Puk, puk, puk… Ktoś zastukał do mojego Kopca i dał kopa do wieczornych spacerków w okolicznym lesie. Taki spacer - miód dla duszy oraz ciała:) Dusza oczyszcza się z grzechu zaniechania wobec bujnych zasobów przyrody istniejących tuż za progiem. Ciało korzysta przy okazji bo jak wiadomo ruch to zdrowie i już.
Odwiedzam więc Mój Las. Prawo własności przyznałam sobie z racji zasiedzenia oraz faktu, że rósł on wraz ze mną od czasu gdy „dzieckiem w kolebce” nasiąkałam aromatem tutejszych sosen oraz brzóz i krzaków wszelakich.
Krzaki owe z biegiem lat wyrosły na okazałe drzewa, a młode sosenki, które z trudem zakrywały nasze dziecięce główki dziś stoją dostojne i niemal sędziwe… Ale jeszcze nieźle się trzymają i prezentują, zwłaszcza w korzystnym oświetleniu gasnącego dnia. Całkiem jak u kobiet w tak zwanym „pewnym wieku”:) Oświetlenie czyni cuda i działa lepiej niż kosmetyk.
Las ten dawniej, z racji swego młodego wieku, pieszczotliwie zwany laskiem obecnie w wieku swym dojrzałym jest umiarkowanie zadbany. Wydeptane przez osiedlowe dzieciaki ścieżki wyspano drobnym tłuczniem, a gdzie niegdzie ustawiono ławeczki bo te dawne dzieciaki też już lekko sędziwe się zrobiły i wymagają komfortu na spacerkach. W głębi lasu pełno powalonych naturalnie pni, butwiejących korzeni i pniaków – prawdziwy raj dla robaczków drewnojadków. Smacznego dla nich!
Skrajem lasu ciurka potoczek o wdzięcznej nazwie Rzewny. Niegdyś wartko pomykający wśród podmokłej łąki, bogatej w wodolubne rośliny dziś rzewnie wspomina czasy dawnej obfitości. Bo teraz wody w nim tyle co prawie nic… Podmokłość terenu starcza dla roślin, ale żaby cierpią. Utraciły swój dotychczasowy raj i choć mają tabliczki informujące o ich potrzebach to żabich osobników brak.
Napis na tabliczce: Uwaga, miejsce rozrodu płazów. Bardzo małe żaby na ścieżce.
Ach, a ten mały zasobnik wodny niegdyś był dla nas naturalnym lodowiskiem zimą oraz salą koncertową żabiego rechotu niosącego się aż do blokowych mieszkań umilając letnie wieczory.
Dla zachowania kronikarskiej rzetelności wspomnieć muszę, że ów, tak lirycznie nazwany i opisany potoczek Rzewny w dawnych czasach był cuchnącym ściekiem odpadów z okolicznych działalności rzemieślniczych. Nazywany powszechnie Śmierdziołką był objęty surowym zakazem zanurzania w nim choćby małego palca. Co dziwne płynące ścieki nie zniechęcały roślin ani drobnych żyjątek wodnych. Obficie kwitnące kaczeńce i niezapominajki, rozliczne owady i kijanki koegzystowały z chemią. Dzieci straszono, że „rączka ci odpadnie” po kontakcie z tą wodą. Strach było się bać:) Obecnie ścieków nie ma, ale i wody tyle co „kot napłakał” z powodu suszy hydrologicznej ogólnokrajowej.
Kto mieszka w Moim Lesie? Wiele gatunków ptaków, wiewiórki i lisy oraz dziki. Och, to prawdziwi władcy terenu bardzo śmiało odwiedzający ludzkie osiedle dewastując trawniki i pokwikując pod oknami. Wrr… To już nie jest tak romantyczne jak żabie koncerty.
Warto czasem wygramolić się z kopca.
Ano warto czasem. Tym bardziej, że już bociany odlatują, lato umyka...
OdpowiedzUsuńŁadnie tam u Ciebie!
Zaiste, na brak zieleni nie mogę narzekać. W pewnej części lasu mam sosny takie jak w Wielkopolsce:))
UsuńOkoliczny las...
OdpowiedzUsuńBardzo miłe. Ja zawsze miałem do lasu daleko i pod górkę, ale bardzo sobie chwaliłem czas spędzony w lesie.
Przez długie lata dość często znajdywałem okazję, żeby rozbić w lesie namiot i spędzić tam trochę czasu.
Las rośnie w promieniu ok 30 m od osiedla. A i tuż pod balkonem mam zadrzewiony skwer i dostojny świerk z gałęziami tuż obok balustrady.
UsuńLeśny Ludek jestem:)
Na pociechę, w parku 1 km od domu, mam taką muzykę ==> https://www.youtube.com/watch?v=g4yMjYWyxd8
UsuńOjej, ale koncert! Nie wszystko zrozumiałam bo rechoty i klekoty po australijsku:)) Piękne!
UsuńZ mojego okna mam widok na kępę drzew, ale tylko raz odważyłam się przez nią przejść. Powinna nazywać się chyba "szczurzy gaj", bo tych zwierząt podobno tam nie brakuje. Zarówno lasek(tak przez niektórych, to miejsce jest nazywane) jak i znajdujący się przed nim zbiornik wodny, nie cieszą się popularnością wśród radnych dzielnicy. A szkoda. Miłego ostatniego tygodnia sierpnia życzę.
OdpowiedzUsuńNo i widzisz Ilono, wychodzi nam wyższość Krakowa nad Warszawą:))
UsuńMiłego końca lata wzajemnie życzę.
U nas wokół stawy po żwirowni. Idealne miejsce dla żab i bocianów. Żebyś Ty słyszała ten wieczorny śpiew rzekotek wiosną, a echo niesie go po wodzie i potęguje. Czuję wtedy piękno i potęgę przyrody
OdpowiedzUsuńNo to jest nas dwoje miłośników rzekotu rzekotek:) Uwielbiam.
UsuńCałe moje dzieciństwo do ok. 1963 r. spędziłem w domku jednorodzinnym. Lasu nie było, ale zadrzewienie niczym w dżungli. Podczas dużych opadów wylewała pobliska rzeczka i wtedy w naszym ogrodzie pojawiał się strumyk z małymi czarnymi rybkami. Po wywłaszczeniu przenieśliśmy się do bloków wybudowanych na łąkach. I tu przez kilkanaście lat towarzyszył nam rechot żab. Twój post przypomniał mi te miłe okresy życia.
OdpowiedzUsuńA te czarne rybki to nie były żabie kijanki? Rybki rzadko pojawiają się tak znienacka. Zapisuję Cię do grona miłośników żabiego rechotu.
UsuńCieszę się, że poruszyłam czułe struny wspomnień:)
To nie były kijanki, ktoś mi wyjaśnił jak się nazywały, ale czas ... Te rybki (2-3 cm.) pojawiały się z wodą powodziową, strumyk nigdy jednak nie sięgał wyżej kostek. Rybki próbowałem ratować, ale niewola im nie służyła.
UsuńNazwijmy je Rybki Powodziowe:)) Brawo za próby ratowania!
UsuńTeż mam mój las, a jego mojość polega na odległości - wychodzę z bloku i po paru minutach jestem w lesie. Jest to las całkiem dziki, niepodobny do prawdziwego, za to posiada sporo ścieżek wydeptanych przez spacerowiczów (to ja), wyprowadzaczy psów, biegaczy, rowerzystów a nawet zbieraczy grzybów i jagód. Nie lubię go, ale dla zdrowia spaceruję tam najczęściej - nie lepszą alternatywą jest miasto. (Mareczek)
OdpowiedzUsuńA co takiego nabroił Twój Las skoro go nie lubisz?
UsuńDzikie lasy są najlepsze dlatego w Moim Lesie cenię sobie jego umiarkowane zagospodarowanie. Sporo jest też dzikich ścieżek no i dziki tam są!
Darz Bór.
OdpowiedzUsuńW moim ogródeczku mieszka grzebiuszka Pelasia, ma chyba ze sześć lat. Jest nie tylko urodziwa, pożyteczna, ale i wierna. W oczku wodnym, jakieś salamandry, czy traszki pływają, ale podobno są pod ochroną to dałam im spokój.
Do rezerwatu 300 metrów, rzeka pstrągowa i czasami mignie zimorodek. Przez okno widać jezioro. Słychać moje żurawie, to stare małżeństwo - Franczeska i Don Pedro. A tak, to na ogół jest spokojnie.
tubylka
Ojej, jakże pięknie żyjesz! Pozdrowienia dla Ciebie oraz wszystkich Twoich żyjątek:))
UsuńJa też w dzieciństwie miałam blisko do lasu, chociaż w mieście i absolutny zakaz chodzenia tam. Rodzice też nie chodzili. Chyba byłam straszona lasem. Bo do tej pory się boję. Gdy byliśmy w tym roku w Parku Mużakowskim- to na granicy polsko-niemieckiej w województwie lubuskim, jeździłyśmy z wnuczką na rowerach. I zabłądziłyśmy w lesie. Zupełnie nie wiedziałam jak jechać chociaż droga miała być prosta. Nawet sami żołnierze pogranicznicy mi ją wskazywali. Komórka miała nawet zasięg ale 4%. Zbliżała się godzina 19:00, to było 19 sierpnia. Bardzo się bałam a nie mogłam tego okazać. Dobrze, że się ktoś pojawił i wyprowadził nas z tego lasu. A wcześniej ,gdy jechałyśmy około pół godziny nikogo nie widziałyśmy. W życiu byśmy nie trafiły. Na pewno nie wejdę już do lasu sama 🤣
OdpowiedzUsuńAj, to przykre doświadczenia. Może zakaz chodzenia do lasu miał jakieś uzasadnienie bo coś tam było niebezpiecznego? Ja spędzałam młodzieńcze wakacje na obozach harcerskich w lasach więc jestem zahartowana:)
UsuńLas jest przyjazny dla człowieka ale trzeba znać reguły obcowania z nim:)
Lasy lubuskie trochę znam i mam respekt bo łatwo tam zabłądzić.
Twój opis lasu świetnie oddaje zmieniający się charakter miejsca i to, jak natura wplata się w nasze życie. Lubię tę mieszankę wspomnień, obserwacji przyrodniczych i codziennych szczegółów – od rosnących sosen, po powolnie wysychający potoczek. Szczególnie trafne jest pokazanie wpływu człowieka i zmian klimatycznych na ekosystem, np. ograniczenie wody w Rzewnym czy zanik żabiego koncertu. To przypomnienie, że bliskość natury daje radość i spokój, ale jednocześnie wymaga naszej uwagi i troski, by jej piękno przetrwało.
OdpowiedzUsuńOjej, jaki miły i kreatywny komentarz. Witaj Andrzeju i rozgość się tak bardzo jak uważasz:)
UsuńOstatnie zdanie Twojego komentarza to prawdziwe memento na współczesne czasy.
Pozdrawiam serdecznie.
Czterysta metrów miałem do lasu. Pod górkę. Wzdluż strumyka też z żabami i pijawkami. Też wylewał zimą tworząc - podobnie jak u Ciebie - rozlewisko i lodowisko. Tam się grało w hokeja. Latem, podczas wakacji las był miejscem małpich zabaw na drzewach.
OdpowiedzUsuńCo prawda las pozostał i wyróśł i zgrubiał, ale po strumyku śladu nie ma. Powstało duże osiedle na miejscu, gdzie sady były. I ten strumyk z żabami. Niedawno tam byłem z powodów, które występują w zaawansowanym wieku. Przechodząc ulicami do ,,kliniki zdrowia", wsponiałem, że idę wśród drzew owocowych, które tam rosły i - mając swoje w domu - tam się chodziło kraść żółtre śliwki. Takie wielkie.
Piękne czasy były.
Honiewicz
No popatrz, okazuje się, że żaby cieszyły się i nadal cieszą duża popularnością:)) Tęsknimy za nimi teraz.
UsuńŻółte śliwki wielkie to zapewne Renklody. Częstowanie się owocami z cudzego ogrodu nazywano u nas "chodzić na grandę". Ja, oczywiście, nie, nigdy:))
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńAch, jak przyjemnie pospacerować po lesie... Rozmarzyłam się... Mnie zabrano nawet Dzikie Pole, a ukochany las Borek stał się niebezpieczny.
Pozdrawiam serdeczne
Twoje Dzikie pole jest uwiecznione w nagłówku! Nie zaginie:))
UsuńPo latach będzie to bardzo cenny nagłówek, o!
Usuń"Po latach" już się dzieje, już jest cenny:))
UsuńPięknie wpraszam się do Twojego lasu, mnie się podoba już teraz ten pamiętny las.
OdpowiedzUsuńLas pięknie dziękuje za komplement:) Teraz trochę posmutniał bo już ma mało słońca , ale oferuje wilgotne aromaty jesieni. Zbiera siły do wybarwienia się na kolorowo!
UsuńBet, droga! W tym Twoim lesie już jesień...
OdpowiedzUsuńCzyżbyś zabłądziła?
Zaglądam i zaglądam... a tu cisza. Nie bądź taka, daj głos! 😘
Hau, hau! Posłusznie daję głos:) Psie gadanie uzasadnione tym, że spaceruję po moim lesie w towarzystwie znajomych piesków i z przerażeniem obserwuję leśne objawy jesieni. Wcale mnie nie cieszą kolorowe liście.
UsuńA cisza moja blogowa to wynik niemocy twórczej, elegancko mówiąc. Prościej mówiąc - mam pustkę we łbie!
Daj inspirację, nie bądź taka:))
😁 😉 wiem, że lekko nie jest - przylazła jesień, jakby mało innych ponuractw wokół było! Twórczą niemoc rozumiem - miewają ją prawie wszyscy genialni autorzy.
UsuńTo nie pisz, ale... wstaw czasem emotkę (ot! choćby jedną na miesiąc)!
😘😛
Dziękuję za życzliwego kopniaka oraz zaliczenie do grona geniuszy:)
UsuńPostaram się nie zawieźć!
O sanatoriach chyba już pisałaś kiedyś,? Czy takich wycieczkach zakładowych do kuracyjnych miejscowości ?
OdpowiedzUsuńBo ja akurat byłam w Iwoniczu-Zdroju, miejscowości znanej od wieków, czyli od Batorego, z powodu sanatoryjnych blasków. Odżywczej mineralnej wody i doskonałego powietrza związanego z bliskością dawnej puszczy karpackiej.
Wracając jeszcze do lasu, miałam zakaz wchodzenia, żebym przypadkiem nie zabłądziła.
Może coś napiszesz o Dniu Nauczyciela, który był tak hucznie obchodzony za dawnych czasów.? Zobaczymy ilu nauczycieli jest na blogowisku 🤣🤔👍👏
Sanatoryjnych wrażeń u mnie brak. Nigdy nie byłam {bom zdrowa była jak byk), ale nie wykluczam w przyszłości... Nawet chyba wypada zacząć bywać:))
UsuńInspirację Dniem Nauczyciela przyjmuję z wdzięcznością - coś zaczyna mi kiełkować w łepetynie.
Mam swój prywatny ranking 😁- odnotowałam, że większość prowadzących jeszcze dzisiaj takie blogi, to rzeczywiście belfry (mam nadzieję, że nie uraziłam szanownych edukatorów, których z okazji święta pozdrawiam!)
OdpowiedzUsuńOj, tak, potwierdzam Twoje obserwacje. Edukatorzy się nie urażą jak mniemam:)
UsuńSkąd taka chęć wyrażania się blogowego? Nie wiem, ale obawiam się, że wynika to z przywiązania do tradycyjnych metod komunikacji. Dinozaury jesteśmy, co tu kryć:))
hmm... też nie wiem? może to bardziej poukładane, analityczne umysły są?
UsuńZ blogów (już nie tak licznych!) do których zerkam to jakieś 80-90% byli nauczyciele.
Być może uda Ci się namówić TU komentujących, a prowadzących swoje blogi na zwierzenia? Sama też coś dodaj od siebie 😉...
Oczywiście - nic na siłę😁, bo może jako ten misiu szukasz już swojej gawry na zimę? 😘
Aj, nie bądź taka delikatna, na mnie trzeba solidnego kopa:))
UsuńCoś belferskiego kiełkuje więc myślę, że Koleżanki i Koledzy dorzucą coś od siebie.
Aktywność blogowa nauczycieli może też wynikać z frustracji, że słowa mówionego niewielu słuchało:)) To taka autoironia.
...słuchało, słuchało... !
UsuńNawet lekcja o euglenie zielonej może być niezłym hitem! 😁
„Nigdy ten nie nauczy nikogo, kto swej nauki nie umie zrobić przyjemną”.
(Jędrek Śniadecki 😉)
Ach, uwielbiam euglenę zwłaszcza w towarzystwie pantofelka!
Usuńa widzisz...! 😂😂😂😉
UsuńWidzę, choć skrętnica błotna mi przeszkadza.
UsuńBleee... Ty zaraz o gender i seksie...! 🤭🙄
UsuńCzy to moja wina, że uczono mnie podglądać pantofelka podczas jego rozmnażania?
UsuńMatkojedyna! I czy tak nie mogło pozostać?! A dziś próbują uczyć nasze dzieciaczki bezeceństw jakowyś... i to o ludziach!🫢😒
UsuńSodomia i Gomoria...
Hi,hi,hi....
Usuń