Uwaga,
uwaga! W Peerelku nowości!
Powstała nowa zakładka, a tym samym nowy
rozdział opowieści o PRL. Sięgamy teraz
do początków Polski Ludowej czyli do czasów, które wielu z nas zna jedynie z
przekazów ustnych lub medialnych. Mamy przewodnika! Jest nim towarzyszący
komentatorom od pewnego czasu, Mirgal. Brawoooo!! ! Aplauzzzzzzzzzzzzzz!!!
Mirgal był i jest nadal harcerzem. Dlatego dla swoich opowieści wybrał formę
gawędy. Prawdziwy harcerz wie, że gawęda jest bardzo
skutecznym i ciekawym elementem metodyki harcerskiej. Dodatkową atrakcją jest
to, że gawędy druha Mirka odbywają się przy ognisku. Magia ognia działa. Druh
Mirek buduje nastrój:
Usiądźcie wygodnie.
Przymknijcie oczy. Wyobraźcie sobie, że jesteście w lesie, na dużej polanie.
Zmrok. Płonie i trzaska ognisko. I słychać również uspakajający, melodyjny szum
lasu.
Płonie ognisko i szumią knieje
Drużynowy jest wśród nas
Opowiada starodawne dzieje
Bohaterski wskrzesza czas...
Nie będę Wam opowiadał o wrześniu 1939 roku. O
ucieczce. O poranionych przez lotników, płaczących łzami wielkości grochu i
jęczących koniach.
Nie będę również
opowiadał o czasach okupacji , w trakcie której przesiedziałem przy oknie
wyglądając czy z roboty wrócą Dziadek, Rodzice i pięcioro rodzeństwa. Postaram
się opowiedzieć Wam o tym jak to żyło się PRL-u i wszystko widziane mymi
oczyma.
|
foto ze zbiorów alElli |
Przypomnę,
że ofensywa styczniowa ruszyła od Warszawy 17 stycznia 1945 roku. Wtedy jeszcze
nie zniszczyliśmy klimatu i zima była sroga. Bielutki śnieg pokrywał ziemię i
ślady okropności wojny. Mróz średnio około minus 20 stopni malował nam przecudne
wzory na okiennych szybach.
Wojna
jednak trwała. Moje miasto było oddalone od Warszawy o 180 kilometrów. Żołnierze radzieccy pokonali ten dystans, brnąc
przez zaspy śnieżne, na mrozie, przedzierając się przez zryte kołami ciężarówek
i czołgów pola, w ciągu trzech dni. Do mojego miasta wkroczyli 20 stycznia
około czwartej rano. Ja, pierwszych żołnierzy radzieckich, zobaczyłem około
dziewiątej rano. Niedaleko miejsca gdzie mieszkaliśmy była przedwojenna
ochronka. Był to budynek i duży,
ogrodzony plac zabaw, na którym zawsze spotykaliśmy się z chłopakami. Kiedy tam
poszedłem spotkałem swych kumpli i ponad trzydziestu żołnierzy. Oczywiście z
początku nie mogliśmy się z nimi dogadać. W końcu zrozumieliśmy, że pytają nas
gdzie można znaleźć blaszane beczki.
- Wiemy, wiemy! Mamy takie beczki! Zakrzyknęliśmy radośnie i pełni dziecięcej
dumy zaprowadziliśmy żołnierzy w miejsce składowania beczek. Byliśmy bardzo
ciekawi co dalej nastąpi. Już wkrótce żołnierze rozpalili na placu kilka ognisk,
napełnili beczki wodą i gotowali w nich swoją odzież, głównie bieliznę. Teraz
wiem, że to był sposób na pozbycie się robactwa. Wtedy, dziecięce oczy
zapamiętały jedynie dziwny dla nas, fioletowy kolor bielizny. Nie mogliśmy
wiedzieć, że fioletowa barwa to prawdopodobnie efekt środków dezynfekcyjnych wcześniej
stosowanych. Teraz mieli tylko gorącą wodę w beczkach i bardzo mało czasu...
Widok
piorących ubrania żołnierzy spowodował matczyną aktywność okolicznych kobiet. Wielkie gary
na piec! Z tego co tam w domu miały ugotowały gorącej zupy i nakarmiły zmarzniętych żołnierzy. Nawiązały
się przyjazne rozmowy, młodzi żołnierze opowiadali o swoich rodzinach,
pokazywali przechowywane w żołnierskich plecakach rodzinne fotografie. Serdeczna
atmosfera trwała do chwili pojawienia się oficera na motorze. Koniec sielanki.
Padł rozkaz: Baczność! Grupa fioletowych /od tej bielizny co mieli na sobie/
żołnierzy w postawie zasadniczej wysłuchała stanowczej tyrady, która brzmiała
mniej więcej tak:
- Towarzysz Stalin wybrał Was abyście zdobyli
Berlin i dobili gadów w ich własnym gnieździe. Wasi towarzysze walczą i giną, a
Wy tu ciepłe zupki zajadacie? Jak to tak? Zbierać manatki i do walki!
Nie
pomogły prośby kobiet aby pozwolić chłopcom dokończyć zabiegi higieniczne,
ogrzać się. Nic z tego. Żołnierze ubrali mokre mundury i kłusem pobiegli
dobijać gada w jego gnieździe… A my,
dzieciaki, cały dzień obserwowaliśmy ruchy wojska Armii Czerwonej w okolicach
dworca i na trasie przelotowej przez miasto.
W tym czasie, w moim
mieście zdarzył się następujący przypadek:
Pierwsza
grupa Armii Czerwonej postawiła na skrzyżowaniu, jeszcze na terenie miasta,
żołnierza wskazującego kierunek. Jak już wspominałem było to 20 stycznia około
czwartej rano. Padał śnieg i było około minus 20 stopni. Oczywiście mieszkańcy
z okolicznych domów usiłowali częstować żołnierza, gorącą herbatą lub zupą,
ale On zgodnie z regulaminem służby wartowniczej odmawiał. Upłynęła doba takiej
służby i żołnierz zemdlał... Mieszkańcy miasta zaopiekowali się wycieńczonym
mężczyzną, zawiadomili przypadkowo napotkanego oficera, a jego obowiązki przejął
jeden z mieszkających w pobliżu cywilnych mężczyzn. Takie spontaniczne działanie i
okazywanie pomocy Wyzwolicielom to efekt ogromnej radości i wdzięczności
Polaków. Oto nareszcie mogli bezpiecznie wyjść na ulice. Kontakty między
„bolszewickimi okupantami” jak teraz określa się naród radziecki, były radosne
i szczere.
Wiadomo
było, że na terenach wyzwalanych Żołnierzy Radzieckich obowiązywał zakaz
rabunków i gwałtów. Oficerowie mieli ,a nawet nakaz natychmiastowego
osądzania i karania winnych. Takie prawo wojny… Wkrótce mogliśmy tego
doświadczyć.
Otóż, pewnego dnia kolejarze polscy kontrolujący tory znaleźli zgwałconą i
zamordowaną kobietę, którą wyrzucono z transportu wojskowego. Ciało
zamordowanej kobiety przekazano radzieckiemu komendantowi etapu kolejowego. Jaka
była reakcja dowódcy? Szybko ustalono, z którego wagonu wyrzucono ciało
zamordowanej kobiety, zarządzono zbiórkę żołnierzy nadzorujących transport i
padł rozkaz-pytanie:
- Kto to zrobił?
I
zaraz potem złowroga zapowiedź konsekwencji:
- Jeśli winny nie przyzna się, osobiście
zastrzelę co piątego w szeregu.
Nikt
się oczywiście nie zgłosił, więc oficer zrobił to co zapowiedział. Zastrzelił własnych żołnierzy. Zwłoki zamordowanej
kobiety zawiózł do kościoła i poprosił o pochowanie. W pogrzebie uczestniczył
wraz z plutonem honorowym i wygłosił przemówienie przepraszając w imieniu Armii
Radzieckiej za ten mord jednocześnie
potępiając wojnę, której to skutkiem było to zabójstwo.
Cóż więcej mógł zrobić? Okrutne
prawa wojny pozostawiały jednak margines na przyzwoite i honorowe zachowania.
Tego wymagano zapewne od Oficerów Armii
Czerwonej, a że nie wszyscy prawa przestrzegali to już zupełnie inna sprawa…