Taki to slogan pisaliśmy kredą na szkolnej tablicy w stosownym
dniu.
Może infantylne i głupawe to hasło, ale sporo w nim jednak szczerego
podziwu dla ówczesnych pedagogów. Jako dzieci lubiliśmy naszych nauczycieli, ale i baliśmy się ich. Na widok
Dyrektora Szkoły serce biło tak mocno, że aż podskakiwały zwisające na piersi
pomponiki koronkowego kołnierzyka. „Nasza pani” ubrana jak my, w błyszczący,
granatowy chałat łagodziła napięcie dobrotliwym uśmiechem i głaskaniem po
głowie choć niekiedy, w chwilach hałaśliwego rozpasania klasy dyscyplinowała
trzaskając opasłym dziennikiem w stół. Aż podskakiwaliśmy w ławkach i zapadała
cisza…
W
szkole średniej znikły błyszczące granatowe chałaty i głaskanie po głowach. Tutejszy nauczyciel to „pan profesor” i choć żaden z nich formalnie nie zasługiwał
na ten tytuł – wszyscy stosowaliśmy zwyczajową formę, która znakomicie podkreślała,
a nawet wręcz budowała autorytet nauczyciela. Tu już nikt nie hałasował na
lekcji, nie pojadał ukradkiem kanapek. Nie wypadało po prostu. Wypadało za to popalać
papierosy w łazience i ukradkiem całować się w zakamarkach szkolnych korytarzy.
Wypadało też wchodzić w zawiłe dyskusje z profesorami, pytać, rozwiązywać
młodzieńcze dylematy. Wypadało śpiewać za Filipinkami: „profesorze pókiś jeszcze pośród nas…”
Dawno, dawno temu w Dniu Nauczyciela było tak: dzieciaki w białych
bluzeczkach i koszulach wystrojone w sztywno sterczące kokardy i krawaty na
gumkach, recytowały wierszyki, śpiewały chóralne piosenki i wręczały owinięte
celofanem kwiaty, a przejęte mamusie z Komitetu Rodzicielskiego częstowały
ciastkami. Do stołu z ciastkami z czasem dosiadły się panie sekretarki,
księgowe, sprzątaczki oraz woźne. Bowiem Dzień Nauczyciela ogłoszono Dniem
Edukacji Narodowej powiększając w ten sposób krąg usatysfakcjonowanych świętowaniem
obywateli.
To było dawno, w czasach uznanych za szare i smutne oraz nic
nie warte. W nowej epoce zanikały stopniowo odświętne obyczaje, galowo ubrane
gromadki dzieci i młodzieży. Szkolne chóry uważane za przeżytek zlikwidowały
się same wraz z wycofaniem z programu lekcji śpiewu, a okolicznościowe akademie
z recytowaniem wierszy tak jakoś same z siebie straciły na atrakcyjności.
Podobno kojarzyły się z dawnymi akademiami ideologicznymi „ku czci”. Nikt już
nie mówi do nauczycieli „panie profesorze”, a pedagodzy często muszą chronić
się mianem funkcjonariusza państwowego, aby zachować resztki autorytetu.
Rodzice już nawet na planowane wywiadówki nie przychodzą.
Teraz, w Dniu Edukacji Narodowej mamy dzień wolny od zajęć dydaktycznych, z
którym nie wiadomo co robić. Jakieś zajęcia opiekuńcze, spotkania w gronie
pedagogicznym… Ani jakaś gala ani normalna praca, aż chce się wspomnieć słowa
jednego z Przywódców: „ni pies ni wydra – coś na kształt świdra”.
Należę do tego pokolenia dinozaurów, które pamięta Dzień Nauczyciela oczami ucznia, i ... nauczyciela. Racja, oba obrazy były bardzo kolorowe.
OdpowiedzUsuńAnzai
Widzę, widzę, że nawet awatarek pokazałeś kolorowy:)))
UsuńZakładamy Klub Dinozaurów?
Dzień dobry! Pterodaktyl jestem..Czy mogę się zapisać do klubu?
UsuńJasne! Ty z tych o wysokich lotach? Już jesteś w Klubie:)))
UsuńJak wklepuję komentarze ze Smartfona to nie zawsze wiem, czy się pokaże awatarek. Przez to od kilku dni mam kłopot z wejściem na Panel admina w Blogspocie.
OdpowiedzUsuńPewnie, że zakładamy, a robimy dzieci?
Anzai
No,no... bez przesady z tymi dziećmi:))) Wystarczą już te zrobione.
OdpowiedzUsuńNie wystarczą! Dzieci coraz mniej, szkoły zamykają, nauczycieli zwalniają. Trzeba dorobić dzieci dla nauczycieli, aby mieli pracę, o!
UsuńWszystkiego dobrego dla edukujących.
Dzieci trzeba ,,robić''te starsze nie chca już sluchać! ha,ha wszystkiego najlepszego z okazji święta pozdrdrawiam
UsuńMoże jednak robienie nowych dzieci zostawmy młodszemu pokoleniu?:))))
UsuńOdpozdrawiam Przystanio!
He,he,he, dorobić dzieci aby spadło bezrobocie! Świetne hasło.
UsuńNo sama widzisz Bet. Nie mamy wyjścia. Trzeba rękawy zakasać, i co innego, i do roboty.;) :)
UsuńHi,hi,hi...Ciekawie będzie wyglądało to zakasywanie:))))
UsuńPewien człowiek do dziś wspomina, jak nauczyciel 70 lat temu sprawił mu solidne lanie i uważa, że dostał słusznie. Ja pamiętam - dostawało się linijką po łapach. Nikt nie miał pretensji, nauczyciel miał autorytet.
OdpowiedzUsuńKilkanaście lat temu zostałem zaproszony do pewnej szkoły, bym powiedział to i owo na zadany temat. Na sali kilkadziesiąt dzieci, przed nimi stół prezydialny, przy którym prócz mnie zasiadła dyrekcja i stosowna część grona. Na stole - ciastka z kremem i bez, mandarynki, cukierki, kawa i inne napoje. Czy dzieci słuchały, co gadam? Czy raczej ślinka im kapała na widok objadającego się ciała pedagogicznego? Po skończeniu dopuszczono dzieci do tego, co "zostało z uczty bogów".......
Jakie czasy - tacy nauczyciele i ich autorytet. Przyjemnego świętowania.
allensteiner
Oj dużo w tym gorzkiej prawdy, oj jak dużo....
UsuńMasz rację, Allensteiner, że na brak autorytetu sami sobie zapracowaliśmy w dużej mierze.
UsuńNie musisz się walić w swoją tylko pierś. Wspomnieć też warto polytyków, społeczników i innych wszelkiej maści wojowników o prawa ucznia. Mało nie pękłem ze śmiechu, gdy się dowiedziałem, że uczeń, który ukończył 18 lat - sam sobie może napisać usprawiedliwienie z nieobecności....
Usuńallensteiner
Mieszkańcy osiedla, który skarżyli się dyrekcji zespołu szkół na zachowanie uczniów mieszkających w internacie, usłyszeli, że na młodzież - szczególnie pełnoletnią - nie ma siły. Można telefonować na policję, bo wychowawcy są bezsilni. Dziwne to dla mnie, bo przecież można chyba wyrzucić ze szkoły albo internatu.
UsuńAllensteiner, ja biję się w piersi moich koleżanek i kolegów bo ja sama jestem jak ten kryształ! bez skazy najmniejszej:))))
UsuńPowiem więcej w sprawie praw ucznia: wcale nie ma obowiązku uczestniczenia w lekcjach. Jak ktoś nie chce to nie chodzi, pisze sobie usprawiedliwienia i zalicza tylko sprawdziany, zdaje egzaminy sprawdzające a w najgorszym wypadku dostaje promocję z jedną oceną niedostateczną. To tylko fragment rozległych praw ucznia.
alEllu,wyrzucić z internatu można bez problemu gorzej jest z wyrzucaniem ze szkoły. Tu już Dyrektor musi się porządnie tłumaczyć przed władzą zwierzchnią z takiego kroku.
UsuńNauczyciele są bezsilni gdy tego chcą - bo to najłatwiej. Dlatego przyznaję rację Allensteinerowi, że pozbawiamy się autorytetu na własne życzenie mówiąc o bezsilności.
Były takie drewniane piórniki z rozsuwaną powierzchnią. To było narzędzie tortur. Chłopaki co bardziej niesforne smarowały łapy cebulą,a po takich razach łapy puchły niesamowicie i było chorobowe!!-:)))
Usuńm_16, dziś nie wyobrażam sobie dziś jak można było czymś takim uderzyć kogokolwiek.
UsuńSpuchniete łapy po czymś takim to teraz kryminał dla sprawcy.
Ale młodzież była karniejsza dawniej, więc co? Lać?
Bet,prać,lecz tylko w proszku Pollena!-:)))
UsuńHi,hi,hi.... pranie było w poprzedniej notce! W balii!
UsuńWciąż ciągniecie na manowce:))) Już niedługo Was tam zabiorę, obiecuję.
Bet, Dzień Nauczyciela zaczął marnieć od zamiany tego święta na Dzień Edukacji Narodowej. Kiedy to "podłączyło się" do nauczycieli wielu, z tym pięknym zawodem nic wspólnego nie mając: od sprzątaczki do kelnerki w stołowce szkolnej i księgowego itp. "Łordery" więc przypinano urzędnikom ministerstwa najwięcej. Także uprawnienia emerytalne nauczycielom przynależne tylko też nabywali ci, którzy z zawodem niewiele wspólnego mieli.
OdpowiedzUsuńSamo święto i okolicznościowe z tym związane imprezy opisałaś bardzo ciepło i chyba z tęsknotą, nostalgią za tamtymi już odległymi czasami.
Oj tak, wspominam z tęsknotą nie dlatego, że to łechtało dumę zawodową ale z poczucia jak świetna była to okazja wychowawcza. Celebracja tego dnia uczyła szacunku dla ludzi, dla nauki, dla zdobywania umiejętności.
UsuńWiem, że niektórzy sarkali na pielęgnowanie przywilejów ale z drugiej strony wzmacnianie pozycji nauczyciela procentowało potem w relacjach z młodzieżą i w tym widzę tego sens.
Uprawnienia emerytalne nauczycieli dotyczą wszystkich objętych Kartą Nauczyciela i nikt z pracowników administracji na to się "nie załapie".
Acha, a "marnienie" Dnia Nauczyciela zaczęło się wtedy gdy nastał czas mody na hasło: "róbta co chceta". Raczej nie łączę tego z włączeniem pracowników administracji do świętowania.
UsuńTo ja z pozycji ucznia. Przyznaję, że białe bluzki i granatowe spódniczki sprawiały, że dzień był faktycznie świąteczny, plus kwiaty na stole nauczyciela.
OdpowiedzUsuńMatematyczka cyrklem (tym od tablicy - chyba z 30cm długości to on miał!) mierzyła ciosy. Nie wiem czy bolało, bo to ci, co z matematyki mieli problemy doznawali tego nieciekawego zaszczytu. Chyba nie, bo cyrkiel był dość często w ruchu:).
Wszystkiego dobrego!
Mam nadzieję, że matematyczka stosowała cyrkiel jako pas, a nie dzidę? ;) :)
UsuńMoja klasa (V-VII) była bardzo niesforna, rodzice sami wyszli z wnioskiem do nauczycieli, aby "lać", no więc nauczyciele lali. Najczęściej dostawaliśmy "łapy", nauczycielka brała za nadgarstek i waliła kantem linijki. Wychowawczyni miała 147 cm. wzrostu, a jeden z naszych przerośniętych (dwa lata siedział w tej samej klasie) miał już ponad 200 cm. Karcenie wyglądało ciekawie.
Akwamarynko, ta metoda "na cyrkiel" była raczej ekstremalna i ryzykowna. Ja pamietam walenie dziennikiem w stół a czasem markowanie uderzenia w głowę. Ale to było "markowane" uderzenie. Innych metod siłowych nie pamietam.
UsuńNooo może potrząsanie za uszy i pociąganie za zbyt długie baczki na chłopięcych głowach.
Nie, takie zachopwania są zupełnie niedopuszczalne i głupie.
Ale stawianie w kącie? Toż to obecnie stosowana metoda "super niani" tylko nazywa się teraz "karny jeżyk". Nic nowego nie wymyśliła sławna pani psycholog.
Anzai, rodzice często mówią "lać" ale nikt tego nie bierze na poważnie. Rodzice też. Dobrze, że takie metody już odeszły. Teraz tylko perswazja nam pozostała.
UsuńPerswadujemy więc do woli i bez grzechu:)))
Perswazja pozostała nauczycielom. Uczeń ma jeszcze inne wyjście - może nauczycielowi dać po buzi albo dokopać.
Usuńallensteiner
Bet, to uderzanie cyrklem to była bezradność nauczycielki wobec nieprzygotowanych do lekcji. Kiepska metoda, bo nie skuteczna. A uszy w ruchu to i ja pamiętam. W szkole średniej to nawet spokojnie było, ci co w dzień mieli trudności z przyswajaniem wiedzy do wieczorówki się przenieśli. Pozostali zatańczyli na studniówce i przystąpili do egzaminu dojrzałości.
UsuńAnzai moja nauczycielka miała trochę powyżej 150, tak, że ten cyrkiel w jej ręku prawie jak dzida wyglądał:)), nerwowa była... dobrze, że ostrza nie wykorzystywała jako motywatora.
Allensteiner uczeń ma jeszcze jedno: wyjście może w ogóle do szkoły nie chodzić. Do 18-go roku życia ma prawo się uczyć, a na pewno skończyć musi gimnazjum, dalej może iść swoją, prawdopodobnie bezmyślną drogą... obym się myliła.
Pozdrawiam:)
Użycie siły fizycznej jest zawsze aktem bezradności. Dlatego jest tak nisko oceniane.
UsuńMłody człowiek ma obowiązek nauki do 18 roku życia. Obowiązek szkolny - to ukończenie gimnazjum. Takie dwa pojęcia funkcjonują.
W klasie było 42 uczniów, to lanie przegłosowali rodzice uczniów zagrożonych ponownym wylaniem ze szkoły. Lali nas przez kilka miesięcy, potem odpuścili, bo tylko było weselej.
OdpowiedzUsuńCiekawe dlaczego rodzice zlecili lanie nauczycielom zamiast zrobić to samodzielnie?
OdpowiedzUsuńPonieważ pewnie kochali dzieci i nie mieli sumienia ich bić samodzielnie.
Usuń:))))))) Dobre!
UsuńW klasie mieliśmy 7-ro uczniów t.zw. "przerośniętych" (siedzieli dwa razy w jednej klasie), i z nimi ani rodzice, ani szkoła nie mogłi sobie dać rady. Ubłagano więc Radę Nauczycielską, aby ich nie wyrzucać, i sięgnięto po te ostatnie środki. Z tego co wiem to łomot dostawali i w szkole i w domu, ale to nic nie dawało.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że łomot był w obie strony. Gorzej gdyby rodzice zlecili czarna robotę nauczycielom tylko:)))
UsuńZdarzają się takie niereformowalne typy.
Ci"przerośnięci" to był majątek. Na nich się zwalało wszystkie grzechy i dzięki temu ci normalni mieli spokój. Nauczyciele już dawali im popalić!-:)))
UsuńTuż przy szkole było boisko,gdzie na przerwach piłka nożna była modna. Kiedyś któryś koleś dał mocnego kopa i piłka rozbiła okno w szkole. Ło matko jedyna! Dyrektor,piórnik i święta inkwizycja! A koleś nie przewidział i nie posmarował łap cebulą. Żadnego chorobowego,jeno ból okrutniasty!-:)))
OdpowiedzUsuńPrzerośnietych jakoś mało teraz. Ewentualni kandydaci na Przerostanie są przypychani siłą do następnej klasy aby jak najszybciej pozbyć się ich ze zszkoły. Kumulacja takich kandydatów eksploduje zazwyczaj we wspólczesnych gimnazjach. To jedna z przyczyn tego co dzieje się w gimnazjach.
UsuńZawsze lubiłam Dzień Nauczyciela bo zawsze lubiłam szkołę. Najcieplej wspominam moje dwie polonistki i matematyka. Siłą rzeczy matematyka naj, naj, bo kochałyśmy się w Nim na zabój a matematyka była królową nauk. Oprócz matematyki uczył nas, z jednej strony, takiego bardzo serio podejścia do życia a z drugiej strony dystansu do siebie i dowcipu. Nie spotkałam nigdy nauczyciela o tak lekkim dowcipie. Wydawało się, że to niemożliwe żeby matematyk był tak dowcipną osiobą. Dwóje dowcipnie też stawiał. A ten jego dowcip powodował, że na całe życie pamiętało się czego to mianowicie w matematyce "się nie robi" . Czasem myślę, że to dzięki Niemu dostałam się na architekturę. Straszne sito na egzaminach, przy rysunku ogromny przesiew ale po rysunku, ci co przebrnęli musieli zdać matematykę .. egzamin pisemno ustny. oj - przydało mi się to co z okazji pałek zapamiętałam . Dostałam piątkę ale chyba dlatego, że rozbawiłam komisję, wyprowadziłam ostatni dowód skończyłam wzorem a oni pytają - a dalej ? a ja na to macxhinalnie, jak mawiał nasz matematyk, dalej to banalne rachunki ! ... banalne rachunki , powiada pani, no to dziękujemy ... myślałam, że koniec ale zanim umarłam ze strachu zdążyłam spojżeć przez dziurkę od klucza - śmiali się. Ta piąśtka pewnie przeważyła .
OdpowiedzUsuń---------------
Bet - dla Ciebie u mnie błękitne drzewo z bliska ...
Dziękuję Malinko za wspomnienia i już pędzę na niebieskie drzewa...Hop,hop,hop.... tak pędzę.
OdpowiedzUsuńPamiętam wychowawcę VII klasy, który uczył matematyki. Dziesiątki lat później spotkałem jego syna. Zdziwił się, że uważałem jego ojca za matematyka. Ja zdziwiłem się, że mój wychowawca był... historykiem.
OdpowiedzUsuńZapewne - po prostu - był dobrym nauczycielem. Czy są dziś jeszcze tacy?
allensteiner
Nie ma dziś takich naukowych omnibusów wszystkowiedzacych. Zakres wiedzy do przekazania i przyswojenia tak bardzo się powiększył, że wymaga to użycia specjalistów.
UsuńZakres wiedzy i wąska specjalizacja na poziomie szkoły podstawowej nie jest chyba tak istotna. Problem w tym, że specjalista od matematyki, czy specjalista od historii nie jest specjalistą od nauczania. Umiejętności, którą dawały niegdyś licea pedagogiczne (przed wojną - seminaria nauczycielskie) - niestety, nie dają dzisiejsze podyplomowe studia pedagogiczne
OdpowiedzUsuńallensteiner
Wiesz, nie wiem czy to jest w 100% prawda o tych prześwietnych liceach pedagogicznych przedwojennych. Nie można chyba przyrównywać tamtych kwalifikacji do obecnych czasów. Najlepsze kwalifikacje dają doświadczenie oraz osobisty talent. Z naciskiem na to drugie.
UsuńI tu się zgadzam. Tylko, że ludzi szczególnie utalentowanych, podobnie jak kompletnych durniów jest w społeczeństwie kilka procent. Jaka część z tych kilku procent utalentowanych trafia do profesji nauczyciela?
OdpowiedzUsuńProcent jest podobny do prawdziwie uduchowionych duchownych trafiających na służbę Kościoła, lekarzy chcących pomagać ludziom itd, itd...
UsuńSamo życie.