foto z net |
Dawno, dawno temu… hi, hi... w 2007, ktoś przypomniał o tym tajemniczym i całkiem zapomnianym urządzeniu.
„No cóż panowie… Dyskusji prowadzić nie zamierzam… Są gorsze i lepsze strony życia w PRL, prawda? Jakiś czas temu widziałem w Anglii książeczkę o naszym kraju, przewodnik. Zdziwiło mnie tylko jedno zdjęcie. Była na nim kobieta sprzedająca wodę z sokiem z dystrybutora. Dla nas to widok znany, lecz jak odległy, prawda? Czy to nie jest jakieś przekłamanie? A tak nawiasem, to urządzenie do czyszczenia tych szklanek z grubego szkła... :) mhm…” TreborNewRoss 5 maja 2007
Może warto, w przeddzień letnich upałów i konieczności gaszenia pragnienia, wspomnieć jak to robiliśmy w minionej epoce?
Woda sodowa. To był hit! Sprzedaż uliczna właśnie z saturatora. Samojezdne, wielofunkcyjne urządzenie sytuowano zazwyczaj u zbiegu traktów spacerowych lub innych uczęszczanych przez mieszczan miejscach, często w towarzystwie urządzeń produkujących watę cukrową. Saturator mieszał wodę z dwutlenkiem węgla, z głośnym sykiem napełniał grube szklanki lub kufle, które następnie „mył” po wciśnięciu odpowiedniego przycisku na blacie. Prawdziwy kombajn!
foto z net |
Woda do „mycia” szklanek była „wielokrotnego użycia” i z tego powodu wodę sodową z ulicznych saturatorów nazywano „gruźliczanką”.
Ten, mało sympatyczny epitet, był chyba niesprawiedliwy. Dowodzi nasz komentator peerelowskich tekstów - anzai:
„Jeden z najbardziej wdzięcznych do zwalczania mitów. W latach 1962 - 1968 zanotowano łącznie 11 przypadków zachorowania na gruźlicę! Wyleczono wszystkie. Podobno dzisiaj na gruźlicę umiera rocznie od 30 do 40 tys. Osób!” anzai 2010-03-21 10:50
Jest w tym dementi sporo prawdy gdyż pijałam z saturatorów obficie i nigdy nie chorowałam. Na nic. Woda sodowa z saturatora, szczególnie taka w wersji luksusowej czyli z sokiem, była napojem kultowym ówczesnych licealistów. Sok to nazwa „na wyrost” - był to syrop z czegoś słodkiego, intensywnie, sztucznie barwiony. Chemiczny barwnik czasem /w przypadku nadużycia/ zostawał długo na wargach lub języku - ale jakże smakowało! Tym boskim, spienionym napojem fetowaliśmy wszelkie szkolne i miłosne sukcesy. Nieopodal liceum był taki niezwykły, ulubiony i bardzo modny saturator o wdzięcznej nazwie „U Buzera”. Tam wypadało bywać po ostatnim szkolnym dzwonku, stawiać sobie wzajemnie kolejki. Z wdzięczności za ściągawkę na klasówce, wygrane w rozlicznych „zakładach”, przeprosinowe, imieninowe i na każdą inną okazję. Woda „od Buzera” załatwiała wiele spraw.
Dziś już nie ma tego saturatora. Na jego miejscu jest sklep z lakierami samochodowymi. Ale gdy zapytasz o adres tego sklepu usłyszysz nawet dziś: „to tam gdzie był Buzer”.
Zwykła woda sodowa, a stała się niemal legendą i dzięki temu wciąż żyje!
Witaj Bet !
OdpowiedzUsuńJeżeli sie nie mylę to woda kosztowała 30 a woda z sokiem 90 gr.starych dobrych złotówek.
Pozdrowienia na nowej stronie,
Bob, nie pamiętam cen. Pamiętam smak.
UsuńFajnie się tu publikuje, prawda? Już prawie wszyscy znajomi tu są.
Dyskretny urok saturatora - jak to przyjemnie brzmi. Ty to masz dar do odpowiedniego nazywania wszystkiego.
OdpowiedzUsuńWoda wodą, sok sokiem, ale mnie zaniepokoił komentarz Anzaia o gruźlicy. Ja myślałam,że umieralność na gruźlicę - to było dawno i nieprawda.
Och, dziękuję! anzai'owych informacji nie śmiałam sprawdzać ale słyszałam o swoistym renesansie tej choroby. Myślę też, że dane statystyczne z okresu PRL należy dość ostrożnie traktować.Chyba były podawane zgodnie z oczekiwaniem władz.
UsuńKilka lat temu stoczyłem na blogu zaciętą wojnę ze Sławomirem, kłóciliśmy się na blogu i poza nim, a potem się zorientowaliśmy, że tak naprawdę to chodzi nam o coś innego.
UsuńTeraz też się zastanawiam czy woda do płukanek była "obiegowa". Pamiętam, że zawsze saturator był "uwiązany" na wężach z wodą, a wokół tworzyły się olbrzymie kałuże zużytej wody. Zastrzeżenia odnosiły się raczej do tej niecki w której myto szklanki, bo tam gromadziła się "stojąca woda". Zresztą za Gierka już pokazały się kubki jednorazowe. Ale jak było tak było ważne, że saturator był czymś szalenie poszukiwanym w czasie upałów.
Nie da się chyba porównać tego jak grużlica "miała się" w PRL i teraz. Jedno jest pewne w PRL było kilkadziesiąt wydzielonych szpitali przeciwgruźliczych, dzisiaj nie ma ani jednego, pozostały tylko nieliczne oddziały. W PRL stawiano na profilaktykę (nie można było prześwietlać się częściej niż dwa razy do roku), dzisiaj mamy 30 latków w stanie silnego rozwoiju tej choroby, którzy ani razu nie byli prześwietlani. W PRL mieliśmy doskonałą opiekę medyczną, dzisiaj mamy doskonałe leki.
Nie trafimy też na miarodajne źródla o skutkach choroby, bo jest to choroba biednych i wycieńczonych, czyli wstydliwa dla chorego i systemu społeczno-politycznego. A tym żaden rząd nie chce się chwalić, inne więc dane w szpitalach (alarmujące!) i inne w statystyce.
Anzai
anzai, o ile się nie mylę to niektóre saturatory były podłączone do sieci a niektóre nie. Aż takim specjalistą w tej dziedzinie nie jestem.
UsuńNie było z ta higieną chyba tak źle bo jakoś całe nasze pokolenie przeżyło.
Cała reszt uwag na temat gruźlicy jest jak najbardziej słuszna. Pamietam, że nawet na lekcjach w szkole uczono nas jak przenoszą się bakterie /pałeczki/ gruźlicy - a więc profilaktyka była. Do dziś pamiętam, że z tego powodu /gruźlica/ nie wolno było pluć na ziemię...
Witaj Beatko:)
OdpowiedzUsuńJa także miałam "swój" saturator:) Stał u zbiegu Siennej i Rynku Głównego.
Obsługiwała go mama mojej koleżanki z podstawówki, więc wypadało napić się wody z bąbelkami właśnie u niej:) Pamiętam ceny - 50gr czysta woda i 1zł z sokiem. Woda z saturatora to był luksus w mieście, a na wsi? Dostawałam od Babci drobne pieniążki i biegłam do sklepu po lemoniadę w proszku. Maleńka torebeczka z zawartością o smaku cytrynowym albo pomarańczowym kosztowała 35gr. Należało ten proszek rozpuścić w szklance wody, ale gdzie tam !
Wracałam z pustą torebeczką, bo proszek konsumowałam po drodze:) Paluszek wskazujący do torebeczki, potem do buzi, ciach, ciach ząbkami trzeszczący cukier ... i po sprawie:)
Elżbietka53
Elżbietko, Ty byłaś "miastowa" skoro saturator w śródmieściu był. Mój "Buzer" to sława Podgórza ul Reytana. A za oranżadą w proszku tęsknię nawet dziś....
UsuńNa pustyni jeden spragniony wędrowiec pyta drugiego: Masz coś do picia? W odpowiedzi drugi podaje mu oranżadę ... w proszku.
UsuńAnzai
Hi,hi,hi.... super! Nie znałam tego. Nie mam pragnienia i oranżadę zjem chętnie "na sucho". Z braku tego smakołyku pogryzam cukierki Zozole, maja trochę tego proszku w środku.
UsuńDowcip pustynny wspaniały. Też go nie znałam.
UsuńJest jeszcze oranżada w proszku. Ja zabieram, gdy planuję wyprawę na pustynię. Sama woda nie gasi pragnienia na dłużej, bo przelatuje przez organizm bardzo szybko, nic w nim nie pozostawiając. Woda musi być więc czymś wzbogacona. Lepiej oczywiście cytryną wzbogacić, ale cytryna mniej wygodna, niż proszek w torebkach.
Nawadniać się trzeba też "psychicznie". To znaczy dać czas mózgowi, by zarejestrował fakt nawodnienia organizmu. To znaczy każdy łyk (zwłaszcza, gdy mało napoju mamy) przytrzymywać w ustach i "bulgotać", jakby się zęby płukało. To tak na wypadek, gdyby peerelek z gożdzikowem chcieli "lać wodę". Bulgotać! Bulgotać, kochani!
Jestem cały za bulgotaniem i przelewaniem płynów, szczególnie fijologicznych ... To zawsze wzbogaca bulgocących i przelewających. :)))
UsuńAnzai
PS. Nie dostałem fijoła, to miały być płyny fizjologiczne
UsuńAnzai
alEllu, wiem, że oranżada w proszku istnieje ale w nielicznych sklepach. Trudno upolować.
UsuńNawadnianie psychiczne popieram, nie tylko nawadnianie zresztą. Bulgotać uwielbiam zwłaszcza w tak miłym, jak Wasze, towarzystwie.
Bul,bul,bul.....
anzai, pobulgotajmy...bul,bul,bul..bulgottttt! Ładnie?
Usuńwiem, że nie masz fijoła - masz goździki!
Bet, z Tobą zawsze chętnie poprzelewam i pobulgotam, a co tam.
UsuńAnzai
Och, jak miło!
Usuń50 gr czysta
OdpowiedzUsuń1,00 zł, z sokiem. To ostatnie zapamiętane ceny na dworcu PKP w Krakowie\Pozdrawiam
Elżbietka podaje takie same ceny, chyba razem tę wodę piliście...hi,hi...
UsuńŻadne z nas nie chorowało, to dowód, że zagrożenie gruźlicą było mitem.
Witaj Bet, no, tak, zapomniane saturatory, a przecież w Warszawie było ich sporo. Moja babcia była przeciwniczką picia z nich wody, straszyła chorobami, ale jak tu było w upalny dzień się nie napić, szczególnie że ta woda z sokiem była tylko delikatnie słodka, w przeciwieństwie do dzisiejszych przesłodzonych napojów w butelkach, i doskonale gasiła pragnienie. W Warszawie były też przy niektórych saturatorach już jednorazowe plastikowe kubeczki.
OdpowiedzUsuńMario, wszystkie Babcie oraz mamy zabraniały picia z saturatorów. Pijaliśmy ukradkiem...jak mama nie widziała. No, tak gdy nastały kubeczki jednorazowe problem się rozwiązywał. Ale wody sodowej już się nie pija teraz - nawet nie wiem czy taka istnieje?
UsuńWłaśnie, wody mineralne z butelki, nawet gazowane, to zupełnie nie to, co ta woda sodowa! Hm, smaki dzieciństwa - ponoć na stałe wdrukowują nam wzorce tego, co dobre.
UsuńMario, a woda sodowa z domowego syfonu? Pamiętasz, takie szklane syfony napełniane w specjalnych punktach usługowych? A potem napełniane w domu przy pomocy specjalnych naboi z gazem? Tylko czy do tych syfonów lało się wodę wprost z kranu???
UsuńOwszem, pamiętam syfony, chodziło się do sklepu po zużyciu i wymieniało na nowy (oczywiście się płaciło). Z tymi na naboje były problemy, Nie były wcale tanie, a przy tym był pewien kłopot z kupieniem nabojów, no i zdarzały się naboje niesprawne, a czasem system w syfonie się psuł. Tak więc u mnie był zwyczaj kupowania wody w syfonie. Zresztą woda ze szkła była smaczniejsza niż teraz z plastiku. A może i smaki z biegiem lat się zmieniają.
UsuńChyba wszytko po trochę, Mario.
UsuńNiechcący usunęłam z albumu swojego nie te, co trzeba usteczka profilowe. Stąd ten czarny "zakaz". Ale już to naprawiłam:)
OdpowiedzUsuńNie, nie chcemy tu żadnych "zakazów". Dobrze, że naprawiłaś.
UsuńJa mam 2 zasadnicze charakterystyczne cechy:
OdpowiedzUsuńPierwsza - mam doskonała pamięć,
druga - .......... zapomniałem.
Ale cos w tym jest że doskonale pamietam rzeczy sprzed lat a co jadłem na obiad jakby ciut mniej co jak na razie zrzucam na roztargnienie.
Stwierdzam więc - w Opolu gruźliczanka kosztowała 30 gr. czysta i złotókę z sokiem a z podwójnym sokiem az 1,50 zł.
Saturator kojarzy mi sie z moim kolega jeszcze z wojska który zszedł na psy i na starośc wylądował w przytułku. Był on bardzo dobrych mechanikiem telewizyjnym i nawet pod Opolem miał swój zakład usługowy. Powodziło mu się doskonale do czasów do których jakość telewizorów zaczęła sie gwałtownie polepszać. Jego zakład zrobił plajtę a on sam z długów ledow sie wypłacił. Po jakims czasie spotkałem go jak w białym kitelku pod domem towarowym sprzedawał wodę z saturatora. Piotr - wiesz jaki to interes !!??. Później go spotkałem gdy chodził z walizeczką a w niej przybory do przerabiania zapalniczek jednorazowych w takie do nabijania gazem. Miał rózne kamienie do zapalniczek........Piotr - wiesz jaki to interes ??!!. Po kilku latach sam zadzwonił do moich drzwi, ostrzył noże, nożyczki......Piotr - wiesz jaki to interes ??!!. Parę lat temu widziałem, go jeszcze jak zaglądał do kosza na śmieci ale dał noge jak mnie zobaczył. Dzis wiem że jest w Domu Opieki.
Piszę to może nie na temat ale Tewn mój dawny kumpel Zbyszek poległ na niwie nowoczesności i kapitalizmu i .......zrobiło mi sie smutno.
Piotrusiu, uśmiechnij się! Twój kolega coś przekombinował chyba, ale jak widzisz nie wszystkim tak fatalnie ułożyło się życie. Popatrz na siebie - miałeś więcej szczęścia czy rozumu niż ten kolega?
UsuńNie, nie wolno sądzić, że nowoczesność prowadzi do zguby.
........chyba jednak więcej szczęścia jak zreszta każdy z nas. Patrząc retrospektywnie widzę że małe i przypadkowe zdarzenia decydują o dalszym życiu i jego powodzeniu lub nie. Doświadczyłem tego na własnej skórze.
UsuńPozdrawiam
Bet, ale Piotr pisze o ważnej sprawie, niekoniecznie tylko kwestionuje nowoczesność, ale i pokazuje kulisy naszej transformacji, los ludzi, którzy uwierzyli ONYM, którzy dorwali się do władzy i przekonywali, żeby brać sprawy we własne ręce, że każdy może być przedsiębiorcą. A potem ludzie zostali albo z kredytami, albo miotali się jak ów Zbyszek. Czy godzi się zmieniać ustrój tylko dla wąskiej elity?
UsuńCoraz bardziej żałuję, że nie należałam do PZPR, bo miałabym odpowiednie znajomości, brak kłopotów, i jak różne bękarty sieciowe by mi wymyślały od komunistów czy czerwonych z racji lewicowych poglądów, to przynajmniej czerpałabym z tego zyski.
No, rozpisałam się trochę.
Zgadza się Mario - wielu "poległo" na próbie przedsiębiorczości. "Polegli" czasem z własnej winy a czasem z powodu okoliczności od nich niezależnych. Dla sprawiedliwości trzeba też dodać, że wielu zanotowało sukcesy. Wyrosło mnóstwo prywatnych, świetnie prosperujących firm. Wszystko ma dwie strony...
UsuńDobrze,, tylko popraw ortografię bo na blogach obciach robisz dla Opola.
UsuńKasia Opole
Kasiu, nie bądź taka surowa... Tobie też trafił się podwójny przecinek:))))))
UsuńKasia rzeczywiście jest zbyt surowa, bo u niej z kolei nietęgo z interpunkcją, przed bo wszak stawia się przecinek. Najlepiej nie być purysta, bo pisanie na komputerze to zupełnie co innego niż ręcznie i powstają błędy maszynowe.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSkoro mowa o saturatorze to ja chętnie na jakiś bym się zdecydowała, aby zredukować używanie plastikowych butelek w naszym domu. Interesuję się ofertą, którą widziałem na stronie https://www.oleole.pl/saturatory.bhtml Co o tym sądzicie?
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobry pomysł! Saturator o pojemności 60 l to może przesada ale syfon na 1 litr byłby dobry. Zresztą wszystko zależy od wielkości rodziny:-)
UsuńSyfony na naboje gazowe były dość popularne w czasach późnego PRL. Wtedy uważane za cud techniki i nowoczesności może wrócą do łask? Kłopot tylko w tym, że woda gazowana ponoć niezdrowa... I co teraz?
Ja też właśnie zastanawiam się nad zakupem takiego urządzenia. Widziałam, że w sklepie https://oxyshop.pl/saturatory/ jest ciekawa oferta na saturatory :)
OdpowiedzUsuń