piątek, 24 marca 2023

Podomka z koleżką

        Tekstylna skromnisia, niechętnie podziwiana i zawsze nieobecna na modowych wybiegach. Nawet w okresie jej szczytowej popularności.

        Chyba nigdy nie miałam podomki, ale znam ją z podglądania sąsiadek oraz nieco złośliwych komentarzy na temat miłośniczek owego stroju.

      
Podomka – krewna szlafroka. Chyba jednak uboga krewna bo szlafroki bywały strojne, falbankowe, tiulowe z fantazyjnymi rękawami i finezyjnym sposobem wiązania. 

Podomka to skromniejsza w kroju i ozdobach forma sukienki, zapinanej od góry do dołu, latem z przewiewnej tkaniny – zimą pikowana, ale nie wiem z czego. To ubranko  miało gwarantować swobodę ruchu podczas wykonywania domowych prac i nie być strojem bieliźnianym. Taka obowiązywała domowa etykieta:)  

 W okresie wielkiego boomu na produkcję tkanin stylonowych, domowe stroje zdominowały bezrękawniki już bardziej przypominające fartuchy niż sukienki. Ich zaletą była łatwość prania i brak konieczności prasowania. Estetykę stroju poprawiać miały falbanki w miejsce rękawków oraz poręczna kieszeń na brzuchu. No i kwiatuszkowy lub groszkowy deseń! Stylonowe podomki długo były roboczym strojem ówczesnych serwisów sprzątających.

        Podomka bywała krytykowana z powodu nowomodnego (na owe czasy) nazwania. Słowo o dość krótkim rodowodzie i raczej utworzone na znak pogardy dla nazw obcojęzycznych. Bo taki szlafrok to wiadomo, pachnie niemiecczyzną, więc „zgniły zachód” itd. A podomka, taka swojska, proletariacka:)  

 Był chyba taki okres w PRL gdy wypierano nazwy oraz produkty pochodzące z zachodu. Na przykład w kontrze do Coca Coli wyprodukowano swojski napój Polo Cocta.

        Męskim odpowiednikiem podomki była bonżurka, tutaj tytułowy koleżka, który nawet nie udawał stroju roboczego. Świetnie nadawał się jako strój do śniadania lub kanapowego wypoczynku. Bonżurki krojem przypominały marynarki, bywały zdobione pikowanym atłasem i szamerunkami – takie arystokratki domowe:) Podobnie jak damskie, zwiewne peniuary, które trudno równać z podomką bo strojne i frywolne były – nie do mycia podłóg lecz stosowne do wypicia porannej filiżanki kawy z bonżurkowym partnerem. Z biegiem czasu krój męskiej garderoby domowej stawał się skromniejszy, tkaniny bardziej bieliźniane, aż powstał z tego krótki szlafrok, którego męskość reprezentowały „smokingowe” klapy. Damskie peniuary, dawniej dostępne nawet na bazarach, zanikły. Można je oglądać w starych filmach:)

        Podomki i bonżurki nadal są obecne w handlu, ale ich popularność spadła bo obecnie najbardziej popularnym strojem domowym są dresy i legginsy. 


 

 


 

sobota, 11 marca 2023

Wymarłe obyczaje

        Brrr…. Zabrzmiało grobowo, ale spokojnie, w dalszych słowach tej notki okaże się, że nie ma czego żałować:)

        Mamy marzec – miesiąc obfitujący w okazje do towarzyskich spotkań. Bo to właśnie w tym miesiącu jest nagromadzenie popularnych niegdyś (nadzieja, że jeszcze obecnych) imieninowych solenizantów  oraz ubożejący w uroczystości Dzień Kobiet. No i tak z tej okazji przypomniały mi się pewne zanikające zwyczaje i zachowania, głównie biesiadne.

        Już u progu gościnnego domu uderzał zwyczaj zdejmowania obuwia bez względu na galowe stroje gości. Zapasowe kapcie lub specjalnie wydziergane szmatki pod stopy komicznie harmonizowały z garniturami i strojnymi sukienkami pań. Czy ktoś jeszcze dziś stosuje pantoflowy terror wobec gości? Wątpię, więc zaliczam zmianę obuwia do zwyczajów wymarłych bez żalu.

        Gość w dom zwykle obdarowywał gospodarzy kwiatem oraz flaszką trunku ulubionej mocy. Kwiat wręczano „zielonym do góry” co uznawano za błąd. Ale… Popularnym kwiatem były wówczas goździki o długiej i raczej wątłej łodydze. Goździkowa główka skierowana w dół chroniła przed złamaniem zacnego kwiatka. Z szacunku dla goździka  - błąd usprawiedliwiam choć dziś nie polecam. Sposób podawania flaszki z trunkiem był obyczajowo obojętny i tak już chyba zostało.

       Zatem zasiadamy do stołu gdzie właśnie podano herbatę lub kawę według życzeń. Gorący napój w szklankach bez uszek lub osłonki sprawiał spory kłopot. Jak utrzymać i nie rozlać skoro naczynie parzy dłoń? Obniżenie temperatury uzyskiwano poprzez mieszanie napoju łyżeczką, czasem nawet bardzo głośne i długie bowiem słodzono  obficie. Wtedy jeszcze cukier krzepił. W pewnych kręgach towarzyskich łyżeczkę zatrzymywano w szklance aż do końca procesu picia wymyślnie podtrzymując ją palcem wskazującym. Ten gest skutecznie zabezpieczał oko przed wykłuciem. Opisana procedura picia herbaty jest tak archaiczna, że szczęśliwie już niewielu ją pamięta.

        Ale, ale! Zasiadanie do stołu też bywało zabawne bowiem panie chroniły toalety przed zamięciem unosząc frywolnie tył spódnicy przed klapnięciem na siedzisko. To było ważne przy zaprasowywanych zwykłym żelazkiem fałdach i falbankach:) Dodatkowy bonus tej sytuacji to możliwość kontemplowania koloru bielizny oraz uroku podwiązek. 

        No, dobrze. Koniec wykrzywiania się na imprezowe zachowania. Czasem trzeba było iść na jakieś zebranie w ważnej sprawie, uczestniczyć w prelekcji lub choćby wypić herbatkę z koleżankami. Jeśli okoliczność taka miała miejsce zimową porą gdy mróz i śnieg jeszcze wtedy srogie były – kobiety zakładały futrzane czapy i już nie zdejmowały ich przed powrotem do domu pomimo, że reszta zimowego okrycia znajdowała miejsce na wieszakach w szatni? Panie w czapach na widowni, przy prezydialnym stole, kawiarnianym stoliku, itp… Czym tłumaczyć takie niekompletne rozbieranki? Aaaaa… Może tapirowana koafiura traciła formę pod ciężkim nakryciem? A może przeważała duma z posiadania lisiej czapki i niech koleżanki docenią? Tak czy siak zwyczaj umarł wraz z modą na futra nawet te z królika. Pomogła zmiana klimatu. Uff…

         W domowym zaciszu można było poczuć się swobodnie i… Poczytać przy jedzeniu. W tej sytuacji lepiej sprawdzały się książki oparte o flakonik albo cukierniczkę. Gazety drukowane w wielkich rozmiarach i zdecydowanie lepiej było delektować się ich lekturą leżąc na kanapie. Co było przywilejem relaksujących się po ciężkiej pracy panów. W kawiarniach i klubach oferujących prasę dostępne były specjalne drewniane listwy z wygodną rączką utrzymujące płachtę gazety. To była fajna kryjówka dla niechcianych spotkań. Gadżet ten chyba już całkiem zapomniany i wręcz nieobecny. Trochę szkoda bo czy teraz można się ukryć za smartfonem? Hi, hi, hi…

        To zaledwie kilka przykładów umarłych obyczajów i zachowań. Nie wątpię, że w komentarzach pojawią się kolejne. Ku pamięci!