Jest pierwszy września 1969 roku. Gęsty tłumek biało-granatowo
odzianych, rozentuzjazmowanych i podnieconych nową sytuacją nastolatek kłębi
się w szkolnej auli. Zaraz będzie odczytany przydział uczniów do klas. Rozpoczyna
się nowy etap w naszym życiu – Liceum.
- Są, są! Wszyscy są w naszej klasie! Rozradowana Jadzia klepie mnie
radośnie po ramionach uśmiechając się szeroko.
- Kto taki? Pytam naiwnie
- No jak to, kto? Wszyscy najładniejsi chłopcy, których zauważyłam w tym
tłumie! Wrzeszczy mi do ucha Jadzia.
-Acha… Potulnie przyjmuję te rewelacje do wiadomości.
Pierwsze spotkanie nowej klasy potwierdza obserwacje Jadzi. Piękni chłopcy… Oto brunet, z kędzierzawą
czupryną i ciemnymi oczami amanta. Ach… Drugi z pięknisiów jest wysoki, krępy,
z burzą złotych kędziorów i ustami w barwie malin. Ach… Trzeci z nich, nosi super
modne, kwadratowe, okulary i przez to wygląda na tajemniczego intelektualistę. Hmmm… No i wreszcie Ten!
Wysoki, smagły, z opadającą na czoło lśniącą grzywą a’la Beatles, poważnie spoglądający
zza przyciemnionych okularów. Ach… Och… Jego atrakcyjność podnosiło obco brzmiące nazwisko oraz zagraniczne
pochodzenie. Chłopiec był na pół Bułgarem urodzonym w Sofii. W tamtych czasach
czysta egzotyka! Dziewczęta oszalały. I ja też.
To nie wygląd jednak sprawił, ale intelektualne walory, że
wszyscy zauważeni pierwszego dnia przystojniacy stali się klasowymi liderami. Błyskotliwi,
zainteresowani wszystkim, pogłębiający wiedzę ponad szkolny program, wytyczali
nam wysoki poziom. Ciągnęli resztę klasy w naukowe wyżyny bo przecież wstyd
było czegoś nie wiedzieć w takim towarzystwie! Przez nich staliśmy się w opinii
rówieśników, klasą kujonów… Nie dla nas były zbiorowe wagary, głupawe dowcipy i
gra w cymbergaja. Szkolne przerwy
spędzaliśmy na przechwalaniu się ilością zdobytej wiedzy, opowiadaniu o
filmach, teatrach i wystawach. Taki, trochę snobistyczny ton nadawał przystojny
Bułgar. To on skupiał wokół siebie grupkę młodocianych „Okularników” jak z
piosenki A. Osieckiej: Rozdyskutowanych, oczytanych, głodnych wydarzeń kulturalnych,
których obfitość była wszak w zasięgu ręki. Pewnego razu, bez żadnego powodu,
chłopiec ten podszedł do mnie i krótko pocałował w usta na oczach całej klasy. Stałam zdumiona i
do dziś nie wiem jaka była motywacja tego czynu. Wrażenie niezwykłego zaskoczenia
z tamtej chwili pozostało mi na długie lata.
Dziś dowiedziałam się, że mój idol z liceum, piękny i mądry
chłopiec z lśniącą grzywką, dwa dni temu zmarł…
Żegnaj,
kolego.