Dawniej zwykła rzecz, esencja codzienności. Przygotowanie tej prostej przekąski było jedną z podstawowych czynności jakiej uczono małoletnie dzieci uczulając, że posmarowana kromka spada zawsze masłem w dół. A wtedy co? Zeskrobać masło z podłogi już niełatwo, rozdeptać pantoflem prosto ale niebezpiecznie no i kromka bez masła traci na swej atrakcyjności. Więc ostrożnie! Niemal każdy brzdąc dzielnie władał nożem krojąc krzywe pajdy bo gdy głód przycisnął to był mus! Innych przekąsek jeszcze wtedy nie wynaleziono. Ooo, przepraszam! Kreatywność młodocianych obywateli PRL była spora. Powstawały kompozycje słodkie i wytrawne dzięki posypywaniu cukrem lub smarowaniu musztardą lub kropieniu przyprawą Maggi. Koneserzy pokrywali kromki śmietaną albo gęstym kożuchem z mleka lub kładli krążki cebuli.
Tak, tak, można było też pokroić pomidora lub ogórka, położyć plasterek kiełbasy, kleks majonezu i tym podobne. Tylko, że wtedy chlebowe dzieło nazywano kanapką, która nadawała się na stół dla gości. Wprawdzie gdzie jej tam do współczesnych, wielopiętrowych bogatych w mięsa, warzywa i wymyślne sosy burgerów i zapiekanek – ale to były kanapki na miarę czasów.
A tymczasem zwykły chleb z masłem kontentował większość baraszkujących na podwórkach dzieciaków i był pokrzepieniem dla strudzonych wędrówką harcerek:))
Może dziś można by z politowaniem pokiwać głową nad losem „biednych dzieci” karmionych tak ubogo… Przeczy temu wizerunek dziewcząt, które na zabiedzone nie wyglądają, a mowa ich ciał wyraża raczej zadowolenie, o ile nie radość nawet. A teraz… Nastały czasy gdy masło zostało wyklęte i co drugie dziecko nie toleruje glutenu. Bez „Danonka” lub Kindercośtam mlecznych przekąsek ani rusz!
Dziwne, w kulinarnych kręgach powrócił sentyment do chleba ze smalcem a za masłem jeszcze nie zatęsknił nikt. Jak nic – wyklęte na amen!
A ja sobie posmaruję, grubo:)