Czuj,
czuj, CZUWAJ Druhny i Przyjaciele Związku Harcerstwa Polskiego !
Przed
przystąpieniem do tematu, w którym Wam opowiem o Ptasiej Jadłodajni muszę
jednak trochę więcej napisać Wam o miejscu gdzie ona się znajdowała. Teren ten
został zaprojektowany i zabudowany przez władze pruskie w połowie XIX wieku zgodnie
z ich podstawową zasadą, że pierwszeństwo miały zabezpieczenia militarne, a w
dalszej kolejności projektowano strefy
mieszkaniowe i gospodarcze.
W
związku z tym, na pierwszym planie były bardzo duże i solidnie ufortyfikowane
koszary, a na ich "zadku” domy dla
kadry oficerskiej, spory obiekt przeznaczony na działalność gastronomiczną,
sala widowiskowa oraz duży zespół szpitalny.
Po
zmniejszeniu stanu ilościowego Dowództwo Bazy Radzieckiej oddało miastu
wszystkie domy na swoim "zadupiu". Bez względu na to czy w zespole
koszarowym przebywała jednostka radziecka czy polska to z okien pomieszczeń na piętrze każdy w nich
mieszkający mógł widzieć co się dzieje na terenie koszar.
Oczywiście zamieszkanie w tych domach
wymagało akceptacji wywiadów wojskowych zarówno polskiego jak i radzieckiego. Mnie
ta "przyjemność" ominęła ponieważ wcześniej zostałem dokładnie
sprawdzony przez kontrwywiad podczas szkolenia na studium wojskowym przygotowującym
do służby w kwatermistrzostwie.
Bardzo
dużym plusem było to, że nasze działki graniczyły bezpośrednio z chronionym
rezerwatem leśnym. Okna kuchni były od strony ogrodu i lasu. Poprzedni lokator
i jego rodzina prawdopodobnie lubili dokarmiać ptaki ponieważ największa ich
ilość okupowała nasze okno w kuchni. Po wprowadzeniu się do tego domu
oczywiście przystąpiliśmy do ich dokarmiania. Zainstalowaliśmy dwa karmiki różnej
wielkości oraz poidełko. Pokarm wykładaliśmy dwa razy. Raz późnym wieczorem aby
ptaszki miały rano gotowe śniadanie i następnego dnia około szesnastej, po
powrocie z pracy. Bywało, że z powodu późnego powrotu do domu pomijaliśmy bieżącą
dawkę ptasiego żywienia. Rankiem następnego dnia, gdy karmniki były puste, ptaki
wszczynały wielką awanturę dopominając się jedzenia. Niestety, hałaśliwe ptasie
protesty często przypadały w niedzielne poranki...
Wśród
naszych podopiecznych były również dzięcioły. W czas wysiadywania jaj i
wykluwania się piskląt obserwowaliśmy prawdziwą "klasę" zachowywania
się ptasich małżonków. Mianowicie, kiedy Ona zasiadała w gnieździe, przylatywał On,
nabierał pełen dziobek pożywienia i zanosił swojej partnerce. Po jej nakarmieniu wracał do
„stołówki” i spokojnie sam konsumował pokarm. Po wykluciu się piskląt, obydwoje
rodzice wspólnie pobierali i dostarczali pokarm do gniazda. Po nakarmieniu piskląt
przylatywali razem, aby spokojnie zaspokoić swój głód. Takie zaopatrzeniowe
loty trwały do czasu gdy małe nauczywszy
się latać mogły towarzyszyć rodzicom w posiłku. Mieliśmy wtedy w karmniku
ptasią rodzinkę w komplecie.
Następnym razem opowiem Wam
o bocianim sejmiku przed odlotem.
Serdecznie Was wszystkich pozdrawiam i czuj, czuj Czuwaj!
Mirek
Wieczorem, już po
publikacji notki o ptakach, wzburzony druh Mirek napisał:
Bardzo
przepraszam, że odbiegnę od tytułowego tematu. Po prostu nasze aktualne życie,
manipulowanie informacjami przedstawianymi w mass mediach spowodowało bym się z
Wami tą informacją podzielił. Otóż odszedł na wieczną wachtę: Henryk
Pietraszkiewicz, właściwie Hieronim Henryk Pietraszkiewicz (ur. 3 stycznia 1923 w Kolonii Woronowo na Wileńszczyźnie,
zm. 10
kwietnia 2019[1] w Gdyni) –polski kontradmirał, inżynier techniki nawigacji i magister historii.
Był oficerem politycznym piechoty oraz
morskim dyplomowanym oficerem pokładowym okrętów podwodnych i torpedowych. W latach 1944 - 1946
przebył szlak bojowy z Warszawy do Berlina w
składzie Pierwszej Armii Wojska Polskiego. Po II wojnie światowej do 1984 służył w Marynarce
Wojennej, dowodząc OORP „Sprawny” i „Sęp”, 1 Brygadą Okrętów
Podwodnych oraz 9 Flotyllą Obrony Wybrzeża. Karierę
zakończył na stanowisku zastępcy dowódcy Marynarki Wojennej ds. liniowych. W
chwili śmierci był najstarszym żyjącym polskim marynarzem posiadającym stopień
admiralski. Pochowany na Cmentarzu Witomińskim w Gdyni[2].
Był On rzeczywiście najstarszym oficerem o tym stopniu na świecie.
Pan
Admirał po odejściu do rezerwy aktywnie współpracował z WSM i organizacjach
społecznych związanych z oceanami i morzami. Miałem zaszczyt uczestniczenia w
zajęciach dotyczących służb kwatermistrzowskich. Wiecie, bardzo często wstyd mi
za również za mój Kraj i za to co wyprawiają nasi "rządziciele". Otóż
(nie rozumiem dla- czego) Instytut Pogardy Narodowej zabronił pochówku Pana
Admirała zgodnie z rytuałem wojskowym? Podobno znaleziono teczkę Pana Admirała.
Oczywiście wszyscy, zarówno wojskowi
jak i pracownicy cywilni posiadali swoje teczki i to nie tylko w Polsce, ale we
wszystkich państwach. Nie było to równoznaczne z funkcją donosiciela.