Deszcz pada, deszcz leje, deszcz dudni o parapet. Ulicą
spływa rzeka, na chodnikach tworzą się kałuże. Telefon ostrzegawczo pika –
Alert RCB radzi „jeśli możesz, zostań w domu”. Mogę, więc zostaję i wspominam
podobnie mokre dni majowe dziewięć lat temu…
Początkowo
nic nie zapowiadało wielkich emocji i poważnego rozwoju wydarzeń. Zwykły
poranny email:
– Kliczek!
Popatrz jaka woda u nas. Załączam świeżutko wykonaną fotografię z okna budynku
gdzie pracuję.
alElla
: o Matko Jedyna! To białe to wszystko
woda? Dokumentuj wszystko i opisuj na blogu!
–
och… tak bym chciała, ale robi się gorąco. Poziom wody się podnosi. Gminny
Sztab Kryzysowy śle polecenia, jestem bardzo zajęta… Może wieczorem? O
ile będzie jakiś wieczór.
alElla:
jak nie masz czasu? Dawaj wiadomości „na meila”i fotografie jakie zrobisz, a ja będę obrabiać i
publikować! Do roboty Mrówka!
Jak
powiedziała – tak się stało.
Pracuję
na pełnych obrotach – teraz już wszędzie z aparatem fotograficznym /nawet po
zakupy do hurtowni/ piszę krótkie, czasem jednozdaniowe relacje i wiooo! ”meilem”
na drugi koniec Polski. alElla zlepia tekst
i zdjęcia w całość, uzgadniamy szczegóły. Klawiatura gorąca z emocji.
I
tak dzień po dniu…Gorące relacje, na bieżąco przetwarza i publikuje moja
dzielna alElla. Ach! Co to była za współpraca!
Mistrzowska i Kliczkowska!
O!
Reportaż z okolic Krakowa
od strony południowo zachodniej
dzień pierwszy, 18 maja 2010 r.
Wszystkie ręce na pokład ! Gotowanie bigosu dla
strażaków.
Ale wcześniej zakupy w podtopionej hurtowni
Właśnie zamknięto jeden most na Wiśle w Krakowie. Nie
wiem czy wrócę dziś do domu…
Walka z Wielką Wodą – dzień
drugi, 19 maja 2010
Całą
noc kwaterujemy grupy żołnierzy przybyłych z pomocą. Rano jest ich 20… Po
południu dociera następny oddział – już jest 50 dzielnych i potwornie
zmęczonych żołnierzy. Teraz ważne jest zapewnienie im wyżywienia. Kuchnia
pracuje na 300%… Dostajemy polecenie przygotowania 300 porcji gorącego bigosu
dla ekip pracujących przy wałach… Błyskawicznie zbieramy produkty z okolicznych
hurtowni. Nikt nie pyta o zapłatę… Ilości zabieranych produktów notowane są na
karteczkach… Nikt nie żałuje energii i ciepłej wody…
Bigos
perkocze już w garach, uwijają się wszyscy pracownicy: kucharki, sprzątaczki a
nawet konserwatorzy. Nikt nie narzeka na zmęczenie, nikt nie pyta o zapłatę za
przepracowane godziny.
Uczniowie
myją podłogi, łazienki, rozkładają materace dla strudzonych żołnierzy…
Wieczorem
informacja o ewakuacji sąsiedniej wsi. Teraz potrzebny jest każdy skrawek
podłogi. Przyjmujemy kobietę z dwoma psami… Wszak w mieście, mieszkańcy Krakowa,
zabierali zwierzęta z zagrożonego schroniska dla Zwierząt do swoich domów
własnym transportem… Wszystkie ewakuowano w ten sposób.
Wieczorem mamy komunikat:
Woda opada, ale przemoknięte wiślane wały nie wytrzymują. Pojawiają się przecieki. Co
przyniesie jutro?
Walka z wodą – dzień trzeci,
20 maja 2010
Kliczek! Jestem na
froncie. Pełno wojska – fajne chłopaki. Umacniają wały. Sytuacja się normuje. Wszystko
mamy pod kontrolą. Dziś gotujemy 110 obiadów i 200 porcji fasolki po bretońsku
na wieczór. Na jutro zamówione 200 obiadów… Zostałam mianowana „porucznikiem”
!
Baaaaa-czność !
Jest
godzina trzynasta z minutami. Dotarł nowy transport żołnierzy… 56 umundurowanych
młodzieńców. Odbywa się kwaterowanie w salach internatu szkolnego.
Młody żołnierz mówi z zachwytem: to są pokoje 4 osobowe… Fajnie!
Dowódca odpowiada: tak ci się tylko zdaje. One są ośmio albo więcej
osobowe. Ha, ha, ha…
Bo kwaterują ich, na
zasadzie „ile wlezie”. Są cztery łóżka, a reszta na materace na podłogę. Jak to w wojsku !
A ja idę suszyć żołnierskie buty…
Zakończenie – 21 maja 2010
Za
moim oknem pokazuje się pogodne, błękitne niebo. Emocje opadają wraz z poziomem
wody. Tu, gdzie niedawno stał oddział wojska – świeci słońce.
Jak
to w życiu…