Nasza Ludowa Ojczyzna była krainą mlekiem /tym podstawianym
pod same drzwi blokowych m-ileś tam/ i herbatą płynącą.
Podstawowym, codziennym napojem rodaków była właśnie herbata
podawana w przezroczystych i łatwo tłukących się szklankach z obowiązkowym
spodeczkiem. Te kruche naczynia zwykle były pozbawione uchwytów i przez to
kłopotliwe w użyciu bo parzyły dłonie. Często stosowano więc ozdobne i
praktyczne ochraniacze z uchwytami wykonane z różnych nieprzewodzących ciepła
materiałów. Bardzo ładne, artystycznie wykonane. Cel chłodzenia napoju spełniała też ceremonia
słodzenia cukrem. Herbaciany savoir-vivre nakazywał czynić to bez efektów
dźwiękowych. Podobno obowiązywały też jakieś pożądane kierunki ruchu łyżeczki…
koliste lub poprzeczne? Naganne było także stukanie o brzeg szklanki w celu
strząsania ostatnich kropel z łyżeczki na zakończenie mieszania a najcięższy
błąd to pozostawienie łyżeczki w szklance podczas spożywania napoju! Z czasem, wraz
z pojawieniem się herbaty ekspresowej w torebkach, zaczęły obowiązywać
dodatkowe przepisy z tym związane. No bo trzeba wiedzieć jak wycisnąć i gdzie
odkładać zużytą torebkę, aby nie kapała. Prawda?
Herbaty nigdy w handlu nie brakowało. Co najwyżej okresowo
niewielki był wybór gatunków, a w czasie „octowym” deficyt dotyczył właściwie
wszystkiego, więc się nie liczy. Znana nam była tylko herbata czarna. Długo nie
wiedziałam nawet o istnieniu herbat zielonych, białych i czerwonych. Chociaż,
podejrzewam, że dość paskudna smakowo Ulung była herbatą zieloną lub zawierała
spore jej domieszki. Całkiem dobra była herbata Madras i Yunnan. Z biegiem lat
pojawiały się bardziej wyrafinowane gatunki herbat aromatyzowanych typu Earl
Grey. Dla domowego użytku dobrze sprawdzały się mieszanki różnych gatunków.
Herbatę zaparzano w czajniczkach gdzie powstawała tak zwana
esencja rozcieńczana wrzątkiem tuż przed podaniem. W warunkach bardziej
spartańskich sypano „herbaciane piórka”
wprost do szklanki zalewając wrzątkiem. Całkiem niezła była taka „plujka” –
zwłaszcza w okolicznościach turystyczno-rozrywkowych. Herbata dominowała w
repertuarze dostępnych i stosowanych napojów więc towarzyszyła nam cały dzień:
od śniadania do kolacji. Jedynie obiad popijano często owocowym kompotem. Kawa
nie była tu żadną konkurencją gdyż przez długi czas traktowano ją jako napój
lekko luksusowy. Kawę podawano „dla gości” oraz w innych ważniejszych momentach
życia. Kawa spospolitowała się w późniejszym okresie peerelu. Może nawet
dopiero wraz z nadejściem ery wód sodowych i syfonów?
W pewnym okresie modnie było mieć samowar. Można
przypuszczać, że to efekt propagandy i lansowania przyjaźni polsko-radzieckiej?
Kto wie? Jednak samowary napływały do nas zza wschodniej granicy w ramach
przyjaźni handlowej chyba nie bardzo legalnej, ale co tam!
Samowary były i są bardzo
dekoracyjne.
Tradycja ginie!
Ten samowar to aż prosi się, żeby go rozdziewiczyć. W całej "Złotej Epoce Gierka" samowary były i w modzie, i bardzo praktyczne na turystycznych eskapadach. Nam niestety podobny ukradziono na campingu. Szkoda, bo herbata z niego była fantastyczna. Świetnie nadawał się też do wytwarzania napojów wyskokowych, ale to już inna bajka.
OdpowiedzUsuńWiele razy myślałam o uruchomieniu samowara ale jakoś nigdy nie było okazji do tego. Chyba trzeba urządzić specjalne, samowarowe przyjęcie.
UsuńAle tylko herbaciane! Bimber w samowarze? Toż to profanacja!
Myślę, że kawę też by się dało w tym zaparzyć. No i chyba nie muszą to być specjalne przyjęcia, bo wystarczą np. imieniny, lub tp.
UsuńTo służy właściwie tylko do zagotowania wody. Mały czajniczek z esencją stawia się na "głowie" samowara i dozuje do szklanek lub filiżanek uzupełniając wrzątkiem z brzucha samowarowego. Można więc i kawę w podobny sposób przyrządzić, jak sadzę. Tylko, że łatwiej i szybciej zagotować wodę po prostu w czajniku...
UsuńNo właśnie cała tajemnica super naparów mieści się w tym "czajniczku na głowie". Większość gatunków kaw i herbat lubi kilkuminutowe zaparzanie, efekt zresztą jest wyraźnie wyczuwalny. Ja np. uwielbiam przed zaparzeniem kawy podgrzać suchą jeszcze porcję pod przykryciem. Warto!
OdpowiedzUsuńOoooo... tego nie wiedziałam, że trzeba podgrzać suchą kawę....
UsuńPo przeczytaniu tego fragmentu...
OdpowiedzUsuń...sypano „herbaciane piórka” wprost do szklanki zalewając wrzątkiem. Całkiem niezła była taka „plujka” – zwłaszcza w okolicznościach turystyczno-rozrywkowych. Herbata dominowała w repertuarze dostępnych i stosowanych napojów więc towarzyszyła nam cały dzień: od śniadania do kolacji.
Naszło mnie wspomnienie wspaniałego inaczej aromatu i smaku herbaty "Popularna". To dopiero był rarytas, do którego termin plujka pasował nadzwyczajnie.
Pozdrawiam
Witam Czesława! Dobrze, że przypomniałeś o tej wyjątkowej herbacie Popularnej - była wspaniała inaczej, to prawda. Jak widzisz wydobyłam z pamięci tylko dobre smaki herbaciane jak i zresztą pozostałe wspomnienia na tym blogu są raczej pozytywne.
UsuńAle co prawda, to prawda: Popularna była paskudna, a pfe!
Herbata "Ulung" była najtańsza i nie była to herbata zielona. Wyższą klasę reprezentowała "Madras" i szczególnie poszukiwana z uwagi na zbliżoną cenę "Yunan". U mnie w domu bywało, że drugi a może i trzeci raz zalewało się esencję w czajniczku. Dopiero studenci sprowadzili obyczaj parzenia herbaty bezpośrednio w szklankach...
OdpowiedzUsuńHerbata była w PRL znacznie tańsza od kawy i bardzo mnie zdziwiło, gdy zauważyłem w sąsiednich krajach odmienne cenowe relacje, choć np. w NRD nie w każdej kawiarni była herbata, a co do kawy - nie pomnę, czy gorsza była tam, czy w ZSRR. Całkiem zaś byłem zbulwersowany płacąc na Zachodzie za filiżankę herbaty równowartość pół litra gorzały w PEWEXie.
allensteiner
Doskonale mnie uzupełniasz, Allensteiner. Ulung pamiętam jako coś paskudnego i ziemistego w smaku. Podobny smak mają obecne herbaty zielone/ podkreślam "podobny"/ i tak powstało moje podejrzenie o domieszki herbat zielonych w Ulungu.
UsuńPeerelowska Yunan była bardzo dobra - tęsknię za tym smakiem bo teraźniejsza Yunan jest całkiem inna.
Racja co do cen kawy - z tego też względu była napojem jak piszę w tekście "nieco ekskluzywnym" i serwowanym "od święta".
Herbata była tania, dostępna i pewnie dlatego dominowała w piciospisie codziennym.
Nie, dzisiejsze Yunnan-y wcale nie są inne od tamtej, "peerelowskiej".
UsuńPo prostu wszystko, co kojarzy się nam z minioną młodością jest czystsze, szlachetnejsze, smaczniejsze. Woda w rzekach była jakby czystsza - choć lano w nią komunalne, czy przemysłowe ścieki prosto z kanalizacji i w niejednej dawało sie wywołać fim), niebo niebieściejsze a Słońce jaśniejsze i lepiej opalające - choć otulone oponą przemysłowych dymów (jak na "moim" Górnym Śląsku), trawa zieleńsza i bujniejsza, choć ta w przydrożnych rowach pokryta oparami ołowiu z dawnych etylin i kroplami "diesla" z kopcących ciężarówek i autobusów.
W opisie herbacianego savoir-vivru wyczuwam sarkazm
OdpowiedzUsuńa odnośnie samowarów -służyły jako dekoracja albo urządzenie do parzenia herbaty dla tych o wysublimowanych smakach - nie dorabiałabym ideologii
moda na coś była i jest to zwykłe zjawisko społeczne
Magda
Magdo, nie wiem dlaczego wyczułaś sarkazm w opisie savoir-vivru? Nie było to moim zamiarem - widocznie zbyt nieudolnie piszę. Nie dorabiam też ideologii do samowarów. Zauważam jedynie prawdopodobny związek z propagowaniem przyjaźni polsko-radzieckiej. Stawiam też znak zapytania w tym zdaniu co znaczy, że poddaję tę myśl do rozstrzygnięcia czytelnikowi. Nie jest to zdanie twierdzące.
UsuńPrzedstawiam jeden konkretny /na zdjęciu/ samowar jako element dekoracyjny. Nie uogólniam tego na wszystkie samowary.
Oczywiście, że mody na różne przedmioty zawsze były, są i będą. Nie ma w tym nic złego ani śmiesznego.
ps usuwam jeden z Twoich komentarzy bo ukazały się podwójnie, oba o identycznej treści.
Czytałem gdzieś, że samowar to sztuka gotowania wiadra wody by wypić szklankę herbaty. Ale czymże innym jest rozpalanie pod kuchnią, by zagotować czajnik? Co kraj, to obyczaj. A co do herbacianej elegancji? W szklance czy w filiżance? Pół wieku temu zapewne nie było z kim pogadać, czy whisky pić z wodą, lodem, colą, czy solo. Jakie czasy - takie tematy...
OdpowiedzUsuńallensteiner
Nie wiem czy bardziej eleganckie jest podanie herbaty w szklance czy w filiżance. Nie stawiam takiej oceny w tekście. Stwierdzam po prostu, że szklanek nie mam. Przyszła teraz moda na filiżanki i tyle.
UsuńPół wieku temu whisky była znana chyba tylko z literatury, Mało kto zetknął się z tym osobiście więc i dyskusje jak i z czym pić była bezprzedmiotowa. Prawda?
:)
OdpowiedzUsuńchociaż Japonia to nie moje klimaty to ceremonia picia herbaty mi się podoba -kojarzy mi się z wyciszeniem ,równowagą
a sposób zaparzania jest wprost proporcjonalny do walorów smakowych :)jednak
ale zaiste czy jest to temat do rozważań?:)
Magda
Magdo, nigdy nie uczestniczyłam osobiście w ceremonii picia herbaty w Japonii więc nie mam zdania na ten temat. Pięknie to wygląda, fakt.
UsuńNie ma obowiązku rozważania sposobów parzenia herbat. Nawet tego nie proponuję.
Bimbru z samowara nie piłem, acz podobno byli specjaliści. Herbaty też nie pomnę czy z tego urządzenia piłem. A taką parzoną w czajniczku to i owszem.
OdpowiedzUsuńByły, Bet, niestety takie czasy, że filiżanek było i mało i drogie. A szklanki nie tylko do herbaty służyły. W warunkach, nazwijmy to polowych, internatowych, akademikach spełniały szczególną funkcję.
Pamiętam, że gdy po wojnie do kraju wróciliśmy jakieś resztki z dawnego domu (bo domu nie było), ludzie pooddawali. Czy filiżanki się zachowały, tego nie utrwaliłem w pamięci, mimo już wieku odpowiedniego.
Picie herbaty stało się tak powszechne, że dawne przyjęcia herbatkowe z wypiekami zanikały.
Allanstiner, o "ulungu" wspomniał i jego paskudnych "walorach". Otóż ten szczególny gatunek herbaty nazywano "Łupieżem Breżniewa". Jakaś racja w tym była. Była ta "herbata" wyjątkowo podła i w wyglądzie i smaku.
Teraz mamy gatunków, rodzajów mnóstwo, ja po wielu eksperymentach, pozostałem przy czarnej liściastej: Yunan, Chińskiej, czasem Madrasie. Mocnej, parzonej w tygielku na jedną małą filiżankę. Właśnie po takim piciu jestem.
Honiewicz, przypomniałeś o tym, że rytualne picie herbaty było zwyczajem na salonach arystokracji, a jakże! Jak to się ma do powszechnego picia herbaty przez lud pracujący i klasę robotniczą w PRL? Chichot historii?
UsuńFiliżanki nie były modne - jeśli już bywały w użyciu to raczej do picia kawy i to dla "elegantów" :)))
Szklanka była naczyniem prostym i wielofunkcyjnym bo i "na zimne i na gorące" napoje się nadawała.
Wyszły z mody i z użycia. Takie życie!
Herbatę uwielbiam, parzoną w czajniczku na świeżo. Nawet zieloną już polubiłam:)))
Co do bimbru, to komuś się to pochrzanił samowar z szybkowarem
OdpowiedzUsuńallensteiner
Ciekawe, komu się to pochrzaniło i po jakiej porcji tego wspomnianego bimbru:)))
UsuńBet, ma rację allastiner. Zapytałem biegłego w "temacie". Potwierdził, że w samowarze można sobie, co najwyżej kompot ugotować. Ale już w szybkowarze, to tak.
UsuńNatomiast w "temacie" herbaty, o czym wyżej, to w rzeczy samej, pijano ją w filiżankach o określonej porze i odpowiednim towarzystwie.
Ludowa władza zadbała, żeby wspomnień było jak najmniej, więc produkowano, w dobrej cenie,szklanki i szklaneczki, w których przyszło nam siorbać herbatki "cienkie", w kolorze słomkowym. Z powodu oszczędności w wydatkach.
Przy okazji szklaneczek, przypomniał;em sobie, że po tzw odwilży, `57 otwarto pierwszą prywatną kawiarnię. Z dobrą kawą, ale nie podawaną w filiżankach, ale w szklankach. Mimo że właściciel z ludu nie pochodził. Były małe i duże. Mała kosztowała 4,50 zł, a duża........ nie pamiętam.
No i w tej kawiarence można było parówki cielęce zjeść. Po kolacji w domu, na parówki robiło się wypad na pychawe paróweczki z musztardą i małą bułeczką.
Byli to czasy!!!
Z szybkowarem było znacznie więcej kłopotu (bo trzeba było mieć gaz, albo prąd) dlatego do 1980 r. większe powodzenie miał samowar. Wystarczyło tylko kranik przenieść pod samą górę, a potem samowar nad rzekę, do kranika rurkę z chłodnicą i z drugiej strony "odbiór". Wtedy faktycznie mogło się pochrzanić, ale w czerepie.
UsuńZa szybkowar w domu odpowiadał właściciel, a nad rzeką, w razie czego, nikt się do samowara nie przyznawał.
O mało co bym zapomniał. Niektórzy gotowali zacier w bańkach po mleku i przepychali to przez odłączony kaloryfer, ale to już było na skalę przemysłową.
UsuńMatko jedyna, Andrzeju Rawiczu! Zamkną mi ten blog za takie bimberskie przepisy! Prawdziwy ekspert z Ciebie:)))
UsuńSamowar nad rzeką? Nigdy nie widziałam. Nawet "Śniadanie na trawie" bez samowara się obyło.
Honiewicz, w sprawie szklanek to jednak skłaniam się do tezy "odgapiania" od wschodnich sąsiadów. Wszak tam "stakany" popularne jak nigdzie i herbata tylko tak pita była... Chyba nawet do dziś moda na szklanki panuje na terenie byłego ZSRR.
UsuńMoże nawet nie tylko o kopiowanie mody chodziło ale o element rusyfikacji? Może zbyt daleko wybiegam w przypuszczeniach, ale tak mi to trochę "pachnie"...
Myślę, że jak najbardziej trzymamy się tematu. Przecież herbatę pija się także z prądem. A najszybsza zaprawa do wódki to ... także esencja herbaciana.
UsuńTak,tak, tematu się trzymamy a nawet rozwijamy wątki towarzyszące:))
UsuńJednym słowem: herbata to hit peerelu, dobra na wszystko!
Witaj Beatko :)
OdpowiedzUsuńNa hasło HERBATA mam jedno wspomnienie z czasów PRL-u :) GRUZIŃSKA !! Nie wiem czy piłam w swoim życiu coś bardziej paskudnego. Zielone toto było, w smaku wstrętne. Chyba dobry gatunek siana byłby bardziej smakowity po zalaniu wrzątkiem :) Madras czy Ulung przy Gruzińskiej to była wyższa półka. Przynajmniej dla mnie. I pomyśleć, że ja w ramach ćwiczeń z analizy sensorycznej musiałam degustować Gruzińską z innymi gatunkami herbat. Najbardziej czekaliśmy na ćwiczenia, na których mieliśmy degustować
inne smakowite napoje. Mieliśmy nadzieję na degustacje alkoholi. Przecież nie można być dobrym towaroznawcą bez degustacji tychże napojów. Nic z tego. Ćwiczenia odwołano, bo podobno asystenci dokonali degustacji przed nami :)
Elżbietka53
Elżbietko, wreszcie Cię zwabiłam! Nie wiedziałam, że herbata też na Ciebie działa:)))
UsuńNo, tak Gruzińska była paskudna. Ale taka Madras, w czerwonych paczuszkach to już całkiem całkiem... Zresztą, w wesołych akademikowych lub rajdowych okolicznościach wszystko dało się wypić!
Asystentów mieliście przebiegłych, nie ma co:)))
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUwielbiam herbatę, a najbardziej zieloną. Przygotowuję ją zawsze w specjalnym dzbanku z zaparzaczem, a następnie podaję w filiżankach do herbaty https://duka.com/pl/kawa-i-herbata/filizanki. Dzięki odpowiedniemu czasowi parzenia, herbata ma wspaniały smak oraz aromat. Czas parzenia herbaty jest bardzo istotny. Informację na jego temat najczęściej można znaleźć na opakowaniu produktu.
OdpowiedzUsuń