Dziś
podaję ją na tacy, ale w dawnej zabawie
nie było tak elegancko. Wizerunek ręki odbitej dziecinną dłonią umazaną
czymś-tam, często atramentem ze
szkolnego kałamarza, na kartce wyrwanej z zeszytu w linie lub kratkę, zazwyczaj
dyndał nadziany na gałąź lub spoczywał na wycieraczce albo oczekiwał na
odnalezienie w przemyślnym ukryciu. Na tym polegał główny smaczek zabawy. Było
to w czasach gdy po osiedlowych ścieżkach, podmiejskich i wiejskich łąkach
biegały gromady dzieciaków wolnych od komputerów, globalnej sieci i wirtualnych
strzelanek.
W
co się bawić po zjedzeniu pajdy chleba z cukrem na podwieczorek, gdy już znudzą
się fikołki na trzepaku i rzucanie piłką w „ubijanego”? Popularną i bardzo
ekscytującą dzieciaki zabawę w „chowanego” i „podchody” ktoś zmodyfikował, wyposażył w elementy
dydaktyczne propagując akcję „Niewidzialna ręka”. Akcja polegała na wykonywaniu
drobnych prac dla osób potrzebujących pomocy w ich wykonywaniu. Zwykle chodziło
o prace porządkowe, transportowe, zbiór owoców, pielenie ogródka i tym podobne…
Prace należało wykonać tak, aby adresat pomocy nie widział kiedy i kto ją
wykonuje. Szybko, czasem pod osłoną nocy, wykonać prace, pozostawić w widocznym
miejscu wizerunek ręki, schować się w pobliżu i z ukrycia obserwować radość
oraz zdziwienie swoich podopiecznych. Jakie to były emocje! Jaka radość z
uśmiechu na twarzy starszej pani, której brakło sił na porządkowanie własnego
podwórka i zebranie spadających z drzew owoców. A tu, proszę! Śmieci
pozbierane, podwórko zamiecione, a na progu stoi wiaderko pełne owoców z
wetkniętą weń tajemniczą kartką. Jak się nie uśmiechnąć?
Akcja
Niewidzialnej Ręki kojarzona jest głównie z zajęciami harcerzy. Spontanicznie
włączały się też do niej liczne, niezrzeszone grupy podwórkowe na zasadzie
kopiowania dobrej zabawy. Nie trzeba dowodzić jak wielkie znaczenie wychowawcze
miała taka zabawa. Wartość niesionej pomocy to sprawa drugorzędna wobec uczenia
umiejętności obserwowania otoczenia i wyrabiania wrażliwości na potrzeby drugiego
człowieka. Te wartości pozostawały w kształtowanych charakterach już na zawsze.
Czasem
Niewidzialne Ręki pozostawiały na miejscu akcji zamaszysty znak litery Z wymalowany
kredą. To wpływ postaci hiszpańskiego /chyba?/ szlachetnego rycerza o
pseudonimie Zorro – bohatera ówczesnej telenoweli. Tak, tak! Już u zarania
telewizji wyświetlano importowane seriale! Oprócz rycerza Zorro mieliśmy też
serial o koniu, który mówi oraz film o
dobrej czarownicy imieniem Samanta.
Współczesny
młodzian w telewizyjnej reklamie, pogardliwie wykrzykuje: „Ojciec, dość już
tej harcerki, teraz mamy GPS!” Chciałoby się powiedzieć: Synku, ta harcerka nie
była taka zła…