Przez tydzień trwała intensywna promocja. Reaktywacja starego, poczciwego Teatru Poniedziałkowego. Och i ach… Wielkie Gwiazdy w wielkim stresie. Bo nic to, że zapowiadany spektakl już „ograny” na scenie 150 razy. Przecież teraz Telewizja Na Żywo! Ochy i achy , wywiady z aktorami brzmią nieomal jak zapowiedź „obdzierania żywcem ze skóry przez strasznych telewidzów”…
A cóż to nowego? Cała pierwotna telewizja była „na żywo”. Bez komputerów, prompterów i innych podpowiadaczy, bez powtórek. Jak oni przeżyli, ówcześni prezenterzy i artyści? Bez takich apanaży i kontraktów jak ci dzisiejsi drżący z przerażenia przed kamerami? A może to przerażenie było tylko zabiegiem marketingowym wzmagającym napięcie i chęć udziału w „igrzyskach”?
Irytująca promocja, ale wielki sukces. Widowisko było naprawdę warte obejrzenia. Może niekoniecznie prezentacja wydarzeń za kulisami, niekoniecznie rozmowy z „Wielkimi” na widowni, może trochę mniej promocji głównej aktorki… ale jednak wielki krok w dobrą stronę. Telewizja publiczna wreszcie wykonuje swoją MISJĘ! Nie wstydzi się powielać dobrych, choć peerelowskich wzorów. Nareszcie nikt nie mówi, że wszystko co peerelowskie to „be”!
Przy okazji reaktywacji Teatru Telewizji przypomniano, jak to przed 40 laty telewizyjny teatr gromadził wokół odbiorników całe społeczeństwo. Pustoszały ulice. Przy nielicznych telewizorach zasiadali wszyscy okoliczni mieszkańcy. Bywało, że posiadacze odbiorników gościli jednorazowo po kilkadziesiąt osób w małych, blokowych mieszkankach.
Tak się teraz zastanawiam, co było motywem? Zachwyt nad techniką czy rzeczywisty głód kultury? Proletariusze z całej okolicy łączyli się …aby oglądać Teatr!
Temat powrotu do czasów PRL jest modny. Niedawno ciekawym newsem podawanym w TV była relacja o rodzinie, która postanowiła żyć jak w peerelu. Mieszkanie wystylizowane zgodnie z modą epoki : lampa z abażurem, stolik typu „jamnik”, meblościanka, brak łącza Internetu, maszyna do pisania na biurku. W kuchni emaliowane garnki, a podstawą żywienia uczyniono mleko oraz ziemniaki. Rodzina spędzająca wieczory na czytaniu książek była zachwycona ilością odzyskanego czasu z powodu braku dostępu do Internetu. Za największą niedogodność takiego życia uznano brak… depilacji! Nooooo… jeżeli tylko taki jest problem, to po co nam była ta cała technika i cywilizacja?
Okazuje się, że „peerelowskie dobre” jest! Teatr telewizji powrócił, a i życie w stylu PRL potrafi zadowolić.