…kto się nie chowa ten kryje!*
Skończyły mi się zapałki. Zabytkowy pojemnik wykorzystujący siłę grawitacji opadających pudełeczek zieje pustką. Sporo lat trwało jego opróżnianie gdyż zapałki dziś już nie są tak niezbędne jak dawniej. Kuchenki gazowe mają swoje iskrowniki, do świec kupuje się pstrykające zapalarki a zapalanie papierosów jest całkiem passe.
A jednak udało mi się wykończyć stare zapasy zapałek i aby pojemnikowi nie było smutno postanowiłam go zapełnić. Ha! W żadnym z odwiedzanych marketów zapałek na półkach ani przy kasach nie znalazłam. Pojemnik na kuchennej ścianie pogrążył się w rozpaczy. Szukam zapałek nadal i znajduję je w kiosku z gazetami, a także w osiedlowym sklepiku typu „Szwarc mydło i powidło”. Trochę zdziwiłam ekspedientkę żądaniem zakupu całej paczki zamiast oferowanego pojedynczego pudełka. A przecież tak się dawniej kupowało, paczkami! Aby był zapas bo bez soli i zapałek nie było gotowania i rodzinnego życia!
Drążąc temat zapałczany wyróżniam kilka obszarów ich aktywnej obecności. A więc:
Kultura i sztuka – Pudełka zapałek były ozdabiane estetycznymi etykietami często o walorach dydaktycznych. Takie miniaturowe plakaty. Wystarczy wspomnieć lansowane na opakowaniach hasło: „Dzieci plus zapałki równa się pożar”. Bywały serie promujące ważne wydarzenia i postacie. Etykiety zapałczane były przedmiotem pasji kolekcjonerów.
Majsterkowicze wykorzystywali zapałki jako tworzywo do artystycznej twórczości. Powstała z nich szopka krakowska, miniatury zabytkowych budowli, jedna z krakowskich kawiarni szczyciła się ścianą ozdobioną boazerią z zapałek.
Gry i zabawy towarzyskie – towarzystwo zebrane przy kawiarnianych stolikach zabawiało się ustawianiem wieżyczek, rozwiązywaniem łamigłówek związanych z układaniem zbioru zapałek a miłośnicy gier karcianych z zacięciem hazardowym używali małych patyczków z siarką jako waluty!
Strategiczne decyzje – czasem los ludzi i wydarzeń zależał od wylosowania zapałki z łebkiem lub bezJ
Kształtowanie relacji międzyludzkich – prośba o ogień z zapałki mogła być początkiem interesującej relacji damsko-męskiej lub zawiązania przyjaźni sąsiedzkiej. O, bywało też zaczepką do bardzo agresywnych zachowań.
Wychowanie i zabawa – wbrew ostrzeżeniu na etykietach wspomnianym powyżej, dzieci używały zapałek do tworzenia ludzików z kasztanów!
Hi, hi, hi… Tyle zastosowań wymieniłam pomijając podstawową funkcję dostarczania ognia:) Cóż, zapalanie ogniska jedną zapałką to tajemna sztuka zgłębiana w ramach sprawności harcerskich. Udawało się!
Na zakończenie zachowałam pozycję z literatury młodzieżowej „Zapałka na zakręcie” Krystyny Siesickiej. W młodości fascynował mnie głównie tytuł powieści chociaż treść także. Powodowana wspomnieniami wykazałam niemało wysiłku w zdobyciu tej pozycji bowiem w bibliotece oraz księgarni jej już nie ma. Znalazłam na portalu zakupowym, kupiłam, przeczytałam z rozrzewnieniem młodzieńczych wspomnień lecz fascynujący mnie tytuł nadal pozostaje niezrozumiały.
Taka to ze mnie „Dziewczynka z zapałkami” dziś:)
* dziecięca wyliczanka przy zabawie w chowanego
Mały kawałek drewna z łebkiem "nie od parady", a jakże fascynującą opowieść stworzyłaś. Ciągle jestem passe, ale do podpalenia papierosa używam zapalniczki. Faktem jednak jest(choć nie wiem z czego to wynika), że zapałczany płomyk jest jakiś inny niż ten z zapalniczki. Filumenistów jest już niewielu, a szkoda, bo to ciekawe hobby.
OdpowiedzUsuńZapałczany płomyk ma moc podobną do żywego ognia w kominku lub uroku płonących świec. Żadne elektryczno-gazowe zamienniki nie dają tego efektu. Doceńmy zapałki!
UsuńKiedyś zbierałam etykiety zapałczane ale kolekcja była niezbyt imponująca więc zapał zgasł jak płomyk zapałki:))
Za pochwałę bardzo dziękuję - cmok!
No właśnie. Kiedyś odczuwałam brak tychże. Nie palę i nie umiem posługiwać się małą zapalniczką do papierosów. Do świeczek używałam zapałek zdobycznych, takich dużych. Łatwo przenosiło się ogień z jednej świeczki na drugą. Teraz mam zapalarkę. Cóż, nie pierwsza i nie ostatnia rzecz, do której musimy się przyzwyczaić.
OdpowiedzUsuńJak miło Cię widzieć! Tęskniłam.
UsuńZapalarki są bezduszne jak słusznie zauważyła Iwona powyżej. Ale wygodne w użyciu... Nie poddają się wilgoci i nie trzeba wyrzucać zużytych patyczków:))
IMPREGNOWANE przecież były! 🤣🤣🤣
UsuńImpregnacja nie obejmowała główek czyli zapalnika:))
Usuń...a ja tęskniłam już za Tobą! ( przeszło miesiąc!) 😉
OdpowiedzUsuńPamiętam jeszcze obleśnego wujka, który zapałkami dłubał w zębach i osmalone sufity kl. schodowej - ślady po wystrzelonych przez dzieciarnię, zapalonych zapałkach... 😀 No i miasto Sianów! Sianów - ZPZ, główny producent zapałek! (do 2007 r.)
W latach osiemdziesiątych (hmm... a może raczej dziewięćdziesiątych?), zapałki były równie deficytowym towarem, jak kawa czy papier toaletowy. Tyle, że zdobycie papieru lub kawy powodowało jednak dużo szerszy uśmiech na buzi szczęśliwca 😁
Ach, jak ja lubię gdy ktoś za mną tęskni! Czas tak szybko biegnie, że miesiąc teraz to taki dawny tydzień:))
UsuńZapałki jako wykałaczki były stosowane. Niektórzy panowie lubili żuć końcówki zapałek w okresie pomiędzy jednym papierosem a drugim:)) A może zamiast papierosa? Obecnie mam zapałki wyprodukowane w Szwecji...
Była też gra, której narzędziem było pudełko zapałek. Kładło się je na brzegu stołu tak, by wystawało parę milimetrów i podbijało się ręką od spodu. Jak się przekręciło na drugą stronę - następny ruch, jak stanęło na dłuższym boku - 5 punktów, jak na krótszym - 10 punktów. Nie pamiętam ile, ale przeraziła mnie cena, której niedawno zażądano w żabce w pobliżu cmentarza za pudełko zapałek. Ostatnio kupowałem litewskie. (Mareczek)
OdpowiedzUsuńTak, tak! Pamiętam takie podbijanie pudełka od zapałek:)
UsuńTez nie pamiętam współczesnej ceny zapałek ale chyba była przyzwoita bo nie przeraziła mnie. Litewskie zapałki pewnie równie dobre jak Szwedzkie:) TYlko polskich brak...
Tyle wspomnien, dziekuje za… zapalenie ognika.
OdpowiedzUsuńMnie przypomnialy sie 2 sprawy - zapalki sztormowe - czy ktos wie o co chodzi? Bo moja zona nie wiedziala. To byly zapalki z bardzo dlugim czubkiem, ktore nie mogly zgasnac przez kilkanascie sekund. Drugie wspomnienie to opowiadanie Jacka Londona - angielski tytul - Zapalic ognisko - dosc okrutna historia o osobie ktora wybrala sie podroz w okropnym mrozie, przemarzla i miala tak zgrabiale dlonie, ze zmarnowala zapalki, ogniska nie zapalila i zamarzla na smierc. Ciekawe, ze wlasnie dzisiaj, 29 maja, jest 120 rocznica publikacji tego utworu.
Lech
Sztormowe dłuższą główkę miały chyba w dwóch czy trzech kolorach. Mimo zaawansowanego wieku masz młodą żonę. (Mareczek)
UsuńJeszcze jedno - w Australii, żeby kupić zapałki w supermarkecie, trzeba udowodnić że się ma skończone 18 lat - mnie wierzą na słowo, a może na wygląd.
OdpowiedzUsuńLech.
O, jak pięknie "dołożyłeś do ognika"!
UsuńZapałki sztormowe znam, sprzedawane chętnie w ramach asortymentu na 1 listopada do zapalania zniczy nawet przy wiejącym wietrze.
"Dziewczynka z zapałkami" Andersena ma podobny motyw jak wspomniane przez Ciebie opowiadanie Londona.
Wymóg pełnoletniość przy zakupie zapałek jest zgodny z hasłem "Dzieci + zapałki = pożar" :))
UsuńTo co dzisiaj sprzedają, to nie te sztormowe, tylko po prostu większe zapałki. (Mareczek)
UsuńAcha, to już wiem
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńW moich stronach zapałek nie brakuje. Zawsze mam ich spory zapas, ponieważ nie lubię wszelkich zapalniczek.
Nie sądziłam, że o zapałkach można napisać tak ciekawą notkę. Zresztą cały ten blog jest ciekawy i najwyższy czas pozbierać wszystko, łącznie z tym, co wnieśli goście i napisać książkę, o! Do dzieła, Bet! Żadnych wymówek nie przyjmuję. I o! I już!
Pozdrawiam serdecznie.
O Mistrzyni Wyznaczania Zadań! Wskaż ewentualnych czytelników tego, wiekopomnego niewątpliwie, dzieła jeśli by powstało:)) Pokolenie "dzieci PRL-u" jest na wymarciu, a młodzież traktuje ten czas jako prehistorię bez większego znaczenia.
UsuńZa pochwałę bardzo pięknie dziękuję i polecam się:))
...ja Ci dam - "na wymarciu"!!!! 😮☹️ja dopiero mam zamiar zacząć nosić mini i pokolorować włosy (waham się z wyborem koloru 😁)
UsuńalElla ma dobry pomysł, bo wszelkie wydawane dotąd wspomnienia o PRL-u, to ględzenie o politykach, ich żonach i stosunkach politycznych, a mało jest o codziennych pierdołkach, jakie nas otaczały, jak próbowaliśmy (z powodzeniem!) oszukiwać szarą biedę, jak spędzaliśmy czas na ubawach, gdzie robiliśmy prywatki, z czego szyłyśmy (wcale nie szaro-bure) sukienki i takie tam...
Może i było biednie, ale było też POMYSŁOWO i wesoło! Zresztą... czy na pewno nasze finanse tak bardzo się obecnie poprawiły? Wystawiony i niby dostępny towar oglądamy zwykle przez szybę. A wtedy go ZDOBYWALIŚMY!
I warto to opisać. A skoro masz dar i łatwość operowania piórem - przemyśl to! O!
Lilka! Włosy na tęczowo maluj.
UsuńMam dar? Tylko pióra nie mam:)) Klepię w klawisze dwoma palcami wskazującymi. Inaczej nie umiem. Taki to ze mnie klepko pisarz:))
Ale za zachętę bardzo dziękuję. Kto wie, może pomysł dojrzeje?
Ha! Dopóki ordoiurisy, kajegodek i wszelkie klauzule sumienia chodzą luzem po ulicach, kolorowe włosy wydają się trochę... prowokacyjne 😉🤭
UsuńTo "pióro", to - kurde mol! - było patetyczną metaforą! Miało dodać powagi temu, co dalej powiedziane...
Dojrzewaj... dojrzewaj... (możesz klepać w klawisze nawet dwoma środkowymi palcami, talentu Ci to nie ujmie...!)
Ja mam dwa piękne parasole w barwach tęczy i boję się wyjść z nimi na ulicę:))
UsuńTeż mam jeden. W piwnicy leży.
UsuńAle! Zawsze można wytłumaczyć, że my z PSS "Społem" KLIK, tylko zanim coś zdążysz powiedzieć - dostaniesz w dziób...
Pamiętasz sklepy "Społem"? Jeszcze gdzieniegdzie widuję 😁
Hi,hi,hi... Dobra ta flaga Spółdzielcza:)) Moje parasole się ucieszyły bo wciąż stoją w gotowości koło drzwi.
Usuń"Społem i za późno wstołem..." mawiali koneserzy piwni na spotkaniach przy budce z tym napojem:))
Czyżby ta Spółdzielnia jeszcze istniała? A może tylko szyldów ktoś zapomniał zdjąć?
Jeszcze działa ok 4000 sklepów (sprawdziłam w google).
UsuńPod moim domem uchował się jeden - taki spożywczo - drogeryjny, tyle że odarty z wszelkich tęczowych symboli.
W Krakowie też jest kilka - KLIK
No, ale wracając do wątku... szukać już wydawnictwa? 😁😉
Nabieraj sił i energii!
Aj, "w gorącej wodzie kąpana" jesteś:))
UsuńFaktycznie, spółdzielnia Społem jeszcze istnieje i mignęła mi informacja, że jest starsza od PRL-u.
😘 ok - już milknę na ten temat!
UsuńZaczynamy czerwiec! Miłego! 😘
L.
Ja nie umiem pisać książek :(( Nawet na klawiszach.
UsuńCzerwiec niech będzie skoro musi, ale zdecydowanie wole maj:)) Miłego, miłego dla Ciebie Lilka i dla reszty świata też.
Potrzebowałem kiedyś taśmę do wzmocnienia walizki przed podróżą. Znalazłem w sklepie piękną, tęczową. W porę przypomniałem sobie, ze lecę do Polski, wybrałem droższą w kolorze szaro-burym. (Mareczek)
UsuńNo popatrz do czego to doszło:))
UsuńMyslałem, że już nikt nie pamięta sufitów upstrzonych zapałkami z sadzą, a tu - jak zwykle - nie zawodzi Lilka. Za to - w zamian - nadmienię, że zapałki były nieodzowną częścią przy majstrowaniu zabawek z kasztanów. A zeskrobane główki z zapałek służyły też jako proch do strzelania z klucza. To były czasy.
OdpowiedzUsuńOj tak! Chłopaki-łobuziaki kombinowali coś z zapałczanej siarki i to "coś" strzelało:)) Sufity z zapałkami często można było spotkać na klatkach schodowych oraz męskich toaletach.
UsuńZapałki na suficie
OdpowiedzUsuńNależy wziąć zapałkę do WC, poślinić jej koniec i pocierając o ścianę ponad lamperią zebrać na jej końcu trochę wapna, następnie zapalić zapałkę i umiejętnie rzucając spowodować, że przyklei się ona do sufitu, jednocześnie paląc się okopci go trochę i pozostawi część spaloną zapałki zwisającą w dół. W naszym kibelku po roku szkolnym było jak w jakiejś pieczarze, dosłownie brakowało już wolnego miejsca.
Och, jaka dokładna instrukcja! Zastanawiałam się często jak "Oni" to robili:)) I okazuje się, że dzieło wymagało nie lada precyzji i wprawy. Zapewne były jakieś kursy doskonalenia dla początkujących. Choć to czysta dewastacja mienia to z podziwem zauważam, że nie dochodziło przy tym do groźnych w skutkach pożarów. Chyba?
Usuń