Gdy wystrzelą już szampany, a fajerwerki rozświetlą pierwsze
chwile Nowego Roku czas na refleksje nad upływającym czasem. Jak to jest z
każdym kolejnym nowym rokiem?
Od dzieciństwa tkwi w mojej wyobraźni taka oto
wizja:
Cały nasz
rok jest jak wielki, owalny /!/ stadion
sportowy. Dni i miesiące układają się wzdłuż okalającej murawę bieżni,
zamykając elipsowaty owal tam, gdzie
grudzień styka się ze styczniem.Tu zaczyna się krótszy bok owalu, który trwa
aż do początku marca. Wtedy, z nastaniem wiosny… Owal wydłuża się… i biegnie
prosto do kolejnego zakrętu. Tu spotyka się czerwiec z lipcem. Krótkie lato –
krótki bok bieżni stadionu. Tuż za zakrętem wchodzi wrzesień, kolejna długa
prosta to październik i listopad. Finisz bieżni grudniowy… zimny.
Mój
rok-stadion jest barwny i zróżnicowany pod względem temperatury.
Teraz jesteśmy na ostatnim
zakręcie. Tuż, tuż przed zimową prostą. Jesienny maraton przywiódł nas do
bielejącego śniegiem grudnia, który błyszczy światełkami i pachnie choinką…
Grudzień jest wesoły świąteczną radością. Jest biały, jasny i pełny nadziei na
dobry start na styczniowym odcinku bieżni. Już blisko, coraz bliżej ostatniego
zakrętu. Jeszcze błysk fajerwerków, szalona piana z butelek i… start! Och, ile
nadziei i zamiarów! Ile optymizmu i wiary! Będzie dobrze, będzie lepiej, na
pewno. Biegnijmy, biegnijmy bo już zapachniało nowym życiem. Już się przejaśnia
i coraz lżej posuwać się po tej bieżni. Pod koniec zimowej, krótkiej prostej
czeka nas zakręt na styku lutego z marcem. Jeszcze chlapie mokrym śniegiem, ale
już bez mrozu… już można rozluźnić szale i odkryć twarze. Marcowe słońce jest
uśmiechnięte. To nic, że nogi w błocie, patrzymy na szare bezlistne gałęzie
drzew… już niedługo, już tuż, tuż…
powietrze świeże, chłodne, ale pachnące nowością. Tak pachnie nadzieja
?
Wiosenna
prosta jest zielona i żółta. Młoda trawa i żółto kwitnące mlecze dominują zanim
pokryje się barwą kwiatów. Zieleń jest najważniejsza. Biegnąc do zakrętu
zrzucamy kolejne warstwy okrycia, jest coraz cieplej. Jest coraz głośniej, dużo
się dzieje. Budowanie gniazd i ptasie wesela ! Witamy powracające bociany ! Jak
miło! Przyroda eksploduje nowym życiem, a my, pędem, radośnie wbiegamy w letni zakręt.
Zwalniamy
tempo dysząc z gorąca. Wolno, wolniutko pochłaniamy słońce… Ach, jakże chcemy zatrzymać
się tu na dłużej! Rozpalony piasek pali stopy, słony wiatr targa włosy, ale z
rozkoszą brniemy dalej na spotkanie dojrzewających słoneczników. Wkrótce zapach suchego ziarna i słomy przypomni o
jesieni. Lato kończy się czerwienią dojrzewających
jabłek.
Teraz
wchodzimy na jesienną długą prostą. Wrzesień połyskujący nitkami babiego lata
wprowadza nas w chłodniejszą strefę. Jeszcze zielony, parujący letnim słońcem
wolno żółcieje i pokrywa się porannymi mgłami. Jesień pachnie mokrymi liśćmi i dymem. Dlaczego dym ognisk
jest tak charakterystyczny dla jesieni? Przecież już mało kto pali łęty
ziemniaczane na polach… a jednak dym jest wyczuwalny. A może to tak pachnie
wspomnienie dawnych jesieni?
Mgła jest autentyczna. Realna. Układa się
poziomo, kryjąc środek pola widzenia, coś ukrywa ? Coś knuje ? To dlatego
jesień jest tajemnicza i trochę smutna? Jesienna mgła ukrywa jakieś
zakończenie. Jesień jest zakończeniem. Koniec bujnej wegetacji, koniec życia?
Zwolnienie tempa, zasypianie przed zimą… Ale jeszcze mamy czas. Biegniemy do
listopada zbierając po drodze zapasy. Całe bogactwo lata trzeba zamknąć w
szklanych słoiczkach, pozbierać szyszki i nasionka, wykopać norki i szykować
pierzynki. Zanim dobiegniemy do mokrego listopada. Ten ponury i ciemniejący
odcinek jest trudny. Nawet pomarańczowe, dyniowe ozdoby nie dają radości. Mgła
zaciąga już wszystko, chlapie deszcz i przenika nas lodowaty wiatr… Szybko,
szybko do jasnego, bielejącego już śniegiem grudnia…
Tu zamyka
się owal bieżni rok-stadionu. Można zaczynać kolejne okrążenie.
Skąd
takie wyobrażenie upływającego czasu w dziecięcej głowie? Przecież jeszcze
wtedy nie wiedziałam, że życie jest walką i wyścigiem…