Ze względów ideologicznych czcigodny Święty działał z ukrycia, bez używania imienia swego ani nawet pseudonimu. Ten sympatyczny patron miłości sprytnie wykorzystywał funkcjonowanie państwowego urzędu Poczta Polska rekomendując zakochanym parom liczną i bogatą w uczucia korespondencję. Standardowo zalecany był list raz w tygodniu. Jednak, wraz z rosnącą siłą tęsknoty liczba listów mogła zwiększać się aż do codziennej wymiany miłosnych wyznań i dowodów przywiązania. Listonosz był najbardziej pożądanym gościem a panienki z pocztowego okienka uśmiechały się znacząco waląc stemple na miłosnych kopertach.
Treść listów prezentowanych na zdjęciach jest raczej monotonna lecz w żadnym razie nie nudna! Chętnie opisywane są okoliczności powstawania tekstu takie jak: Słuchanie radiowej muzyki tanecznej, operowej. Czasem pisaniu towarzyszył „Podwieczorek przy mikrofonie”. Nastrój romantyczny wzmaga tu wypatrywanie wcześniej umówionej gwiazdy lub dla pewności spotkania, księżyca, który zawsze jest na swoim miejscu:) Teksty zawierają potężną dawkę miłości, tęsknoty i radosnego oczekiwania przed spodziewanym terminem osobistego spotkania. Mało tam codziennych kłopotów, troski prozaicznego życia wręcz ignorowane w myśl zasady „najważniejsze aby tylko być razem” – ogrom tworzenia wspólnoty dusz i radości z narastającego uczucia. Miłosnego żaru jest w tych pożółkłych kopertach tyle, że chyba tylko opieka Walentego uchroniła papier od pożaru i pozwoliła przetrwać niemal całą epokę.
Miłość kopertowa, w tym przypadku, zaowocowała szczęśliwym małżeństwem „aż po grób” jednego nich.
Brawo Walenty! Nawet w nieprzyjaznych dla świętych czasach spisałeś się znakomicie!
Poczta Polska również!
Oj, pisało się, pisało! Ja nawet wiersze kleciłem. Była też specjalna papeteria na te okazje, a listy pachniały nie tylko miłością, ale i kosmetycznymi zapachami. Często obok podpisu składano pocałunek na papierze (szczególnie, gdy usta były szminkowane). Najwyższym wtajemniczeniem było specjalne ozdobne wykonanie koperty i odpowiednie złożenie papieru listowego ...
OdpowiedzUsuńNo tak, papeteria musiała być. Wyznanie miłosne spisane na kartce wyrwanej z zeszytu dyskredytowało autora:)
UsuńOdcisk ust, zasuszone kwiatki, ziarenka piasku oraz inne "niezapominajki". A najlepsze lub najgorsze ze wszystkiego to oczekiwanie na listonosza.
Podziwiam, że udało się zachować tak cenną korespondencję. Wielka szkoda, że sztuka epistolarna zanika, maile to jednak nie to samo, co odręcznie napisany list. Uwielbiałam ciekawe graficznie i kolorystycznie papeterie. Pozdrawiam Walentynkowo. Iwona Zmyślona.
OdpowiedzUsuńMam wiele podobnych starodawnych skarbów. Chyba stworzę prywatne muzeum a siebie ustanowię tam żywym eksponatem:)) Póki co, jeszcze żywym.
UsuńMiłego wieczoru, Iwono:)
Ale jaki piękny zestaw znaczków!
OdpowiedzUsuńCzekałam na to że ktoś zwróci uwagę na znaczki:)) Brawo Anonimowy!
UsuńRok 1947, ja dopiero uczylem sie pisac wiec nie moglem docenic tego rodzaju dzialalnosci Poczty Polskiej a potem jakos o sw Walentynie nie slyszalem. Dowiedzialem sie dopiero od Dickensa - Klub Pickwicka.
OdpowiedzUsuńLech
Świętego Walentego trochę zmanipulowałam umieszczając go w latach gdy nie był powszechnie znany z tego co mu się współcześnie przypisuje. Cóż, trochę fantazji blogowej:))
UsuńPrzyznaję, że postać św Walentego jest popularna u nas stosunkowo niedawno i raczej z powodów komercyjnych niż ideowo-duchowych. Święci też podlegają transformacji dziejowej:)
Ciekaw jestem, czy nadal istnieją filateliści? (Mareczek)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, czy jeszcze istnieją? Ciekawe pytanie - może ktoś nam odpowie?
Usuń