Mamy tu epokowe zestawienie dwóch najbardziej popularnych w
środowiskach młodzieżowych słów. Ooooo… Aż się sama teraz zadziwiłam ogromem
tego porównania. Dwie epoki, młodzież dwóch, a nawet więcej pokoleń… Bardzo
poważnie to brzmi, ale niech tam, wyjaśniam.
Pamiętam z dzieciństwa zawrotną popularność słowa „fajnie”.
Słówko to określało wszystko co miłe, dobre, przyjemne, a nade wszystko
„trendy” i na „czasie”. Było kwintesencją młodzieżowego luzu oraz symbolem nowoczesnego
stylu bycia. Szczyt popularności
„fajności” przypadła w okresie fascynacji dżinsami, gitarami i fryzurami
a’la Beatles. Zbieg tych wszystkich rewolucyjnych okoliczności potęgował
irytację naszych rodziców. Nie wytrzymywali tej fali zmian. Sarkali i oburzali się
pytając:
- co to takiego to słowo „fajnie”? Co to znaczy i dlaczego prawie każde
zdanie go zawiera? Hę? Nieznośna, młodzieżowa maniera… Mawiali wzruszając
pogardliwie ramionami.
Jakim sposobem przedarło się to pochodzące z wrogiego
rejonu /niemieckie „fein”/ słówko przez żelazną
kurtynę do socjalistycznej Polski? No, może poprzez wymianę przygraniczną z
bratnią NRD oraz przy dużej pomocy ludności śląskiej. A może /angielskie
„fine”/ z kontrabandą zrzucone wraz z amerykańską stonką ziemniaczaną? Szkodliwe
owady zwalczono za pomocą DDT, Niemców i Ślązaków pokochaliśmy jak braci, a fajność
zakorzeniła się w PRL na dobre i z czasem przestała dziwić nawet najbardziej
konserwatywnych rodziców i nauczycieli. Mało tego, słowo to stało się pewnego
rodzaju pomostem łączącym pokolenia. Nauczyciel używający przymiotnika „fajny”
stawał się fajnym i akceptowanym przez młodzież. Słowo stało się ponadczasowe
podobnie jak wiecznie modne są dżinsy.
Historia lubi się powtarzać. Nie wymyślono nic nowego w
miejsce dżinsów, ale narodziło się nowe, uniwersalne słowo: ogarniać! Znaczy bardzo wiele: nadążać, rozumieć, uporządkować,
posprzątać, ubrać się i uczesać, zrobić makijaż, zrozumieć i ogólnie dążyć z
postępem. No, chyba to jeszcze nie wszystkie z zastosowań tego słowa. Teraz ja
sarkam i pogardliwie wzruszam ramionami. Złoszczę się nawet, ale… Czasem używam
w celu ułatwienia kontaktu z młodzieżą. Cóż, odwieczny konflikt pokoleń, chyba
nieunikniony.
Zauważyłam też inną, nową manierę w sposobie wypowiadania
się. Zdania twierdzące kończy się tonem pytającym zawieszając głos na znak
pytajnika i jakby nie kończąc definitywnie wypowiedzi. Na przykład taki dialog:
-
Dlaczego zjadłaś tego banana?
-
Bo chciałam włączyć się do akcji „stop dla rasizmu” …?
Wygląda, a raczej brzmi to jak brak stanowczości, obawa przed
wypowiadaniem swojego zdania, oczekiwanie na poparcie. A może po prostu jakaś przejściowa
młodzieżowa moda. Podobnie jak siadanie na oparciu ławki zamiast na jej
siedzisku. Phiii..!
Pełną wdzięku przywarą kobiet dawnymi czasy bywało strojenie
fochów lub po prostu ich posiadanie. Mówiono: „ona ma dziś fochy”. Zawsze w
liczbie mnogiej jakby dla podkreślenia ważności tego faktu. Współczesne dziewczęta „strzelają focha” lub
bywają „sfochowane”, a przypadłość ta dotyka także mężczyzn co oznajmiają
chętnie napisami na koszulkach: „nie mam focha”. Wszystko w liczbie
pojedynczej, formie gwałtownej /strzał, wybuch, potem spokój/ a więc chyba nie
warto zwracać na to uwagi.
Znacznie gorzej gdy artystka-gwiazdka oznajmia publicznie
tremę i obawę o „wykon”… Co to jest ten wykon, u licha? Ślady inteligencji
podpowiadają mi, że to o zwykłe wykonanie chodzi. Występ, prezentacja
wiekopomnego zapewne utworu to jest wykon. O! Człowiek uczy się przez całe
życie i nie nadąża, nie ogarnia!
A teraz podaję trochę zieloności,
aby ogarnąć wiosenne fajności i bez focha ocenić wykon. Hi, hi, hi…