Wreszcie znalazłam temat, którego jeszcze nie było! Bank, usługi bankowe oraz zarządzanie finansami. Nikt mi nie podpowiedział, że jest jeszcze coś takiego do obgadania, a ja sama… Cóż, wzrastałam w rodzinie, której budżet spinał się od pierwszego do pierwszego. Biedy nie było, ale o oszczędnościach, lokatach czy depozytach rodowych majątków mowy nie było. Podobnie jak w rodzinach znacznej części socjalistycznego społeczeństwa.
W końcu jednak dorosłam do wieku gdy okoliczności życiowe, a
nade wszystko, pragnienie bycia nowoczesną i światłą osobą doprowadziło mnie do
Banku. Wybór tegoż był z powodu nikłej wówczas konkurencji dość oczywisty.
Dodatkowo, siedziby owego Banku nie sposób było nie zauważyć. Tak okazały i
zacny był to gmach zajmujący niemal cały kwartał dzielnicy w centrum miasta,
zbudowany według projektu najlepszego polskiego architekta pierwszej połowy XX
wieku, Adolfa Szyszko-Bohusza. Tak więc, obok funkcji czysto praktycznych
dostarczał też niezwykłych wrażeń
estetycznych. Wspomniany architekt,
zastosował tu szereg imponujących rozwiązań. Były tam między innymi schody
główne rozwidlające się u szczytu, trójkątne klatki schodowe, marmury, kolumny,
rzeźby oraz kopuła wieńcząca sufit głównej sali. Słowem – perełka architektury!
DLa zainteresowanych
szczegółami pozostawiam link Gmach PKO w Krakowie
Wstąpiłam zatem do monumentalnego gmachu pokonując masywne wrota oraz dodatkową zaporę z drzwi obrotowych przez które, dla dziecinnej radości, lubiłam obracać się dwukrotnie:) Wspomniane wcześniej obszerne, niczym w teatralne, schody prowadziły do wielkiej, okrągłej, sali głównej, której cały środek zajmowała okrągła kanapa dla oczekujących klientów, a liczne stanowiska urzędników usytuowane były po jej okręgu. Czyżby była to aluzja do „okrągłych” sum pieniędzy? W tym wnętrzu panowała dyskretna cisza, wyobraźnia kreowała szelest liczonych banknotów. Przyznaję, że budynek tego , jego wystrój i nastrój wewnątrz budził respekt, a ja, czuła na zapachy, wyczuwałam tam zapach fortuny:) Na zapachu jednak się skończyło – do sukcesów finansowych nie doszło :)
W takich oto wspaniałych okolicznościach architektury zostałam właścicielem konta zwanego wtedy Rachunkiem Oszczędnościowo Rozliczeniowym (ROR) co oprócz zaspokojenia wspomnianych wcześniej emocji, pozwalało na szpanowanie książeczką czekową. Był to jedyny sposób dokonywania transakcji bezgotówkowych. Ponadto można było zlecić bankowi dokonywanie płatności stałych, z tym, że każdą zmianę należało zgłosić osobiście w siedzibie banku. A więc znowu te drzwi obrotowe! A potem korytarzykiem obok okrągłej Sali do pokoju odpowiedniego urzędnika. Z czasem, na drzwiach tego pokoju zawieszono skrzyneczkę gdzie wrzucano ręcznie wypisane polecenie dokonania zmiany. Wpłatę i wypłatę gotówki dokonywało się osobiście w okienku. Prymitywnie, ale działało niezawodnie. Nigdy, przenigdy, nie miałam zatargu z tym bankiem i dlatego trwam w wierności.
Przy okazji zauważyć trzeba, że zbudowany dla rozwijającej się gospodarki kapitalistycznej Bank był szanowany i utrzymywany w niezmienionej formie i funkcji zarówno przez niemieckiego okupanta jak i socjalistyczną władzę Polski Ludowej. Obecnie zacny gmach oczekuje na swoje drugie, życie o czym zdecyduje Konserwator Zabytków. No bo po co komu teraz monumentalne gmachy, nawet takie z obrotowymi drzwiami, skoro każdy może mieć swój bank w telefonie? Dziś spotykam w galerii handlowej siedziby banków wielkości dawnych kiosków z gazetami. Gotówki się tam nie używa więc nawet nie ma sensu na taki bank napadać i ochrona zbędna. Co za czasy!
A teraz wspomnienie związane tematem bankowo finansowym:
Będąc młodą nauczycielką, wybrałam się ze sporą grupą młodzieży na wakacyjny obóz wędrowny do stolicy Wielkopolski oraz jej okolic. Sponsor przedsięwzięcia (dziś powiedzieć by należało – projektu) wyposażył mnie w sporą ilość gotówki na finansowanie podróży, noclegów i wyżywienia całej grupy. Nawiasem mówiąc sponsorem było Towarzystwo Przyjaźni Polski Radzieckiej! Hojny sponsor. Spakowałam więc sowity zapas gotówki do plecaka, no bo gdzie? Ruszyliśmy w podróż na podbój Poznania i okolicznych atrakcji turystycznych. Zawartość plecaka była tak hojne, że stać nas było na okazjonalne, wytworne śniadanie w hotelu a nawet dojazd kawalkadą taksówek do Pałacu w Rogalinie! Cóż, zdarzyło się, że mój plecak z cenną zawartością został się sam na peronie gdyż podopieczna młodzież spakowała do pociągu wszystkie plecaki oprócz mojego… Nie wiedziały niebożęta co kryje zgrzebny brezent. Szczęśliwie i radośnie odbyliśmy tę podróż co wspominam z rozrzewnieniem do dziś:) Przyznam, że wtedy nawet nie pomyślałam o ryzyku czy jakimś zagrożeniu. Cóż, byłam niewiele bardziej dojrzała od swoich podopiecznych:) Ale, że mocodawcy finansujący ten obóz też byli równie niefrasobliwi?
Na koniec opowieści bankowej taka uwaga: w Warszawie zbudowano nowoczesną siedzibę banku w formie rotundy. Bardzo zazdrościliśmy Stolicy i po jakimś czasie zbudowaliśmy podobną. Zabytkowy, opisany wcześniej mój Bank pełen był okrągłości czyżby więc powiedzenie, że „fortuna kołem się toczy” ma coś do rzeczy w kwestii bankowej architektury?
Nie zazdrościliśmy Stolicy, bo nasz łódzki bank nie był gorszy, a może nawet lepszy, skoro w kilku filmach Wajdy zagrał główne role? Ostatecznie po brytyjskim Manchesterze Łódzki przemysł włókienniczy liderował na świecie, a więc gdzieś tę fortunę trzeba było toczyć. ;)
OdpowiedzUsuńWyczuwam, że użyłeś słowa "toczyć" nieprzypadkowo potwierdzając moje obserwacje związku elementów architektury z fortuną. Bardzo mi miło:))
UsuńPo czarnych ośmiu latach wróciłem do słuchania odradzającej się TRÓJKI. W niedzielę o 13.00 Jan Emil Młynarski (tak, z tych Młynarskich), prowadzi audycję pod tytułem Salon, Ulica, Dancing. Ciekawą, historyczną, nostalgiczną. Z nagraniami sprzed lat.
OdpowiedzUsuńPodczas jej słuchania przeczytałem Twój świetny tekst. Bywając przecież w przeszłości w Krakowie często, nigdy w tym ,,Twoim banku'' nie byłem. Teraz żałuję.
W moim mieście, pruskiej kiedyś rejencji, ostały się całe, po radzieckiej szarańczy, trzy piękne obiekty bankowe pruskich bankierów i jeden imponujący obiekt z czerwonej cegły za francuskie pieniądze wybudowany. Architektoniczne perełki na tle innych budowli.
Obecnie spełniający funkcję mało interesującą.
Honiewicz
Wstyd sie przyznać, ale w ostatnich latach całkiem zaprzestałam słuchania radia. Nigdy nie byłam "muzyczna" ale w młodości Trójki słuchałam, a potem w trakcie jazdy do i z pracy również. Zachęcona teraz może przywrócę do łask porzucone w piwnicy radio? Hmmm...
UsuńOpisywany w notce Mój Bank ma być luksusowym hotelem więc jeszcze będziesz miał okazję go zwiedzić:) Ciekawa jestem, które to miasto nazywasz swoim. Lubię starą, pruską architekturę więc jeśli zechcesz to ujawnij, proszę, lokalizację tego Twojego Banku. Chętnie popatrzę.
Z obiektów bankowych o których napisałem ostał się jeden. Ten, za francuskie pieniądze: https://cikit.koszalin.pl/application/files/7515/9713/3099/a9f15b203c856e865fe8b0cf3a8bd327.jpg
UsuńInne obiekty - polski kapitalizm, jak polską demokrację - demokrację zamienił w ruinę.
Dziękuję za zdjęcie. Budynek okazały ale dość surowy w formie.
UsuńKilkadziesiąt lat temu pobierałem większą kwotę. Poprosiłem o pięćsetki, które wówczas były najwyższym nominałem. Kasjerka zaczęła odliczać setki i pięćdziesiątki. - W banku nie mogę dostać pięćsetek? - To nie bank i niech pan się zachowuje, bo wezwę milicję - odpowiedziała nie pomna hasła na ścianie "PKO twoim bankiem". PKO przechowywało oszczędności, zupełnie inny bank o nazwie ORS (obsługa ratalnej sprzedaży) udzielał kredytów. Jeszcze inny - Pekao - przechowywał oszczędności dewizowe, gdy już zachodnia walutę wolno było posiadać. (Mareczek)
OdpowiedzUsuńORS - Ostatni Ratunek Społeczeństwa. Tak ironicznie tłumaczono ten skrót:)
OdpowiedzUsuńNo tak, był Bank PKO zajmujący się obrotem dewizami ale chyba nie różnił się nazwą od banku złotówkowego a jedynie odrębną siedzibą. Nie jestem pewna czy dobrze pamiętam.
To były (i są) odrębne firmy (Mareczek)
UsuńA nazwa też była różna?
UsuńPKO BP - to był bank polski, należącym do państwa, a Pekao SA było zagranicznym, prywatnym bankiem (czyli dewizowym).
UsuńKliknij w nazwę obu, by zobaczyć logo.
L.
Oczywiście znam te loga, nie byłam jednak pewna czy żubry grasowały w bankach już w epoce PRL:)) Bank dewizowy omijałam dość szerokim łukiem bo nie miałam tam żadnego interesu a ponadto w okolicach panoszyły się szemrane grupki cinkciarzy zaczepiających przechodniów.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNoszenie pieniędzy w plecaku było bardzo niefrasobliwe. Czy wtedy bezszelestne nie opróżniano plecaków na plecach, a co dopiero na peronie?
Pozdrawiam serdecznie.
Na pewno były zuchwałe kradzieże i dziś sama siebie podziwiam za odwagę i ganię za brak rozwagi. Na szczęście nic złego się nie stało, choć mogło.
UsuńA teraz w tym wielkim gmaszysku będzie hotel.
OdpowiedzUsuńTakie chodzą słuchy... To chyba dobrze, bo hotele teraz bardziej potrzebne niż ogromne banki. Ważne, że budynek będzie nadal cieszył swą urodą.
UsuńOpisałaś bardzo ciekawe historie(banku i wycieczki). Moja renta wpływa na konto założone w innym banku niż PKO. Kiedyś założyłam w tym swoim banku niewielką lokatę. Gdy chciałam ją zlikwidować, to taksówka do banku kosztowała mnie więcej niż odsetki od tejże lokaty. Teraz już nie oszczędzam. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMam podobne doświadczenia w kwestii oszczędzania:) Kiepski ze mnie finansista. Podobno oszczędzać też "trzeba umić".
UsuńSzalejmy więc na bieżąco!
Córce założyłam książeczkę mieszkaniową i lokatę na przyszłość. Po dwudziestu latach mojego wpłacania co miesiąc po 100 zł na 1 lokacie, a po 200 zł na drugiej - kupiła sobie narty i kombinezon. O mieszkaniu czy oszczędności na zagospodarowanie trzeba było zapomnieć. Bank nie kojarzy mi się z pomnażaniem pieniędzy, a raczej z przechowalnią tychże zamiast w skarpetce czy pod poduszką.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
Potwierdzasz tym samym zdanie Iwony, że nie opłaca się oszczędzać. Chociaż sprzęt narciarski to też jaka korzyść:))
UsuńMój syn też miał takie książeczki. Pieniądze z tej na zagospodarowanie (potocznie nazywanej "posagową") wystarczyły na 3 tomy Historii Polski.
UsuńNo i to był wspaniały posag!
UsuńSwietny temat... do wspomnien.
OdpowiedzUsuńW mojej dzielnicy byly kiedys oddzialy 4 bankow, teraz zostal tylko jeden.
Glowni uzytkownicy to sklepy, ktore wplacaja swoj utarg. Ja odwiedzam bank co kilka tygodni zeby pobrac troche gotowki.
Natomiast Pekao - oszczedzaj w Pekao jak ci cos zostalo.
Utargu nie trzeba wpłacać do banku przy okienku - popularne są wpłatomaty. Sam o tym opowiadałeś:) Klienci banków wiele operacji wykonują samodzielnie w internecie więc wszystko wskazuje na to, że oddziały banków będą znikać.
UsuńTak, korzystam z wplatomatu ale jednak jest on w banku. Sprawa robi sie krytyczna na wsi Bo tam wiele tranzakcji jest w gotowce.
UsuńU nas wpłatomaty można spotkać w galeriach handlowych i zazwyczaj są to wpłato-bankomaty gdzie można realizować transakcje w obie strony.
UsuńRacja, na prowincji sprawa się mocno komplikuje choć terminale płatnicze są co raz bardziej powszechne. Nawet na bazarach:)
Banki nie są dla biednych. Mój kontakt w tym temacie jest bardzo ograniczony.
OdpowiedzUsuńHmmm... wypłaty pensji lub emerytury często wymuszają zakładanie kont. Już dziś pobieranie świadczeń w gotówce jest bardzo rzadko spotykane. Tak więc, obecnie bank jest nie tylko dla bogaczy:))
UsuńPlease read my post
OdpowiedzUsuń