Uznałam, że u progu nowego roku szkolnego warto przypomnieć to, wydawało by się, zapomniane słowo. Bo teraz wszystkie dzieci noszą plecaki. Różnokolorowe, śliczne – wprost uczniowska biżuteria!
Mój pierwszy tornister był wykonany z tektury lakierowanej na ciemny brąz bez żadnych ozdób i ekstrawagancji. Prosty pojemnik na książki przypisaną sobie funkcję spełniał bardzo dobrze bowiem twarda tektura zapewniała komfort podręcznikom i zeszytom. Taki mobilny regalik to był:) Podczas dziecięcych podskoków urozmaicających marszrutę bardzo przyjemnie grzechotała tornistrowa zawartość. Najlepsze dźwięki zapewniał drewniany piórnik z ołówkiem i obsadką pióra. Odgłosów klekotania nie tłumiła malutka gumka Myszka zawsze w piórniku obecna. Tornister chronił plecy przed uderzeniami śnieżnych kulek zimą i można było na nim zjechać z górki co znacznie podnosiło jego atrakcyjność w praktyce. To cóż, że urodą nie grzeszył - wszak pięknością uczniowskiego wyposażenia nikt się wtedy nie przejmował.
Wiernym towarzyszem tornistra był worek na pantofle. Ten ważny atrybut ucznia dzieci nosiły w ręku i bardzo chętnie nim wymachiwały w geście radości oraz dodania animuszu. Wirujący worek mógł działać odstraszająco na łobuzów. Worki były zwykle sporządzane w domu, z resztek granatowej podszewki pozostałej przy szyciu uczniowskiego chałatu. Troki do zawiązywania worka – długie sznurówki od trzewików. W środku – domowe kapcie.
Moja troska o ochronę przed zapomnieniem słowa tornister Okazała się nadmierna. Internet pamięta i błyskawicznie ukazuje współczesne TORNISTRY uczniowskie w bajecznych wprost kolorach oraz formach. W potocznej mowie chętniej jednak rozprawia się o PLECAKACH. Czyżby dlatego, że słowo TORNISTER prawdopodobnie zapożyczone jest z języka niemieckiego. Tornistry nosili żołnierze Wehrmachtu! Czyżby w tym niewinnym przedmiocie jest „ukryta opcja niemiecka”? Ooooo… Zdecydowanie bezpieczniej kupić dziecku plecak:)
Wesołego i kolorowego rozpoczęcia nowego roku szkolnego!
Jakoś szczęśliwie uniknąłem noszenia tego cudaka na plecach, bo szkoła, do której rzadko zaglądałem (!), była blisko więc na przerwie można było wpaść do domu i wymienić podręczniki. Jeżeli już musiałem korzystać z tornistra to - tak jak inni - nosiłem go pod pachą. Ówczesnym trendem była szybka wymiana tornistra na teczkę, a jeszcze lepiej na aktówkę. Gdzieś od połowy lat 60' ub.w. zapanowała moda na skórzane worki i to był hit, aż do matury.
OdpowiedzUsuńJaki cudak? Tornister to była oczywista oczywistość:)) Wspomniany w tekście tekturowy tornister był dość mały ale mieścił wszystkie potrzebne w danym dniu przedmioty oraz kanapkę na wzmocnienie. Hmmm... Ilość szkolnego sprzętu była znacznie mniejsza niż dziś. Także ilość lekcji mniejsza. Mówię oczywiście o wczesnym etapie edukacji na poziomie podstawowym.
UsuńTornistrów "pod pachą" nie pamiętam, ale naszym hitem były tornistry uszyte z dermy, bardziej miękkie i odporne na zamakanie:)
Później nastała moda na torby turystyczne, faktycznie w formie worków i noszone na jednym ramieniu. Krytykowane jako niezdrowe dla kregosłupów.
Miałam także tornister i nosiłam go na plecach, bo noszenie pod pachą, było chyba męskim zwyczajem. Chociaż nie jestem zwolenniczką przejmowania amerykańskich zwyczajów, to bardzo mi się podoba ten, że młodzież trzyma podręczniki w szkolnych szafkach. Mam nadzieję, że urlop(jeśli już na nim byłaś) był udany. Uściski.
OdpowiedzUsuńTak, przechowywanie podręczników w szkolnych szafkach również pochwalam lecz przy założeniu, że nie ma konieczności korzystania z nich przy pracach domowych.
UsuńIwono, od dłuższego czasu jestem na etapie urlopu od urlopów. Nie jest to zachwycające, ale tak bywa w życiu. Uściski odwzajemniam:)
Ja miałem tornister z jakiejś skóropodobnej dermy, a worka na pantofle nie miałem ponieważ podłoga w naszej szkole pokryta była pyłochłonem. To taka czarna maź która impregnowało się deski. Nie daj boże przewrócić się na taka podłogę wszystko stawało się czarne.
OdpowiedzUsuńTaką podłogę koloru czarnego miałam w Liceum i faktycznie tam nie wymagano zmiany obuwia co uważaliśmy za awans ku dorosłości:) Przyszedł jednak moment gdy uznano konieczność zadbania o młodzieńcze stopy i nakazano noszenie obuwia podobno zdrowotnego o wdzięcznej nazwie Juniorki. Był to wyrób wątpliwej urody i wymóg jego noszenia uznaliśmy za szykanę.
UsuńWiesz ze nie pamietam tej czarnej podłogi w 4 .Nosiłam białe wysokie kozaczki i był spokój z przebieraniem obuwia.Pamiętam strasznie zimno w klasach i cieplutki piec kaflowy do którego wszyscy chcieli się przytulac.W podstawowej każdy miał takie brzydkie tekturowe pudło na książki ,zeszyty i oczywiście piornik.Gdzie Ty taka zabytkowa ławkę znalazłas.Pozdrawiam Marta uk
OdpowiedzUsuńBo chyba dużo młodsza jesteś i może podłogi były wymienione:)) Ale piece do przytulania potwierdzam.
UsuńŁawka stała przed laty,na ul Brackiej przed jedną z kawiarni jako dekoracja. Nie wiem czy jeszcze tam stoi bo już od paru lat nie byłam ul Brackiej gdzie "wciąż pada deszcz":))
Przez czas jakiś też w szkole, do której chodziłem w kapciach, miałem piec kaflowy i obchodziłem się bez tornistra. Dopiero chyba w trzeciej czy czwartej klasie się go dorobiłem. Spora część kolegów i koleżanek chodziła w tzw. kujonach - obuwiu składającym się a grubej drewnianej podeszwy i cholewki z marnej skóry, ale doskonale się na nich ślizgało, gdy się jakiś lód trafił. Ale zbulwersowało mnie nakrycie głowy, które przybyło, zdaje się, z Anglii przez USA. Wydaje mi się, że w polskich szkołach nawet w bardzo zamierzchłych czasach czegoś takiego na głowach się nie nosiło, nawet przy szczególnych okazjach. (Mareczek)
OdpowiedzUsuńSłuszna przygana za nakrycie głowy. Postaram się coś z tym zrobić:))
UsuńTeraz chyba lepiej, prawda?
UsuńNapisałem "wydaje mi się". Cieszę się, że to potwierdzasz. (Mareczek)
UsuńMiałem tornister kartonowy w roku1949 i pierwszy deszcz go zniszczył.
OdpowiedzUsuńA to pech!
Usuńłooooo...! Uczennica na wagarach (jeszcze wczoraj siedziała w ławce!)?
OdpowiedzUsuńDostałam w spadku tornister po starszej siostrze - był wielki, skórzany, brązowy i ciężki! Bleee
I tak go nie nosiłam, bo w pierwszej klasie do szkoły odprowadzał mnie dziadek 😇
- trzeba było przejść obok cmentarza, a za cmentarzem był dziki sad, tam zasadził się na uczennice jakiś ekshibicjonista i wymachiwał swoim przyrodzeniem. Tak zaliczyłam propedeutykę anatomii (układ rozrodczy osobników męskich).
W drugiej klasie tego indywidua już nie było, więc odważnie sama docierałam na lekcje, tym bardziej dumna, bo na plecach dyndał mi śliczny, mały, materiałowy plecaczek w czerwoną kratkę (przywieziony przez mamę z Czechosłowacji).
W plecaczku dwa zeszyty, piórnik, śniadanie, czasem strój gimnastyczny. Tyle.
Minęły lata i pamiętam, że ten sam plecaczek zabrałam na licealną wycieczkę - do Wodogrzmotów Mickiewicza (pewnie tak dobrze go pamiętam, bo został uwieczniony na zdjęciach aparatem Смена 😀)
Z ławki przegonił mnie Mareczek:))
UsuńTeż miałam taką swoistą lekcję anatomii. Do szkoły chodziłam w towarzystwie koleżanki i to był czas na omawianie bardzo ważnych, dziecięcych spraw. Buzie się nam nie zamykały podczas tych podróży a w powrotnej drodze jeszcze długo kontynuowałyśmy dialog stojąc przed blokiem.
Plecaczka nigdy nie miałam ale jakoś nie mam o to żalu do losu. Już bardziej żałowałam brak super modnego płaszczyka z ortalionu.
Nie nosiłem nigdy tekturowego, choć właśnie tekturowy zapewniał to, że nie gniotły się książki; nosiłem skórzany, ale nie taki "z pierwszej półki", a starczał mi na kilka przynajmniej lat. Noszenie tornistra czy później plecaka w ręku, nie na plecach, to w sumie nieprzyjazna kręgosłupowi ekstrawagancja. A w szkole średniej? Przyznam, że nie pamiętam w czym nosiłem książki i zeszyty. Prawdopodobnie było to cos w rodzaju plecaka z możliwością noszenia w ręku...
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie, tornister tekturowy miał swoje zalety w kwestii bezpieczeństwa książek i zeszytów. Ekstrawagancje nieprzyjazne kręgosłupom były powszechne - takie prawo mody:) W moich licealnych czasach nosiło się worki typu turystycznego właśnie na jedno ramię. Kręgosłupy mieliśmy już w tym wieku nico ukształtowane a i zawartość worków nie była nadmiernym ciężarem. Czyżby wiedza dawniej mniej ważyła? Hi, hi, hi...
Usuń