Ten tekst dedykuję panom Andrzejom w dniu ich imienin oraz paniom
Barbarom, których imieniny nadejdą już niebawem.
Jak dobrze, że jesteście. Dzięki Wam i bogatym tradycjami
waszym patronom, wciąż pamiętamy czym są Imieniny. No bo jak tu winszować
imieninowo Klaudiom, Nicolom albo Andżelikom? Ich imiona nie widnieją w
popularnych, polskich /?/ kalendarzach pod dwujęzycznymi już zazwyczaj nazwami
dni.
Imię Andrzej, to co innego! Dla podkreślenia ważności, Biskup Krakowski
ogłosił dyspensę na piątkowo-postny tego roku Andrzejkowy dzień. Wielkoduszność czy sprawnie działające lobby
gastronomiczne? A może promocja świętowania Imienin? Tak się bowiem stało, że nasz
katolicki naród chętnie wyśpiewuje Happy
Birthday w stosownym dniu i odstawia w kąt swoich świętych imienników?
Zagryzając dozwoloną dziś kiełbasę zaglądam do broszurki
Wydawnictwa Gospodarczego z 1960 roku, aby poinformować się w kwestii
organizacji przyjęć domowych z okazji Imienin właśnie.
Czytam zatem:
”W
pierwszych latach po wojnie warunki życia sprawiły, że spotkania towarzyskie
uległy znacznemu ograniczeniu…
Obecnie,
kiedy większość z nas posiada choć niezbyt przestronne, ale miłe, nowe
mieszkania, chcemy od czasu do czasu dać upust wrodzonej gościnności.
Do
urządzenia przyjęć skłania nas jakaś uroczystość rodzinna… na przykład imieniny
pani czy pana domu…
Decyzję
o urządzeniu przyjęcia podejmujemy dość wcześnie aby mieć wystarczającą ilość
czasu na załatwienie wszystkich spraw związanych z jego przygotowaniem.
Najbardziej popularna porą przyjęć są godziny 16-17. Jest to pora podawania
podwieczorku”.
Przyjęcie
w porze kolacji, zwykle w godzinach 19-20, wymagają innego charakteru i oprawy…
trzeba się przygotować zarówno od strony kulinarnej, nakrycia stołu jak i
potrzeby zorganizowania odpowiednich rozrywek.
Na
przyjęcie z okazji imienin trzeba gości zaprosić. Panuje wprawdzie pogląd, że
przyjaciele powinni sami pamiętać i zjawiać się z życzeniami. Nie trzeba jednak
obarczać zbytnio pamięci przyjaciół…
Na
kilka dni przed wyznaczonym terminem przyjęcia, odpocząwszy po całodziennych
zajęciach, jeśli pracujemy poza domem i w domu, bierzemy arkusz papieru i
zamieniamy się w planistki. Aby to nie uszło naszej uwagi-odnotowujemy sobie
datę przyjęcia i ilość osób… wygodniej nawet wynotować ilość kobiet i mężczyzn.
Ułatwi to obliczenie ilości potraw i napojów…
Układając
jadłospis zmuszone jesteśmy poczynić odstępstwa od zasad higieny żywienia.
Przygotowujemy zwykle więcej jedzenia niż na normalny posiłek. Nie możemy jednak
zapomnieć aby na stole znalazły się potrawy, które mogą być spożyte przez osoby
będące na diecie… – tu następuje szczegółowy opis kłopotów
czekających gospodarzy jeśli zapomną o problemach gastrycznych takich gości. A
na koniec dobra rada:
”
Jeśli przekroczymy budżet na przyjęcie, trzeba zrezygnować przede wszystkim z
alkoholu. Wśród
uczestników przyjęcia obserwujemy różną reakcję na spełniane „kolejki”.
Początkowo rozmowa się ożywia… rozwiązują się języki. Stan taki trwa krócej lub
dłużej w zależności od częstotliwości „kolejek” oraz mocy trunku i głów
biesiadników. Potem jedni goście są smutni i senni, stają się nadmiernie
obraźliwi, jeszcze inni skłonni do wygłaszania przemówień…”
Autorka
broszury nie zapomina o niczym:
„Mając
pełny plan projektowanego przyjęcia możemy ułożyć kalendarzyk prac oraz
rozdzielić czynności pomiędzy domowników. Zajęcia powinny być tak rozłożone aby
pani domu mogła znaleźć czas na dokonanie zabiegów poprawiających wygląd i
podkreślających urodę. Nie wolno witać gości zmęczonymi oczyma i twarzą
pobladła z przepracowania”.
No
i proszę, PRL to czas szary i
smutny? Bezwzględny i obcesowy, żeby nie
powiedzieć nieokrzesany. Widać tu wyraźnie jak wielką uwagę zwracano na wygodę
i dobre samopoczucie drugiego człowieka. Dominuje tu myślenie o innych, wymaga
się włożenia wysiłku i pracy własnej w celu zadowolenia bliskich i przyjaciół.
To chyba największa różnica między okresem PRL, a współczesnością, w której
wystarcza SMS z życzeniami lub rezerwacja stolika w restauracji. Gdzie tu
miejsce na troskę i serce dla człowieka?