niedziela, 24 czerwca 2018

Tatuaże i przedziałki na Mundialu


Ufff… Zeszło powietrze z napompowanego wielką nadzieją kibicowskiego balonika. Za nami dni radosnego oczekiwania, podglądania reprezentacji na „wywczasach” i domniemywania ukrywanej w wielkiej tajemnicy ciężkiej pracy treningowej.

 Pierwszy mecz i klapa! Złość, niedowierzanie i bunt kibiców. Już nie tak chętnie śpiewali, że niby nic się nie stało… Drugi mecz i katastrofa!  Stało się i to po dwakroć! 

Cóż zatem począć teraz? Zaciskając zęby ze złości i rozczarowania można trochę poplotkować. 

Tak się stało, że kilka lat temu zostałam mimo woli zainteresowana futbolem więc teraz staram się z tego powodu nie cierpieć lecz przy oglądaniu meczu wyciągnąć dla siebie maksimum przyjemności. Nie jest to specjalnie trudne gdyż współczesne mecze to w przeważającej części bardzo efektowne widowiska. Nie trzeba specjalnie znać się na piłce aby zrozumieć boiskowe akcje bo komentatorzy tak ładnie wszystko tłumaczą, że nawet piłkarski nieuk nie będzie zgubiony. Ba! Legendarny „spalony” niestraszny gdy zechce się zauważyć pana z charakterystyczną chorągiewką, machającego nią w stosownej sytuacji. A tajemniczy „hat trick” rozszyfruje w mig pomocny zawsze Google.

Prawdziwą radością dla oka są obrazki wiwatujących na trybunach, kibiców, zawsze stosownie ucharakteryzowanych wymachujących flagami w narodowych barwach. Istna parada kibicowskich gadżetów, fryzur i malunków na policzkach. Eksplozje radości i rozpacz przegranych. Ktoś podskakuje, ktoś płacze, ktoś staje zahipnotyzowany niedowierzaniem. Ogromna paleta ludzkich emocji wyeksponowanych mocno na pięknych, różnonarodowych i różnorasowych twarzach pełnych ekspresji. Jest na co popatrzeć i nacieszyć się urodą współczesnych ludzi. Nie ma wśród publiczności „brzydali”! Czy kamerzyści pracują według prikazu: „Ja Iwan, u mienia wszystko co najlepsze” Hi, hi, hi…

Nade wszystko urody trudno odmówić głównym bohaterom widowiska czyli piłkarzom. Jeden w jednego chłopcy jak malowani! Styliści pracowali pełną parą bowiem na Mundial wypadało wystąpić w nowej fryzurze. Taki mamy trend obowiązujący futbolowe gwiazdy. W tym sezonie hitem są nienagannie równe przedziałki nie tracące szyku nawet przy zderzeniu z rozpędzoną do astronomicznych prędkości piłką. Przedziałek na piłkarskiej głowie wyznacza pole dla wystrzyganych na włosach rysunków. Skroń Naszej Wielkiej Gwiazdy ozdabia wizerunek błyskawicy! Och, strach się bać!  Jest to zapewne jakaś odpowiedź na talizmany i amulety drużyn afrykańskich, niestety, jak się okazało, o dużo mniejszej sile rażenia. Hmm… Zabrakło też siły szamana.

Miły oku wizerunek zawodników uzupełniają kolorowe, estetycznie wykonane kostiumy i barwne choć złowrogo kolczaste obuwie. Gdzie się podziały dawne spodenki z szerokimi nogawkami i gumką w pasie? Gdzie opadające w biegu skarpety? Gdzie hippisowskie opaski przytrzymujące modne długie włosy? Ach…

Przyjemnością jest obserwowanie sprawności ruchów zawodników, a zwłaszcza momenty ukazujące akcje w „powietrzu” i podczas skomplikowanych sytuacji podbramkowych. Jak oni skaczą zarówno w pionie i poziomie! Cud prawdziwy, grawitacja nie istnieje!

Zachwyty moje nad urodą i fizyczną sprawnością studzi widok bujnych tatuaży eksponowanych na widocznych częściach wysportowanych ciał. Po co to? Na co to? Może jest jakieś racjonalne wytłumaczenie dla bolesnego malowania wielkich połaci własnej skóry? Jakaś magia w tym tkwi? 

Gorzko, bardzo gorzko brzmi ten tekst po dwóch dobitnych klęskach naszej drużyny , ale cóż, nie dla nas radość i fanfary. Czas się z tym pogodzić i cieszyć radością innych. Niech się piłka toczy dalej!

                                                                     Mundial, dawaj!




piątek, 15 czerwca 2018

Rena, Renata, Renia


       
obraz udostępniony przez autorkę, Maradag
Tak, tak, blogowa koleżanka, zasłużyła sobie na miejsce w mojej galerii ludzi zapamiętanych. Sześcioletnia wirtualna znajomość i wzajemna twórcza obecność w gronie komentatorów okazała tak znacząca, że aż niezapomniana.

        W maju 2013 roku, komentując odejście ulubionej blogerki, Renata pisała na swoim blogu: 

 „Jakos obeszla mnie ta smierc. Przeciez nie znalam osobiscie, nie zawsze sie z nia zgadzalam, nie znosilam troli wsrod jej komentatorow. A jednak zzylam sie jakos z nia, brakuje mi jej wpisow.  Bylo tak, ze czlowiek otwieral komputer i co tam znowu Maria Dora napisala. I nie ma jej juz w blogowisku.'
          Nie ma jej jako Marii Dory i nie ma jako istniejacego czlowieka...” 

         No i ja teraz mam tak samo.

 Przeglądam więc blog „W jesieni życia”, przewijam posty, czytam komentarze kierowana refleksją autorki bloga z 2013 roku:  *„Zastanawiajace jak  mozna sie przyzwyczaic do zupelnie nieznanej  osoby.”

        Faktycznie, zastanawiające… Ale prawdziwe. 

Renata bardzo dużo opowiadała o sobie i swoim barwnym życiu w kraju i na emigracji. Opowiadała prosto i bez upiększeń. Dlatego zapamiętam ją jako bardzo dzielną kobietę twardo walczącą o byt, bystrą obserwatorkę i komentatorkę otaczającej ją rzeczywistości, aktywną i czasem nieomal szaloną kreatorkę wydarzeń  swojego życia. Wrażliwego i dobrego człowieka.

Kobieta walcząca. Walcząca o swoje miejsce na ziemi i w sercach  bliskich, i jakże często po prostu zmagająca się z techniką. Och, Reniu! Te Twoje wieczne problemy z niesfornymi kabelkami, tryskającymi wodą rurami, niespokojnym kaloryferem! Tak było:

9 marzec 2013 - Dzis znowu walcze z elektronika. Najpierw przestal telefon dzwonic. Potem odmowil posluszenstwa pilot od telewizora. Przeszlam na reczne zalaczanie. Powymienialam baterie, posprawdzalam kabelki..Efekt - telefon zaczal w koncu dzwonic,pilot jest dalej zdechly i telewizor juz nie reaguje na reczne wlaczanie - ekran jest czarny .Nic mi nie gada w zadnym jezyku.Elektronika mnie wnerwia. Szczegolnie jak sobie nie moge poradzic bez jakiegos fachowca....Fachowiec kosztuje a ja przeciez chce na Kube czy inne Malediwy.Zreszta - byl u mnie wczoraj cos na ksztalt fachowca - przyszedl z kwiatkiem bo to przeciez 8 marzec byl.Ja mialam whisky.Telewizor dalej nie dziala,ja mam kaca i co ???...

4.IV.2013 - Cale zycie marzylam, zeby wyrzucic przez  balkon przynajmniej telefon , telewizor tez chetnie a mobil uwazam za urzadzenie szatana. Jak w tej chwili nie zaczniecie dzialac jak porzadne urzadzenia to  zrealizuje moje marzenie. Balkon mam Duzy, mieszkam  dosc wysoko tak, ze macie gwarancje ,ze was szlak trafi natychmiast. Jestescie tu po to ,zeby mi sluzyc i macie sie tego trzymac bo inaczej wyprawa  przez balkon. Teraz wychodze. Jak wroce macie dzialac. Wszystkie i tego wykrzyknika ma nie byc - paniatno?

12.I.16 - Problem kabelkowy rozwiązany! Ponieważ ja jestem mało techniczna poczekałam na technika. Technik przyszedł i padł ze śmiechu. Przełożył dwa nowe kabelki z niewłaściwych dziurek do właściwych i sobie poszedł.
Telewizor zaczął grać, za to mi wyszedł internet. Powalczyłam znowu - już samodzielnie z kabelkami, internet wrócił. W międzyczasie zrobił się zmrok i a mnie zgasło światło. No tak - chyba żle działam na elektrykę. Na całe szczęście - znalazłam jakimś dziwnym trafem wieczorową porą żarówki w zapasie i jedna pasowała! I świeci. Nareszcie - puk, puk - odpukać  wszystko mi jako tako działa.!! Tzn. wszystko co jest jakoś związane z elektryką.

Blogerska działalność Renaty także nie była usłana różami:

14.VI.2012 - walcze z ustawieniami na bloggerze,nie przestalam pisac tylko no wiesz,nie zawsze mam wene no i walka z komputerem.Dzis wlasnie zamiescilam moj pierwszy tekst i chyba musze go usunac bo oprawa nic mi sie nie podoba,tzn,jeszcze nie umiem dobrze tego wszystkiego ustawic i jak zwykle mam klopoty ze smiesznymi rzeczami…

Nie poddawała się, pokonywała trudności  blogowania samodzielnie, krok po kroku zdobywając kolejne umiejętności. Nie sposób było tego nie docenić więc jej kiedyś napisałam ku pokrzepieniu:

16.IV.2013 - Reno, Ty jesteś szczególnie dzielna. Swój blog stworzyłaś sama i choć niedoskonały to jest to twój sukces.

Radość życia i ogromne poczucie humoru przebijało się wyraźnie w Renaty opowieściach z życia emigrantki. Relacje z podróży, opisy działalności społecznej dla wielokulturowej społeczności lokalnej, refleksje o życiu, komentarze polityczne… Aż kiedyś zdarzyło się takie, intymne zwierzenie:

20.X.16  - Ale ja nie chcę rozkładać się za życia, nie chcę cierpieć z bólu i narażać bliskich na bezradność . Bo chyba nic nie ma straszniejszego dla opiekuna jak bezradność. I czekanie na ostateczność... Chcę odejść  nie przysparzając sobie i bliskim cierpień...

Nie, Reniu. Nie da się odejść nie przysparzając cierpienia osobom bliskim,  a dalszym znajomym prostego smutku.

        Dziękuję za miłe, wspólne lata blogowania i do spotkania kiedyś!

*Cytaty i pisownia są oryginalne - autorka borykała się brakiem polskich liter na holenderskiej klawiaturze.