niedziela, 24 maja 2015

Uwaga modnisie i modnisiowie!



        Stare wraca! Portal Interia donosi: "Zapomnij o rurkach, tej wiosny królują dzwony". Pewnie, że królują bo dzwony były zawsze blisko królewskich dworów, czyż nie? Hi, hi, hi… Tym razem chodzi jednak o spodnie. Spodnie dzwony, hit początku lat siedemdziesiątych. Nogawki szerokie u dołu tak bardzo jak tylko się da. W ekstremalnych przypadkach przekształcały się w malowniczo falujące falbany.  Inspiracją tego kroju spodni były spodnie marynarskich mundurów. Wydaje się, że szeroka podstawa nóg wizualnie łagodziła naturalną chwiejność pokładu statku i czyniła sylwetkę marynarza bardziej stabilną. To taka moja interpretacja modowych trendów i nie trzeba jej brać zbyt poważnie.

        Stabilności potrzebowała też roztańczona w rytmie big-bit i rock and rola młodzież. Spodnie dzwony stały się modne z całą siłą modowej dyktatury. Jak sprostać wymaganiom gdy w kieszeni pusto, w sklepach pusto? Handel uspołeczniony nie nadążał tak szybko za nowymi trendami. A tu młodzieżowy wyż demograficzny przytupuje z niecierpliwości i chęci bycia „do przodu”… Cóż, zaturkotały domowe maszyny do szycia, zadźwięczały nożyce. Rach-ciach-ciach! Starym spodniom ucinamy nogawki na poziomie kolan, wykrawamy z nich trójkąty, które wszywamy w rozprute do wysokości kolana nogawki innej pary spodni. Tak powstawał pożądany fason nogawek - modny dzwon! 


foto z net
        Przy czym wstawiane kliny materiału czasem różniły się bardzo kolorem i rodzajem tkaniny od upiększanych spodni ale kto by się tym przejmował! Niekiedy był to zabieg celowy aby uzyskać szaloną, barwną kreację. Dzieci-kwiaty miały fantazję.

        Wszywanie klinów pozostało krawieckim obyczajem na długo. Za pomocą tego tricku spodnie dżinsy przekształcano w modne spódniczki dżinsowe, których na rynku po prostu nie było! Moda wyprzedzała handel o kilka długości! Aby spodnie stały się spódniczką trzeba uciąć nogawki na dowolnej długości, rozpruć ich wewnętrzne szwy, wyciąć krok i w to miejsce wszyć kliny wykrojone z uciętych nogawek. Spódniczka-cudo gotowa!

        Po co nam dziś ta wiedza? Wystarczy klik w jedną z licznych reklam, a żądany fason i rozmiar czegokolwiek kurier dostarczy wprost do drzwi. I po co nam teraz pomysłowość i zręczne ręce?
         

piątek, 15 maja 2015

Towarzysze, pomożecie?



     Formularz kontaktowy na blogu działa! Niekiedy przynosi bardzo miłe i ciekawe listele. Ostatni z nich brzmi tak:

Dzień dobry, szukając materiałów o epoce PRL-u natrafiłam na Pani bloga. Bardzo mnie zainteresował, bo mówi nie o polityce, ale o codzienności życia w tamtych czasach. Aktualnie piszę krótki reportaż o tęsknocie Polaków za epoką PRL-u i chciałabym poprosić Panią o odpowiedź na kilka moich pytań - z racji odległości - drogą mailową. Czy byłoby to możliwe? Jeszcze raz gratuluję bardzo ciekawego bloga i czekam na Pani odpowiedź. Serdecznie pozdrawiam. Kamila

         Pochwała i miłe słowo działa! Jasne, że odpowiem, czemu nie?
No i dostałam zapytania:

1.Czy pamięta Pani, kiedy na masową skalę zaczęły pojawiać się kraty i domofony w mieszkaniach prywatnych, i czy ma to jakąś uzasadnioną przyczynę? Z rozmów z ludźmi dowiedziałam się, że w głównej mierze jest to przypisywane fali włamań, która zaczęła się wraz z początkami wolnego rynku. Co Pani o tym sądzi? Czy faktycznie różnica w bezpieczeństwie między PRL-em a latami późniejszymi była aż tak zauważalna? 

2.Pod jakimi względami wg Pani w PRL-u żyło się lepiej niż teraz? Czy chodzi tu głównie o stosunki międzyludzkie? 

3. Czemu przypisałaby Pani tę nostalgię dotyczącą czasów PRL-u, którą można zauważyć aktualnie? W jednym z sondaży, okazało się, że: "Najbardziej za czasami PRL-u tęsknią mężczyźni, w tym osoby po sześćdziesiątce (58 %). Wśród 40-latków odsetek ten sięga 37 % podczas gdy co piąty trzydziestoparolatek chciałby cofnąć się znów do czasów „komuny". Modne stają się chociażby ubrania stylizowane na tamte czasy (sklep pewex.pl). Aktualnie zauważam także tendencję do pomijania polityki tamtych czasów i skupiania się na niepowtarzalnym klimacie, którego teraz już nie ma. Wygląda na to, że PRL staje się kultowy. Co Pani o tym sądzi?

Mam nadzieję, że nie przygniotłam Pani ilością pytań - ale nie mogłam się powstrzymać, widząc po blogu, jaką jest Pani kopalnią wiedzy na ten temat! Jeszcze raz dziękuję za kontakt i - mam nadzieję - do napisania!

No i masz babo placek! Ja, przygnieciona? Nigdy w życiu! Ale żeby zaraz „kopalnią” być? No, nie, nie, nie – sama nie poradzę. Bloga współtworzy ze mną Zacne Komentatorium, które wzywam na pomoc! Towarzysze, pomożecie?

Na pewno pomożecie. Ja korzystam z prawa Gospodyni i wypowiem się pokrótce jako pierwsza. Tematy bardzo obszerne więc streszczam się jak mogę licząc na uzupełnienie w komentarzach.

Pytanie pierwsze o bezpieczeństwo

- często zostawialiśmy klucz od mieszkania pod wycieraczką
- na drzwiach mieszkań były wizytówki z imionami i nazwiskami mieszkańców, a często także tytułami naukowymi lub zawodowymi
- bramy do bloków były zawsze otwarte i nie pilnowane
- obozy harcerskie to gromada dzieci w wieku szkolnym pod opieką 18-letniej instruktorki mieszkające w brezentowych namiotach, w środku lasu, bez dostępu do telefonu i jakiejkolwiek ochrony
- często jeździliśmy autostopem lub "okazją" podróżując z nieznanymi osobami
- dzieci na osiedlu bawiły się samodzielnie, dozorowane „przez okno” przez zajęte gotowaniem obiadu mamy lub biegały bez żadnej opieki z kluczem od mieszkania na szyi.
Nie pamiętam dokładnie od kiedy zaczęło się okratowywanie okien. Chyba był to początek lat osiemdziesiątych gdy już mieliśmy kolorowe telewizory, radzieckie złoto i polskie kryształy i bony dewizowe?

Pytanie drugie o jakość życia

Poprawne, a zwłaszcza przyjazne stosunki międzyludzkie znacznie poprawiają komfort życia. Mówi o tym nawet piosenka z tamtych lat: „Jak dobrze mieć sąsiada”. Ludzie ze sobą rozmawiali, spotykali się na imieninach, bawili na dancingach, wyjeżdżali na wczasy i wspomagali w zdobywaniu wszelkiego dobra. Przyjazne otoczenie pozwala łatwiej znosić braki w zaopatrzeniu czy inne niedogodności. Państwo Ludowe dawało darmową edukację na wysokim poziomie, stałą pracę i emeryturę oraz liczne zabezpieczenia socjalne. Tempo życia było wolniejsze niż obecnie i toczyło się w rytmie: „praca-dom” co było może nudne, ale dawało poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Kto chciał mógł się intelektualnie rozwijać i wyżywać artystycznie, a nawet wyjeżdżać na wakacje do Bułgarii.

Pytanie trzecie o nostalgię

Myślę, że każda miniona epoka wywołuje nostalgię. Nasi rodzice tęsknili za czasem „przed wojną”, a my tęsknimy za „peerelem”. Nasza tęsknota jest często podyktowana chęcią wspominania dzieciństwa i młodości. Młodsze pokolenia fascynują się peerelem pod wpływem mody i chęci zaznania innej rzeczywistości. Bo jak można tęsknić za czymś czego się nie zna i nie przeżyło? Peerel jest kultowy bo tajemniczy, inny, nieznany. I ma specyficzny „posmaczek” polityczny – od tego się nie ucieknie.
Mężczyźni tęsknią za Peerelem? To jasne! Wtedy żaden gender nie obowiązywał! Kobiety siadały na traktory, ale zaraz po pracy stawiały gorącą zupę na stół, sprzątały, prały i prasowały, doglądały dzieci. Wszystko po to, aby 8 marca otrzymać goździk i rajstopy.

        Ufff… Powiedziała co wiedziała i… Teraz, wraz z Kamilą, czekam na wypowiedzi Komentatorów. Pomożecie?  Prosimyyyyyyyyyyyyy…


       

sobota, 9 maja 2015

Na majówkę do wód!



        Tegoroczny krótki długi pierwszomajowy weekend pogodowo zapowiadał się raczej mokro. Jak widać wraz z minioną epoką przestał obowiązywać "związek pogody z ustrojem" - czytaj TU 

        Skoro tak, to postanowiłam iść na całość i robotniczo-patriotyczne świętowanie zakrapiać dodatkowo w Zdroju, dokładnie w Szczawnicy Zdroju. A, co? Zgrabnie nawiązałam do tradycji ludowych majówek oraz eleganckich wypraw „do wód” nie przestając wymachiwać czerwoną robotniczą chorągiewką. Na wstępie znalazłam wspomnienie peerelowskiego symbolu majowego święta czyli łan czerwonych tulipanów, które zazwyczaj rozkwitały pięknie właśnie tuż przed pochodem.

        Następnie zwizytowałam zabytkową część uzdrowiska i upiłam nieco z leczniczych zdrojów o wdzięcznych nazwach: Józef, Stefan, Jan, Helena, Magdalena, Józefina.  

 

         Opita wodą wybrałam się na spacer wzdłuż malowniczego potoku Grajcarek. Ten górski potok zawsze był atrakcją Szczawnicy. Dawniej dziką, kamienistą i kapryśną rzeczkę obecnie obramowano nowoczesną i bardzo wygodną dla spacerowiczów promenadą. 
 


       Długa ta promenada, że hej! Sięga aż do granic Pienińskiego Parku Narodowego i wiedzie wprost do słowackiej granicy. Tu Grajcarek łączy się z Dunajcem, po którym suną flisackie łodzie. Na przystani tuż na granicy polsko-słowackiej słowaccy flisacy kończą słowacki spływ przełomem Dunajca. Turyści w tych łodziach okazują się Rosjanami. Żadne embargo na Dunajec nie obowiązuje. Szkoda tylko, że polscy flisacy jakby tego nie zauważyli i są tu w mniejszości…


        Kolejne dni majówki już słoneczne, ciepłe. Chyba na podkreślenie obecnej przewagi ważności dnia Trzeciego Maja nad robotniczym świętem! No i jak tu nie wierzyć w „związek pogody z ustrojem”? No jak?

        Skoro tak, to można wybrać się na górę Palenicę i poszukać  tam majowego śniegu.

        Można napawać się pięknem wiosny w dwóch zdrojowych parkach. Park dolny idealny dla statecznych lub leniwych kuracjuszy bo teren ma płaski, ozdobiony zabytkowymi uzdrowiskowymi budowlami i obowiązkowym stawem z kaczkami. Taka zdrojowa idylla. Zwiedzanie Parku Górnego wymaga wysiłku. To spacer dla zaawansowanych, a nawet wytrawnych piechurów górskich. Można się tu dopatrzeć elementów wspinaczkowych. Po betonowych schodach wprawdzie, ale za to w dużych ilościach! Kic, kic po schodkach i schodeczkach i hyc do pijalni i kic, kic po zdrojowych dróżkach i gul, gul z kubeczka!


        Miła i ciekawa jest Szczawnica, nie można się tu nudzić no i „doją” umiarkowanie. Hi, hi, hi… Pienińscy górale łagodniejsi od tych „spod samiuśkich Tater”. Hej!

 
  
  Więcej zdjęć w Albumie po prawej lub  TUTAJ   

Zdjęcie  wyróżnione przez Andrzeja Rawicza