Początkowo była przyjaciółką mojej mamy. Panie
poznały się spacerując z dziecięcymi wózkami po wertepach okalających osiedle w
budowie. Pani Irena była farmaceutką i pracowała w pracowni analitycznej pewnej
przychodni. Szczerze mówiąc zajmowała się analizami najmniej przyjemnych
produktów ubocznych ludzkiego życia. Taki fach. Nie odbierało to Pani Irenie
poczucia humoru i radości życia, która z niej emanowała.
Była naszym częstym gościem, a ponieważ nie miała kompletnie
talentu do bycia „panią domu” – praktycznie pomieszkiwała u nas. Prosto z pracy
przychodziła „na chwileczkę”, zostawała na obiad oraz poobiednią kawę i
wychodziła pod wieczór.
Brak talentu do bycia kobietą domową objawiał się dość sporym
bałaganem w jej mieszkaniu a zwłaszcza w kuchni gdzie wszystkie poziome
powierzchnie zastawione były słoiczkami, puszeczkami, talerzykami, szklankami…
Dość dziwne, bo Irena nie gotowała i mówiła, że jedzenie jej nie interesuje. Hmmm…
A u nas i z nami obiady jadała z apetytem! Hi, hi, hi… W swoim domu dla siebie
chętnie stosowała ówczesny preparat odchudzający Minimal choć chuda była jak
patyczek.
Minimal – to coś w formie proszku
rozpuszczanego w wodzie lub ewentualnie mleku zawierające składnik pęczniejący
w żołądku i niwelujący uczucie głodu. Nie wiem czy posiadało jakieś składniki
odżywcze. Pakowany był w puszki wyglądem przypominające puszkę kawy zbożowej
INKA.
Zapełnienie żołądka czymkolwiek było potrzebne
Pani Irenie właściwie tylko po to, aby nie palić papierosów na czczo… Papierosy
to była jej wielka namiętność podobnie jak umiłowanie robótek ręcznych i szycie
odzieży. Była mistrzynią szydeł, drutów oraz igły. Ba, prawdziwą artystką i domową
kreatorką mody. Odzież ręcznie dziergana była w tym czasie bardzo modna, oferta
odzieżowa w handlu bardzo uboga więc Irena szybko stała się moim idolem i
wyrocznią modową, nauczycielką i instruktorką. Tak się też stało, że z tych
dziewiarsko krawieckich sesji zrodziła się między nami niezwykła przyjaźń.
Ponadpokoleniowa!
Często
siadywałyśmy w jej dziewiarskim kąciku „za regałem” gdzie pokazywała mi kolejne
ściegi, wzory i sposoby modelowania sweterkowych bluzeczek, czapek, a nawet
rękawiczek pięciopalczastych! Obok koszyków z kolorowymi włóczkami piętrzył się
stosik kolorowych magazynów modowych. Jakim cudem i gdzie Irena kupowała świeże
numery niemieckiej BURDY i NEUE MODE?
Były to wspaniałe kwartalniki pokazujące najnowsze trendy w
modzie codziennej przeznaczonej dla zwyczajnych ludzi. Żadne tam wyszukane
kreacje, ale i tak mówiłyśmy o nich „żurnale” i korzystałyśmy z ich gotowych
krawieckich wykrojów ucząc się przy okazji języka niemieckiego. Bardzo rzadko
trafiały się polskie wydania tych magazynów. Pani Irena doceniając moje
krawieckie zainteresowania podarowała mi swoją starą maszynę do szycia.
Niestety ten eksponat nie zachował się do czasów współczesnych. Była to skromna
maszyna napędzana ręczną korbką z dorobionym domowym sposobem napędem
elektrycznym. Można by ją nazwać walizkową gdyby nie to, że futerał stanowiła drewniana,
owalnych kształtów szkatuła zamykana na ozdobny kluczyk. Nie pamiętam marki,
ale chyba był to Singer…
Tak zostałam swoją własną krawcową.
Z czasem kupiłam nowoczesną maszynę, już na
pewno walizkową i z profesjonalnym napędem elektrycznym. Używam jej do dziś i zawsze,
z każdym ściegiem wspominam moją przyjaciółkę i instruktorkę – Panią Irenę.
Opiekuję się jej grobem…
Myślę, że większość z nas ma takie "swoje panie Ireny" (u mnie były to ciotki i wujkowie). Może nie zawsze zdajemy, albo chcemy zdawać sobie z tego sprawy ... jednak nieobecność "pań Iren" odczuwamy dopiero, gdy ich już nie ma między nami.
OdpowiedzUsuńTak, myślę, że każdy z nas ma takie osoby w pobliżu lub pamięci dlatego uznałam, że należy się im kącik w sieci.
UsuńNiektóre z porad życiowych Ireny doceniam dopiero dziś. To prawda, że do pewnych spraw trzeba dorosnąć.
Ale z umiejętności szycia i dziergania korzystałam całe dorosłe życie i jestem za to niezwykle wdzięczna.
Ciekawy blog, bede tu czesciej zagladac.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Witaj jankasgarten, rozgość się i zapraszam do rozmowy.
UsuńU mojej mamy jest jeszcze prawdziwy singers,taki na pedaly,do ktorego moj dziadek dorobil motorek i z poczciwego przedwojennego singersa zrobil elektryczna maszyne do szycia.Osobiscie przeszylam sobie palec wskazujacy na wylot.Na tym wynalazku. Mama byla taka pania Irena dla bardzo duzo pan.W roznym wieku.Dziergala,szydelkowala,szyla i miala panie,ktore za nia jezdzily na ciagle zmieniajace sie mieszkania.Bo byla jedyna ...
OdpowiedzUsuńJako nastolatka bylam niezwykle modnie ubrana bo mama szyla:)) popatrzyla na jakis tam zurnal,sama zrobila wykroj.uszyla i popart i mini i dlugie kiecki - wszystko bylo w zasiegu reki - bo mama zdolna kobieta jest. Za nic mi tylko nie chciala uszyc spodni dzwonow ani rurek.. Ze spodniami miala jakis klopot hi,hi wiec teraz sobie odbijam -mam 2 ukienki tylko w szafie hi,hi
Renato, takie to były czasy "zrób to sam" - kto nie umiał sam się ubrać to miał kłopot. Domowe krawcowe były bardzo cenione. Miały jedną wspólną cechę: niesłowność. Umówiony termin przymiarki rzadko kiedy był dotrzymany. Takie są przynajmniej moje doświadczenia z krawcowymi.
UsuńDziś tę cechę obserwuję u... panów informatyków:))))
Geny niesłowności gdzieś musiały się ujawnić bo domowe krawcowe zanikły:))))
Po przeczytaniu tego wpisu zrobiło mi się żal, że sama nie prowadzę bloga, na którym mogłabym dać świadectwo i wyrazić wdzięczność swojej "Pani Irenie", która nosiła staroświeckie imię Anastazja. Wprawdzie nie miała talentów krawieckich i umiejętności dziergania, ale za to potrafiła interesująco opowiadać o dawnych czasach. Brała mnie, małą dziewczynkę, kiedy jechała na grób swoich rodziców i męża na Powązkach, a tam prowadziła również na groby wybitnych pisarzy, malarzy i innych artystów, pokazywała pomniki zmarłych tragicznie pięknych kobiet, np. aktorki Marii Wisnowskiej, którą zastrzelił oficer gwardii carskiej Barteniew, albo śpiewaczki operetkowej Kazimiery Niewiarowskiej, która zmarła w wyniku poparzeń, jakim uległa czyszcząc suknię. Była wdową po urzędniku Politechniki Warszawskiej, jak wiele kobiet po wojnie - bez zawodu. Dostała tak niską emeryturę po mężu, że ledwie starczała na jedzenie, a stan zdrowia nie pozwalał jej na pracę fizyczną. Moja mama zapraszała ją często na obiady, obowiązkowo spędzała u nas wszystkie święta i uroczystości rodzinne, a kiedy zmarła - pochowała w jej grobie rodzinnym na Powązkach, którym po śmierci mamy ja się opiekuję. Przepraszam, że pozwoliłam sobie na taką prywatę i serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńEvo70, prywata jest tu jak najbardziej dozwolona. Miło, że podzielasz moje wspomnienia. Zauważ, że w pierwszym komentarzu Anzai słusznie przewidział pojawienie się większego grona "Pań Iren". To piękne, że spotkałyśmy takie osoby i że doceniamy to co nam dały. Nasza wdzięczność to serdeczna pamięć i opieka nad grobami.
UsuńWspominaj, wspominaj z nami...
Podziwiałem zawsze umiejących "robić na drutach". Że panie były w tym znakomite, to norma, ale znałem faceta, który dziergał i cerował wszystko, co dziury miało. Rękawiczki pięciopalczaste też robił.
OdpowiedzUsuńJednym słowem fenomen!
Wyobraź sobie, że robiłam na drutach patrząc w ekran telewizora. Palce pracowały "na pamięć". Doszło do tego, że nie umiałam oglądać TV bezczynnie. Straszny pracoholizm.
UsuńNie wiem dlaczego Honiewicz się dziwi, że "panie robią na drutach", a jeden spec "zarabia wszystkie dziury "? Ja też próbowałem, i próbuję nadal, chociaż wiem, że wszystkim nie dam rady. ;) :)
UsuńAnzai
Oj, bałamut z Ciebie Anzai:)))
UsuńFaktycznie ten zwrot "robić na drutach" bardzo niezręczny jest. Ale jak to zastąpić? Czasem żartem próbowałam "dziać" Odmiana: ja-dzieję ty dziejesz oni dzieją....
Od dziewiarstwa.
Można by też próbować "drutować"...hi,hi,hi...
W rzeczy samej, Bet, Azai myślami błądzi i jeszcze prowokuje. Choć Twoja reakcja na Anzai`owe "sugestie" pogłębiły problem. Robić, czy nie robić.... na drutach. To "dzianie", Bet, to może kojarzyć się z kolei z nadzianiem.
UsuńNo to brnijmy dalej ... Robić na drutach to trochę nie wypada, ale na jednym to już chyba można? ;) :)
UsuńCzuję, że teraz Bet mi coś "zadrutuje".
A co Wy z tymi drutami? Toż to prawidłowo i normalnie określone. Robi się na drutach - ale nie drutuje, podczas, gdy szydełkiem - się szydełkuje. A dziury się ceruje. Chyba,że są to dziury w tynku, to wtedy zarabia.
UsuńHoniewicz, nasz kolega Anzai jest w takim nastroju ostatnio - trochę go sprowokowałam, przyznaję, na jego blogu.
UsuńNadziewanie należy odróżnić od faszerowania - jeśli myslisz w tym samym kierunku co Anzai:))))
Anzai, po ostatnim wbijaniu na pal już nic mnie nie zdziwi:)))
UsuńalEllu, zwrot "robienie na drutach" zawsze mnie irytował. Taki niezręczny jakiś. Samo "robienie" tak dziwnie mi się kojarzy... Masz rację, że z szydełkiem jest dużo prościej choć praca na nim bardziej precyzyjna.
UsuńKwestii dziur i tego co się z nimi robi wcale bym nie poruszała....ciiiii.
Nastrój mam już lepszy, bo udało mi się przeinstalować kompa, teraz tylko przez tydzień będę ściągał różne sterowniki.
UsuńCo do tych "drutów i dziur" to ja już tak mam, podobno od urodzenia. Zresztą wystarczy spojrzeć na mój pierwszy post na "foto-anzai" i ... wszystko jasne.
Muszę się przyznać - na drutach chciałem się nauczyć, ale nie dało rady. Za to - jako informatyk od pierwszych programów komputerowych do projektowania - nauczyłem się krawiectwa ciężkiego, czyli składającego się co najmniej z dwóch warstw, tj. wierzchu, i podszewki, a czasem nawet usztywnienia, ocieplenia, włosianka, futerko, itp.
Toż mówiłam, że bałamut z Ciebie:))
UsuńNie zrozumiałam co ma krawiectwo ciężkie i podszewki do informatyki?
Wykrój np. spodni dla dziecka różni się od wykroju dla dorosłego. Nie wystarczy zwiększenie wszystkich wymiarów, bo inaczej trzeba wykroić łącza pod pachami i w kroczu. Dawniej projektant odzieży rozrysowywał to na bristolu, potem wykroje powiększano na wyświetlarkach, ale na dobre to dopiero komputery to załatwiły. A wiadomo, że i po komputerze też czasem trzeba poprawić.
UsuńBURDA robiła to bez komputerów. Robiła doskonale.
UsuńBet, żałuję, że mnie w czasie, kiedy tak sobie pięknie wymienialiście z alEllą i Anzai`em o drutach, szydełkowaniu i dziurach, nadzieniach, tudzież krawiectwie ciężkim i gaciach Anzai`owych z pojemnikami na to co w kroczu- spożywałem grillowanego łososia z czosnkiem i tzatzikowym sosie z kurkami nie sprecyzuję czym zaprawionymi - w Szczecinie, gdzie ciepło było. I jeszcze letnio.
UsuńWróciłem przed pół godziną, a u mnie chłodno i raczej bliżej jesiennego klimatu.
Żałuję dlatego że: http://www.tekstowo.pl/piosenka,andrzej_bogucki,a_mnie_jest_szkoda_lata.html
@ Bet
UsuńNo, jeśli myślimy o tych gazetowych, gorszych jakościowo czarno-białych wydrukach/wykrojach, załączanych do Burdy (chyba mam jeszcze kilka egzemplarzy) to to właśnie jest efekt pracy komputera. I masz rację, to było perfekcyjne, nawet t.zw. "rypki" były łukowate.
@ Hon
W ostatni weekend jadłem tatar z łososia, dostałem nawet 6 ziarnek kawioru i 20 g. whisky (udawałem, że nie piję).
@ Honiewicz, tobie to dobrze...
UsuńA gdzie o gaciach było, coś przegapiłam?
@ Anzai, nie wiem co to "rypki"...
UsuńBet, o gaciach może nie było, ale Anzai o spodniach dla chłopców i dorosłego pisał. Stąd te gacie. To przegapiłaś?
UsuńA Anzai`owi jeszcze lepiej, bo tatara z łososia i kawior spożywał. Nie wspomnę o tej, szokującą dla mnie, ilość 20g. whisky. Toż to do zębów nie mogło dotrzeć.
@ Bet
Usuń"Rypki" to takie zaszewki (najczęściej w talii) dopasowujące gotowe już ubranie do konkretnej osoby.
@ Hon
Tak też zrobiłem, przepłukałem zęby i udałem abstynenta.
No, tak, było o chłopięcych spodniach, przegapiłam bo jestem zakręcona ostatnimi czasy.
Usuń@Anzai, zaszewki to zaszewki, żadne tam "rypki"...hi,hi,hi...
UsuńAle faktycznie, na wykrojach były rysowane jako "łódeczki" i szew pasował do szwa jak ulał.
No nie. Wyraziłem się nieprecyzyjnie, więc prostuję. Zaszewka to zaszewka. Natomiast "rypka" to zaszewka dopasowująca ubranie do mankamentów naszej postury. Zdarza się bowiem często, że mamy jedno udo grubsze, albo łopatkę wyżej, czy "cuś" w tym rodzaju. I wtedy pomaga tylko "rypka", bo rypkę robi się tam, gdzie sprawa się "rypła". Szczegóły tutaj:
Usuńhttp://www.gumtree.pl/fp-szycie/malopolskie-krakow/l3200003
Całe przedpołudnie poświęciłam tym "szczegółom rypkowym" i niczego się pod podanym adresem w sprawie rypkowania nie dowiedziałam. Ech... Anzai, lubisz w maliny wpuszczać?
UsuńTo chyba kwestia przeglądarki. Po reinstalce od kilku dni ściągam różne sterowniki. Na którejś z przeglądarek wpisałem hasło "rypka krawiecka" i rypka podświetliła mi się w którymś z tych ogłoszeń. Zrezygnowałem z tamtych przeglądarek, bo dobre, ale na początku jest za dużo reklam. Teraz wpisałem ten adres do starej IE i faktycznie wyświetliła się cała strona ze wszystkimi ogłoszeniami. Nie chce mi się szukać ponownie, bo nawet jakbym znalazł to widać, że chyba chodzi o gwarę, a najwyżej slang krawiecki. W każdym razie w moim regionie każdy krawiec zrobi Ci "rypkę". ;) :)
UsuńOczywiście, że to slang fachowy lub nawet regionalny - więc szkoda studiować tę kwestię.
UsuńNazwa fajna, bardzo zgrabnie się wymawia to słowo - "rypka".
Widzicie jakie blogowanie jest kształcące? Wciąż czegoś nowego się dowiadujemy.
W ogłoszeniu o szyciu ślubnych sukni podświetla się "rypka". Nie wiadomo tylko, czy Rypka suknie szyje, czy suknia nazywa się "rypka".
UsuńGdybym wiedział, że tak się "porypie" to bym zrobił zrzut ekranowy.
UsuńTak, a propos, to wyszukiwarki wyświetlają nam sprofilowane odpowiedzi, a więc raz na kilkaset tysięcy mogą pojawić się te same wyniki. Gramy dalej?
Były sobie 2 siostry Agnieszka i Emilia. Emilia nie umiała wiele ale miała wyobraźnię a druga była po szkole tzw. wydziałowej w której poza gotowaniem uczono także kroju i szycia. W domu była porządna maszyna nozna m-ki "Singer" na której szyto cuda. Pamietam tworzenie materiału z jakiegos zwiewnego tiulu i koronki....pardon firanki. Po zszyciu razem materiałów i uszyciu sukni nie byłó faceta, który by sie nie obejrzaj. Drugim fenomenalnym wyrobem była kraciasta, piekna, tyrolska kurtka zimowa z ...koca. do tego - ich brat był krawcem...
OdpowiedzUsuńJa miałem szlaban na zdradzanie skąd moja mama Agnieszka i jej siostra maja pieniądze na takie bombowe ciuchy w tak nędznych czasach lat 50-60 ub. wieku.
Pozdrawiam
Dodam, że takie ciuchy były niepowtarzalne. Żadna inna pani nie miała podobnych.
UsuńJa szyłam spódnice z zasłon okiennych.
Kroju i szycia prostych elementów odzieży uczono nas na lekcjach "prac ręcznych" już w podstawówce. O władaniu igłą w szyciu ręcznym nawet nie wspominam bo to była oczywista oczywistość. Nawet każdy chłopiec umiał przyszyć guzik.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńU nas "kącik" do szycia znajdował się na pierwszym planie w kuchni. I oczywiście niemieckie BURDY. Nasza "Przyjaciółka" też miewała wkładkę z wykrojami. Szyła babcia, szyła mama, szyłam ja. Jedynie palta szyła krawcowa od krawiectwa ciężkiego. Tak to się chyba nazywało. Ciężkie?
Pozdrawiam serdecznie.
Tak, to było krawiectwo ciężkie. W pewnym momencie krawieckiej kariery otarłam się o ten wydział krawiectwa szyjąc pikowane kurteczki z wywiniętymi rękawami.
UsuńWykroje z Burdy była tak świetnie opracowane, że poszczególne części pasowały jak ulał do siebie i do figury także. Mój Boże, jakież to figury wtedy miałyśmy...hi,hi,hi... Rozmiar 36, 38 najwyżej!
Wszystko leżało jak na modelkach.
No i się wzruszyłam...
OdpowiedzUsuńTylko nie płacz, papryczko! Pani Irena była bardzo wesołą kobietą.
UsuńJak kogoś razi zwrot "robić na drutach" (choć jeśli drut jest w liczbie mnogiej, to razić nie powinien), to może po prostu na drutach dziergać. W słownikach języka polskiego występują obie formy i obie są poprawne.
OdpowiedzUsuńMnie "robić na drutach" uczono w szkole podstawowej, ale z bardzo miernym skutkiem, bo nawet prosty szaliczek zwijał mi się w trąbkę. Dopiero w stanie wojennym otrzymałam bojowe zadanie, żeby zrobić czapkę z pomponem i szlik dla ukrywającego się chłopaka. Tak mnie rozbawiła ta czapka z pomponem na głowie ukrywającej się osoby, że postanowiłam ją zrobić i, proszę sobie wyobrazić, że mi wyszła i nawet szalik się nie zwijał. Od tego czasu zaczęłam robić na drutach i chociaż dziergałam tylko podczas oglądania telewizji, to zrobiłam wiele całkiem ładnych sweterków, głównie dla siebie. Jednak po roku 1989 jakoś przestało mnie to bawić.
Niestety z braku talentu w czasach PRL sama nie szyłam, ale za to szyła mi znajoma pokątna krawcowa i kiedy w 1978 r. pojechałam do Paryża, to nie czułam się gorzej ubrana od Francuzek. Pozdrawiam uczestniczki i uczestników tej miłej wymiany zdań.
Tak,Evo, najlepiej "dziergać" chociaż... Dzierganie to także rodzaj ściegu szycia ręcznego o ile mnie pamięć nie myli.
UsuńNo, proszę masz kombatancką przeszłość! Czapka i szalik dla opozycjonisty to powód do chwały!
Po 1989 roku dzierganie i domowe szycie zamarło chyba trochę za sprawą "lumpexów" i "szmateksów". Tania odzież zachodnia nas zalała... No a zaraz potem chińszczyzna...
Dlatego właśnie nie jest najlepiej "dziergać", bo nie wiadomo, co robisz, gdy dziergasz. Haftujesz, obrębiasz, szydełkujesz czy robisz na drutach?
UsuńPopatrzcie, ile to komplikacji z prostymi drutami:)))
UsuńNa drutach robić nie umiem, a spodni nie uszyję nawet przy pomocy wykrojów z Burdy. Ale moi rodzice nie umieli skanować, ani nawet klikać.
OdpowiedzUsuńallensteiner
No proszę, ale sobie znalazł wytłumaczenie:)))
Usuńjak wykonać oczka na szydełku pokazał mi... sen. miałam wtedy 6 lat. Obudziłam się, powiedziałam o tym mamie i wzięłam się do pracy. Zrobiłam wtedy baaardzo długi łańcuszek:))
OdpowiedzUsuńRobótki ręczne od małego mnie interesowały. Ciocia wprowadzała mnie w tajniki różnych splotów i wzorów. A szycia to nas w szkole uczyli. Pierwsze to poszewka na jasiek, potem fartuszek a na koniec roku spódnica na szelkach. Wszystkie wyglądałyśmy uroczo w spódnicach w kolorze morskim:).
Dobrze mieć taką "Panią Irenę", Twoja była wyjątkowa, miałaś ją u siebie w domu:).
Pozdrawiam serdecznie
Akwamarynko, nauka szycia w szkole to był standard i umiejętność bardzo przydatna w życiu. Była wtedy taka potrzeba - teraz nawet nie dziwię się, że zaniechano nauki szycia i szydełkowania bo oferta konfekcji na rynku jest przebogata. Nawet uboga część społeczeństwa ma możliwość odziania się bez samodzielnego szycia.
UsuńMoja Pani Irena mieszkała w sąsiedztwie ale spędzała dużo czasu z moją rodziną.
Z okazji Dnia Bloga -drogiej Bet :wszystkiego dobrego ,weny i wielu czytających ,komentujących i wogóle niech CI się wiedzie ...Eliza F.
OdpowiedzUsuńOch, Elizo F! Jak miło! Przegapiłam tę okazję do poświętowania.
UsuńDziekuję za życzenia i za pamięć!
Niech się bloguje "ku chwale"!