pies!
Na wysokiej górze
rosło drzewo duże,
nazywało się:
apli - papli - blite - blau.
Entliczek, pętliczek
Czerwony stoliczek
A na tym stoliczku
Czerwony koszyczek
Na kogo wypadnie
Na tego bęc!
Ene, due, like, fake
Torba, borba, kusme, smake
Deus, deus kosmateus
I morele bęc
Chodzi lisek koło drogi
Cichuteńko stawia nogi,
Cichuteńko się zakrada,
Nic nikomu nie powiada.
Ele mele dudki,
gospodarz malutki,
gospodyni garbata,
a ich córka smarkata.
En ten tino
saka raka tino
saka raka i tabaka bęc! :))))
Autor: Lilka , blog:
Zabawa wre, dziewczynki
wybiegają z w kryjówek piszcząc z uciechy, na wiwat fikają trzepakowe koziołki
już po odpukaniu w „pac” swojej przewagi nad szukającym. Śmiech i gwar przerywa
dojmujące zawołanie czyjejś mamy z pobliskiego okna:
- Zosia, Taaadek, Na ooooobiaaaaad!
Po
chwili otwierają się kolejne okna, nawołujące mamy niecierpliwie wymachują
ścierkami, a dzieciaki biegną pędem, na wyścigi, do parujących na stole
talerzy. Podwórko pustoszeje w obiadowy czas. Trzepak oczekuje na
popołudniowo-wieczorne oblężenie wypuszczonych „na pole” tęskniących do zabawy,
najedzonych domowym rosołem dzieciaków. Przybiegają z deserem w postaci pajdy
chleba z cukrem w dłoni, wesołe i ruchliwe jak pchełki. I fik! I pac! I fik i
siad! Fruuuu… A co było na obiad? Może takie, racuszki z jabłkiem w środku?
Mmmmiam…
Trzepaka
już nie polecam, ale racuchy? Jak najbardziej!