sobota, 20 lutego 2021

Jak w szeroki świat ruszał roboczy lud - emigracja obywateli Polski Ludowej

         Bardzo chętnie czytam blogi opisujące życie rodaków na emigracji, często bardzo dalekiej. Uwielbiam opowieści o panujących na obczyźnie obyczajach, codziennym życiu tubylców, a nade wszystko chciwym okiem chłonę publikowane zdjęcia. Prawie zawsze zachwycam się i czasem wprost zazdroszczę. A, tak! Wredna strona mej natury daje znak, że jest:) Choć podobno: „Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma”.

       

Emigracja dziś powszechna i stosunkowo łatwa – dawniej sporadyczna i skomplikowana, a jednak możliwa. Decyzja o wyjeździe na obczyznę zawsze wymagała dużej odwagi choć, z obserwacji losów znajomych emigrantów, wychodzi mi, że czasem pomaga zbieg okoliczności lub niespotykane porywy uczuć!

        Ach tak! Miłość sprawiła, że kilka moich przyjaciółek i znajomych wykonało skok za morza.

        Małgosia – pokochała i poślubiła młodego Żyda, który wraz z rodziną skorzystał z „biletu w jedną stronę” do Izraela w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Wyjazd planowano w wielkiej tajemnicy aby uniknąć protestów rodziny. Dziewczę wyszło z domu i nie powróciło przez lat wiele wywołując skandal i gigantyczny stres dla ojca, któremu potrzebne były długie lata tęsknoty aby wybaczyć i zaakceptować, a z czasem nawet odwiedzić i pokochać izraelskie wnuki:)

        Alina – energiczna i ambitna studentka u schyłku epoki socjalizmu, smutna była bardzo bo ukochany mężczyzna, wyjechał z zamiarem osiedlenia się w USA. Cierpienie zakochanej Ali, świeżo upieczonej absolwentki wyższej uczelni, spotęgowała ówczesna sytuacja społeczna i warunki życia w Polsce Ludowej. Mało, satysfakcjonujące propozycje zatrudnienia daleko poniżej oczekiwań i ambicji, puste półki w sklepach, kolejki po papier toaletowy, środki higieny itp… Kroplą przepełniającą czarę goryczy stała się reglamentacja ulubionych przez Alinę słodyczy. Doszło do tego, że w chwilach desperacji, w celu zakupu czekoladek używała podstępu udając kobietę ciężarną. Tego było dla Aluni aż nadto więc gdy tylko udało się zdobyć niezbędne do podróży dokumenty –zaokrętowała się na statku Stefan Batory i nie zważając na lamenty rodziny popłynęła hen, za ocean!  Do ukochanego, do lepszego życia!

 Hmm… Za Wielką Wodą okazało się, że to „lepsze życie” nie takie znowu słodkie, a wyidealizowany przez tęsknotę mężczyzna nie całkiem kryształowy. Ambicja jednak nie pozwalała się poddawać, chociaż przetrwanie nie było łatwe. Myśli o powrocie były ale… Trzask-prask! Nastał stan wojenny i powrót na ojczyzny łono stał się wielce problematyczny o ile w ogóle możliwy. Tak więc stworzyła się okazja aby spełnić swój „american dream”. Na szczęście z powodzeniem, aż do dziś!

        Kasia – szalona i piękna, smutki po nieudanym małżeństwie leczyła pracą na zagranicznych kontraktach w Libii i Iraku. Chyba tam zasmakowała w życiu innym niż polskie, wyćwiczyła angielski język i… poznała uroczego Szweda. Polska Kasia pokochała i poślubiła skandynawskiego pana – spakowała walizki, ruchomy mająteczek rozdała przyjaciółkom (ja dostałam wielką szafę i kuferek z przyborami do szycia), mieszkanie oddała Urzędowi Kwaterunkowemu i frr… Z nastoletnim synem u boku przepłynęła Bałtyk do nowego życia! Żyli zgodnie i szczęśliwie w polsko-szwedzkim stylu.

        Hania – piekielnie zdolna absolwentka i zarazem początkujący pracownik naukowy Akademii Medycznej. Właśnie naukowe kontakty umożliwiły wyjazd do Londynu. Zaproszona do współpracy w angielskim instytucie naukowym planowała pobyt na czas potrzebny do uzupełnienia wiedzy i wykonania naukowych prac do swojego doktoratu. No i wtedy trzask i prask, nastał stan wojenny co zaskutkowało koniecznością budowy oraz nadbudowy życiowej bazy na wyspie. „Wicie, rozumicie, jest baza i nadbudowa”…  Budowa bazy i nadbudowy okupiona bardzo ciężką pracą umysłową oraz fizyczną po godzinach, powiodła się znakomicie zarówno w sferze naukowej jak i biznesowej, a rodzinnej prawie też. Dziś owocuje dobrobytem i poczuciem bezpieczeństwa.

        Miałam ci ja kuzynki dwie - matka ich, góralka z krwi i kości związana rodzinnie z tak zwaną „starą amerykańską emigracją” owdowiawszy w Polsce młodo, dołączyła do swych, zasiedziałych już w Ameryce, krewniaków.  Za lat kilka gdy w Polsce Ludowej rozpoczęła się socjalna i bytowa mizeria przygarnęła do się swe dorosłe córki z rodzinami. Tam się wszyscy urządzili, zapracowali na emerytury, a teraz piastują amerykańskich zięciów, synowe oraz wnuki. To chyba emigracja ekonomiczna, czy jakoś tak?

        No cóż, emigracja z miłości, dla nauki i chęci poprawy bytu… A polityka? Hmm… 

      Pewna, znajoma, całkiem młoda rodzina bardzo nie lubiła panującego w PRL ustroju. To była wręcz pogarda dla powszechnie lansowanych socjalistycznych idei oraz powód do nieustających utyskiwań na swój los. Ach, jak oni pięknie i siarczyście narzekali chociaż żyli całkiem dostatnio. Nie prześladował ich też żaden ważny urząd bo nie angażowali się w polityczną działalność. Ale narzekali i złorzeczyli wprost modelowo i snuli plany ucieczki „jak najdalej od komunizmu” co było ulubionym argumentem, który zrobił wrażenie na urzędnikach w austriackim obozie przejściowym gdzie jakimś sposobem się znaleźli. Dostali propozycję osiedlenia się w Australii! Żyją tam do dziś. Daleko.

        Losy moich znajomych emigrantów ułożyły się pomyślnie co nie oznacza, że zawsze tak bywało. Wyjazdy w tamtych czasach, nie dość, że trudne technicznie, wiązały się z prawdziwym zerwaniem kontaktów z bliskimi w kraju. Bez telefonów komórkowych, wideo-rozmów, sms-ów… Pozostawały tylko papierowe listy wędrujące wolno przez świat lub godzinami wyczekiwane, drogie, połączenia telefoniczne. To dlatego nie mam żadnego Alusinego selfi ze statku Stefan Batory, nie mam zdjęć australijskich kangurów ani relacji z nad Morza Martwego, a skandynawską stylizację podziwiam dopiero teraz, w sklepach IKEA…

        Współczesnym podróżnikom niby łatwiej, szybciej, mniej ryzykownie… Ale zawsze, do decyzji o emigracji potrzebna jest silna motywacja i dużo, bardzo dużo, odwagi. Przydaje się także zaradność i umiejętność wykorzystania swoich możliwości. Los czasem pomaga, a czasem staje w poprzek: )

 


       


29 komentarzy:

  1. Kiedyś rzeczywiście było trudniej wyjechać. Obecnie głównie my sami stoimy sobie w poprzek, nasze lęki, niechęć do zmian. Moi rodzice też zastanawiali się nad emigracją w latach 80-tych, zostali jednak, chociaż peerelowskich układów i układzików serdecznie nienawidzili. I tak, nie lubiąc nikomu wchodzić w odbytnicę niewiele się dorobili, choć pracowali w zasadzie od najwcześniejszej młodości. Dziś żyją sobie spokojnie na emeryturach, i tylko moja mama od czasu do czasu stwierdza, że urodziła się za wcześnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czasem cicho wzdycham na datę swego urodzenia:) Ale czasem dziękuje losowi, że wzrastałam w takich analogowych czasach:)
      Masz rację, że najtrudniej jest zwalczyć własne lęki - im dalej w metrykę tym trudniej, chociaż wielu się udaje nawet na jesień życia.
      ps chyba się domyślasz, że zainspirowałaś mnie do wspomnień o emigracji? I mam nadzieję, że nie masz za złe?

      Usuń
  2. Cztery znajome małżeństwa rozpadły się kiedy jedno z nich pojechała na zarobek do USA. Rozstanie, brak wspólnych trosk i radości zawsze prowadziło do rozwodów - a jeszcze dochodziły pretensje o: kwoty przesyłanych dolarów i ich wydatkowanie. Im młodsze było małżeństwo tym mniej trwałe się okazywało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo na emigrację trzeba razem albo do... Nigdy od...!
      Serio mówiąc, to jest ta ciemniejsza strona emigracji.

      Usuń
  3. Do roku 1989 nigdy nie myślałam o zmianie miejsca zamieszkania. Nie potrafiłabym sobie poradzić w obcym kraju, nie tylko ze względu na kalectwo czy nieznajomość języków obcych. Uwielbiam nawiązywanie kontaktów z nowo poznanymi, ale swojakami. Obserwując dzisiejszą rzeczywistość, żałuję, że mojego syna nie ciągnie w świat. Tu wynajmuje mieszkanie i szuka pracy. To samo mógłby robić na obczyźnie, a może żyłoby mu się lepiej? Wszak niektórym się udaje. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwono, pojęcie emigracji nie istniało w mojej świadomości także. Nie miałam takich myśli ani pragnień. Pewnie po części z powodu braku możliwości podróży, zamknięcia kraju na świat a po części zapewne z powodu cech charakteru. Czasem jestem na siebie zła z tego powodu, za brak odwagi i fantazji. Czasem potrzeba aby ktoś "kopnął" człowieka w odpowiednią stronę.

      Usuń
  4. Miałem kilkoro osób (3 kolegów i 2 dziewczyny), które mi się zwierzały z powodów dla których wyjeżdżają z Polski na Zachód. I nie były to te same powody, Zosia wyjechała dla kariery zawodowej, Ela za mężem, Józek się wżenił, (nie pamiętam imienia) wygrał w Polsce jakąś olimpiadę matematyczną, wyemigrował do Sydney, teraz pracuje w Dolinie Krzemowej, Paweł dla kasy. Poza Zosią i NN wszyscy zaczynali "na zmywaku", jedni krócej inni dłużej. 2 osoby blogują więc może tu trafią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że początki "na zmywaku" były udziałem znacznej części emigrantów. Nie wszyscy się do tego przyznawali. Brak łączności trochę sprzyjał ukrywaniu rzeczywistości i trochę pomagał w przetrwaniu.
      Chciałabym, aby trafili tu emigranci ze swoimi historiami.

      Usuń
    2. Ja zaczynalam "na zmywaku" w Niemczech. Awansowalam do bycia nania i na tym moja przygoda sie skonczyla. Wyjechalam do Anglii, gdzie od kilku lat mieszkala juz moja mama, ktora przyjechala tu do cioci i wujka, wyszla tu za maz. Majac rodzine, stara emigracje bylo mi tu latwiej znalezc "normalna" prace i doksztalcac sie. Ale tez, najpierw zaczynalam od sprzatania, musialam przeciez zarobic na szkole, zeby nauczyc sie jezyka. Pozniej znowu awansowalam na nianie, ale nadal sie ksztalcilam a edukacja w Anglii jest dosc droga. Jak sie juz "wyksztalcilam" i znalazlam normalna prace, uregulowalam zycie osobiste to stwierdzilam, ze musze sie znowu doksztalcic, ale w innym kierunku. I teraz robie to co lubie :) Pracuje teraz z domu, oprocz tego jestem "rodzina zastepcza" i opiekuje sie mama i jej mezem, ktorzy mieszkaja tuz obok. Zapomnialam o psach!
      Marzeniami nadal jestem w Polsce, tam gdzie mam rodzine, przyjaciol, dobre jedzenie i lasy, za ktorymi bardzo tesknie. Ten zapach drzew iglastych!!!
      Austrie uwielbiam, Tyrol jest piekny tylko w zimie za duzo sniegu :)
      Niemcy, bardo mi bliski kraj, tez mam tam rodzine, do Polski niedaleko....
      Teraz w obecnej covidovej sytuacji zostane tutaj i tak Bet, angielska prowincjea jest urocza i pewnie trzeba bedzie znalezc swoje nowe miejsce gdzies tutaj.
      Beata

      Usuń
    3. A jednak nostalgia istnieje! Przyznam, że niezbyt często słyszę o tęsknocie od moich znajomych emigrantów. Czasem się dziwię, ale próbuję zrozumieć.
      Dzięki za podzielenie się swoją historią i gratuluję "wyjścia na ludzi" na obczyźnie:))

      Usuń
  5. Wyjechalam w 89, dla mnie bylo to bez zastanowienia, zwykla przygoda. Bylam mloda i swiat do mnie nalezal. Moja siostra wyjechala w 83, brat w 85. W 93 osiadlam w Anglii, a teraz w 21 mysle o wyjezdzie. Ale gdzie? Nie bedzie to juz tak spontaniczne jak to bylo w roku 89. Austria, Niemcy, Polska? Ale jak ja sie odnajde w Polsce? A moze jednak zostane w Anglii tylko przeniose sie gdzies na wies? Ale nie staje sie mlodsza, gdzies w poblizu szpitala w razie choroby. A lotnisko tez musi byc blisko. Coraz wiecej pytan, chec zmian i strach w tym samym czasie. Teraz znowu nastepne pytanie, jak bedziemy traktowani jako nie z Uni Europejskiej. Coraz wiecej pytan :))))
    Pozdrawiam ze slonecznego Londynu

    Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytań co raz więcej, lat przybywa... Oderwanie Anglii od EU nie pomaga. Ale przecież emigranci w USA czy Australii mają się nieźle... A może wyspa w tropikach?
      Tak realnie, to radzę małe miasteczko na wybrzeżu pod okiem Królowej Elżbiety. Angielska prowincją jestem zauroczona więc może stąd moja rada?

      Usuń
    2. Przytoczyłem tylko sytuacje moich bliskich przyjaciół, ale mam też dużą grupę kolegów z pracy (informatycy, lekarze, elektronicy) i zauważyłem taką prawidłowość (?): Im wyższe wykształcenie emigrantów, tym większa chęć przyznawania się do pracy na "zmywaku", natomiast ci z niższymi kwalifikacjami, co wyjeżdżają marząc o "zmywaku", z reguły koloryzują swoją karierę. Ale może to tylko przypadek ...?
      Andrzej Rawicz

      Usuń
    3. Myślę, że to nie jest przypadek. Trochę jest w tym zwykłej uczciwości. A trochę też tego, że długa droga do sukcesu daje większą satysfakcję i miło się nią pochwalić. Jeśli ktoś rezygnuje z wyjścia poza zmywak to pozostają mu tylko koloryzowane przechwałki:))
      Nie demonizujmy jednak zmywaków! To ciężka i bardzo potrzebna praca. Proste czynności też dają satysfakcję.

      Usuń
    4. W wiekszosci osoby pracujace na zmywaku wiaza sie towarzysko z innymi osobami pracujacymi w tej samej branzy. Oczywiscie jest to ciezka praca ale....
      Latwiej jest ukryc prawdziwe zarobki, pobierac rozne zasilki i zlozeczyc na kraj, ktory to wszystko rozdaje. Oczywiscie sa osoby, ktore z roznych przyczyn tak pracuja ale przy tym nie oszukuja. I takich ludzi szanuje.
      Przez te wszystkie lata poznalam rozne grupy spoleczne i nie o Polakach tu tylko mowie :)
      Pozdrawiam serdecznie
      Beata

      Usuń
    5. Rozumiem, że "zmywakowi" czasem wykonują tę pracę ale główne źródło utrzymania lokują w zasiłkach? Słyszę, że polowanie na "benefity" to jest problem części emigrantów.

      Usuń
    6. Zarabiaja calkiem dobre pieniadze ale nie wykazuja wiekszosci zarobkow przy rozliczeniu podatkowym. Oficjalnie zarabiaja bardzo malo, przez co nalezy im sie pomoc socjalna, ktora oplaci mieszkanie, czesc rachunkow i da na zycie. Ale im sie to nalezy!

      Usuń
    7. Trzeba Wam pożyczyć naszego Premiera, który uszczelni system podatkowy. jest w tym mistrzem na skalę światową!

      Usuń
    8. :)))))))))

      Usuń
  6. Klik dobry:)
    Emigrantów mam w rodzinie. Raz ich odwiedziłam i nie spodobało mi się życie według zasad obowiązujących w kraju, w którym zamieszkali. Jakieś takie zniewolenie tam czułam na każdym kroku, choć przecież podążyli do wolności.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam wrażenie, że tak naprawdę głównym motywem emigracji z PRL było dążenie do poprawy bytu w sensie materialnym. Wolność, miłość, ideologia też były motywami ale pod tymi przykrywkami ukrywała się tęsknota za zasobnością i dobrostanem.
      Może się mylę.

      Usuń
    2. Zgodze sie z Toba Bet. Moja siostra jest muzykiem, podrozowala po swiecie dosc czesto, za kazdym razem po powrocie nie mogla pogodzic sie z pustymi polkami w sklepach, monotonnosc i szarosc zycia. Zostala w Austrii.
      Moj brat osiadl w Niemczech, ale najpierw wyjechal do Szwecji. Byl w wieku poborowym ;)
      A ja najmlodsza,wyjechalam to Niemiec tylko na chwilke. Ta chwilka trwa od 89 roku:)

      Usuń
    3. Czyli motyw stary jak świat: "Za chlebem"... Albo, może troszkę bardziej współcześnie: "Za czymś do chleba":))
      Miałaś spore ułatwienie decyzji o wyjeździe skoro najbliższa rodzina już wyjechała. Twoja "chwilka" w Niemczech potwierdza regułę, że najtrwalsze są prowizorki:))

      Usuń
    4. Bet, wyjazd mial byc na chwilke do Niemiec, a skonczylo sie w Anglii :))

      Usuń
    5. A świat taki wielki:))

      Usuń
  7. Wyjechałem do Niemiec w latach 80-siątych a konkretnie do Bayern. Na moje szczęście tutaj jest mało Polaków, omijam ich dużym łukiem ( mam przykre doświadczenia). Niemcy także nie są lepsi. Mają dużo uprzedzeń do Polakow. Pamiętam mistrzostwa w piłkę ręczną. Polacy grali właśnie z Niemcami. Na trybunach było dużo transparentów typu,,, nasze samochody już okradliście, ale tytułu mistrza nam nie ukradniecie, albo Kaum gestohlen schon in Polen. ( jeszcze dobrze nie skradzione , ale już znajduje się w Polsce) Tutejsi Niemcy nie lubią nawet Niemców z NRD, uważają ich za gorszą kategorie ludzi. Polacy także nie mają dobrego charakteru. Najdobitniej obrazuje to znany stary kawał: Niemiec jak widzi , ze jego sąsiad kupił sobie mercedesa, to kupuje sobie jeszcze lepsze auto , aby go przebic,,, a Polak jak widzi ze sąsiad kupił sobie jeszcze jedna krowę więcej ---to powie niech mu tak krowa zdechnie. Całkiem subtelna różnica. Jeszcze jedna ważna rzecz,,, żaden dorosly Polak nie jest w stanie nauczyc się bez akcentu języka niemieckiego a Niemcy tego nie lubią i się śmieją. Ja po kilku latach byłem już w stanie , słysząc jak ktos mowi po niemiecku od razu stwierdzic z jakiego kraju ta osoba pochodzi. Prawie wszyscy Polacy źle wypowiadaja słowo -nicht-( nie). U nas -ni- to ń , ale w niemieckim wypowiada się inaczej. Od razu wiadomo , ze to Polak. Przejechać przez Niemcy, lub być tu na urlopie a mieszkać , to kolosalna różnica, aby coś powiedzieć konkretnego o tym kraju. Zauważyłem , ze tutaj panuje pewna zasada, aby wszystko dobrze funkcjonowało, to potrzeba jednego mądrego a dla przykładu 20 głupich, którzy bez dyskusji wykonują polecenia. O dziwo to funkcjonuje. Nikt tutaj nie dyskutuje z przełożonymi, tak jak w Polsce np. ale szefie , tego się tak nie robi itp. Wiele rzeczy robi się powoli ,systematycznie ale porządnie. Na zasadzie raz a dobrze. Wszędzie czysto i porządnie, ale dlatego, ze tutaj się systematycznie sprząta. Niemcy także śmiecą. Gdy czasami wracam z Polski, to przejeżdżając przez małe miejscowości już w piątek widać jak sprząta się ulice, chodniki i myje okna. W Polsce nie przypominam sobie, abym coś takiego zaobserwował.
    Te osoby , które przyjechały tutaj na pochodzenie ( szczególnie Polacy) starają się być dwa razy lepsi od od Niemców tj. swoich ziomali. Oczywiście rzadko im się to udaje a przez to są bardzo nielubiani. Oczywiście nikt nie lubi, jak ktoś chce być lepszy od niego a tym bardziej jak przyjechał z takiego ,,biednego i zacofanego,, kraju.
    Moja znajoma( typowa Niemka) kopiła sobie kota. Codziennie , jak tylko rano wstaje , to łapie za odkurzacz i odkurza całe mieszkanie. No,,, ja na jej miejscu to bym od razu zrezygnował z tego kota. Widocznie jej robi to Spaß.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, Ziomalu, jak widać bardzo trudno o raj na ziemi. Wszędzie są plusy i minusy. Często bywałam u Niemców, zawsze jako turysta i gość. Z tej perspektywy bardzo ich polubiłam, niektóre obyczaje podobały się a niektóre śmieszyły.
      Ja nigdy nie spotkałam się ze złym traktowaniem ani wyśmiewaniem choć mój język na pewno był śmieszny dla tubylców. Sporo się też od Niemców nauczyłam - odkurzam zapamiętale pomimo braku kota:))


      Usuń
  8. Jedna z siatkarek po meczu została w USA. Skwitowała ten fakt szybką pomocą, gdy dostała duszności, dobrą opieką socjalną i pomocą na starość. Gdy tęskni, to za osiem godzin jest w Polsce.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybko jest w Polsce pod warunkiem, że nie ma pandemii. Teraz to już nie jest tak oczywiste i proste.

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.