Przyznam się od razu, bo i tak wyjdzie na jaw moja
obywatelska niepokorność, brak zaufania do ministra i ignorowanie
„kategorycznego odradzania” podróży do ogarniętej puczem wojskowym, a następnie
stanem wojennym, Turcji. Można to zaliczyć jako wyraz społecznego
nieposłuszeństwa? Bo jednak, jak ta „sroczka” z dziecinnej śpiewanki, po
spełnieniu wszystkich obowiązków wobec rodziny, społeczeństwa, światowej
młodzieży i ojczyzny… Frrrrr! Poleciałam…
No i, po niezwykle sprawnej i pozbawionej dodatkowych emocji
podróży mym zmęczonym oczętom ukazał się taki oto rajski widok! Jejku, jejku –
tyle ciepłego, pachnącego morzem i nasyconego słońcem dobra dla mnie?
Odsiedziawszy pierwszy zachwyt w pozycji
„siad skrzyżny” czyli po turecku, ruszam na obchód plażowych włości.
Idę, idę, maszeruję, przysiadam dla odpoczynku i końca tego
spaceru nie mogę ustalić. Bo żadnych tu barier, zagród ani choćby parawanów.
Mijam kolejne hotelowe plaże bez plażowiczów, pełne pustych leżaków. Żal tych
nieczynnych hoteli otoczonych bajkowymi, palmowymi ogrodami. Ale dla mnie dobrze,
nie muszę plażować w grzecznym, leżakowym szeregu, mogę szukać swej przestrzeni
wśród tureckich piasków i śródziemnomorskich odmętów.
Robię przegląd tutejszej piaskowej architektury i zauważam
wyraźne orientalne trendy choć budowle precyzją wykonania nie zachwycają.
Zauważcie jednak te kopulaste wieżyczki, figurę stożka nawiązującą może do
tematu piramidy oraz mnogość plażowego obuwia wokół. Co to? Właściciele klapek
przenieśli się w wymiar „king size” i wniknęli do tej piramidki? Może i tak,
ale nie wszyscy. Reszta pluska się w morzu beztrosko. Sporo tu kobiet spowitych
w kąpielowe burkini, które tak oburza Francuzów na ich Lazurowym Wybrzeżu. Nie
rozumiem, dlaczego? Kobiety w tych strojach mają uśmiechnięte buzie, i baraszkują
w wodzie tak samo radośnie jak wszyscy na tej plaży. Rozkosznego leniuchowania
w słonecznym raju na szczęście nikt i nic nie zakłóca. No, chyba, że zbyt swobodnie
zachowujący się nasi Rodacy. Niestety.
Dla poprawy nastroju po tej wzmiance o Rodakach mam tu
„czekoladowe morze”! Fotografowane południową porą, wcale nie o bladym świcie
ani w księżycowej poświacie. Słoneczne refleksy dodają białych pereł do tej
czekolady! Perła w czekoladzie, ot i nowe kolorystyczne odkrycie. Niech będzie,
że „po turecku”. Hi, hi, hi…
W okolicznych miasteczkach także brak widocznych dla oka
turysty oznak stanu wojennego. Żadnych wojskowych patroli, czołgu ani jednego…
Braku ognisk na ulicach już nie wypominam bo i po co im tu ogniska. Jedynie
ilość narodowych flag w oknach, na balkonach i wokół pomników jest większa
przeciętnie. Myślę, że to niekłamany znak poparcia dla obecnego Prezydenta. Bazarowe
handlowanie toczy się jak zawsze, Turek serwujący lody za pomocą długiego
patyka zadziwia zręcznością, turyści spacerują późną nocą bez strachu, kwiat
jaśminu zgnieciony w dłoni upojnie pachnie, a owoc kaktusa z ręki tureckiej
handlarki smakuje słodko. Czy wobec
tego co tu opisałam, jestem choć troszeczkę jak „korespondent wojenny”?
Skoro spokój na tej tu, turystom dostępnej, tureckiej ziemi,
na zakończenie relacji pokażę błysk geniuszu tureckich budowniczych czyli
balkonowe grille. Proszę bardzo, jak ładnie, funkcjonalnie i bezkolizyjnie dla
sąsiadów? Można? Można. Ale dlaczego tylko w Turcji?
* Satilik - znaczy "do wynajęcia". Kto chętny?