środa, 28 sierpnia 2024

"Wesołe jest życie staruszka" czy "starzyka los"?

         Wesoło i skocznie śpiewali eleganccy Starsi Panowie (wcale nie tacy bardzo starzy)  w swoim Kabarecie, dodatkowo  dziarsko  wymachując gustownymi laseczkami:

…”Tu biuścik zachwyci, tam nóżka, choć nie ten już wzrok…”

Dla kontrastu - Zespół Pieśni i tańca „Śląsk”  lansował sentymentalną  pieśń o emerytowanym górniku:

„Pyk, pyk, pyk z fajeczki.

Duś, duś, duś gołąbeczki.

Fajeczka, gołąbeczek,

Ławeczka, ogródeczek

I w kadłubku kos, to starzyka los”

        No cóż, życie to nie kabaret ani miła biesiada więc jak zatem  naprawdę wyglądał los seniorów w Polsce Ludowej? Przyznam, że moje osobiste doświadczenia w tym temacie są dość nikłe gdyż wzrastałam bez obecności dziadków, którzy pomarli przed moim narodzeniem. Większość własnych wspomnień dotyczy dzieciństwa i młodości – losem seniorów nie miałam okazji za bardzo się zajmować. Teraz nadrabiam te zaległości z dużą nawiązką bo na obecnym etapie życia mam w otoczeniu seniorów aż nadmiar i problemów z tym związanych obserwuję także nadmiar. Pomimo dość rozbudowanej oferty państwowych i prywatnych Domów Opieki, Agencji Opiekuńczych zawsze największym pozostaje dylemat moralny.

        Z młodzieńczych obserwacji wynika mi, że dawnymi czasy, dziadkowie byli bardzo cennym elementem rodzin. Babcie znakomicie wywiązywały się z funkcji opiekuńczych nad wnukami umożliwiając tym samym aktywność zawodową młodym mamom. Dziadkowie zaś nadawali się do pomocy w bieżących remontach, reperacjach i ewentualnie do chodzenia z wnukami na ryby.  Seniorzy wiejscy byli wręcz drogocenni w kwestii zaopatrzenia w żywność oraz przechowywania dzieci podczas wakacji. Dziadkowie mieli cierpliwość i czas na opowiadanie bajek, czytanie książeczek, nauczanie robótek ręcznych lub majsterkowania. Latorośle chętnie z tego korzystały bo nie miały wtedy internetu a często nawet i telewizji. Seniorzy byli źródłem wiedzy, tradycji i nierzadko autorytetem moralnym. W najbardziej ponurym okresie PRL Dziadkowie dzielnie stawali w kolejkach po wszelkie reglamentowane dobra. Taki to był prawdziwy program: „Aktywny Senior” w służbie rodziny.

        A co gdy nadchodził kres tej aktywności? Jak upływała ta najmniej miła starość? Kto pielęgnował staruszków i towarzyszył im u kresu życia? Jak to właściwie z tą starością dawniej bywało? Jak liczne i powszechne bywały transfery Dziadków ze wsi do miastowego M-3 w blokowisku? Na ile chętnie młodzi podejmowali trud opieki nad rodzicami poświęcając część własnego, może już wygodnego, życia? Czy funkcjonował jakiś system państwowej opieki senioralnej oprócz owianych złą sławą placówek pod straszną nazwą Dom Starców?

Przyznaję ze wstydem, że niewiele wiem. Zapewne można gdzieś na ten temat sporo wyczytać, ale skoro ten blog opiera się na doświadczeniach i wiedzy „żywych ludzi”, a jak głosi motto „każdy wnosi to coś nowego” więc pomóżcie Towarzysze!